#30 zakończenie mikołajkowych dni otwartych
*ChaRin*
Wtuliłam się w SungGyu i zamknęłam oczy. Byłam wykończona dzisiejszym dniem. Cieszyło mnie tylko, że występy, w których uczestniczyłam były przyjęte bardzo ciepło. Później oczywiście dorwali mnie rodzice, którzy dopytywali o szczegóły ze szkolnego życia, a na końcu jeszcze podejrzliwe spojrzenia na mojego chłopaka, który dołączył jakoś w połowie przesłuchania i złapał mnie za rękę. Jednak wieczorem i oni pojechali, a my mogliśmy się zaszyć w moim pokoju, YooSoo pojechała na jedną noc do domu i wróci w niedzielny wieczór, mieliśmy cichy kąt tylko dla siebie. Czy zadowoliłam publiczność?
-Byłaś świetna - Gyu jakby czytał mi w myślach. Później pocałował mnie w czoło i pogłaskał po włosach. Tego potrzebowałam... Tylko trochę czułości z jego strony, a wszystkie diabły dnia otwartego w naszej szkole odchodziły w niepamięć.
-Ty też dobrze wystąpiłeś - stwierdziłam i wtuliłam się w jego bok. - Nie bez powodu zdobyłeś nagrodę publiczności na swoim występie - dodałam i uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. - Nie jesteś zły, że twoi rodzice odwołali przyjazd do szkoły? - zapytałam, a on wzruszył ramionami.
-Propozycje biznesowe nie są czymś, co czeka w nieskończoność. Jeśli w końcu chcą rozwinąć firmę dziadka, muszą się temu poświęcić. Trzeba też pamiętać, że wielu uczniów tak ma, ich rodzice są, ale nikt ich nigdy nie widział. Jak potwór z Loch Ness - wyjaśnił i wyciągnął telefon, żeby czymś zająć ręce. Bolało go to, widziałam po jego minie, ale mi nic nie powie. Dlaczego? Nie wiem. Męska duma? Niechęć do przekazywania zmartwień na moje barki? Nie mam bladego pojęcia, ale nie będę drążyć tematu. - Ale byli twoi rodzice. Ciekawe, co o mnie myślą...
-Zapewne same dobre rzeczy. Jesteś spokojny, inteligentny i romantyczny - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Mimo ich dość zdystansowanego podejścia, nie byłam w stanie rozszyfrować, co uważają na jego temat, ale mało mnie to interesuje. Najwyżej będą mieli jakieś obiekcje.
-Rozumiem, że tak mnie postrzegasz - odpowiedział i nachylił się, by złączyć nasze wargi w delikatnym pocałunku.
-A jak mogłabym cię postrzegać? - zapytałam odrywając się od niego. - Mogę z tobą porozmawiać na każdy temat, na jaki chcę. Myślisz, że dużo osób ma taki przywilej? Ilu chłopaków będzie rozmawiało o sukienkach czy technikach rysowania? - zapytałam uśmiechając się złośliwie.
-Wiesz, ile czasu spędziłem na dziwnych forach, żeby dowiedzieć się, o czym mówisz? Ale widzę, że ta krwawica się opłaciła. Wszystko dla mojej księżniczki - powiedział i zbliżył swoją twarz do mojej, jednak złapałam jedną z licznych poduszek i uderzyłam nią w jego twarz.
-Krwawica? - zapytałam, udając złość. - To są bardzo ważne tematy!
-Nie zaprzeczam - odpowiedział, śmiejąc się i broniąc przed poduszką, którą starałam się go uderzyć.
*SeulGi*
-Wybacz córciu, nie mogliśmy przyjechać, w ostatnim czasie gorzej się czuję - mama uśmiechnęła się do mnie przez kamerkę skype'a. - Mamy dla ciebie niesamowite wieści. Będziesz miała rodzeństwo!
Gdybym nie siedziała na łóżku, pewnie ta wiadomość zwaliłaby mnie z nóg. Podniosłam nieco głowę do góry, ponad matrycę laptopa i złączyłam wzrok z Olivią, która również odpoczywała po całym dniu pracy. Jej rodzice wyjechali niedawno, ponieważ mieli samolot do Hiszpanii.
-Rodzeństwo? A czy to nie będzie zbyt niebezpieczne dla twojego zdrowia? - Pamiętam rozmowy w rodzinie o problemach zdrowotnych mamy, które w genach przeszły na mnie. Na sto procent, ciąża jest zagrożona, tak jak przed moim porodem, a już za niedługo, mama znów będzie uwięziona w łóżku, jak w poprzedniej ciąży, której nie donosiła.
-Mam nowego lekarza, tym razem wszystko skończy się znakomicie - odpowiedziała i machnęła ręką. - A jak występy? Widziałam już jakieś nagrania na stronie szkoły.
-Udały się, sztuka, w której grałam ważną rolę, została przyjęta najlepiej.
-Oto moja córcia, ambitna jak zawsze!
Mama wydawała się zachwycona. Ja już niekoniecznie. Pracowałam nad tym, żeby rodzice mogli być ze mnie dumni, gdy w końcu zobaczą występy, a oni jak zwykle, musieli zrezygnować z podróży, ponieważ coś im wypadło, jak się okazało, teraz coś wpadło nie tam gdzie miało. Cholera jasna. Mały dzieciak w naszym domu? To absurd.
-Wiesz mamo, jestem wykończona dzisiejszym dniem. Odezwę się za niedługo, dobrze? - zapytałam, a mama kiwnęła głową. - Dbaj o siebie, kocham cię. Papa! - powiedziałam nieco głośniej i rozłączyłam się. Zamknęłam laptopa i rzuciłam go na pościel. - Słyszałaś? Moja mama jest w ciąży - powiedziałam wyrzucając ręce w górę. - Paranoja.
-Czasem posiadanie rodzeństwa jest pozytywne, wtedy nie czujesz się samotna - stwierdziła odkładając telefon na bok. - Przynajmniej nie musiałaś się przejmować jak przedstawić Kooka swoim rodzicom. Miałam wrażenie, że Bobby jest wysłany na rzeź.
-Zastanawiam się, jak to się stało, że rodzice nie trafili na niego w szpitalu - zastanowiłam się, jednak zrezygnowałam ze zgadywanek. To dobrze, że na niego nie wpadli, pewnie nie wróciłabym już do szkoły, gdyby poznaliby tego wariata.
-Z tego co kojarzę, vice po prostu zabroniła mu wychodzenia poza teren szkoły i go pilnowała. Co nie zmienia faktu, że i tak miałaś szczęście. Gdyby poznali Jeona w takich warunkach, to nie mogłoby się skończyć dobrze - Liv jak zawsze czyta w myślach. Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na jej łóżko. - Dobra, przyjaciółko. Jak zareagowali twoi rodzice na swojego szczurkowatego Romeo?
-Nie wiem, czy obrazić się za twój komentarz czy może być zadowoloną, że bardzo mi ufasz i mnie lubisz? - zapytała krzyżując ręce na piersiach.
-Chyba nie zaprzeczysz, że ma zęby jak u szczura albo innego gryzonia? Wiesz, w rywalizacji z Kookiem, to on w dziedzinie wyglądu złota by nie dostał.
-Ale ma ciekawy charakter - odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się.
-Utopiłaś się doszczętnie - stwierdziłam i sięgnęłam za jej łóżko, ze skrytki, którą niedawno odnalazłam, wyjęłam butelkę wina. Olivia wydawała się zszokowana tym widokiem, jednak powstrzymała się od komentarza, dopóki z tej samej skrytki nie wyjęłam kieliszków.
-Paranoja. Trzymałaś to w takim miejscu bez mojej wiedzy?! Gdyby ktoś to odnalazł... - zaczęła, ale ja zamknęłam jej usta dłonią.
-To jest wspaniała skrytka, którą pokazał mi Kookie, niestety, okazało się, że "skrzyneczka w ścianie" była tylko za twoim łóżkiem. Pierwotnie były tu jakieś mierniki czy chód innego, a teraz jest puste, a to marnotrawstwo - stwierdziłam i puściłam dziewczynę, by otworzyć wino. - Chyba nie odmówisz lampki, gdy ja muszę zmierzyć się z takimi wieściami. Na trzeźwo nie dam rady - wyjaśniłam i podałam jej nieco alkoholu, który niechętnie przyjęła.
-Tylko symbolicznie. Wiesz, że nie piję - odpowiedziała, a w pokoju rozległ się dźwięk stuknięcia szkła.
-Nasze zdrowie - szybki toast i wypiłam nieco alkoholu.
*Olivia*
Butelka po winie leżała gdzieś pod łóżkiem, a SeulGi położyła głowę na moich kolanach i patrzyła w sufit nieobecnym wzrokiem. W godzinę niemal sama opróżniła całą butelkę, to musiało się skończyć nietrzeźwością.
-Czasem chciałabym po prostu ze sobą skończyć - powiedziała i popatrzyła na mnie. - Jak ty sobie z tym wszystkim radzisz?
-Nie rozumiem, o co ci konkretnie chodzi - stwierdziłam i przeczesałam włosy ręką.
-Nauka, chłopak, rodzice. Chodzi mi o wszystko, co cię otacza - wyjaśniła i zamknęła oczy.
Zmarszczyłam nieco brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Do tej pory nawet o tym nie myślałam. Czy to mnie przerasta? Jakiś czas temu, stwierdziłam, że Bobby jest przeze mnie zaniedbywany, więc próbowałam temu zaradzić.
-Wiesz, czasem, gdy jest ciężko, to udaję, że jestem postacią z książki. Wtedy wszystko jest prostsze, ponieważ w książkach najczęściej wszystko zbiega do happy end'u - powiedziałam cicho, jednak niespodziewanie usłyszałam ciche chrapnięcie mojej współlokatorki. Zasnęła i dobrze. - Nie powinnaś słuchać takich głupot z moich ust - wyszeptałam do siebie i cicho się zaśmiałam.
*Jessica*
Patrzyłam jak Hana żegna się z rodzicami, jej mama poprawiła jej szalik i ucałowała jej policzki. Moi wyjechali już wczoraj tłumacząc się jakimiś negocjacjami z kontrahentem. I dobrze, byłam nimi już trochę zmęczona, dodając chłodne stosunki, które panowały w mojej rodzinie. Nie można ukrywać, że wszyscy byli zachwyceni, gdy okazało się, że będę chodziła do tej szkoły, i to nie tylko z powodu wysokiego miejsca w rankingu.
Ostatnie przytulenie, buziak w policzek i rodzice panny Sanchez wsiedli do samochodu. Dziewczyna jeszcze im machała, a ja spojrzałam na Marka i Hanbina, którzy przed chwilą zawzięcie zaczęli dyskutować na jakiś temat. Teraz przełożyło się to na... grę w kamień papier nożyce. Uniosłam brwi, patrząc jak zawzięcie non stop krzyczą "ry". Na początku pewnie było to "trzy, cztery", ale to stwierdzenie okazało się za długie.
Nagle Mark krzyknął. Co było dość niespodziewane, biorąc pod uwagę, że do tej pory utrzymywali jeden poziom głośności.
-Ha! Wygrałem! - zaczął bić sobie brawo, a po chwili oparł ręce na biodrach i uśmiechnął się do BI. - Dziesięć do ośmiu. I jeszcze siedem remisów - powiedział, podając bilans.
-Kłamiesz, masz tylko dziewięć! - powiedział z irytacją drugoklasista i wystawił oskarżycielsko palec w jego stronę, ale Mark nadal szczycił się swoim wątpliwym zwycięstwem. - Tak dobry z matmy nie jesteś!
-Umiem liczyć do dziesięciu, młotku! Do tego nie trzeba rozszerzenia - zakpił Tuan, a BI uśmiechnął się cynicznie.
-Tak, a więc jak umiesz liczyć, to od dziś licz na siebie - powiedział złośliwie, a Mark nagle spoważniał i zmrużył oczy.
-No wiesz! - powiedział, niespodziewanie kruszejąc. - Dobra, możemy grać jeszcze raz - zdecydował, wywracając oczami i wtedy stanęłam tuż koło nich, w końcu pochłaniając część ich zainteresowania.
-Dlaczego to robicie? W ogóle, co to za ubrania? To jest grudzień! - zbulwersowałam się i zerknęłam przez ramię w stronę Hany, która w końcu pogodziła się z wyjazdem rodziców i szła w naszą stronę.
-Nie denerwuj się, nie jest znowu aż tak zimno - stwierdził Mark poprawiając kołnierz przy mojej ciepłej kurtce. W zamian ja zapięłam zamek błyskawiczny w jego bluzie zaraz pod brodą. O milimetry ominęłam przycięcie jego skóry, co byłoby niezłą karą za wyjście na dwór w samej bluzie.
-Takie, chłopackie wygłupy... - nawiązał BI do mojego pierwszego pytania, przy okazji machając ręką, a Hana podeszła do niego i uwiesiła się na jego ramieniu. - Hanka, co jest? - zapytał, próbując ją dyskretnie od siebie odkleić.
Dziewczyna coś niewyraźnie jęknęła, ale nie dała się odczepić. Uśmiechnęłam się lekko i zerknęłam na chłopaków.
-Chłopackie wygłupy? Mam wrażenie, że macie za dużo czasu - powiedziałam, wzięłam głęboki wdech i dotknęłam ramienia Hany. - Spokojnie, tyle wytrzymałaś bez rodziców, a za trzy tygodnie święta, pojedziesz do domu na nieco dłużej.
W końcu Hana oderwała się od swojego chłopaka, nieco zapłakana, co nie było dla mnie szczególnym zaskoczeniem i po wytarciu twarzy w ciemną bluzę swojego chłopaka i przytuliła się do mnie, a ja w odróżnieniu do Hanbina, od razu ją przytuliłam, okazując jakieś wsparcie. Czasem faceci po prostu nie rozumieją pewnych spraw i uczuć.
-Dobra, pocieszyłaś mnie - odpowiedziała Hana i spojrzała na Hanbina niczym nadąsana wiewiórka. - Chodźmy coś zjeść. Jestem głodna jak wilk.
-Chyba wilczyca... - zauważył BI, a dziewczyna dźgnęła go w żebro i poszła przodem.
*KaRi*
-Musisz kiedyś zaprosić swoją uroczą dziewczynę do nas na obiad - powiedziała mama Kaia i podeszła do mnie, by jeszcze raz przyjrzeć się mojej sylwetce i uśmiechnąć się w moją stronę. - Jesteś taka drobna... - zwróciła się w moją stronę i wróciła do swojego syna.
-Tak mamo - odpowiedział chłopak i złapał mnie w pasie. - Kiedyś na pewno - powiedział, a jego rodzice ostatni raz pomachali nam i wsiedli do samochodu. Kai oparł brodę na moich włosach i wziął głęboki wdech. - Chodźmy na miasto - zaproponował mocniej mnie przytulając.
-Chciałabym pójść na łyżwy - rzuciłam, a on szybko się zgodził. - Może weźmiemy kogoś ze sobą?
-Kogoś proponujesz? - zapytał i odwrócił mnie do siebie.
-SeulGi, Olivia, Eliza... - zaczęłam, a jego mina lekko zrzedła. - Och, daj spokój. GiGi jest spoko - stwierdziłam domyślając się, która propozycja nie przypadła mu do gustu, a on wymusił uśmiech.
-Ale razem z księżniczką piekła pojawi się szatan tej szkoły - zauważył i zaśmiał się, gdy zgromiłam go wzrokiem. - No niech będzie. Już dawno nie byliśmy nigdzie większą ekipą.
-Super, w takim razie zapytam dziewczyn - zdecydowałam i chciałam odejść, ale Jongin zatrzymał mnie.
-Zapytam też Marka, na pewno stwierdzi, że to wspaniały pomysł - powiedział siląc się na uśmiech.
Zgodziłam się i pobiegłam do akademika dla dziewcząt.
~~~~****~~~~
Dziewczyny gromiły się wzrokiem, jednak zachowywały ciszę, tak jakby nie chciały psuć przyjemnej atmosfery, która panowała, gdy czekaliśmy w kolejce po łyżwy.
-GiGi, przywitałaś się z koleżankami? - zapytał Jungkook, łapiąc dziewczynę za ramiona, by odwrócić ją w stronę Jessici, Hany i ChaRin, które stały z jednej strony i rozmawiały między sobą. Lee walnęła go łokciem w brzuch i unosowiwszy brodę ku górze podeszła do mnie i Elizy.
-Skąd pomysł, żeby iść na łyżwy tak dużą bandą? - zapytała i spojrzała na Elizę podejrzliwie.
-Och, daj na luz! Możemy się świetnie bawić - powiedziałam, a GiGi westchnęła i odeszła do Olivii, która siedziała ze swoim chłopakiem na kanapie.
-Co za jędza - powiedziała cicho Eliza i pisnęła, gdy Taehyung niespodziewanie złapał ją w talii i uniósł wyżej.
-Nasza kolej - odpowiedział i podszedł do kasy i wypożyczalni łyżew. Po kolei, wszyscy odbieraliśmy obuwie i szliśmy do szatni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top