9. "Louis"
Wyszłam z samochodu i nadal byłam zła. Owszem, nie znałam tego chłopaka, ale przecież nic nie zrobiłam. To wycie go uratowało, nie ja. Od razu po wejściu do domu rzuciłam się na łóżko. Nie chciałam jeść i nie obchodziło mnie to, że nie miałam przepisanych lekcji. Chciałam po prostu zasnąć, jednak nawet to mi się nie udało. Zastanawiało mnie czemu Louis był Omegą. Może uciekł ze swojego stada, albo go z niego wyrzucili. Nastawiłam budzik na szóstą trzydzieści i w końcu zasnęłam.
Następnego dnia wtałam równo z budzikiem. Spakowałam do torby książki i zeszyty i zabrałam się za ubieranie. Nałożyłam na siebie czarne spodnie i biały crop, a na to jeansową kurtkę. Zeszłam do kuchni, w której krzątał się mój brat.
-Dzisiaj nie jesteś zła? - spytał, gdy tylko go zobaczyłam.
-Czemu miałabym być?
-Wczoraj weszłaś do domu, trzasnęłaś drzwiami i więcej cię nie widziałem.
-Po prostu miałam zły dzień. Nie przejmuj się.
Zjadłam śniadanie i razem poszliśmy na autobus. Gdy dojechaliśmy pod budynek szkoły, zauważyłam stojącego niedaleko drzwi wejściowych Jacksona. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Ominęłam go i weszłam do środka, ale ten pobiegł za mną.
-Evelyn. Zaczekaj. Proszę - zaczął mówić, a ja odwróciłam się w jego stronę.
-Czego chcesz?
-Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem.
-Nie jestem zła na to, że na mnie nakrzyczałeś, tylko na to, że mi nie ufasz. Ciągle chcesz wiedzieć co robię, a ja nie wiem czemu.
-Chcesz więcej swobody? - o to właśnie mi chodziło - Dobrze. Ale po prostu się martwię.
-Czemu ci tak zależy?
-Opiekuje się młodymi wilkołakami. Nic nie mogę na to poradzić. To co, przyjmujesz przeprosiny?
-Tak - zgodziłam się. Nie było sensu się kłócić.
Udaliśmy się w stronę szafek, a ja zauważyłam, że ktoś nam macha. Stał po drugiej stronie korytarza, a ja zorientowałam się, że to Louis, którego poznałam wczoraj. Dałam znać dla Jacksona i również mu pomachałam. Uśmiechnął się do mnie i udał się w inną stronę.
Jackson nie był zachwycony tym wydarzeniem. Fakt, że chłopak będzie chodził z nami do szkoły nie sprawiał mu radości.
Po chwili do szkoły weszła Amanda z Jacobem. Chwilę porozmawialiśmy, później udaliśmy się na lekcje. Na jednej z przerw chłopaki poszli przebierać się na w-f, a Amanda ruszyła do sklepiku szkolnego po sok. Ja poszłam do biblioteki i usiadłam przy stoliku, aby powtórzyć na kartkówke. Nie na długo byłam sama, bo już po chwili usłyszałam czyjś głos.
-Mogę się dosiąść? - spojrzałam na niego. Wysoki ciemny blondyn, ubrany w niebieską bluzkę i jeansy.
-Pewnie - musiałam się uczyć, ale byłam bardzo ciekawa co u niego - Jak rana?
-Ani śladu - ulżyło mi.
-Nie wiedziałam, że chodzisz ze mną do szkoły.
-To mój drugi dzień - faktycznie wczoraj mnie nie było - Mogę wiedzieć czyim jesteś Betą?
-Też chcę to wiedzieć - odpowiedziałam - Ugryzł mnie i od tamtej pory go nie widziałam.
-Może nie żyje.
-Prawdopodobnie - teraz ja postanowiłam o coś spytać - Dlaczego jesteś Omegą?
-Uciekłem od swojego Alfy.
-Uciekłeś? - zdziwiłam się - Dlaczego?
-Miałem go dość. Po za tym przeprowadzka i te sprawy.
W tym czasie przyszła do mnie Amanda, zdziwiona pojawieniem się nowego chłopaka.
-Evekyn kto to? - spytała, a ja domyślałam się, że zacznie zadawać setki pytań.
-To jest Louis - powiedziałam.
-Poznaliśmy się... - zaczął a ja mu przerwałam.
-Na przystanku autobusowym - dokończyłam - Jeździmy razem do szkoły.
-Amanda - przedstawiła się - Jej przyjaciółka.
Dosiadła się do nas i zaczęła mówić mu, że mamy już chłopaków i żeby nas nie podrywał. Dziwnie się czułam i później wytłumaczyłam mu, jaka jest Amanda. On tylko uśmiechał się, ale słuchał jej uważnie.
Wydawał się być bardzo miły. Parę przerw później przedstawiłam go dla Jacoba. Po skończeniu lekcji tylko ja wracałam autobusem, bo Jacob i Amanda zostali na zajęcia dodatkowe, a Jackson miał ich później odwieźć. Gdy już zakładałam słuchawki na uszy, ktoś stanął obok mnie.
-Mogę? - spytał blondyn, a ja pokiwałam głową.
-Gdzie twój chłopak?
-Został w szkole - odpowiedziałam i odłożyłam słuchawki na bok.
-Mogę o coś spytać?
-Zależy o co - odparłam.
-Czemu nie powiedziałaś im, że jesteś... no wiesz...
-Najpierw chcę znaleźć Alfe.
Mówiliśmy szeptem, bo wyostrzony słuch nam na to pozwalał. Nie chciałam też, aby ktokolwiek w autobusie nas usłyszał.
-To chyba on powinien znaleźć ciebie.
-Słuchaj. Jestem w tej sytuacji od niedawna, nie wiem jak przechodzić zmiany, mam za sobą tylko jedną pełnię więc nie drąż tematu z Alfą.
-Przepraszam - powiedział, a ja wyraźnie skończyłam temat. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że on jest tylko tak samo jak ja niedoświadczony.
-Długo jesteś wilkołakiem? - spytałam, żeby jakoś załagodzić sytuację.
-Niedługo będzie drugi miesiąc.
-To nie zbyt długo - stwierdziłam.
-Z tego co mi wiadomo jesteś sporo krócej.
-Dwa tygodnie - mruknęłam i w tamtej chwili dojechaliśmy na miejsce.
Wysiedliśmy z autobusu, a ja zdziwiłam się, bo to nie był jego przystanek.
-Nie powinieneś wysiąść jakieś pięć kilometrów dalej? - spytałam, a on wzruszył ramionami.
-Kilka minut i jestem na miejscu - uśmiechnął się i zaproponował, że podprowadzi mnie do domu.
-Oboje jesteśmy Omegami. To nas łączy - powiedział, gdy doszliśmy do bramy obok mojego domu.
-Do jutra - weszłam do środka i przeczytałam smsa, którego dostałam jeszcze w drodze. Umówiłam się z Jacksonem na wieczór i zabrałam się za nadrabianie materiału.
☆☆☆☆
Rozdział głównie o Louisie. Evelyn od razu go polubiła, a wy jak myślicie? Powinna mu zaufać? A może dojdzie do czegoś więcej? Kto wie... W każdym razie Jackson nie jest zadowolony z nowej przyjaźni. Niedługo pojawią się nowe postacie, więc będzie ciekawie :*
Werecoyote85
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top