Rozdział 19


– Mamy broń. Co teraz? – Spike chodził po pokoju hotelowym w tę i z powrotem, niczym zamknięty w klatce lew. Od powrotu z lasu, Buffy spała jak zaczarowana. Ciemne rzęsy podkreślały tylko bladość jej policzków i wampir czuł się bezradny, patrząc na nią. Najbardziej bolało go to, że nie chciała mu powiedzieć, z czym się mierzy. Od lat nie mieli przed sobą tajemnic, a teraz to.

Kiedy Willow i Diana przyniosły fragment korzenia, jego frustracja wzrosła. Nigdy nie miał problemów z pewnością siebie, ale teraz czuł się bezwartościowy. Sytuację pogarszał fakt, że czarownica wiedziała o wszystkim, co się działo z jego kobietą, a on był wykluczony poza margines.

– Teraz musimy dotrzeć na Themyscirę i rozprawić się z Cainem – powiedziała Amazonka. Siedziała w fotelu i od powrotu do hotelu odezwała się po raz pierwszy. Wyglądała na zamyśloną i zmartwioną, i przez moment Spike przestał się nad sobą użalać, zastanawiając się, jakie uczucia muszą nią miotać.

– Mamy mapę, więc nie powinno być problemu – stwierdził. – Trzeba wynająć łódź...

– Załatwione – przerwała mu Willow, odrywając się od komputera. – Jutro wieczorem do odbioru w porcie w Atenach – spojrzała na Dianę – według mapy możemy wyruszyć stamtąd. Być może pod osłoną nocy nie zostaniemy tak szybko odkryci. Czy Bruce może nam załatwić transport do Aten?

Amazonka skinęła głową, sięgając po komórkę. Jej ruchy były powolne i jakby automatyczne. Napisała wiadomość i odłożyła sprzęt z powrotem na stolik. Szybki samolot Wayne'a z przyciemnianymi szybami zapewnił im bezpieczny przelot do Europy, a teraz miał pozwolić na podróż za dnia.

Nagle wszyscy odczuli ciężar misji, kiedy stawką było życie Amazonek, a w rezultacie setek, a być może tysięcy ludzi. O szerszej skali nawet nie chcieli myśleć.

W oczekiwaniu na odpowiedź Bruce'a, Willow poszła obudzić przyjaciółkę, by w kolejnej sesji przekazać jej swoją moc.

– Musisz się zdecydować, Buff, walka jest za progiem – powiedziała stanowczo, kiedy przez ich złączone dłonie przepływała energia, zasilając pogromczynię niczym podłączony do prądu akumulator.

– Wiem. Podjęłam już decyzję – cichy głos Buffy przeszył serce czarownicy. – Urodzę to dziecko, czymkolwiek by nie było. Wiem, że to egoistyczne, Will, ale nie mam już siły umierać i wracać ponownie. Za każdym razem odnoszę wrażenie, że cząstka mnie tam pozostaje, wiesz? Po drugiej stronie. Co się wydarzy, jeśli za którymś razem to już nie ja powrócę? Czy w ogóle zauważylibyście różnicę?

– Wiesz, że tak – z mocą stwierdziła jej przyjaciółka. Rude włosy zatańczyły wokół jej twarzy, kiedy we wzburzeniu pokręciła głową. – Ja i Spike, i Giles, i... o mój Boże, Dawn i Xander. Wszyscy zauważylibyśmy, gdyby zamiast ciebie pojawiło się jakieś zombie.

– Nie jestem tego taka pewna. Kiedy wróciłam... kiedy poświęciłam się za Dawn... tylko Spike był świadomy, że coś jest nie tak. Każdy z was ma własne życie i chociaż polegacie na mnie... tak naprawdę mnie nie widzicie. Może poza nim – kiwnęła głową w stronę salonu, skąd dochodził szmer głosów wampira i Amazonki próbójących ułożyć plan ujęcia Caina na Themyscirze.

– Nie mów tak. Wiesz, że wtedy była Tara. Teraz nie ma nikogo, kto by mnie rozpraszał.

– Poważnie? Widzę, jak zerkasz w stronę Diany. Nie zaprzeczysz, że ci się podoba.

– Ona nie jest dla mnie. Nie starzeje się. Pewnie nigdy nie umrze, chyba, że straci życie w walce. Nie chcę być z kimś nieśmiertelnym, kiedy ja sama...

– Daj spokój, Will. Nie chcesz być szczęśliwa? Ona nie jest demonem z innego wymiaru, jest taka jak my. Ciepła. Żywa.

– Hetero.

– Porozmawiaj z nią.

Czarownica wzięła głęboki oddech, jakby chciała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie. Przerwała połączenie z Buffy i roztarła dłonie.

– Wystarczy na dzisiaj, jeśli mam zrobić rytuał akceptacji. Nie wiem, o której Bruce przyśle samolot, do Aten mamy jakieś trzy-cztery godziny. Przygotuję się i zrobimy to przed lotem, będziesz potrzebowała czasu na regenerację po rytuale.

Pogromczyni wstała z łóżka, narzucając na siebie sweter. Willow nie mogła nie zauważyć, że pomimo codziennych dawek energii, jej ciało straciło na wadze. Buffy zawsze była szczupła i mała, ale teraz przypominała cień samej siebie.

Spike bezszelestnie odsunął się od drzwi, pod którymi bezczelnie podsłuchiwał od dłuższej chwili. W głowie miał zamęt. Rytuał? Czy Buffy była w jakimś znaczącym niebezpieczeństwie? Dlaczego, do wszystkich diabłów nic mu nie mówiła? Co to za tajemnice?

Rozejrzał się po salonie, po czym nonszalancko rzucił się na fotel, udając, że spędził w nim cały ten czas. Zdążył akurat, zanim pogromczyni wyszła z sypialni.

– Gdzie jest Diana? – zapytała, całkowicie zbywając milczeniem własny stan zdrowia. Spike poczuł, że jego napięte jak postronki nerwy zaraz eksplodują. Przed wybuchem powstrzymał go tylko wygląd ukochanej. Mimo sesji z Willow, wcale nie wyglądała lepiej; jej skóra była prawie przezroczysta i napięta, i nie pomagał fakt, że Buffy sporo schudła.

– Wyszła porozmawiać z Brucem na osobności. Nadal nie mogę uwierzyć, że będziemy walczyć u boku Wonder Woman i latamy samolotem Bruce'a Wayne'a. Samego Batmana! Awansowaliśmy w naszym superbohaterstwie, skarbie.

Buffy zaśmiała się cicho, kończąc kaszlem, po którym zgięła się wpół. Spike bez trudu podniósł ją i położył na kanapie.

– Martwię się o ciebie.

– Nic mi nie jest, William.

Wampir uniósł brwi.

– Mhm. Nie przekonałaś mnie. Ostatni raz mówiłaś do mnie "William", kiedy Angel próbował mi udowodnić swoją wyższość. Zawsze to robisz, gdy chcesz mnie pocieszyć.

– Naprawdę. Nie masz się czym martwić.

Spike wzruszył ramionami, jakby nie było o czym mówić i bez słowa wyszedł na korytarz. Na parterze był bar i jeśli miał szczęście, to okaże się czynny. Tęsknił za bourbonem.

Kiedy mijał opartą ramieniem o ścianę Dianę, złapał jej spojrzenie. Podniosła kciuk do góry, słuchając tyrady po drugiej stronie i blado się uśmiechnęła. Zdaje się, że samolot od Batmana kosztował ją sporo nerwów. Oddalając się, Spike słyszał jej nieznacznie podniesiony głos.

Bar był czynny. Siadł przy błyszczącym kontuarze i zamówił alkohol. Młody, dobrze zbudowany barman nalał mu porcję trunku i zatrzymał dłoń z butelką w powietrzu, patrząc na niego pytająco. Wampir kiwnął głową i po chwili trzymał szklankę z podwójną porcją bourbona. Podniósł ją i spojrzał pod światło, podziwiając złocisty kolor, zanim jednym haustem opróżnił szklankę.

– Jeszcze raz to samo – rzekł ponuro, wyciągając szkło w stronę barmana, a widząc, że ten otwiera nową flaszkę, dorzucił – po prostu zostaw tu tę butelkę, chłopcze.

Barman zlustrował go z góry na dół, zanim spełnił jego prośbę.

– Wiesz – odezwał się Spike po chwili. – Moja dziewczyna jest chora. Obawiam się, że poważnie. Może ją widziałeś, taka drobna blondynka.

Kiwnięcie głową chłopaka za kontuarem pozostało niezauważone, jako, że wampir siedział ze spuszczoną głową.

– Ale ja o tym nie wiem. Nie oficjalnie w każdym razie. Jak beznadziejnym muszę być chłopakiem, jeśli nie chce mi powiedzieć, co jej jest?

– Może nie chce pana martwić?

Spike prychnął, nalewając sobie kolejną hojną porcję alkoholu.

– Jej przyjaciółka wie.

– Wie pan, jak to jest z kobietami...

– Tak. Uparte stworzenia.

– Miałem raczej na myśli, że prędzej powiedzą sobie wzajemnie, niż jakiemukolwiek facetowi.

Kolejne prychnięcie i kolejna porcja bourbona.

– Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic! – Trzasnął opróżnioną szklanką o kontuar tak mocno, że aż zdumiony barman drgnął. Wyciągnął rękę w stronę butelki, ale Spike był szybszy. Przygarnął flaszkę do piersi i przytulił, niczym zrozpaczona nastolatka pluszowego misia.

– Może już panu wystarczy? – Cichym, łagodnym tonem spytał chłopak za barem.

– Ja się nie upijam, wiesz? Lubię alkohol, ale nie mogę się upić. A teraz przydałoby mi się porządne alkoholowe upojenie. Przydałoby się zapomnieć chociaż na chwilę...

Odstawił butelkę z powrotem na bar i schował twarz w dłoniach.

– Co ja zrobię, kiedy jej zabraknie? – zapytał zduszonym głosem. – Żyję tylko dla niej. Jestem taki, jaki jestem, tylko dla niej... Czy znowu stanę się potworem w świecie bez niej?



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top