Rozdział 23

Themyscira


Diana pędziła do pałacu jak jeszcze nigdy dotąd. Próbowała nie myśleć o rzeczach, które przeoczyła w trakcie rozmowy z matką. Czy zielone oczy Hyppolity jakoś się zmieniły? Czy między słowami kryły się jakieś zawoalowane znaczenia? Musiały być, matka nie powiedziała jej, że Cain nie jest zamknięty w wieży. Kiedy rozmawiały na ten temat, przyznała, że Pierwszy przybył na Themyscirę, ale nie chciała rozwijać tego tematu. Była za to bardzo ciekawa Spike'a i jego powiązań z córką. Przypomniała sobie insynuacje Caina. Czy bladość Hyppolity wynikała z czegoś innego, niż wrodzona karnacja?

W biegu minęła stojące na schodach pałacu wojowniczki. Od kiedy matka trzymała straże? Na Themyscirze nie było wrogów, przed którymi trzeba było się bronić. Weszła do środka i trochę zwolniła, próbując opanować nerwy. Majestatyczne korytarze były równie wspaniałe, jak wtedy, gdy mijała je poprzednio; naturalnej wielkości posągi bogów, o których Diana wiedziała, że kiedyś chodzili po ziemi, a teraz są uważani za mity, stały w swoich niszach, patrząc na nią zimnymi, wykutymi w kamieniu oczami.

Drzwi do komnat jej matki stały otworem, zapraszająco. Diana zawahała się przez moment, ale strach nie mógł jej powstrzymać. Musiała wiedzieć.

***

–Co do cholery...? – wyrwało się Buffy, zanim zacisnęła wargi.

Cain wybuchnął skrzekliwym, ostrym śmiechem, rozkładając ręce.

– Niespodzianka!

Gdyby Diana zobaczyła go w tej chwili, nie poznałaby w nim tego wyrafinowanego człowieka, którego poznała niedawno na Krecie. Jego twarz w jednej chwili zmieniła się: kości policzkowe stały się jeszcze bardziej wyraziste, podkreślając ostrość szczęki, zaciśnięte wąskie usta zwiastowały okrucieństwo, a nad wszystkim niepokojąco błyszczały czerwone źrenice. Ciemna aura, która się nad nim unosiła była tak skoncentrowana, że wyczuwalna nawet dla Buffy.

– Nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby puszczać Dianę – szepnęła Willow, ruchem ręki aktywując tarczę między nimi, a Cainem, ale Buffy jej nie słuchała.

Jej wszystkie zmysły były skupione na Spike'u, stojącym dwa kroki za Cainem. Nie przemienił się, patrzył prosto na nią, a ona nie potrafiła powiedzieć, czy to z jego strony blef, czy może naprawdę przyłączył się do ich wroga.

– Jest dzień – powiedziała, a on skinął głową.

– Czy to nie fantastyczne, Buff? Moglibyśmy żyć normalnie.

– Za jaką cenę? – spytała, poprawiając chwyt na swojej broni. – Co mu obiecałeś w zamian, Spike?

***

Królowa siedziała na tronie. Inne porównanie nie przychodziło Dianie do głowy, gdy widziała swoją matkę, przyglądającą się jej wejściu do sali. Hyppolita nigdy nie była królową w zwykłym tego słowa znaczeniu i jej córka zastanawiała się, czy jej obecne zachowanie ma coś wspólnego z ostatnimi wydarzeniami.

– Szybko wróciłaś. – Chłód w głosie królowej mroził. – Czyżby przyjaciele zawiedli?

– Nie, matko.

Czy ten spokój, który na nią spłynął, był czymś normalnym? Widząc zachowanie Hyppolity, Diana miała już pewność, że Cain nie blefował. Królowa została przemieniona.

– Co zatem robisz z dala od nich? Zostawiłaś ich na zatracenie, córko? – królowa zacmokała z dezaprobatą. – Jak widzisz, ja jestem bezpieczna od – wykonała palcami w powietrzu znak cudzysłowu – wroga.

– Tak, widzę. Czy zmienione zostały wszystkie Amazonki? – Wojowniczka powoli zbliżała się do kanapy, na której rozpierała się jej matka. Szeroka kolia z drobnych turkusów zakrywała jej szyję i spływała na dekolt, i choć Diana nie widziała Hyppolity od lat, była pewna, że jej suknie nigdy nie były tak skąpe. Nie miała też na sobie zwykle noszonego półpancerza.

Królowa roześmiała się perliście.

– Chyba żartujesz. Tego zaszczytu dostąpiłam tylko ja. Reszta jest pod wpływem magii. – Zamilkła na chwilę, jakby się zamyśliła. – Wonder Woman. Czy to nie brzmi dumnie?

– To nie ja siebie tak nazwałam – zaprzeczyła Diana.

– Ale przyjęłaś to miano i identyfikujesz się z nim. – Oskarżycielsko wycelowała palec w córkę. – Przemawia przez ciebie pycha, taka sama, jaka przemawiała przez Aresa, kiedy pogrążał świat w chaosie.

– Matko, co ty mówisz? – Zaskoczona Diana zrobiła dwa kroki bliżej królowej. – Walczę ze złem na świecie od kiedy wypłynęłam na tamtej łodzi lata temu. Tak, jak zwalczyłam Aresa.

Hyppolita prychnęła.

– Jak ty mało wiesz, moja droga. Aresa nie da się zabić na zawsze. Odrodzi się w najgłębszych czeluściach Tartaru i powróci, kiedy wszyscy będą się tego najmniej spodziewali. Ale Cain znalazł na to radę.

Wstała z kanapy i podeszła do stolika, gdzie spomiędzy amfor wybrała jedną. Kiedy puchar zapełniał się rubinowym płynem, do nozdrzy Diany dotarł słodkawo-mdły zapach krwi. Spodziewała się tego, a jednak patrzyła niemal z przerażeniem, jak jej matka przystawia brzeg naczynia do ust i z wyraźną przyjemnością bierze pierwszy łyk.

***

– Nie ma ceny, Buff. – Spike wydawał się nadzwyczaj spokojny, zupełne przeciwieństwo w stosunku do tego, co prezentował sobą przez ostatnie kilka dni. Jakby ogromny ciężar spadł z jego ramion.

Cain przeniósł wzrok z wampira na pogromczynię i z powrotem.

– Ach – powiedział. – Więc to tak.

– Tak – potwierdził blondyn. – Nie trzeba walki, Buffy. Wystarczy, że się poddacie i uznacie zwierzchnictwo Pana – wskazał ręką na Caina.

Willow prychnęła.

– Co z twoją wolną wolą, Spike? Jesteś Championem, zapomniałeś?

– BYŁEM Championem. Teraz mogę być nawet kimś więcej. Mogę żyć w dzień, spójrz na mnie, Will!

– I tego właśnie chcesz? Poddaństwa? Ty? – powiedziała Buffy. – Zastanów się dobrze nad odpowiedzią, William, bo od tego zależy jak długo pożyjesz. Szkoda byłoby zmarnować ponad sto lat z powodu starczej głupoty.

– Teraz właśnie możemy zacząć żyć! Wyobraź to sobie! Wreszcie w ciągu dnia, jak prawdziwi ludzie!

Cain przechylił głowę, w milczeniu przyglądając się Buffy.

– Ona ma chyba na myśli – odezwał się w końcu – że będzie musiała cię zabić. Pysznie. Chcę to zobaczyć.

Spike wybuchnął śmiechem.

– Przecież nie zabijesz mnie, Buff, prawda? Nie mogłabyś mnie zabić.

– Zapominasz, kim jestem i do czego jestem powołana. Ale zanim podejmiesz decyzję, pozwól, że coś ci powiem, William. Będziesz ojcem.

***

Huk dochodzący z wnętrza pałacu ściągnął wojowniczki. Wbiegły do środka i zastygły bez ruchu, patrząc na pobojowisko, które wcześniej było wygodnie urządzoną komnatą.

Diana stała w bojowej pozie naprzeciw Hyppolity, która śmiała się głośno, nie zwracając uwagi na zgliszcza kandelabru leżące na środku i połamane meble walające się wokół. Po białej ścianie pięło się ku górze długie pęknięcie.

– Dalej, córko! Nie stać cię na więcej? – podjudzała królowa. – Wonder Woman! – dodała z widoczną pogardą, oddalając strażniczki.

– Nie chcę cię skrzywdzić, matko.

– Skrzywdzić mnie?! Jeszcze tego nie rozumiesz? To wy zginiecie, przepowiednia jest bardzo jasna w tym względzie.

– Znasz przepowiednię? – Diana zastanawiała się, jak przekonać matkę do zmiany frontu. Nie chciała z nią walczyć.

– Och, oczywiście, że znam. Rycerze przekazali mi ją dawno temu, gdy zabierali Caina z Themysciry. Mieli podejrzenie, że będzie chciał wrócić i doprowadzić swój plan do końca, Wojowniczko – ostatnie słowo prawie wypluła.

– I pozwoliłaś mu...

– Zamilcz. Nic nie wiesz o naszych relacjach! – Hyppolita podeszła bliżej, a Diana w obronnym geście uniosła skrzyżowane ręce. – Och. Sławetna siła Wonder Woman. Użyjesz jej na mnie?

– Nie chcę. Jesteś moją matką, nawet jeśli teraz jesteś wampirem.

Królowa odrzuciła głowę do tyłu, wybuchając głośnym śmiechem.

– Jakaś ty naiwna, Diano. To – przesunęła dłonią wzdłuż ciała – tylko skorupa.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top