#27 przerwać knucie

*Olivia*

Siedzieliśmy w ciszy. Od vice dostaliśmy zakaz samodzielnego wyjazdu do SeulGi.  Z resztą dowiedzieliśmy się , że są u niej rodzice. Mogłoby wydawać się dziwne, gdybyśmy wparowali tam na trzeciego i pytali o jej stan zdrowia. 

Grobowa cisza przy śniadaniu była ciężkostrawna. Chłopaki, którzy z reguły pochłaniali swoje posiłki w kilka chwil, dziś nie mieli szczególnej ochoty do plotkowania i jedzenia. Jeongguk jedynie rozwalił widelcem kromkę chleba z szynką i serem. 

-Po co w ogóle wziąłeś widelec? - zapytał Bobby, mierząc rozwalony posiłek na talerzu kolegi. 

-Nie czepiaj się - warknął chłopak i odepchnął tacę z jedzeniem i wstał, nieco herbaty rozlało się po blacie, jednak nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. 

-Powinieneś coś zjeść - powiedziałam, starając się brzmieć obojętnie. Ta sytuacja obudziła we mnie jednak odczucie troski wobec Jungkooka i SeulGi. Jeon spojrzał na mnie spod byka, jednak wrócił na swoje siedzenie. - Ja idę na zajęcia dodatkowe, a ty - zwróciłam się do Bobby'ego, zwracając jego dodatkową uwagę, kładąc dłoń na jego ramieniu, - przypilnuj, żeby zjadł coś pożywnego. 

Wyszłam ze stołówki i zatrzymałam się za zakrętem. Ta sytuacja stresowała również mnie, dlatego wyciągnęłam telefon i popatrzyłam na ikonkę z telefonem. Umysł podpowiadał mi, bym nie dzwoniła, jednak serce mówiło co innego. W końcu wybrałam numer GiGi, a na ekranie pojawiło się jej zabawne selfie. 

-Tutaj mama SeulGi, słucham? - usłyszałam po drugiej stronie. 

-Dzień dobry, jak czuje się SeulGi? - zapytałam, a przez moje mięśnie przeszłą mieszanina zawstydzenia, stresu i strachu. A co jak się nie obudzi? 

-Jesteś jej przyjaciółką? - zdziwiło mnie to pytanie, jednak po krótkiej chwili odchrząknęłam.

-Można tak powiedzieć... - uznałam z zażenowaniem. W moim słowniku nie istnieje coś takiego, a może inaczej... słowo "przyjaciółka" i "przyjaźń" to tylko zwykłe terminy, niczym nie różniące się od "bułki" i "głodu". Może i zaufanie do ludzi trzeba mieć, jednak nikomu poza rodziną nie można ufać na sto procent, tak samo jak zwierzęciu. Nigdy nie wiadomo, co komuś nagle strzeli do głowy. - A więc... Jak z nią?

-Otworzyła oczy jakąś godzinę temu, jednak nadal jest oszołomiona. Zapewne bardzo się ucieszy. jeśli do niej przyjedziesz dziś lub jutro - zasugerowała kobieta, a ja pokiwałam twierdząco głową. 

-To z pewnością ją ucieszy, tak zrobię. Dziękuję za informację, odezwę się później - rozłączyłam się i przycisnęłam telefon do piersi. 

-Yo! - usłyszałam przed sobą, a ten niespodziewany gest bardzo mnie wystraszył. YooSoo uśmiechnęła się do mnie i przechyliła nieco głowę, oczekując jakiejś odpowiedzi. Za nią stała ChaRin, jej nietęga mina wskazywała, że cała ta sytuacja niezbyt bardzo jej się podoba. 

-Wystraszyłaś mnie - powiedziałam chowając telefon do kieszeni jeansowej kurtki. - Coś się stało?

-Jak czuje się SeulGi? Można ją odwiedzić?

-Dziś popołudniu do niej jadę - powiedziałam i uniosłam pytająco brew. - A po co pytasz? 

-Chcemy jechać z tobą - wyjaśniła łapiąc swoją towarzyszkę za rękaw grubej, zbyt dużej bluzy.

-Niech tak będzie - odpowiedziałam i wyminęłam je. 

-To się zgadamy! - usłyszałam jeszcze za sobą i w końcu wyszłam na dwór. 

*YooSoo*

Uśmiechnęłam się do Rinnie.

-Widzisz, łatwo poszła – powiedziałam i zaczesałam włosy do tyłu. – Teraz trzeba tylko ogarnąć sobie czas do popołudnia.

-Chodźmy do SungGyu i chłopaków. Na pewno znajdą nam jakieś zajęcie – zasugerowała dziewczyna wzruszając ramionami. Na potwierdzenie pokiwałam głową.

Ruszyłyśmy w stronę internatu dla chłopaków, jednak nie dane było nam tam dotrzeć do drzwi męskiego internatu. Nasz wzrok pochłonęły nasze dwie koleżanki, a mianowicie Hana i Jessica. Wyglądały na styrane życiem i generalnie, jakby szykowały się na śmierć. Zatrzymałyśmy się w nieznacznej odległości od nich.

-Co wam się stało? – ChaRin nie omieszkała zadać tego pytania. Z resztą, ja też byłam ciekawa.

-Och, nie doszła do was ta wiadomość? – zdziwiła się Hana i usiadła na murku i przymknęła oczy. Sprawiała wrażenie, jakby myślenie sprawiało jej ból. Z resztą, z drugą z nich działa się podobna sytuacja.

-Że pojechałyście z Elizą do jakiejś dzielnicy i bawiłyście się wśród studentów? – zaśmiała się Nam i przeczesała dłonią włosy. – Ale i tak nie jesteście najgorętszym tematem w szkole.

Dziewczyny zmarszczyły brwi. Czego się dziwić, nie mogły wiedzieć o tej sytuacji, wczoraj były zajęte, nawet jeśli przewinęła im się ta wiadomość, to pewnie została poniesiona wraz z imprezą, a raczej po wstaniu na kacu nie wpadły na pomysł by szukać informacji. Z resztą, nikomu nie wpadłoby to do głowy.

-Lee SeulGi jest w szpitalu – wyjaśniłam nie chcąc trzymać ich w niepewności. – A wy przypadkiem nie potrzebujecie tabletek przeciwbólowych? – zapytałam, a Jessi westchnęła cicho.

-W szpitalu? Nieciekawie – stwierdziła i odwróciła się w stronę drzwi do internatu chłopaków. BI niósł półlitrową butelkę wody, którą po chwili do niej rzucił. – Ten ćwok nic nam nie powiedział – stwierdziła wskazując na chłopaka.

-O GiGi? Nie lubię roznosić plotek – odpowiedział i podał dziewczynie pudełeczko z tabletkami na kaca.

-Zaczynam mieć wyrzuty sumienia – stwierdziła Hana i powoli otworzyła oczy. Jej wzrok prześlizgnął się po wszystkich i w końcu utkwił w BI. – Może powinnam tam pojechać?

-I zrobić kolejną jazdę? Nawet jeśli masz pokojowe zamiary, to będzie jak dolewanie oliwy do ognia – stwierdziła Kim i oddała jej butelkę z wodą i tabletki. Sanchez jedynie wzruszyła ramionami i połknęła tabletkę, a pustą butelkę wyrzuciła do kosza.

-Jestem głodna – mruknęła i ruszyła w kierunku stołówki.

-Dziwne – stwierdziła ChaRin, jednak wzruszyła ramionami i poszła do drzwi. Dogoniłam ją i już po chwili byłyśmy u chłopaków. Wstrzymałam na chwilę oddech, widząc pobojowisko w pokoju. – Co tu się stało? – zapytała Rennie krzyżując ręce na klatce piersiowej. W rzeczywistości, sytuacja wyglądała dość zabawnie. Po jednej stronie pokoju był porządek, łóżko było poskładane, a śmieci tam gdzie ich miejsce, w koszu. Jednakże po drugiej na próżno było szukać odbicia lustrzanego. Zdawałam sobie sprawę, komu można było przydzielić konkretną połowę pokoju.

SungGyu wydawał się nie zauważyć naszej obecności, miał słuchawki na uszach i pisał coś na komputerze, a ChanYeol... na początku nawet nie zauważyłam, że jest w pokoju. Zakopał się w pościeli i spał. Dopiero po chwili, gdy nerwy mojej kompanki puściły i uderzyła rękami o burko, Gyu zwrócił na nas uwagę. Momentalnie wyciągnął słuchawki z uszu, a na jego twarzy widać było ogromne zdziwienie.

*ChanYeol*

Niczym przez sen, usłyszałem jakieś rozmowy. Dopiero po jakimś czasie do mojego umysłu dotarło, że to nie były zwykłe rozmowy. To był niebywały krzyk i poruszenie. Odsłoniłem nieco twarz i otworzyłem oczy, tak by zarejestrować źródło hałasu. Gdy w końcu przyzwyczaiłem się do światła, zobaczyłem ChaRin i YooSoo. Mój boże... Tylko nie dziewczyna Gyu. Ostatnim razem, gdy złożyła nam wizytę, dopilnowała, byśmy wysprzątali każdy kąt pokoju. Tak, rozumiem, że powinno się żyć w porządku, a nawet jest to wskazane, jednak bez przesady. Siedzenie w pokoju, który wyglądał jak z katalogu, nie było komfortowe. Już nie wspominając, że takie sprzątanie jest strasznie uciążliwe. Są przecież lepsze zajęcia do roboty. Jak na przykład rozgrywanie turnieju FIFY. Ale przecież dziewczyny tego nie zrozumieją.

Niespodziewanie tuż koło mnie położyła się YooSoo, nos dziewczyny zetknął się z moim, a po jej twarzy błądził uśmiech.

-Wstawaj śpiochu – powiedziała i dźgnęła mnie palcem w brzuch. Jęknąłem, jednak nie dałem się sprowokować do wstania. Zamiast tego, przykryłem ją kołdrą i otuliłem tak, by mimo próby wyrwania, nie mogła się ruszyć. – Yeollie, nie możemy leżeć cały dzień.

-Na prawdę? Dlaczego? – zapytałem i znów zamknąłem oczy. Soo kręciła się przez jakiś czas, jednak w końcu uspokoiła się i pozwoliła mi na jeszcze chwilę odpoczynku.

-Eh, dobra, widzę, że dobrali się w dziesiątkę – zaśmiała się ChaRin i machnęła mi ręką przed oczami. – Idziemy coś zjeść, a wy się nie wydurniajcie – powiedziała machając na mnie palcem jak na dziecko. – No i bez dzieci – dodała, a ja pokazałem jej język i mocniej otuliłem moją dziecinę, która widocznie zasnęła.

Gdy w końcu zostaliśmy sami, nawinąłem sobie jeden kosmyk jej włosów na palec i przymknąłem oczy. Po chwili znów zasnąłem.

*Eliza, pora kolacji*

-A więc jutro wraca? – zapytałam łamiąc chrupiące pieczywo na pół. Mały kawałek włożyłam sobie do ust, a później zerknęłam na V, który nachylił się w moją stronę i otworzył usta, z lekkim rozbawieniem oderwałam kolejny kawałek pieczywa i włożyłam go do ust chłopaka.

-Tak, nawet się trzyma. Wrócił ten jej uroczy charakterek, więc nie ma żadnych przeciwwskazań – powiedziała ChaRin i przeciągnęła się.

-A dlaczego wylądowała w szpitalu? – zapytała Hana dosypując do swojej herbaty nieco cukru.

-Aniołku, cukrzycy dostaniesz – zasugerował BI odstawiając cukiernicę nieco dalej, by brunetka do niej nie sięgnęła.

-Ponoć chwilowa słabość – ChaRin zrobiła w powietrzu gest cudzysłowu i wróciła do jedzenia. Jessica w tym samym czasie siedziała na krańcu stołu i wpatrywała się ze znudzeniem w ścianę. Chciałam do niej jakoś zagadać, jednak ostatecznie zrezygnowałam. Ostatnio była jak odbezpieczona bomba, jeden fałszywy ruch i to koniec, a ja nie chciałam utrudniać sobie życia poprzez kłótnie z nią. – Olivia nie chciała nic powiedzieć, ale jestem pewna, że coś wie.

-Jess, wszystko okej? Nic nie zjadłaś – zauważyła Hana, a szatynka jakby wybudziła się z letargu.

-Tak, wszystko okej – powiedziała nie siląc się na nic więcej, odwróciła wzrok, a ja zerknęłam w tamtym kierunku. Niemal od razu zauważyłam, na kogo patrzy, a delikatny uśmiech wkradł się na moje usta. Niby z nim skończyła, a jednak...

-Jakaś taka przygaszona jesteś – drążyła Sanchez, a Jessica wstała od stołu biorąc z niego swoją tacę z jedzeniem.

-Po prostu źle się czuje – wyjaśniła, nieco się irytując i odeszła od stołu.

-Komuś zbliża się okres – zakpił TaeHyung zabierając z mojego talerza kolejne chrupkie pieczywo. Wszyscy zignorowali jego głupią uwagę i wrócili do tematu Lee SeulGi, jednak ja znów odwróciłam się w stronę Marka, który wzrokiem odprowadzał Kim do drzwi.

Wrócą do siebie szybciej niż możemy się tego spodziewać. Biorąc pod uwagę fakt, jak obchodził się z nią po naszej zabawie. Zachciało mi się śmiać na wspomnienie naszego zachowania. Można by uznać, że zachowałyśmy się poniżej godności, ale co tu mówić. Każda młoda osoba musi popełniać błędy, by dojrzeć. Zastanawiałam się tylko, ile z tej imprezy pamięta sama zainteresowana. Czy pamięta swoje spotkanie z blondynem?

Po kolacji poszłam z Tae do jego pokoju obejrzeć film. Leżałam głową na torsie Taehyunga, w zasadzie nudził mnie, był trochę zbyt melancholijny, a sama go wybrałam... Spokojne wznoszenie i opadanie jego klatki piersiowej wprawiało mnie w błogi stan, w dodatku chłopak cały czas głaskał moje włosy, co tylko pogłębiało ten stan.

-Przestań - stwierdziłam ściągając jego rękę z moich kręconych włosów.

-Aż tak ci to przeszkadza? - zapytał i znów przyłożył rękę do mojej głowy.

-Nie, ale zaraz zasnę - stwierdziłam, a chłopak zaśmiał się.

-A co w tym złego? - zapytał, a ja mogłam tylko przypuszczać, że na jego usta wpłynął ten zabawny, kwadratowy uśmiech.

-Nie powinnam tu spać... - stwierdziłam i trochę bardziej się w niego wtuliłam.

-Mi to nie przeszkadza... - zwrócił się do mnie i zaczął okręcać wokół palca komsyk moich włosów.

Nie zamierzając ciągnąć dalej tej bezsensownej rozmowy po prostu wygodniej położyłam głowę na jego piersi i przymknęłam oczy. Ugh... Chyba znów przegrałam z jego urokiem.

*Kai*

KaRi podeszła do SeulGi, która właśnie wyszła z taksówki wraz z vice dyrektorką. Jungkook, który stał obok mnie z rękami w kieszeniach, nie zrobił nawet kroku. Uważnie obserwował dziewczynę, która odważyła się przytulić blondynkę, a ja zmarszczyłem brwi. Lee SeulGi jest najbardziej tajemniczą i dynamiczną postacią, jaką udało mi się w życiu poznać. Dlatego nie wzbudziła mojego zaufania. Przecież wyśmiała Ri, traktowała ją okropnie, a mimo to, nagle zmieniła podejście o sto osiemdziesiąt stopni. Jaki miała w tym cel? To było pytanie, na które chciałbym dostać odpowiedź, ale nie byłem w stanie jej wydobyć. Każda dyskusja o niej z KaRi kończyła się sprzeczką, Olivia także nie była osobą, od której mogłem wyciągnąć cokolwiek. Zerknąłem także na nią, podeszła do poszkodowanej i wydobyła z siebie nikły uśmiech, gdy w końcu mogły się przywitać.

-Powinniście być teraz na lekcjach – zauważyła vice i ruchem rąk wymusiła, byśmy wrócili do szkoły, a sama zaprowadziła SeulGi do akademika dziewcząt. Było do przewidzenia, że laska będzie miała jeszcze kilka dni odpoczynku.

-Dobrze, że wróciła. – KaRi oplotła ręce wokół mojego ramienia i wtuliła się w nie. – Martwiłam się o nią.

Wywróciłem oczami, gdy tylko blondynka nie patrzyła. Z jakiej paki martwi się o tą wredną jędzę tak bardzo? To zupełnie bez sensu. Ale bez sensu było też odciąganie KaRi od tego ognia. Jak się poparzy, to zrozumie, a wtedy będę przy niej.

*Hana*

Wieczorem siedziałyśmy w pokoju. Ja zajmowałam łóżko, przykryta kołdrą, na której miałam tabliczkę czekolady, a Jessica siedziała przy biurku i rysowała coś na kartce. Po jej minie wnioskowałam jednak, że nie była na tym jakoś skoncentrowana. W pokoju leciały losowe świąteczne piosenki, które akurat trafiały się na YouTube, wszystko po tp, by zapewnić sobie pseudo świąteczny klimat, który powoli się zbliża.

-Jessi, co ci? – zapytałam w końcu, a ona odwróciła się, unosząc lekko brwi w górę. Wyglądała na zaskoczoną moim pytaniem, jednak poznałam ją na tyle by wiedzieć, że tylko udaje.

-A nic, rysuję – powiedziała podnosząc kartkę, na której były jakieś bohomazy, albo sztuka nowoczesna... Można wyciągnąć wniosek, że widocznie ja się nie znam.

-Tak – odpowiedziałam sarkastycznie i ułamałam kostkę czekolady. – A ja nie jem właśnie czekolady – stwierdziłam, a kostka wylądowała w moich ustach. – Dlaczego tak na niego patrzysz?

-Na kogo? – zapytała, a ja jęknęłam.

-Nie rób ze mnie idiotki, przecież widzę, jak na niego zerkasz, gdy myślisz, że nikt cię nie obserwuje. Z resztą, Elizka widziała, że to samo dzieje się z nim. Mark za tobą tęskni i chce wrócić, a ty niepotrzebnie robisz WAM pod górkę.

-A może ja twierdzę, że to jednak zamknięty rozdział, a knucie z przewodniczącą byłoby głupie? Z czasem trzeba się nauczyć, kiedy skończyć. Picie, knucie, naukę i miłość. Zwłaszcza ją.

-Ponoć jesteś ode mnie lepsza z matematyki – powiedziałam nagle, a ona popatrzyła na mnie jak na wariatkę, która postradała zmysły. – Każde twierdzenie trzeba udowodnić. Tak mówią nauczyciele. A ty rzucasz dziś teoriami bez pokrycia, kochana – powiedziałam i posłałam jej pokrzepiający uśmiech.

-Odezwała się, matematyczka od siedmiu boleści – powiedziała niechętnie, jednak odwróciła się do mnie przodem. – A więc jaki złoty środek dla mnie znajdziesz? Skomplikowałam. Zachowałam się jak zazdrosna idiotka. Sądzisz, że to takie proste, teraz spojrzeć mu w oczy i spokojnie rozmawiać, gdy targają mną emocje? Zbyt bardzo boję się tego ryzyka.

-Ryzyko? Czy nie sądzisz, że ludzie zbyt często nie sięgają po to, czego chcą? Biorą to, co jest proste do zdobycia. Nie walczą, nie naprawiają, tylko uciekają. Możesz się bać ryzyka, ale powinnaś się go podjąć. Bo taka Jessi, która walczy i nigdy się nie poddaje to moją Jessi. Kiedyś miałam koleżankę, była dla mnie bardzo ważna, a w chwili zwątpienia coś mi powiedziała, „Każdy spotkany człowiek na naszej drodze nie staje na niej przypadkiem. Niektórzy mieli być diabłem, który chce nas skrzywdzić, a inni to takie anioły, które nas uchronią. A są pewni specjalni ludzie, którzy zrobią i jedno i drugie". Mark być może, w tamtej chwili, cię uraził, skrzywdził, choć to wszystko było tylko niedopowiedzeniami. Ale na pewno wprowadził w twoje życie wiele dobrego. Nie można tego skreślić przez, jak to powiedziałam, niedopowiedzenie – powiedziałam i nagle przetarłam czoło. – Uch, a się rozgadałam.

Kim uśmiechnęła się i usiadła obok mnie.

-Ty jesteś takim moim aniołkiem, dziękuję. 

Moje drogie, taki prezent przed świętami, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top