#32 Celny strzał

W ten wakacyjny dzień, zaskakuję Was nowym rozdziałem. Wiem, pół roku temu miałam to skończyć, jednak troszkę zmieniła mi się koncepcja i pociągnę to nieco dłużej, choć niewiele. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :D

*ChaRin*

Siedziałam w bibliotece, by się uczyć, jednak zamiast tego, co chwilę zerkałam na ekran telefonu, oczekując wiadomości zwrotnej od Gyu. Pół godziny temu pisałam do niego, żeby przyszedł uczyć się do biblioteki, a on do tej pory nie dał znaku życia. Zmarszczyłam nos, zdając sobie sprawę, że jeśli on nie przyjdzie to i tak nie będę w stanie skoncentrować się na nauce. 

~ A może czeka w innej części biblioteki? ~ pomyślałam, dlatego spakowałam książki i zdecydowałam się pochodzić między pomieszczeniami licząc, że odnajdę go gdzieś zagubionego. Błądziłam między regałami, miejscami przepychając się między uczącymi się ludźmi. Przed egzaminami dużo osób siadało w grupkach, ucząc się wspólnie. 

Gdzieś w tym tłumie zobaczyłam znajome twarze. Stolik przy oknie zajęty był przez Olivię, Bobbyego, KaRi i Kaia. Po dłuższym zastanowieniu, postanowiłam zbliżyć się do nich. 

Przywitałam się i skupiłam wzrok na JongInie, który zajęty był użytkowaniem telefonu. Dopiero po chwili uniósł wzrok, wyraźnie zdziwiony moim zainteresowaniem względem jego osoby. 

- Widziałeś może Gyu? - zapytałam, a chłopak wzruszył ramionami i wrócił wzrokiem do telefonu. Już byłam gotowa odejść, gdy Kai uniósł rękę na znak, żebym poczekała. Przyłożył telefon do ucha i czekał. 

~ Jeśli od niego Gyu odbierze... Będę wściekła ~ pomyślałam, zaciskając usta w cienką kreskę. 

Trzecioklasista zrobił zdziwioną minę i odrzucił telefon na stolik. 

- Nie odbiera - stwierdził odkrywczo, a ja wyrzuciłam ostentacyjnie ręce w górę. 

- No co ty nie powiesz? - zapytałam pretensjonalnie. Jakaś dziewczyna spojrzała na mnie krytycznie, dając tym samym znak, że powinnam zachowywać się ciszej. Wywróciłam oczami i byłam gotowa skomentować jej pełną wyrzutu minę, jednak powstrzymałam się. - Może coś się stało? Albo się obraził? - zasugerowałam, a Kai przecząco pokiwał głową. 

- To nie w jego stylu. Ja obstawiałbym, że śpi - stwierdził i nagle niebywale zainteresował się swoimi paznokciami.

- Tak uważasz? - zapytałam nieco ciszej, by nie prowokować ludzi w koło do wyładowania frustracji na mnie. 

- Tak, jeśli chcesz, ogarnij nasze pokoje, czy nie śpi na którymś z łóżek. Ostatnio wydawał się zmęczony - powiedział i uniósł palec w górę, - Ach, i jeśli zajął moje łóżko, to lepiej niech szybko się stamtąd wynosi, bo nie ręczę za siebie - dodał, a KaRi zaśmiała się. 

- Od kiedy jesteś taki porządny, by nie pozwolić spać komuś w swoim łóżku? - zapytała, a Kai uniósł w dość sugestywny sposób brwi. 

- Od kiedy pościel pachnie twoim szamponem do włosów. Dużo lepiej mi się śpi - przyznał, a ja uśmiechnęłam się i uniosłam rękę w górę. 

- Dzięki za pomoc, miłej nauki - powiedziałam i odeszłam od nich. Szybkim krokiem przeszłam do akademika chłopaków. Było już po dziewiętnastej, słońce dawno zaszło, a temperatura spadła jeszcze bardziej poniżej zera. 

Odszukałam pokój należący do Gyu i spróbowałam otworzyć drzwi. Lekko dziwiłam się, gdy klamka bez oporu opadła w dół, a drzwi uchyliły się ukazując zupełnie ciemne wnętrze. Oświetlając drogę światłem z telefonu weszłam do środka i cicho zamknęłam drzwi. Ominęłam wieżę z puszek po energetykach stojącą na środku pokoju i podeszłam do łóżka mojego chłopaka. Pościel na łóżku była zupełnie rozwalona, moja mama stwierdziłaby, że wygląda to jak gniazdo orła, przez chwilę miałam nawet wątpliwość, czy ktoś tam leży. Nachyliłam się bardziej i wtedy zobaczyłam ciemną czuprynę. Gyu spał w najlepsze. Mimo, iż czułam lekki zawód, że nie pojawił się w bibliotece, ulga była nie do opisania. Postanowiłam wrócić do swojego pokoju i pouczyć się w spokoju. 

*Hana*

Krzywda, którą sobie wyrządziłam przez SeulGi okazała się nie być tak groźna jak na początku się wydawało. Stłuczenie łokcia może i bolało, jednakże nie jest to kontuzja na długie miesiące. Za to dzięki temu mogłam korzystać z szeregu udogodnień zapewnionych przez mojego chłopaka. BI już z samego rana przychodził pod drzwi pokoju mojego i Jess, by służyć pomocą w zakładaniu zimowego płaszczyka czy szalika, pomógł mi także nieść torbę z książkami, gdy szliśmy na zajęcia. Najbardziej uroczy chłopak na świecie. 

Szliśmy właśnie spacerkiem w stronę stołówki i opowiadałam o przedstawieniu na zakończenie roku jeszcze z czasów gimnazjum, gdy to chodziłam do hiszpańskiej szkoły, gdy BI nagle zrobił się cichy. Nie komentował jak dotychczas, co wymusiło na mnie zerknięcie w jego stronę. Dźgnęłam go zdrową ręką w bok.

- Ej, żyjesz? - zapytałam nieco rozbawionym tonem i wzięłam wdech, żeby kontynuować, jednak chłopak nadal wydawał się nieobecny. - Binnie, co jest? - zapytałam, a on w końcu uraczył mnie spojrzeniem. Wyglądał trochę tak, jakby utknął w świecie snu. Jego wzrok wydawał się nieobecny, co trochę mnie zmartwiło. 

~ Mów, o co chodzi ~ powiedziałam do siebie w myślach i złapałam go za ramię, by spróbować nim potrząsnąć. 

- Wiesz - przemówił w końcu, a mnie niemal zatkało. Jego ton, w porównaniu z tym sprzed pięciu minut, był zupełnie inny. Jakby w ciągu chwili podmienili mi chłopaka na inny model. - Tak zdałem sobie sprawę, że przecież za niedługo święta, lecisz na drugi koniec świata, a ja chciałem spędzić z tobą nowy rok... - z każdym słowem markotniał coraz bardziej. Mimo to, ja uśmiechnęłam się. Jemu naprawdę zależało, byśmy spędzili czas po świętach razem. W mojej głowie już narodził się plan, by zaskoczyć go w tamtym czasie. 

Stanęłam przed nim, złapałam za jego chłodne ręce (bo po co komu rękawiczki w grudniu) i wspięłam się na palce, by cmoknąć go w usta. Niestety, nasz romantyczny moment został przerwany przez demoniczną parkę. 

- Normalnie rzygam tęczą. BI, od kiedy zrobiłeś się takim potulnym barankiem? - wytknął Jungkook zbliżając się do nas wraz z SeulGi. 

- Obyście do siebie nie przymarzli - ton Lee był tak złośliwy, że nie dało się tego zignorować. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, dziewczyna padłaby trupem. 

- Jeszcze nie policzyłam się z tobą za mój obity łokieć - odpowiedziałam i przeniosłam spojrzenie na Jeona. 

Chłopak, mimo, że miał ubraną kurtkę, była ona niezapięta, a pod nią ubraną miał jedynie koszulkę z cienkiego materiału. Gdyby BI tak ubrał się na dwór, z pewnością dostałby ode mnie całą litanię na temat dbania o własne zdrowie, widocznie SeulGi albo ma to gdzieś, albo idzie na fame związany z pokazaniem, kim to oni nie są ubierając się w ten sposób i informując , wszystkich "zimno nie jest nam straszne", lub ewentualnie, jednak nie są razem. Innej opcji nie ma. 

- Och, zapomniałabym. Za każdą waszą porażkę musi odpowiadać ktoś zły z zewnątrz - SeulGi wydęła policzki, próbując imitować niewinność. - Wygodnie ci powiedzieć, że to wszystko jest moją winą, prawda? - zapytała, a ja zmrużyłam oczy. Mimo, iż denerwowała mnie niemiłosiernie, miała malutki ułamek procenta racji. Zdarzenie z moim upadkiem mogło być zrządzeniem losu. 

- Hana, chodźmy jeść, jestem głodny jak wilk - BI wyraźnie chciał to zakończyć, próbując złapać mnie za rękę i odciągnąć od tej małpy. Miałam ochotę jeszcze jej nagadać, jednak zgodziłam się z chłopakiem. Nie warto. 

- Wilk? Chyba kundel swojej pani - wytknął Jungkook, któremu wyraźnie ostatnio spodobało się robienie kumplowi pod górkę. I niestety, to stwierdzenie przelało czarę mojej cierpliwości. Wyrwałam się chłopakowi i podeszłam do Kooka, by kopnąć go w piszczel. 

Było to tak niespodziewane, że Jeon nie zdążył się odsunąć i przyjął cały cios na lewą nogę. Jęknął i schylił się, by sprawdzić, czy kość jest cała, a ja uniosłam wyżej podbródek i z największą gracją, na jaką było mnie stać na oblodzonym chodniku, udałam się w stronę stołówki. 

Tam już czekała na nas nasza ekipa. Jessica i Mark jak zwykle zachowywali się dziwnie, bo przecież bycie normalną parą jest w ich wypadku a wykonalne. SungGyu i ChaRin też siedzieli jakoś cicho. Tę grobową atmosferę balansowali TaeHyung z Elizą. Chłopak bawił się jakąś plastikową figurką, poprzez tę zabawkę mówił do brunetki i próbował rozśmieszyć pozostałych. 

*Mark*

- Wsadź sobie tę zabawkę w tyłek - powiedziała Jessica machając ręką przed sobą, tak jakby odganiała natrętną muchę, a nie Tae. Chłopak tylko na chwilę wydął wargi, by za chwilę odwrócić się w moją stronę. 

- Dlaczego nasza księżniczka jest zła? - zapytał, poruszając zabawką tak, by wydawało się, że to ona mówi. 

- A mi skąd wiedzieć - powiedziałem ze zrezygnowaniem i spojrzałem na dziewczynę, która nadal wydawała się naburmuszona. - Mogłabyś powiedzieć, o co chodzi. Przynajmniej wiedziałbym za co zbieram opierdol - stwierdziłem dźgając ją pod żebro, to jednak był błąd, ponieważ dziewczyna niemal od razu zareagowała i wbiła mi łokieć w brzuch. Uderzenie było na tyle silne, że na chwilę zaparło mi dech. 

- Jakieś agresywne dzisiaj te dziewczyny - stwierdził BI, który właśnie pomagał Hanie zdejmować jej płaszcz. - Panna Sanchez dziś spacyfikowała Jungkooka - powiedział ledwie powstrzymując śmiech, jednak gdy zobaczył jej srogą minę, opamiętał się. 

- Jak to spacyfikowała Jeona? - zapytał Tae, znów poruszając tą białą figurką. - Może trzeba z nim jechać do szpitala? 

Hana prychnęła i usiadła przy stoliku. 

- Idź z tym pokemonem - powiedziałem biorąc figurkę z rąk chłopaka i rzucając nią w niego. 

- To nie jest pokemon - obruszył się Tae i wyciągnął lalkę, by wszystkim ją zaprezentować. - To jest Baymax. 

- Skąd ty w ogóle masz ten badziew? - zapytała Jessica i po chwili odwróciła się do mnie plecami, przypominając sobie, że w końcu jest na mnie obrażona. 

- Byliśmy wczoraj na randce i stwierdziliśmy, że wpadniemy do mcdonald's - wyjaśniła Eliza, a Jess wywróciła oczami wyraźnie tym zdegustowana. Nagle, niczym grom z jasnego nieba, oświeciło mnie. Dziś rano jeszcze wszystko było dobrze, dopóki nie proponowałem jej wyjście do KFC. Czy to możliwe, że mówiła mi o jakiejś diecie tylko ja nie do końca załapałem? 

- Nie mów, że chodzi ci o to wyjście do KFC? - zapytałem z rezygnacją i wyciągnąłem rękę, by pogłaskać jej włosy. Z reguły to pomagało. 

- Idziecie do KFC? - zapytała z ożywieniem Hana, nachylając się w stronę swojej współlokatorki. 

- KFC to dobry pomysł. Mam ochotę na kurczaka - powiedział HanBin, który właśnie wracał z dwoma porcjami obiadu. 

- Uuu... szykuje się podwójna randka? - zapytała ChaRin i uśmiechnęła się do dziewczyn. 

- Jeśli masz ochotę, też możemy gdzieś wyjść - powiedział SungGyu próbując znów wkupić się w łaski dziewczyny. 

- Najpierw umów się ze swoim telefonem - odpowiedziała kąśliwie i ostentacyjnie odsunęła swoje krzesło od chłopaka. 

Więcej nie trzeba było tłumaczyć. Gyu, po długim czasie, wrócił na swoje tory i zapewne znów zgubił telefon. Kiedyś miał to w zwyczaju, później nieco się poprawiło i już myślałem, że nasz stary, zapominalski Gyu odszedł w niepamięć. Jednak ludzie się nie zmieniają. Jessica uniosła głowę w górę, a jej zdegustowana mina ustąpiła uśmiechowi. 

- No dobrze. Ale to ostatni raz. Po tym wypadzie przechodzę na dietę - powiedziała grożąc mi palcem. 

Gdy w końcu odwróciła się do koleżanek, ja wywróciłem oczami nie dowierzając, że mogła zezłościć się o taką głupotę. Ale na szczęście już jej przeszło i nie będę musiał przepraszać za każdą rzecz na tym świecie.

* Bobby*

Egzaminy na koniec semestru zbliżały się nieubłaganie. Olivia za punkt honoru obrała sobie wspięcie się na szczyt list wynikowych wywieszanych na początku semestru. Przy okazji zdecydowała się popracować nad stanem mojej wiedzy. Codziennie poświęcaliśmy godzinę nad moim materiałem, a później patrzyłem jak ona się uczy. Znaczy, w teorii miałem się uczyć, jednak w praktyce mój wzrok zbyt często zawieszał się na niej. Moja urocza kujonka była zbyt zajęta notowaniem najważniejszych rzeczy na egzamin z fizyki, by rugać mnie za nie wykonywanie zadań. 

Odwróciłem się w stronę okna i zdziwiłem się na widok całej grupy uczniów obrzucającej się śnieżkami na szkolnym boisku. Kto, przed egzaminami, jest w stanie wyrwać się od chociaż szczątkowego uczenia się i wyjść na dwór dla zwykłej zabawy. 

- Zobacz Liv - powiedziałem, wskazując ręką na okno. Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok znad książek, jednak uniosła się, by spojrzeć, co takiego dzieje się za oknem. - Jakaś odważna grupa postanowiła się pobawić śnieżkami zamiast się uczyć - powiedziałem licząc, że tym komentarzem jeszcze bardziej podbuduję swoją pozycję w jej oczach. Poskutkowało, ponieważ dziewczyna delikatnie uśmiechnęła się. 

- Wcale nie dziwi mnie, że to właśnie oni wyszli na dwór - stwierdziła znów siadając na krześle. - Alien, Tuan, Jeon... - wymieniała znów patrząc w notatnik przy okazji próbując podłapać wątek, który zgubiła w notatkach. - To nie są osoby, którym bardzo zależy na średniej. 

Jeszcze raz spojrzałem przez okno. Miała rację, to była moja ekipa. Ekipa, która nie odezwała się do mnie słowem, bym dołączył do nich. 

~ Szuje ~ przeszło mi przez myśl i przygryzłem palec, myśląc jak się z nimi policzyć. Spojrzałem na telefon, jednak na wyświetlaczu nie było ani jednej wiadomości od któregokolwiek z nich. ~ Męska zdrada, tego się nie wybacza. ~

Zacząłem kręcić się na krześle. To spowodowało, że Olivia znów uniosła wzrok znad książek. 

- Coś jest nie tak? - zapytała patrząc na mnie uważnie. Odłożyłem telefon i znów spojrzałem na zeszyt, w którym miałem zadania do zrobienia, szybko jednak kątem oka przeniosłem spojrzenie na okno.

- Ależ skąd - odpowiedziałem, siląc się na spokojny ton. Przecież nie powiem jej, że siedzę przy książkach z jej powodu, podczas gdy moi kumple świetnie się bawią na dworze. 

- Jeśli chcesz, to idź do nich - powiedziała niby od niechcenia i westchnęła koncentrując się na patrzeniu w kartki. 

- Na prawdę mogę? - zapytałem uradowany, a dziewczyna wzruszyła ramionami. 

- Rób, co chcesz - stwierdziła, a ja podskoczyłem z radości i nachyliłem się, by cmoknąć ją w policzek.

- Dziękuję - powiedziałem i wziąwszy kurtkę, wybiegłem z biblioteki wprost na boisko.

*SeulGi*

Nie wiem, jaki diabeł pokusił mnie na spędzanie czasu z KaRi, jednak jej słodkiego jazgotu nie dało się już słuchać. Chyba już wolałabym wiecznie uczącą się Olivię, niż opowieści o tym, jak to Kai jest słodki i uroczy. 

Facet jak facet. Dostaje informację, połowy z tego nie przyswoi, a resztę przeinaczy i, o ile ruszy szarymi komórkami, to uda mu się wbić w odpowiednie przedziały odpowiedzi, by zadowolić dziewczynę.

- Może się pouczymy? - zapytałam, rzucając w blondi jakąś książką należącą do Liv. 

- Czego? Hamleta chcesz się na pamięć uczyć? - zapytała, unosząc książkę na wysokość oczu. To był błąd by sięgać po książkę leżącą przy jej łóżku. Mogłam się domyślić, że to będą jakieś smęty. 

~ Wszystko, żebyś przestała gadać ~ powiedziałam w myślach, przeklinając równocześnie fakt, że ostatnio zrobiłam się mniej bezpośrednia. To chyba stało się od momentu, gdy leżałam w szpitalu. 

- Możemy... - zaczęłam rozglądając się do pokoju, jednak niespodziewanie drzwi otworzyły się, a w nich pojawiła się Olivia. Dziewczyna była bardziej zbulwersowana niż zazwyczaj. Rzuciła torbę z książkami na krzesło przy swoim biurku i popatrzyła na nas. 

- Jestem wściekła - obwieściła spokojnie i usiadła na swoim łóżku, tuż koło mnie. 

- Może polejemy sobie wina? - zaproponowałam, a Liv spojrzała na mnie w krytyczny sposób. 

- Jest środek tygodnia, a ty proponujesz mi coś takiego? - zapytała z oburzeniem i westchnęła, niespodziewanie kruszejąc. - A w zasadzie... Możemy się po troszeczku napić - stwierdziła i zerknęła na KaRi, która obserwowała nas w pełnym skupieniu. 

- Masz też ochotę na kapkę różowego wina półsłodkiego? - zapytałam wyjmując drewnianą skrzyneczkę spod łóżka. Wewnątrz schowane były dwa kieliszki i dwie pełne butelki wina. Wiedziałam, że zajdzie potrzeba uzupełnienia naszej skrytki. 

- Może troszkę - przyznała i podniosła się. - W pokoju powinnam mieć schowany kieliszek, zaraz wrócę - dodała i wypadła z pokoju niczym torpeda. Westchnęłam z poczuciem ulgi. 

- Doprawdy, ta blondi momentami doprowadza mnie do szału - powiedziałam, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi. - Już wolę twoje zachowanie w stylu cichociemnej niż jej opowiadania o Kaiu. 

- W stylu cichociemnej? - zapytała dziewczyna i wystawiła kieliszek, bym nalała jej wina. 

- Dobra, nieważne. Lepiej mów, co się stało - odpowiedziałam i nalałam trunku również sobie. 

- Faceci są głupi - powiedziała upijając mały łyk wina. Uśmiechnęłam się na ten komentarz. 

- Tak samo uważam - stwierdziłam i uniosłam kieliszek wnosząc niemy toast za nas. - Faceci są bardzo głupi - podkreśliłam i wypiłam na raz pół kieliszka. Liv zaczęła opowiadać mi o tym, co zrobił Bobby, gdy uczyli się razem do egzaminów. Zaśmiałam się cynicznie. - Urządziłabym mu piekło - skomentowałam, a dziewczyna skrzywiła się. 

- Tak się nie robi - powiedziała, krytycznie nastawiając się do mojego pomysłu. 

- Bo ty za miękka dupa do niego jesteś, Esme - stwierdziłam specjalnie używając ostatnio wymyślonego przeze mnie zdrobnienia i dolałam po trochu wina do naszych kieliszków. 

Nie siliłyśmy się na oczekiwanie aż przyjdzie KaRi, która przyszła dopiero wtedy, gdy nam została reszta pierwszej butelki. 

- Nie wzięłam tego kieliszka - powiedziała, uderzając ręką o czoło. - Nieważne, nie mam dziś parcia na picie - powiedziała i usiadła na moim łóżku. 

- Ty - Liv wskazała na KaRi. Widać było, że zbyt szybko wypite wino dało się jej we znaki. - Co byś zrobiła, gdyby chłopak olał cię dla głupkowatych kumpli? - zapytała mierząc blondynkę przenikliwym spojrzeniem. 

- To zależy, w jakiej sytuacji to było - stwierdziła Lee, jednak czując na sobie nasze wyczekujące spojrzenia, odchrząknęła i kontynuowała - jeśli obiecał swój czas mi, po czym olałby mnie, to pewnie byłabym wściekła. Jednak raz na jakiś czas wypada puścić chłopaka do kolegów. Prawda? - zapytała, a Olivia kiwnęła głową, akceptując tym samym wypowiedź blondynki. 

- W takim razie wiem, co zrobię - powiedziała i dolała sobie resztkę wina do kieliszka, by zaraz po tym wypić wszystko. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top