Przerwane przemyślenia

2. Przerwane przemyślenia

Obudziłam się rano. W swoim domu, we własnym łóżku. Zanim wstałam, przez dobrą chwilę zastanawiałam się, co spośród zapamiętanych wydarzeń było rzeczywistymi wspomnieniami, a co jedynie snem. W końcu doszłam do niepewnych wniosków, iż niecodzienne spotkanie z Lolą wydarzyło się naprawdę, lecz niesamowita Eliza była jedynie snem.

Porządkując chronologicznie wspomnienia w głowie dochodziłam do coraz to bardziej nieracjonalnych momentów. Zwyczajnie zapowiadający się dzień stawał się z każdą chwilą coraz bardziej magiczny. Uliczka, ławeczka i Eliza wydawały mi się nad wyraz nierzeczywiste, miałam w głowie wprost oniryczny obraz. Doszłam w myślach do tej chwili, jednakże nie mogłam za nic sobie przypomnieć momentu powrotu do domu, ani położenia się do łóżka.

Próbowałam zebrać myśli. Poprzedni dzień zaczął się normalnie, a z każdą chwilą stawał się coraz bardziej szalony. Zachodziłam w głowę jak, do licha, mogłam znaleźć się w domu i tego oczywistego faktu nie pamiętać? Po chwili doszłam jednak do wniosku, uznałam, że musiałam tu pognać prosto od Loli, tyle że nie miałam pojęcia, dlaczego o tym nie wiedziałam. Moje rozmyślania miały już pójść w innym kierunku, kiedy zadzwonił mój telefon. Po sygnale zorientowałam się, kto dzwoni.

— Cześć, mamo — powitałam ją, jeszcze nie do końca przytomna i rozbudzona.

— Cześć, skarbie! Nie przeszkadzam ci w lekcjach? — jej głos, jak zwykle, był czuły i przyjazny. Zaraz... w lekcjach?!

— Ee... Nie — odpowiedziałam zakłopotana.

— Masz teraz przerwę? — dociekała.

— Tak, właśnie — podchwyciłam.

— Jak się czujesz? Wczoraj, kiedy wróciłam z pracy pomyślałam sobie, że pewnie Cię jeszcze nie ma, ale kiedy zaczynałam się już martwić, późnym wieczorem, zajrzałam do twojego pokoju. Spałaś od powrotu ze szkoły? Źle się poczułaś? – pytała zatroskana.

Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Nic dziwnego, że się zmartwiła – nie pamiętałam, by kiedykolwiek miała miejsce podobna sytuacja, ani nawet żebym była chora.

— Poczytałam sobie jeszcze książkę i poszłam spać, no bo... bo tak jakoś nic mi się nie chciało — wybąkałam. Nie lubiłam okłamywać mamy, wolałam być wobec niej szczera. Zdarzało mi się to tylko w jakichś wyjątkowych sytuacjach – ta się do nich zaliczała, niestety.

— Aha, czyli nie czujesz się źle? — chciała się upewnić.

— Nie, mamo — zapewniłam.

— To dobrze. Buziaczki!

Spojrzałam szybko na zegarek w telefonie. Wpół do dziesiątej! Zaspałam do szkoły, zapewne zapomniałam nastawić budzik w komórce.

Mama była pielęgniarką w szpitalu psychiatrycznym, zawsze wychodziła do pracy nim ja się jeszcze zbudziłam, a wracała późnym popołudniem, lub pracowała na nocnej zmianie. Gdy byłam mała miałam nianię. Mój tata zmarł jeszcze kiedy mama była w ciąży, spłonął doszczętnie w jakimś pożarze. Przyzwyczaiłam się do bycia samą w domu, nawet w nocy. Polubiłam tę samodzielność.

Całe szczęście, że tym razem i dzień wcześniej mama miała dyżur dzienny, ale to wszystko nie miało znaczenia w tej chwili. Po rozmowie z mamą jeszcze bardziej zgłupiałam. Czyżby wszystkie niemożliwe wydarzenia z poprzedniego dnia i wieczora były jedynie snem? A może odwrotnie, to wszystko działo się naprawdę?! Głupia! Żadna z tych dwu wersji nie miała większego logicznego, racjonalnego sensu.

Może to i lepiej, że nie poszłam do szkoły – miałam czas na przemyślenie tego wszystkiego. Przypomniała mi się dokładnie droga do domku Loli i do tej zaczarowanej uliczki. Postanowiłam tam się udać – jeżeli stoją, to chyba jednak nie śniłam. Czułam się w tym momencie jak wariatka. Pierwszy raz miałam sen za rzeczywistość, albo pierwszy raz przydarzyło mi się coś tak nierealnego.

Szybko wrzuciłam na siebie jakieś ubranie i zjadłam trochę płatków z mlekiem.

Zamierzałam wyjść na spacer, kiedy zorientowałam się, iż nie mam ciemnych okularów na nosie. Przemknęło mi przez głowę wspomnienie, kiedy Lola mi je strąca. To musiało wydarzyć się naprawdę. Zaraz na powrót w myślach ujrzałam także ten moment, w którym tak bezmyślnie uciekłam z domu Loli, co udało mi się jakimś niezrozumiałym cudem.

Pomyślałam też o Elizie, która zupełnie nie zwróciła uwagi na me oczy, tak jakby były całkowicie normalne, że i mi się to wtedy udzieliło i zapomniałam o ich niesamowitości. Postanowiłam wszystko sobie dokładnie przemyśleć, ale po kolei, spokojnie. Miałam na szczęście zapasową parę lustrzanek, założyłam je.

Wyszłam w końcu z domu i udałam się tam, gdzie miało znajdować się miejsce tajemniczego spotkania Elizy. Szybkim krokiem minęłam dom Loli, po czym skręciłam w lewo. Ujrzałam ławkę, na której poprzedniego wieczoru siedziałam z istotą niesamowitej urody. Podeszłam bliżej celu i usiadłam. Uliczka, ławka, dom czarownicy – stały tam, gdzie miały. Tego się obawiałam.

Trzeba było to wszystko rozważyć, od początku do końca. Więc Lola nasłała na mnie Kostka, ten zdemaskował mnie i porwał do niej. Dziewczyna z niewiadomych przyczyn chciała się ze mną spotkać, uważając, że nie jestem człowiekiem, chcąc się czegoś o mnie dowiedzieć. Chyba średnio jej to wyszło, za to ja dowiedziałam się, że jest czarownicą. W jakiś sposób to czułam i miałam rację.

Nie do końca rozumiałam, dlaczego ona uważa, że jestem odmiennej rasy niż ludzka. Na pewno w swej argumentacji miała trochę racji, musiałam to przyznać. Mój wygląd, zwłaszcza moje oczy, były naprawdę nadzwyczajne, jak u żadnych ludzi, których znałam. Jednak to, że w ogóle mogłabym nie być człowiekiem było nieprawdopodobne.

Zawsze chciałam mieć jakieś nadprzyrodzone zdolności, żeby coś niesamowitego działo się w moim życiu, a jednocześnie bałam się. Gdyby rzeczywiście miało się coś takiego stać nikt nie mógłby się dowiedzieć, me życie wywróciłoby się do góry nogami. Spokojnie, myślałam, jeszcze nic takiego się nie wydarzyło, nie zwariuj!

Te niezwykłe wczorajsze spotkania nie stawiały jeszcze mego życia na głowie. Ja już jednak miałam dziwne, straszne przeczucie, że to dopiero początek niesamowitych przygód. Przygody... Przecież to o nich marzyłam, o zdarzeniach w mym życiu rodem z książek powszechnie uznanych za fantastyczne.

„Pomyśl, co czytujesz w swych ulubionych książkach. O tym, w co tak bardzo byś chciała, a zarazem boisz się wierzyć. Tym jestem." – słowa Elizy nagle wypłynęły z mej pamięci.

Czyżby... Nie. To niemożliwe. Nie wiem nic już. Mętlik w głowie. Miałam pewne przypuszczenia, jeszcze zanim zdałam sobie z tego sprawę. Przypuszczenia, których wciąż nie ujęłam w słowa, których nie mogłam logicznie poukładać w głowie, których chciałam uniknąć. Postanowiłam się tym tak nie zadręczać.

Po południu Lena napisała do mnie smsa: „Wpadniesz do mnie?". Uznałam to za dobry pomysł. Nudziłam się w domu, a razem zawsze miałyśmy jakieś zwariowane pomysły. Przebrałam się w swoje ulubione ciuchy, idealnie leżącą na mnie szarą bluzkę z długim rękawem, ciemnoróżową pluszową bluzę, ciemne cieniowane dżinsy i czarne sportowe buty. I oczywiście obowiązkowy dodatek – okulary. Tym razem czarne w kształcie serc.

Po półgodzinie znalazłam się u kumpeli. Po przywitaniu Lena, naturalnie, chciała się dowiedzieć dlaczego nie było mnie w szkole. Gdy wyznałam, że zaspałam, zaśmiała się ze mnie, w efekcie czego dostała poduszką z kanapy w głowę. Ona złapała za drugą i rzuciła się na mnie ze śmiechem. Po chwili bitwy upadła na sofę i dała za wygraną. Tym razem ja się śmiałam. Lena włączyła muzykę w klubowym stylu i zaczęłyśmy tańczyć.

— Mam pomysł! — odezwała się po chwili. — Chodźmy na dyskotekę do Pod dobrą gwiazdą!

Czasem lubiłyśmy nocą tam sobie potańczyć, zwłaszcza dlatego, że nikt nie zwracał uwagi na nasz młody wiek, w końcu do pełnoletniości zostały nam jeszcze dwa lata. Akurat miałam ochotę pójść na miasto, więc poparłam ten pomysł z entuzjazmem.

— Powiedz mamie, że zostajesz u mnie na noc — zasugerowała — bo inaczej chyba się nie zgodzi? — zabrzmiało bardziej jak pytanie, niż jak stwierdzenie. Westchnęłam.

— Masz rację — przyznałam. Lena, w przeciwieństwie do mnie, mogła nawet nocą chodzić gdzie chciała. Jej rodzice dawali dużo swobody. W końcu skończyła już szesnaście lat, była prawie dorosła.

W mgnieniu oka znalazłyśmy się w klubie. Tańczyłyśmy, wygłupiałyśmy się, nie przyjmując drinków i nie zważając na głupie propozycje dwóch niewiele starszych chłopaków. Spotkałyśmy Kamila, chłopaka z naszej klasy, który zaprosił do tańca mą towarzyszkę. Usiadłam na chwilę przy barze i zamówiłam lemoniadę. Upiłam trochę, przyglądając się Lence tańczącej w najlepsze.

— Tylko lemoniadę?

Prawie się zakrztusiłam. Te słowa aksamitnym, nieziemskim głosem wypowiedział ktoś siedzący obok mnie. Jeszcze sekundę wcześniej dałabym głowę, że nie ma tam nikogo! Spojrzałam w jego stronę. Zamarłam. Bajeczna, młodzieńcza uroda nieznajomego o kasztanowych włosach i dzikich, bursztynowych oczach przywodziła na myśl serialowych aktorów. Był księżycowo blady. Przemknęło mi przez głowę jedno skojarzenie – Eliza. Zaraz, o co on pytał?

Chłopak uśmiechał się tajemniczo, a w jego oczach, zdawało mi się, widziałam niedostrzegalne iskierki chłodnej fascynacji.

— Zatańcz ze mną — zaproponował i zanim zdążyłam się odezwać on już stał za krzesłem, na którym siedziałam, obracając mnie ku sobie. Nie mogłam mu odmówić. Nim się zorientowałam, stałam na parkiecie. Właśnie zaczynała się piosenka.

Coś w nim sprawiało, że nie mogłam powstrzymywać się od tańca. Kusiło, by sprawdzić, co wydarzy się dalej. Jego ruchy były niesamowite, tak kocio zręczne, tak idealnie lekkie. Wiedziałam, że nieźle tańczę, ale on prowadził mnie jakby ćwiczył ten taniec od lat. Jakbym wpadła w trans, ani się nie obróciłam, gdy poczułam jakbym była marionetką w jego rękach. Tańczyłam jak w malignie, odnosząc wrażenie, że znałam każdy jego ruch, a on znał każdy mój, nim jeszcze zostały wykonane.

Czułam jego dotyk i przyciąganie między nami. Czułam, jakbyśmy byli jednością, jakbyśmy istnieli tylko my, on i ja, jakby ta chwila miała trwać zawsze. Nie wiem czy bardziej to było zmysłowe czy straszne, ale na pewno ekscytujące. Jego wzrok wywoływał we mnie dreszcze. Na tę chwilę zapomniałam o całym świecie, liczyło się tylko to – tu i teraz. Elektryzująca energia tego osobliwie cudownego tańca była tak gęsta, że zawisła w powietrzu, albo to dym papierosów przysłonił mi na chwilę cały klub.

Utwór dobiegł końca. Na twarzy przystojniaka pojawił się nonszalancki uśmiech odsłaniający szereg śnieżnobiałych zębów, a wśród nich nienaturalnie długie, ostre kły. Ujrzałam je wszakże przez tak krótki moment, iż zapewne nikt prócz mnie ich nie spostrzegł.

— Do zobaczenia, Julio — szepnął nieznajomy.


https://youtu.be/ubmEMHjRavU

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top