#28 miłość

*SeulGi*

-Co ty robisz? – zapytała Olivia, która siedziała i, jak zwykle, malowała czarną kreskę na powiece. – Nadal powinnaś odpoczywać. Takie były zalecenia lekarza i vice dyrektorki – wytknęła unosząc nieco brwi i koncentrując się na poprawieniu make upu. Mimo, że nawet na mnie nie spojrzała, czułam się przez nią obserwowana.

-Chyba lepiej wiem, jak się czuję, a czuję się na tyle dobrze, by wrócić i zająć się wszystkim, co umknęło mi przez weekendową słabość – odpowiedziałam i zawiązałam krawacik na szyi. – Z resztą, nie musisz się o mnie martwić. Kookie próbował mnie wystraszyć zapowiadając, że będzie cały dzień mnie pilnował.

Dziewczyna już nic nie odpowiedziała. Przyjrzała mi się krytycznie, ale ostatecznie odwróciła się z powrotem do małego lusterka ustawionego na biurku i skoncentrowała się na dopieszczeniu makijażu. Po ubraniu kurtki, zabrałam torbę i wyszłam z pokoju, zostawiając współlokatorkę samą. Szłam przez chwilę skrolując Instagrama, a gdy uniosłam wzrok, zobaczyłam Jeona, opartego w swobodnej pozie, z rękami w kieszeni, o ścianę.

-Podejrzewałam, że będziesz stał przy moich drzwiach. Zaskoczyłeś mnie – powiedziałam i schowałam telefon do kieszeni. Jungkook stanął przede mną i obejrzał moją sylwetkę od dołu do góry. Nie rozumiem, po co się tak przejmować… Najpierw Liv, teraz on. To robi się męczące. – Jak widzisz, od wczorajszego wieczora jestem cała. W nocy żaden psychopata nie pociął mnie na kawałki. A ty w końcu odrobiłeś lekcje?

-Są rzeczy ważniejsze – wytknął i równocześnie ruszyliśmy przez korytarz. Wywróciłam oczami. Wczoraj siedział ze mną tak długo jak tylko mógł, ignorując zajęcia, które powinny być dla niego priorytetem.

-A nauka do nich nie należy? – odparłam i zbliżyłam się troszkę do jego boku. – To, że zbliżają się święta, nie znaczy, że można odpuścić sobie naukę. Po nowym roku mamy egzaminy. Jeśli będziesz plasował się na końcu listy, to raczej nasz związek nie będzie zbyt długi.

-W końcu przyznajesz, że to co jest między nami to tak naprawdę związek? – zapytał, a ja powtórnie wywróciłam oczami. Z całej mojej wypowiedzi wyłapał jedynie to?

-Egzaminy, Kookie. Egzaminy! – warknęłam, ignorując jego pytanie i wyszłam na dwór.

-Brzmisz jak twoja kumpela kujonka – odpowiedział brunet krzyżując ręce na klatce piersiowej. Westchnęłam słysząc jego zaczepną wypowiedź.

-Odwal się. A tak poza tematem, trzeba skoncentrować się na tańcu i występach. Chcę, żeby to wydarzenie mikołajkowe wypaliło na najwyższym poziomie. Żadnych gaf, zero niedopatrzeń.

Żeby rodzice byli ze mnie dumni, dopowiedziałam w myślach.

*ChaRin*

-Och, a więc to tak… - powiedziałam i kontrolnie spojrzałam na tablicę, jednak ona nadal świeciła pustkami. – Ale, jak to możliwe, być tak niezdecydowanym. Albo chcesz, albo nie. Nie ma nic pomiędzy w takiej sytuacji – dodałam i podparłam brodę na ręce.

-Dzisiaj chce z nim porozmawiać – odpowiedziała Hana i zaczęła coś rysować na marginesie zeszytu.

-Ciekawe, jak ona to zrobi, jeśli tak długo mijała go szerokim łukiem. „O, cześć Mark. W sumie ostatnio udawałam ninja, ale dziś chciałabym z tobą wszystko wyjaśnić, bo wiesz, ja chyba cię kocham”. Jakoś tego nie czuję – odpowiedziałam i zanotowałam kilka słówek, które nauczyciel uznał za ważne i potrzebne. Od dłuższego czasu analizowaliśmy jakąś głupią czytankę, która niesamowicie bardzo przyda mi się w życiu. Z pewnością będę kiedyś opowiadać napotkanemu anglikowi o jakimś inżynierze budującym tunel przez środek góry. Hana nie odpowiedziała, zajęła się rysowaniem i poświęciła się temu do końca naszych zajęć. – Jakie zajęcia masz następne? – zapytałam zbierając manatki.

-Psychologia – odpowiedziała również pakując książki.

-Nie masz rozszerzenia z koreańskiego? – zdziwiłam się, jednak wzruszyłam ramionami i wyszłyśmy z sali, coś musiało mi się pomieszać. Na korytarzu miałyśmy okazję zobaczyć coś niewątpliwie ciekawego. Jessica i Mark stali naprzeciw siebie. Już rozmawiali? Dopiero rozpoczną dyskusję? Wywróciłam oczami. Ostatnimi czasy szatynka działała mi na nerwy swoimi decyzjami, a raczej ich brakiem, preferowałam dyskusję z Haną czy YooSoo. Mimo to, musiałam być ostrożna z wyrażaniem szczerej opinii przy tej pierwszej. Sanchez bardzo lubi się z Jessicą.

-Ach, gdzie jest HanBin w takich momentach? Chcę się przytulić – jęknęła Hana wieszając się na moim ramieniu. Przez chwilę obserwowałyśmy rozmawiającą parę, aż pojawił się wspomniany BI. – Jesteś, wspaniale – powiedziała i przytuliła się do niego, a chłopak ze zdziwieniem otulił ją ramionami.

-Cóż to za wylewne przywitanie? Przecież nie widzieliśmy się jedynie półtora godziny – zaśmiał się i złapał ją w biodrach, żeby podnieść jej drobne ciało i pocałować ją w usta.

-Dobra, idę na zajęcia – powiedziałam, jednak nikt nie raczył mi odpowiedzieć, ponieważ parka zajęła się wylewnym okazywaniem uczuć. Dlatego powłóczyłam nogami na schody, żeby pójść na piętro. Wyjęłam zeszyt, by zająć czymś myśli, gdy zobaczyłam Gyu, który czekał przed salą z koreańskiego, w której zwykle miałam zajęcia.

-Gdzie byłaś? – zapytał stając przede mną, na jego ustach jak zwykle błądził uśmiech, zwykle uroczy, jednak dziś jakoś niezwykle mnie irytował. Opuściłam rękę, w której trzymałam zeszyt, wzdłuż ciała.

-Szłam  - mruknęłam i zmarszczyłam brwi. – A co? Za długo? Jestem zbyt wolna? – zapytałam z pretensją, a chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem. – Może jeszcze powiesz, że jestem zbyt gruba, żeby szybko wejść po schodach?!

-Nic złego nie miałem na myśli – powiedział unosząc ręce do góry. – Dlaczego jesteś zła? – zapytał z żalem. Z jakiegoś powodu, to pytanie sprawiło, że poczułam się wściekła.

-Jestem zła? Skąd ten pomysł? – warknęłam i z impetem schowałam zeszyt do torby. – Wiesz co, dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – powiedziałam i weszłam do sali ignorując chłopaka, który próbował się tłumaczyć.

*Jessica*

Stałam naprzeciw niego, nie wierząc, że on na prawdę sam mnie złapał, chcąc porozmawiać. Przygryzłam wargę i zacisnęłam ręce w pięści ze zdenerwowania.

-Jess, dlaczego tak mnie unikałaś? Dlaczego nie chciałaś ze mną porozmawiać? – zapytał łapiąc mnie za ramiona, spowodował, że się zatrzymałam. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że moje ciało samo zaczęło się cofać.

-Chyba nie sądzisz, że to proste – powiedziałam i odwróciłam wzrok.

-Jak to nie? To jest proste. Wystarczy stać na przeciw siebie i otwierać usta wypowiadając słowa – odpowiedział tonem takim, jakby mówił o rzeczy oczywistej. Paradoksalnie, dla mnie było to kolosalnie trudne. Wspomnienie każdej sprzeczki było jak małe pęknięcie w sercu, a zdawałam sobie sprawę, że kolejne kłótnie to kwestia czasu.

-Czy nie uważasz, że to zbyt wiele? Nie wiem, co do ciebie czuję, ale wiem jedno… - powiedziałam i westchnęłam. – Kłótnie, które były, będą… Nawet ty musisz wiedzieć, że nasze kłótnie były zbyt częste, czasem również zbyt bezsensowne.

-Tacy już jesteśmy – wzruszył ramionami. – Kłótliwi. Ty mówisz mi, że jestem głupi, a ja tobie, że jesteś wredna. Czyli właściwie bez przerwy. Nie boję się powiedzieć ci prawdy, tak jak i ty mi. W końcu oboje wiemy,  że ja wykażę się głupotą, a ty znów będziesz wredna.

-No więc co? – zapytałam ledwie wypowiadając słowa, a on uśmiechnął się.

-Nie będzie łatwo. Musimy nad tym popracować, ale ja chcę zaryzykować, bo pragnę ciebie. Całej. Na zawsze. W pełnej oprawie. Jak wyobrażasz sobie najbliższy miesiąc, rok, dekadę? Jeśli beze mnie, zrozumiem. Już teraz prawie cię nie złapałem, jeśli nie potrafię skutecznie cię zatrzymać i uszczęśliwić, nie ma sensu. Ale jeśli widzisz światełko w tunelu, nie idź na łatwiznę. Możemy to razem przetrwać.

-To nie jest tak proste… - powtórzyłam, a on pomachał głową z rezygnacją i złapał mnie za podbródek, bym w końcu spojrzała prosto w jego oczy.

-Czego pragniesz?

Milczałam. Nie znałam odpowiedzi. Przynajmniej tak mi się wydawało. W mojej głowie była papka. Jedna wielka breja wątpliwości, pytań, chęci i pragnień.

-Cholera, Jess… Powiedz, czego chcesz?

Czułam zalewające mnie ciepło i niepewność. Czułam, że Mark czeka na mój ruch, a ja nie wiem, co powinnam zrobić. Pomimo szalejących emocji, udało mi się skupić na jakiejś kalkulacji, jednak każdy kolejny pomysł wydawał się coraz gorszy. Wzięłam głęboki wdech, a Tuan przejechał dłonią po moim policzku. Ten gest spowodował ciarki na całym moim ciele. Walić kalkulację, czasem trzeba zaryzykować. Stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta, oddawał każdy mój pocałunek, przez chwilę pozwolił mi dominować, skoncentrował się by złapać w biodrach i unieść nieco wyżej. Dopiero po chwili zaczął się koncentrować na pocałunkach. Całował mnie tak namiętnie, jak nigdy.

*KaRi*

Mijały dni i tygodnie, aż w końcu dotarliśmy do mikołajkowego, otwartego dnia szkoły. Z samego rana przyjechali rodzice wszystkich uczniów, mieliśmy godzinę, żeby spędzić z nimi czas. Wtuliłam się w rodziców i postanowiłam im pokazać szkołę. Gdzieś po drodze spotkałam Hanę i jej rodziców. Mama – elegancka Koreanka oraz ojciec, czarnowłosy Hiszpan. Nic dziwnego, że Hana jest tak ładna. W innym miejscu zobaczyłam, jak Olivia oprowadza po szkole swoją rodzinę. Rodzice wzięli z Hiszpani także jej rodzeństwo. Jak na złość, w tłumie nie mogłam odnaleźć Kaia. Jednak udało mi się dostrzec jego przyjaciela. Mark siedział na ławce ze swoimi rodzicami i zajął ich rozmową. Przerwałam przez chwilę opowieści o moich znajomych, zajęciach i szkole. Przeprosiłam rodziców i podbiegłam do Tuana.

-Ymm, przepraszam – powiedziałam, podchodząc na tyle blisko, by blondyn mógł mnie zauważyć. – Widziałeś może Kaia?

-Z tego co wiem, czeka na rodziców –wyjaśnił, a ja poczułam na sobie oceniający wzrok jego rodziców. – A ty widziałaś Jess?

Pokiwałam przecząco głową i odwróciłam się, by wrócić do rodziców, dużym zaskoczeniem był fakt, że rodzice stali tuż za mną, a nie tak jak podejrzewałam w odległości kilku metrów.

-Wow, twoja mama wygląda jak ty – zaśmiał się blondyn i nieco się skłonił w przywitaniu. – Mark Tuan, kolega państwa córki. A to są moi rodzice – powiedział wskazując na starszą parę. – Prowadzę ich akurat na główną halę, bo chcieli zobaczyć występy, które zaczynają się za pół godziny. A wy?

-W zasadzie, również możemy się tym zainteresować – odpowiedziałam, a więc większą grupą ruszyliśmy do hali. Na początku miało odbyć się oficjalne przywitanie gości przez dyrektora. Później miały się odbyć występy taneczne, zwieńczone występem naszej grupy. Następnie konkurs śpiewu z melodią stworzoną przez niektórych uczniów z naszej szkoły. Później teatrzyki, wyniki konkursu ze śpiewu. W innych miejscach będą zabawy i konkurs dla dzieci, pokazy doświadczalne i warsztaty.

-Ach, zapomniałbym, ChaRin szukała cię, miałyście się przygotowywać do występu – powiedział Tuan i po pożegnaniu się z rodzicami, zniknął w tłumie. Przez chwilę siedziałam w towarzystwie moich rodziców, gdy w końcu zobaczyłam znajomą twarz. Uśmiechnęłam się z zachwytem i machnęłam do niego. JongIn zbliżył się do nas, złapał mnie w pasie i pocałował w policzek.

-KaRi, to są moi rodzice – powiedział, wskazując starszą parę Koreańczyków. – A to zapewne są twoi. Miło mi poznać, Kim JongIn – powiedział i przywitał się z moimi rodzicami. Kiwnęłam na przywitanie w stronę matki Kaia, a ona odpowiedziała tym samym gestem. Z zakłopotaniem spojrzałam w ziemię i wygięłam palce ze zdenerwowania. – Dobra, misia, musimy iść.

*BI*

Hana poprawiała swój strój cheerleaderki i przejrzała się w lustrze. Po raz kolejny poprawiła także kucyki związane kokardkami.

-Podaj mi pompony – poprosiła wyciągając w moją stronę dłoń. Podałem je i ze znudzeniem patrzyłem jak zaczyna poprawiać jeszcze je. Jakby było się czym stresować. Wyjąłem telefon i zrobiłem jej kilka zdjęć.

-Za pół godziny idę na salę gimnastyczną, będę bawić się z dziećmi – powiedziałem, a ona jedynie kiwnęła głową wysilając się jedynie na ciche „yhmm”. – Cały dzień będę zajęty – dodałem opierając się o ścianę koło lustra. Dziewczyna po raz kolejny nie zwróciła na mnie uwagi. – Słyszysz, cały dzień.

-Tak, tak – odpowiedziała i zaczęła poprawiać makijaż. – Słyszałam.

-No to się zainteresuj – odpowiedziałem z udawanym oburzeniem. – Czasem nawet ja potrzebuję zainteresowania.

Te słowa spowodowały, że dziewczyna lekko się uśmiechnęła i po chwili jej wzrok w końcu powędrował na mnie.

-HanBin, jak wiesz, ja za niedługo również będę miała występ. Na mnie będzie patrzyło wiele osób. Muszę się przygotować – odpowiedziała i odłożyła szminkę na bok. – Ach, no i przecież będziesz miał przerwy. Pamiętaj, że musisz poznać moich rodziców.

Zbliżyła się nieco do mnie i pocałowała w czubek nosa. Ten gest to za mało, zdecydowanie, za mało. Złapałem ją w pasie i podniosłem w górę, po czym zacząłem kręcić się w kółko. Pokój przeszył jej krzyk i błagania bym dał spokój, ale nie. Ja nie odpuszczę, prowokowała olewaniem. Teraz ma.

W końcu Hana objęła rękami mój kark i wtuliła się w zagłębienie szyi.

-Proszę, przestań – wyszeptała wprost do mojego ucha, więc zatrzymałem się i przysunąłem usta do jej warg. I w tym momencie miałem gdzieś, że za chwilę będę miał pół twarzy czerwone od jej szminki. Po prostu miałem potrzebę, by przez chwilę była zaabsorbowana tylko mną.

Tak oto powstaje kolejny rozdział, w bólach i cierpieniu. I nawet mam pomysł na "drobne" zmiany. Jako iż ze starej ekipy połowa się wykruszyła, będę musiała podjąć drastyczne kroki i zakończyć to, a wprowadzić coś nowego, świeżego i bardziej dojrzałego. Dlatego w najbliższym czasie możecie przeżyć niemały szok podczas czytania tego ff, ale bez obaw. Plan, sam w sobie, jest długi. I z pewnością nie skrzywdzę moich wiernych czytelniczek ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top