Zagubiony ( Prolog)


Gdzie ja jestem?! Co się dzieje, wszędzie jest strasznie ciemno.. Nie wiem nawet kim jestem, jak tu trafiłem? W sumie dobre pytania tylko kto mi na nie odpowie..
- Pozwól że ci wyjaśnie, jesteś w korytarzu pomiędzy śmiercią a życiem.
- Kim Ty jesteś? - zapytałem
- Lepiej zadaj sobie pytanie kim Ty jesteś, bo tego chyba nawet sam nie wiesz, zresztą pozwól że się przedstawie, jestem tym który zabierze Cię gdy już przyjedzie na to czas, jestem tym który jest sprawiedliwy zarówno dla bogatych jak i dla biednych, nie da się mnie przekupić, jestem nieuniknionym...
- Mam rozumieć że jesteś śmiercią czy tak? - coraz bardziej zaciekawił mnie ten osobnik ubrany w czarno białą szatę, oraz trzymający w ręku tylko wiszący zegar.
- Czym dla Ciebie jest śmierć, co rozumiesz pod tym pojęciem?
- Jestem tylko człowiekiem, myślę jak każdy, dla mnie jak i pewnie dla wiekszości mojego gatunku śmierć to koniec wszystkiego, i przejście do obiecanego życia wiecznego.
- HA HA HA - zaśmiał się starzec, zacząwszy bujać zegarem - widzisz ten zegar? Wiesz ile ludzi w tej chwili poprzez jedno poruszenie zegara zabrałem od zła i bólu, wiesz ile ludzi jest mi teraz wdzięcznymi?
- Oni może i tak, a ich rodziny, dzieci? Pomyślałeś chociaż o nich przez chwile?
- Na nich też przyjdzie pora, ale dość tej pogadanki o tym co się stanie, spójrz lepiej przez tą szybę i powiedz co widzisz..
Podszedłem do okna w którym pojawił się jakiś obraz.. Na początku był dość rozmazany, ale stawał się coraz bardziej przeźroczysty, zobaczyłem chłopaka który idzie przez zatłoczoną ulice czytając na komórce jakiegoś smsa, podchodzi do przejścia.. i nagle... wpada pod rozpędzonego tira, odbija się od maski.. i leci do przodu, rozbijając swoje ciało o lampę, usłyszałem w głowie dziwny krzyk i pojękiwanie z bólu.
- Dlaczego mi to pokazujesz? - zapytałem
- Nie pamiętasz? To jesteś Ty, właśnie tak prawdopodobnie zakończysz swoje życie - odparł z uśmiechem, tak szczerym jakby cieszyło go to że nie żyje..
- Prawdopodobnie? Jest jakaś szansa? - zapytałem drżącym głosem..
- Przejdź przez te oto drzwi - pokazał na drzwi w korytarzu po swojej lewej - tam się wszystkiego dowiesz.. Bywaj, wkrótce się znowu zobaczymy, HA HA HA

Zbliżyłem się do, tych cholernych drzwi, czułem dreszcze nie wiedziałem co jest po drugiej stronie, ale po prostu musiałem je otworzyć. Jednak coś mnie powstrzymywało, podszedłem do drzwi i usłyszałem za nimi płacz oraz śmiech, przecież to niemożliwe jest aby coś było jednocześnie smutne i radosne – pomyślałem. No cóż a jednak, chwyciłem za „klamkę" w sumie sam nie wiem jak to nazwać, to była po prostu świecąca latająca kula, tak jakby iskra prądu elektrycznego. Przeszły mnie dreszcze, i taki dziwne napięcie elektryczne. Drzwi się uniosły do góry, przypominało to trochę wrota jak w tych opowieściach o wielkich zamkach z czasów średniowiecza.. Za drzwiami nic nie było pusty korytarz, otwarcie tej „krypty" spowodowało że umilkło wszystko, oprócz cichego śpiewu, jakbym tą piosenką już gdzieś słyszał, a jednak nie potrafiłem jej określić, szedłem przez korytarz, moje serce pulsowało, czułem się strasznie samotny i opuszczony ale mój mózg za to tak jakby w to nie wierzył, przeczyłem sam sobie. Gdy byłem mniej więcej w środku korytarza, stwierdziłem że nie dam rady, strach przezwycieżył ale stało się coś bardzo dziwnego, zarówno gdybym poszedł w przód czy w tył, trafiłbym do tego samego miejsca ale jak to się mogło stać, przecież prawie stamtąd przyszedłem, stres niestety spowodował to że zemdlałem..

- Hej, nic ci nie jest? - usłyszałem wołanie, jednak nikogo nie widziałem.
- Co z nim zrobimy? - ten głos... gdzieś go kiedyś słyszałem, był mi tak bliski a jednak nie wiedziałem kto to..
- Chodź przeniesiemy go, w bezpieczne miejsce. Musi dojść do siebie.
Nie słyszałem dalszej części rozmowy ale wiedziałem jedno, to nie byli ludzie, raczej... sam nie wiem. Ich głosy były metaliczne, pozbawione emocji. Raczej tak jakby pozbawione ludzkości, nie było tam słychać strachu czy też współczucia, takie „zimne" słowa raczej.
Nie wiem, ile tak leżałem ale zacząłem odzyskiwać przytomność, znajdowałem się w jakimś strasznie białym pomieszczeniu, było tam strasznie zimno i dziwnie.. tak jakby tam nigdy nie było życia. Jakby żadna forma, tam nie istniała. Nagle drzwi zaczeły się otwierać, zobaczyłem anioła z czarnymi skrzydłami ubranego w czarno – biały strój z elementami złotymi, nie wiem dlaczego ale nie mogłem zobaczyć jego twarzy, albo po prostu była tak straszna że moja psychika ją wymazała.
-W końcu się obudziłeś z tego „snu" - zaśmiał się
-Snu, co masz na myśli? – zacząłem się bać bo jeśli to był sen, to może tak naprawdę żaden wypadek tak naprawdę się nie zdarzył..
-Tak „snu" ale to nie był taki sen jaki ty znasz z życia realnego, musisz zrozumieć że życie realne już nie powinno Cię obchodzić bo już nie żyjesz. I musisz sobie to uświadomić, twoja psychika również powoli umiera – zacząłem coraz bardziej się zastanawiać, dlaczego śmierć mówiła że jest szansa na to bym żył, a anioł chce mnie uśmiercić... co tu jest grane?
-Posłuchaj, przyszedłem tu po to bo śmierć powiedziała że mam szanse na to by powrócić do życia, a ty z łaski swojej powiesz mi co mam uczynić aby tam wrócić..
-Spokojnie, uświadom sobie jedno ty już tam nie wrócisz, to co widziałeś w oknie to zatrzymanie dla ciebie czasu, nie cofniesz go już ani nie przesuniesz dalej, nie zobaczysz co było wtedy gdy twoje serce przestało działać, zresztą kiedyś to pojmiesz, rozgość się to twoja kwatera
I zniknął..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: