#24 Afrodyzjaki

Ostatnio było romantycznie, teraz nieco mocniej. Jestem ciekawa, na ile zgodzicie się w tym opo xD
Jako, iż pisanie tego rozdziału było bardzo monotonne i wbrew pozorom, bez żadnej weny, liczę na delikatne komentarze xd

*SeulGi*

-W każdym razie, cieszymy się, że dajesz sobie radę. I nawet zostałaś cheerleaderką! - zachwyciła się mama, z którą od godziny rozmawiałam na skypie. W tym czasie tata nawet się nie pojawił, nie przywitał się. Z resztą, zawsze taki był, surowy ojciec, który nigdy nie był zadowolony z tego co robię. - Opowiadałaś o nauczycielach, o tym Jeon Jeongguku... A jak z koleżankami? Masz przyjaciółki?

Ledwie powstrzymałam się przed cierpiętniczym westchnięciem. Mama, jak nikt inny, powinna wiedzieć, że mój charakter nie pomaga w zdobyciu przyjaciółek. Z resztą, to nigdy nie był dla mnie priorytet, wolałam kilka osób, które tolerowały mój prawdziwy charakter, niż wiele fałszywych, którzy za wszelką cenę chcieli mnie zmienić. Nikomu nie wychodziło to na dobre.

-Mam kilka koleżanek, moja współlokatorka jest całkiem ok - powiedziałam pobieżnie. - Muszę kończyć. Wychodzę z nimi do kina - powiedziałam, pomachałam ostatni raz do kamery i rozłączyłam się. Odetchnęłam z trudem i spojrzałam w światło, żeby odgonić łzy rozczulenia. Tęskniłam za rodzinnym domem, z resztą, tak jak Olivia. Zdarzało się, że rozmawiałyśmy na ten temat.

-Witaj, laluniu - powiedział Kookie, wchodząc do pokoju i przerywając moje rozmyślania.

-Czujesz się jak u siebie - mruknęłam włączając przeglądarkę. - Nie chce mi się wychodzić, obejrzyjmy film - zasugerowałam, a on jedynie przeszył mnie swoimi ciemnymi oczami. Wzrokiem, który hipnotyzował.

-Co proponujesz? W ogóle... Wszystko dobrze? Masz taką nietęgą minę - stwierdził pochylając się nade mną. Powoli zbliżał się do mojej twarzy i zatrzymał się, gdy nasze nosy stykały się. - Czyżby moja diablica zaczynała się poddawać? - zapytał i pochylając nieco głowę złączył delikatnie nasze usta.

Zatopiłam się w nim, jego usta, oddech, który łaskotał mój policzek, jego smukła dłoń głaszcząca moje włosy... Te gesty pozwalały mi na chwilę zapomnieć o moich niepowodzeniach. Na chwilę oderwałam się od rzeczywistości, która lubiła dobijać nawet najwytrwalszych. 

*ChaRin*

Wystukiwałam na blacie jakąś melodię, która już od jakiegoś czasu krążyła mi w głowie. Sądziłam, że praca na laptopie będzie prostsza, jednak w ogóle się na to nie zapowiadało. Projekt, który miałam na koniec semestru na razie nie był w stanie ruszyć z miejsca.

-Cholerny koreański - wyszeptałam i spojrzałam na Gyu, który leżał na moim łóżku. Do pewnego momentu opowiadał mi o różnych nauczycielach w naszej szkole, jednak gdy zamilkł, stwierdziłam, że zasnął. - Przynajmniej ty robisz coś pożytecznego - stwierdziłam, koncentrując wzrok na jego spokojnej twarzy.

-To idź w moje ślady - powiedział, nie otwierając oczu. Wyciągnął w moją stronę rękę, którą po krótkiej chwili złapałam. Pociągnął mnie z niewiarygodną wręcz siłą w swoją stronę, dlatego wylądowałam tuż koło niego. Oparłam się na jego klatce piersiowej i odetchnęłam. Chwila odpoczynku z pewnością będzie lepszym pomysłem niż zarzynanie się przed ekranem.

Ledwie zamknęłam powieki, a poczułam jak mój chłopak delikatnie głaszcze mój policzek, a następnie zaczął rozczesywać palcami moje włosy. Zafundował mi delikatny masaż głowy, a po jakimś czasie poczułam jego ciepłe wargi, które zaczęły wędrować po mojej twarzy.

Zdziwiło mnie to, choć uczucie poległo w starciu z niewątpliwą fascynacją. Gdy w końcu jego wargi trafiły na moje, postanowiłam włączyć się w tę zabawę, która nie pasowała do tego delikatnego, spokojnego SungGyu, z którym jestem przez cały czas.

Niespodziewanie oderwałam się od niego i szybko, aczkolwiek delikatnie, wstałam z łóżka. Kliknięciem spacji odpaliłam laptopa i zaczęłam pisać zarys mojego projektu. Gyu oparł się na łokciach i zaczął wpatrywać się we mnie z nieodgadnioną miną. Mnie jednak nagle złapała wena i nie mogłam tego stracić. Musiałam zapisać choć zarys, by za chwilę ten pomysł po prostu nie uciekł z mojej głowy.

-Na prawdę, Rinnie? Aż zaczęło mnie zastanawiać, jakie myśli kotłowały się w twojej głowie przed chwilą... - westchnął i opadł na poduszkę zasłaniając oczy ramieniem. Przez to, że nie naciskał, ja rzuciłam się w wir pisania i nim się obejrzałam miałam pełen zarys pracy z wyróżnionymi poszczególnymi akapitami.

Zajęło mi to koło czterdziestu minut, z rozmachem zatrzasnęłam laptopa i spojrzałam na mojego kochanego chłopaczka. Położyłam się koło niego i delikatnie pogłaskałam jego tors. On jednak nawet się nie wzdrygnął.

-Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie - westchnęłam i oparłam się o jego klatkę piersiową. Złapałby mnie sen, jednak YooSoo zaczęła dobijać się do drzwi, które wcześniej zamknęłam na klucz. Niechętnie wstałam i otworzyłam współlokatorce. 

-Trzeba było się zamykać na cztery spusty? - zapytała z ironią i spojrzała na Gyu, który cicho pochrapywał. - Twój misiek chyba zapadł w sen zimowy na twoim łóżku... Będziesz walczyć o miejsce? 

-Chyba rozłożę obóz w innym miejscu, jutro, z samego rana mam sprawdzian. Chcę się wyspać - odpowiedziałam, również koncentrując wzrok na brunecie. 

-Żadnych obozów, poratuję cię i zrobię ci nieco miejsca u siebie - powiedziała Soo poklepując pościel na swoim łóżku. 

-Jesteś kochana - uśmiechnęłam się i przytuliłyśmy się niczym siostry. 

*Bobby*

Mimo chłodu, wyszliśmy na boisko do kosza. To był pierwszy wieczór, który strwonił od deszczu, a pozwolił sobie nawet na przebłyski słońca. Obecność Liv podniosła mnie na duchu. Obawiałem się, że nie będzie chciała wyjść, jednak siedziały teraz wraz z KaRi i rozmawiały. 

-Graj, nie ucieknie - powiedział złośliwie Kai, który w ostatnim czasie nie miał sobie równych w kwestii ciętej riposty. - Jak chcesz, to trzymaj ją na sznurku - dodał, gdy piłkę odebrał Tae. 

Dziś grał również ChanYeol, a za niedługo miały pojawić się również Eliza i YooSoo

-Jak przyjdą dziewczyny, to zagramy cztery na cztery - zaproponował Tae. Chwilę później pobiegł z tym pomysłem do dziewczyn.

~~~~****~~~~

Yeol złapał YooSoo w biodrach i uniósł do góry, a dziewczyna wrzuciła piłkę do kosza. Gdy już odstawiał ją na podłogę, przybili sobie piątkę. 

-YooSoo jest bardzo miła - zauważyła Olivia i pozwoliła bym przez chwilę złapał ją za rękę. 

-Chcesz, tak jak ona, wbić punkt? - zaproponowałem, a ona spojrzała na mnie, zupełnie spokojnie. 

-Nie jestem dzieckiem,  Bobby - zauważyła i puściła moją dłoń. Niezbyt chętnie podbiegła do Elizy, która wraz z nami była w drużynie, oczywiście był jeszcze nadpobudliwy Tae, który już raz doprowadził Kaia do wściekłości. 

Mój wzrok przez cały czas spoczywał na Olivii, która teraz prawdopodobnie przedstawiała ciemnowłosej dziewczynie swoją taktykę. Już, gdy zaczynaliśmy, dała mi dobitnie do zrozumienia, że mamy wygrać. Póki co, wynik był na naszą korzyść. 

-Kończmy to! Komary mnie gryzą! - zawołał nieoczekiwanie Tae, a Ri wycelowała w niego palec. 

-Nie wymyślaj, w listopadzie nie ma komarów! - Na obalenie jej słów, na moim policzku również wylądował nieznośny robak. Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy zostałem znokautowany przez Olivię. Oczywiście krwiopijca odleciał. 

-Wybacz - powiedziała, dotykając mojego czerwonego, szczypiącego policzka. - Nie spodziewałam się, że uderzę tak mocno - przyznała, jednak gdy wszyscy zaczęli się śmiać, łącznie ze mną. Ona również dała się ponieść tym wątpliwym emocjom i zaśmiała się. 

*Hana*

Odkąd Mark opanował chodzenie o kulach, Jessica niespodziewanie zaczęła przyspieszać na korytarzach, tłumacząc, że dzięki temu nie będzie mógł jej w razie czego dogonić. Nie jadała obiadów na stołówce i czaiła się przy zakrętach. Ta sytuacja zaczynała ocierać się o paranoję. Mimo to, postanowiłam trzymać jej stronę. Odmawiałam Tuanowi jakiejkolwiek rozmowy, czy pomocy w sprawie spotkania z Jessicą.

Dzisiejszego ranka Jessi jak zwykle zniknęła wśród tłumu, dlatego przemierzałam szkolne korytarze sama. A przynajmniej zaczęłam. HanBin zaszedł mnie od tyłu i wystraszył dźgając mnie między żebra. Tylko refleks uchronił go od oberwania z łokcia w brzuch.

-Zgłupiałeś? - zapytałam zamiast przywitania i uważnym wzrokiem śledziłam jak podchodzi do mnie. Na jego ustach błądził półuśmiech.

-Gdzie twoja współlokatorka ninja? - zapytał i ucałował mój policzek.

-Bardzo śmieszne... - skomentowałam krzyżując ręce na piersiach.

-Och, nie gniewaj się! Tak na prawdę jestem bardzo szczęśliwy, że w ostatnim czasie widuję cię samą. - Złapał moją dłoń i ruszył do sali, w której miałam mieć zajęcia. - Wiesz, generalnie, kazałaś mi nie wtrącać się w 'tamtą sprawę' - zaczął, robiąc w powietrzu charakterystyczny cudzysłów. - Ale stwierdziłem, że jedno powinnaś wiedzieć. I Jessica w zasadzie też.

-Binnie, chcesz się kłócić? Obiecałam, że nie wpłynę w żaden sposób na tę sytuację i mam zamiar dotrzymać słowa. Rozpowszechnianie plotek do tego należy, więc proszę, odpuść i już nawet o tym nie myśl - powiedziałam najbardziej dyplomatycznie jak tylko potrafiłam. Usłyszałam jego chichot, a później zaczął wywiercać mi dziurę w głowie. 

Już miałam pytać, o co mu chodzi, gdy BI pociągnął mnie we wnękę, w której były drzwi do składzika woźnych i przyszpilił do ściany. Jego ręce trafiły po dwóch stronach mojej głowy. Poczułam jak gorąca krew zalewa moje policzki tylko przez to, że chłopak zdecydował się okazać czułość na korytarzu, gdzie w każdej chwili ktoś może nas zobaczyć.

-HanBin, nie wypada... - zaczęłam kładąc dłonie na jego klacie. Czułam jego napięte mięśnie brzucha skryte pod białą koszulą, na której było widać kilka zagięć świadczących o złym prasowaniu.

-Daj spokój - powiedział, a ja poczułam jego ciepły oddech tuż przy swoim uchu, jego wargi zahaczyły o jego płatek, a następnie skoncentrował się na szczęce. - Nawet nie wiesz, jakie myśli krążą po mojej głowie, gdy masz na sobie tę spódnicę - wyszeptał wprost w moje ucho i złączył nasze wargi. Jedna jego dłoń spoczęła na moim boku i niebezpiecznie zaczęła się zniżać.

Czułam niesamowite emocje. Zawstydzenie mieszało się z ciekawością, a zdrowy rozsądek przez chwilę został przysłonięty przez podniecenie. Skąd w nim przypływ takich uczuć? Niespodziewanie, przy przypływie siły, odepchnęłam go trochę i spojrzałam prosto w jego oczy.

-To nie czas i miejsce - powiedziałam i położyłam mu wskazujący palec na wargach, na których był rozmazany mój truskawkowy balsam.

*KaRi*

Na tacy mieliśmy owoce, wszystko udało się załatwić od naszych kochanych kucharek. Leżeliśmy na łóżku, a raczej ja leżałam na kolanach Kaia, on opierał się plecami o ścianę. Wzięłam w dłoń kawałek jabłka i po chwili zjadłam go.

-Ponoć arbuz jest afrodyzjakiem - powiedziałam po chwili, a on spojrzał na mnie nie kryjąc zdziwienia.

-A jak to działa? - zapytał i również wybrał coś z tacy.

-Wprowadza namiętny i romantyczny nastrój - stwierdziłam po chwilowym zastanowieniu.

-To w sumie logiczne - stwierdził nagle i wziął kawałek gruszki. - Samolocik - powiedział i skierował owoc w moje usta.

-Logiczne? - wyparowałam po zjedzeniu owocu, nie do końca ogarniając, dlaczego doszedł do takiego wniosku. 

-Jak przywalisz komuś arbuzem, to z pewnością zemdleje na twój widok. Mało tego, później możesz bawić się w pielęgniarkę - stwierdził i znów pokierował kawałek gruszki w moją stronę, w ostatnim momencie zawrócił i zjadł owoc.

-Bardzo śmieszne - zakpiłam, wywracając oczami.

-Ri, nie złość się, nawet jeśli rzuciłabyś mi w głowę arbuzem, nadal uważałbym, że jesteś sexy, mało tego, chętnie patrzyłbym jak opiekujesz się mną - zaśmiał się i złapał mnie za przedramię, gdy próbowałam wstać z łóżka w formie protestu, w efekcie moja głowa znów trafiła na jego kolanach. Chłopak pochylił się i ucałował mój nos.

-Sądzisz, że to mnie uspokoi? - zapytałam siląc się na poważny ton. Uroczy uśmiech Koreańczyka poważnie mi to utrudniał.

-A to? - zapytał i zaczął składać drobne całusy na moich policzkach. - To? - kontynuował i zawędrował do linii żuchwy. - Lub... to? - Tym razem jego usta naparły na usta moje. Nie potrafiłam się oprzeć temu dotykowi. Jego ciepłe wargi sprawiały, że czułam motylki w brzuchu.

Kątem oka zauważyłam, że Kai po omacku odnalazł miskę i przeniósł ją na stolik nocny, przy okazji cały zawisł nade mną. Wplotłam ręce w jego włosy, syknął wprost w moje wargi, gdy lekko je pociągnęłam. Gdy zszedł z pocałunkami na dekolt, zdecydowałam się to zakończyć. Za niedługo mają przyjść Olivia i SeulGi. Byłoby wielce niefortunne, gdyby zastały nas w takiej pozycji. Gdy jego wargi trafiły na moją dłoń, posłał mi pełne zdziwienia spojrzenie.

-Niestety, czas mój drogi - powiedziałam i próbowałam odnaleźć wśród pościeli swój telefon. - Pamiętasz? Zaraz przychodzą dziewczyny.

-A za nimi pewnie ciastek i królik - stwierdził i sięgnął pod łóżko wyjmując mój telefon. - Byłaś w takim amoku, że nawet nie usłyszałaś jak upadł.

*Jessica*

Szybko, szybko... Te słowa przechodziły przez moją głowę co chwilę. Nie chciałam spotkać ani Tuana, ani przewodniczącej, a z pierwszych plotek wynikało, że zawzięcie mnie szukali. Dzięki bogu, nie mogli wyjść szybciej z zajęć by zaczaić się na mnie gdzieś pod drzwiami sal, w których miałam zajęcia. Jeśli Mark zdecydował się na kule, to rzeczywiście coś mogło być na rzeczy. Mimo to, nie chciałam się poddawać. Nie chciałam mu ułatwiać tego zadania.

Już tylko chwila i będę na dworze, niestety, przede mną stanęła przewodnicząca. Zapewne biegła, bo nieznacznie dyszała i oparła dłonie na kolanach. Chciałam ją wyminąć, jednak zagrodziła mi drogę ręką.

-Daj to wyjaśnić - poprosiła, a ja zdobyłam się jedynie na pokiwanie przecząco głową. - Jessica, jest jeden bardzo porządny argument, który mówi za tym, że nie mogłabym być z Tuanem. - Uniosłam nieznacznie brew. - Jestem lesbijką.

Te słowa przez chwilę dźwięczały mi w uszach. Widząc mój szok, JiHyun uśmiechnęła się delikatnie i wyprostowała, jej ręka powędrowała w moją stronę w geście zgody. Powoli i niepewnie ją uścisnęłam.

-Gdybyś tak nam nie umykała, już dawno wszystko by się wyjaśniło - wytknęła z lekka złośliwie i przybliżyła się. Jej dłonie wylądowały na moich barkach. - Ale Tuanowi nie upraszczaj zadania. Jak się nabiega i będzie o ciebie musiał walczyć, z pewnością później będzie dużo bardziej milutki.

~~~~****~~~~

Eliza, ChaRin i YooSoo patrzyły na mnie jak na wariatkę. Park prosiła, bym jeszcze raz opowiedziała im wszystko. Począwszy jak przyłapałam Marka na 'zdradzie', kończąc na knuciu z przewodniczącą szkoły.

YooSoo usiadła obok mnie na łóżku i położyła dłoń na ramieniu. To już któryś z rzędu gest tego dnia, który wbrew pozorom dodawał mi dużo wsparcia. ChaRin, która siedziała naprzeciw, uśmiechnęła się przebiegle.

-W takim razie rzeczywiście można ustawić ex rudego do pionu - powiedziała i wszystkie wymieniłyśmy spojrzenia.

-Nie wiem, czy będę na tyle silna - odparłam, a Eliza machnęła na mnie ręką.

-Hana będzie zachwycona, gdy będzie mogła wejść w ten plan. Przynajmniej jednego z tych cwaniaków będzie można porządnie pokarać. - Wszystkie zaśmiały się, mi również udzielił się ten humor.

Do tej pory czułam przy nim fascynację, dreszczyk emocji, jednak nie było tego, co na prawdę chciałabym poczuć - bezpieczeństwa. Mogliśmy mieć nowy start, na moich warunkach. Nawet jeśli będzie wiązało się to z szalonymi planami dziewczyn, warto zaryzykować. Bo jeśli coś jest nam przeznaczone, trafi się mimo przeciwności losu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top