Rozdział 12
San Francisco, Buffy i Spike
Niewielki salon w podmiejskim domu wypełniony był ludźmi. Buffy bolała głowa od tego zgiełku, choć na kanapach i w fotelach zasiadali jej przyjaciele, a rozmowa toczyła się spokojnie. Ale czuła się paskudnie od kilku dni i już dawno przestała podejrzewać, że to zatrucie pokarmowe. Nie wiedziała co jej jest, ale nie podobało jej się to. Starała się ukrywać swój stan przed Spikiem, choć było to trudne, bo wampir przyglądał się jej badawczo, kiedy myślał, że ona tego nie widzi.
Nie chciała go martwić, choć sama była zmartwiona. Ktoś jednak musiał zachować trzeźwość umysłu i jeśli ona nie mogła, to dobrze, by był to Spike.
– Znalazłem przepowiednię – mówił właśnie Giles, po wyczerpaniu tematu pogody i przewidywań na temat fali nadchodzących upałów. Usilnie próbowali nie rozmawiać na najbardziej interesujący wszystkich temat, zanim pojawi się Willow, ale napięcie w powietrzu można było kroić nożem.
Buffy wyprostowała się na swoim skrawku kanapy. Siedzący obok niej na podłokietniku Spike, położył jej rękę na ramieniu. Oparła się lekko o jego udo, wdzięczna za to podparcie. Znowu była zmęczona. Tego ranka musiała nałożyć grubszą warstwę korektora, żeby ukryć cienie pod oczami.
Giles napił się herbaty, przeciągając ciszę i powiódł spojrzeniem po obecnych. Poza ich trójką w salonie znajdowali się też Angel i Amanda. Jej były mentor pozostawał w kontakcie z czarownicą i Buffy odnosiła wrażenie, że dobrze im się współpracuje. Wampir wydawał się nie odstępować czarownicy na krok, i mimo tego, że była szczęśliwa w swoim związku, pogromczyni czuła się dziwnie, patrząc na nich. Jakby czarownica coś jej zabrała.
– Wygląda na to, że legenda jest prawdziwa – kontynuował Giles, nieświadomy stanu uczuć Buffy. – Nie miałem pojęcia, że jest tak stara – zwrócił się do czarownicy. Amanda wzruszyła ramionami.
– Sama tego nie wiedziałam. To legenda, przyjmujemy ją i nie pytamy, kiedy powstała. Albo ile w niej prawdy.
– A ile w niej prawdy? – zapytał Angel, odstawiając kubek na niski stolik.
– Wygląda na to, że w całości jest prawdą, jeśli wierzyć fragmentom przepowiedni, które udało mi się rozszyfrować – Giles sięgnął po grubą księgę, leżącą mu na kolanach i otworzył ją w zaznaczonym miejscu. – Jest napisana w starożytnym języku demonów unduri.
– Unduri wymarły wieki temu – zauważył detektyw.
Spike pomyślał, że Angel mógłby przestać tak się wymądrzać. Wyglądało to tak, jakby próbował zaimponować swojej dziewczynie. Poza tym, że jak zwykle był niesamowicie irytujący ze swoją wiedzą i ogólną idealnością, ta sytuacja miała jedną zasadniczą zaletę: nie przystawiał się do Buffy.
Wampira martwiła kondycja pogromczyni. Od kilku dni była nieswoja, jakby nieobecna duchem. Czuł, że coś przed nim ukrywa, ale nie chciał naciskać. Powie mu, co ją gryzie, kiedy będzie gotowa.
Jego dziewczyna wyglądała teraz, jakby myślami błądziła gdzieś daleko, nie słuchając wywodu Gilesa o demonach Unduri i wtrętów Angela o ich znaczeniu dla powstania wszechświata jakim go obecnie znamy. Spike też słuchał tylko połowicznie, większą uwagę poświęcając Buffy, która, oparta o niego, zamknęła oczy i wydawało się, że zasnęła. Dłonią trzymaną na jej ramieniu delikatnie przesunął po jej skórze. Poruszyła się lekko, ale nie otworzyła oczu.
– Czy przepowiednia mówi, kim jest Naznaczony?
– Nie potrafię przetłumaczyć dokładnie tego fragmentu. Ale wnioskując z wieku przepowiedni, jest to jeden z Pierwszych.
– Kolejny – mruknęła pogromczyni. – Ilu ich jeszcze zostało?
Wargi Spike'a drgnęły w uśmiechu, zanim zabrał głos.
– Podsumowując. Wielka Czwórka, czyli prawdopodobnie my – wskazał na siebie i swoją dziewczynę – oraz Willow i ta jakaś Wojowniczka, ma za zadanie powstrzymać Naznaczonego, kimkolwiek jest, prawdopodobnie którymś z Pierwszych, przed...? – pytająco zawiesił głos i spojrzał na Gilesa.
– Przed apokalipsą, czyż to nie jasne? – odezwała się Buffy, otwierając oczy. – Czy nie to jest zawsze moim celem? Jestem zdziwiona, że tym razem przewidziano mi jakichś pomocników i nie wieszczy się mojej śmierci. Chociaż... przywykłam już do tego, że co jakiś czas się mnie wskrzesza.
– Kłamiesz – powiedział Spike miękko.
– Kłamię – przyznała, unosząc głowę i spoglądając na niego z cieniem uśmiechu na ustach.
Amanda spojrzała na Angela, który wpatrywał się w pogromczynię ze zmarszczonymi brwiami, po czym położyła mu rękę na udzie. Wampir lekko drgnął, zanim odwrócił się do niej. Giles przyglądał się im przez chwilę w milczeniu, zanim cicho powiedział:
– Obawiam się, że czyjaś śmierć jest przewidziana.
– I nie powiedzieli czyja? To daje mi szansę na przeżycie – sarknęła Buffy.
– Pamiętaj o żywej broni – wtrąciła czarownica.
– Tak. To jest ten fragment, którego nie rozumiem. Jest mowa o tym, że – wykonał w powietrzu znak cudzysłowu – "tylko broń z pradawnego życia zgładzić go może". Nie mam pojęcia o co może chodzić.
– Może coś źle tłumaczysz? Unduri to martwy język, o ile zrozumiałam. – Dzwonek do drzwi przerwał wypowiedź Buffy. Chciała się podnieść, ale Spike był szybszy.
– Nie, w legendzie jest podobne zdanie – powiedziała Amanda.
– Jeśli życie przeminie, by zgładzić śmierć, cały świat mrok pochłonie – Melodyjny głos jednej czarownicy splótł się z cichym głosem drugiej, stojącej w progu pokoju.
– Tak – potwierdził z rozpędu Giles, podnosząc wzrok znad otwartej księgi. Zamilkł, widząc wysoką sylwetkę za plecami Willow.
– To jest Diana – powiedziała, wprowadzając wysoką kobietę do pokoju. – Nasza Wojowniczka, ostatnia z Wielkiej Czwórki. Miała już kontakt z Naznaczonym i może nam o nim więcej powiedzieć, niż stara przepowiednia. – Podeszła do kanapy i wyciągnęła rękę do Buffy. – Możesz na chwilę? Muszę z tobą porozmawiać na osobności.
Giles żachnął się na tę sugestię przerywania narady wojennej.
– To nam nie zajmie długo – przyrzekła czarownica. – Poznajcie się z Dianą, zdaje się, że spędzimy razem trochę czasu.
Spike wyglądał, jakby strzelił w niego piorun, a jednocześnie, jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, kiedy pogromczyni i jej przyjaciółka wychodziły z pokoju. Buffy roześmiałaby się, gdyby miała na to siłę.
W sypialni Willow wpatrywała się w przyjaciółkę, która znowu wyglądała, jakby zapadła się w sobie. Już wiedziała, co ją ciągnęło do Los Angeles i wiedziała, jaka jest cena jej podróży w zaświaty. Nie wiedziała tylko, co z tym dalej zrobić.
– Jak długo to trwa? – spytała, choć przecież znała odpowiedź.
– Zaczęło się po rytuale. Czy mnie się zawsze musi czepiać jakieś magiczne gówno?
– Cóż – Willow splotła dłonie. – To moja wina. I... chyba twoje przeznaczenie, czy coś.
– Cokolwiek to jest, czy jesteś w stanie to ze mnie wyciągnąć? Nie chciałam nic mówić Spike'owi, chociaż odnoszę wrażenie, że słabo to przed nim ukrywałam.
– Masz dwie drogi wyjścia. Możesz pozbyć się tego już teraz, ale wiem, że konsekwencje tego będą straszne... albo możesz to zatrzymać.
– Zwariowałaś?!
– Naprawdę nie masz pojęcia, co się z tobą dzieje, prawda, Buff?
– Nie. Wiem tylko, że jestem coraz słabsza, z każdym dniem. Jak mam walczyć z tym czymś razem z wami, jeśli coś innego zjada mnie od środka?
– Jesteś w ciąży.
Buffy wpatrywała się w przyjaciółkę bez słowa. Teraz, kiedy już wiedziała, pojedyncze elementy układanki wskakiwały bez problemu na swoje miejsce. Poza jednym.
– Jak?
Willow uniosła kąciki ust.
– No dobra, przecież wiem, skąd się biorą dzieci. Ale Spike jest wampirem! Oni nie mogą mieć dzieci! A przynajmniej nie w tradycyjny sposób!
– Angel ma.
– Syn Angela to magiczna sprawa! Och. – Buffy usiadła na brzegu łóżka, z którego się zerwała w trakcie swojej przemowy. Czarownica pokiwała głową.
– Tak. Strasznie mi przykro, Buff. To moja wina.
– Ale jak...? Ten dym... był zamknięty w pentagramie. Czy to nie tak działa? Co jest zamknięte w pentagramie... – Pogromczyni przypomniała sobie, jak Giles opadł na plecy, przerywając obwód znaku. Wtedy wydawało się, że jest już po wszystkim, ale widocznie coś w tym pentagramie zostało. – Dusza? – wyszeptała.
– Tak. Gdyby w pokoju był ktoś bez duszy, ta nadprogramowa weszłaby w niego. Ale każdy tam miał swoją własną. I gdy potem ty i Spike... robiliście to wtedy, prawda?
Buffy zakryła dłonią usta i pokiwała głową.
– Tak jak u Angela...
– W każdym razie bardzo podobnie.
– Will, ja nie mogę urodzić tego dziecka! Kto wie, jakiego rodzaju dusza się we mnie zagnieździła!
Willow spuściła głowę i przetarła oczy. Wysuszone spojówki paliły żywym ogniem, a nie przewidywała snu w najbliższym czasie.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. Pozbycie się tej duszy może mieć fatalne skutki. Głównie dla ciebie.
– Jak bardzo fatalne? O ile gorsze niż teraz, kiedy czuję się z każdym dniem coraz gorzej?
– Mam na myśli "śmiertelne", Buff.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top