5. "Zaczyna się"

Nie przestawałam biec. Odwróciłam się i zorientowałam, że jestem już daleko od szosy. Zaczęłam się rozglądać. Nigdy nie byłam w tej części lasu, ale wydawała się być taka jak inne. Gdy znów chciałam zacząć biec, krzyknęłam ze strachu, widząc stojącą blisko mnie postać. Dopiero po chwili zorientowałam się, że go znam.
-Spokojnie - powiedział i podniósł ręce do góry, jak przy nakazie przeszukania.
-Co robisz w lesie? - spytałam. To chłopak, który wpadł na mnie kilka dni temu.
-Biegałem. A ty?
-Ja też - było dziwnie. Oboje nie byliśmy nawet ubrani na sportowo. On jak zwykle w czarnej, skórzanej kurtce i jeansach, a ja w czarnych spodniach i białym cropie.
-Jak się nazywasz? - spytał po chwili, przerywając ciszę.
-Evelyn - stwierdziłam, że mogę mu to powiedzieć, skoro chodzimy razem do szkoły.
-Matt.
-Muszę już wracać - atmosfera zrobiła się dziwna, dlatego postanowiłam wracać.
-Do zobaczenia - uśmiechnął się, pokazując białe zęby. Nie był wysoki, tylko kilka centymetrów wyższy ode mnie.
Wyszłam na główną szose. Jackson odjechał, więc pozostało mi pójście na piechotę. Wyjęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer Amandy. Nie chciałam spotykać się więcej z Jacksonem, ale ona była moją przyjaciółką.
-Cześć słońce - usłyszałam w słuchawce telefonu.
-Cześć kochanie. O której się widzimy?
-O piętnastej otwierają nowy sklep w centrum galerii, a my musimy tam być. Chłopaki nas tam podrzucą.
Była godzina dwunasta, dlatego powinnam zdążyć wrócić do domu i trochę przyszykować.
Pożegnałyśmy się, a ja postanowiłam, że nie będę wracać do domu na piechotę. Zadzwoniłam do Jacoba i poprosiłam, aby po mnie przyjechał.
-Co ty tu robisz? - spytał przez szybę swojej toyoty.
-Byłam na spacerze - nie chciałam wyjść dzisiaj na jeszcze większą idiotke.
-Wskakuj.
Wsiadłam do samochodu i zaczęliśmy rozmawiać o spotkaniu z Amandą i Jacksonem. Jacob zaproponował, że pochodzi ze mną chwilę po galerii i sam wybierze sobie jakieś ciuchy. W pewnym momencie postanowiłam go spytać.
-Jacob. Czy ja się zmieniłam?
-W jakim sensie? - zdziwił się.
-Czy jestem inna?
-Nie. Jesteś normalna. Skąd to pytanie?
-Sama nie wiem. Coś się ze mną dzieje. - Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, mówić mu co się dzieje, ale w końcu był moim chłopakiem - Wierzysz w istoty naprzyrodzone?
-W sensie wilkołaki i wampiry? Jesteś po rozmowie z Jacksonem, zgadza się?
Skąd mógł to wiedzieć? W pewnej chwili pomyślałam, że wszystko mu powiedział, ale przecież sam zabronił mi się z kimkolwiek spotykać.
-On wierzy w takie rzeczy i próbuje to wmówić innym. Nie słuchaj go. Niech zgadne - zaczął mówić ze śmiechem - Według niego jesteś wilkołakiem, czy wróżką?
-Skończmy ten temat, okej? - rzuciłam. Miałam dość gadania o zdarzeniach paranolmalnych.
-Okej. Jedziemy prosto do ciebie?
Zgodziłam się i poszliśmy do mnie. Przebrałam się, a w tym czasie Jacob robił w kuchni kanapki. Na szczęście Jake'a nie było w domu, więc nie musiałam słuchać ich sprzeczek.
Gdy byłam już gotowa do wyjścia, usłyszałam dzwonek do drzwi. Jacob był bliżej, więc otworzył, a ja z piętra usłyszałam Amande.
Stała w drzwiach i wydawała się podekscytowana, że spędzi całe popołudnie w galerii handlowej. Zamknęłam dom i zobaczyłam, że w samochodzie na miejscu kierowcy siedzi Jackson. Zastanawiałam się, czy wspomni o naszym dzisiejszym spotkaniu, ale tak nie było.
Droga do galerii zajęła nam pół godziny. Najpierw poszliśmy do męskiego sklepu, po bluzę, którą upatrzył sobie Jacob. Gdy już ją kupił, umówiliśmy się, żeby przyjechali po nas o dziewiętnastej. Miałyśmy niecałe cztery godziny na obejście całej galerii, jednak nie mogłam skupić się na zakupach, słysząc wszystko zbyt dokładnie. Ostatecznie zdecydowałam się przymierzyć różową bluzkę na ramiączkach z napisem "I am okay" i niebieską koszulę. Amanda natomiast kupiła dwa cropy, jedne jeansy i czarną bluzę z kapturem.
Po trzech godzinach spędzonych w galerii coraz gorzej się czułam. Bolała mnie głowa, która cały czas przetwarzała każdy słyszany dźwięk.
-Chcę już wracać - powiedziałam, na co Amanda bardzo się zdziwiła.
-Już? - normalnie błagałyśmy chłopaków, aby dali nam jeszcze kilka minut na zwiedzenie sklepów z ostatniego piętra.
-Trochę kręci mi się w głowie.
Zadzwoniła po Jacksona, żeby już po nas przyjeżdżał, jednak powiedział, że spóźnią się trochę, ze względu na to, że chcą obejrzeć końcówkę meczu. Poszłyśmy jeszcze na kawę, jednak ból był nie do zniesienia. Słyszane dźwięki były coraz głośniejsze. Dostałam smsa od Jacoba, który oznajmił, że czekają na parkingu. Wsiadłyśmy do samochodu, a mój chłopak wyjaśnił mi, że zabrał już samochód spod mojego domu, więc dzisiaj już do mnie nie zajedzie. Świetnie. Czyli będę wracała sam na sam z Jacksonem. Gorzej być nie mogło. Tak myślałam.
Gdy pożegnałam się z Jacobem i Amandą, odwróciłam się w stronę szyby, aby na niego nie patrzeć. I wtedy zorientowałam się, że zaczęło się ściemniać, a na niebo powoli wkraczał księżyc. Cisza powodowała, że słyszałam bicie serca Jacksona. I to bardzo mnie denerwowało. Było spokojne. A moje prawie wyskakiwało z piersi.
-To przez księżyc. Zmieniasz się.
-To co mówiłeś... Wilkołaki, te sprawy...
-To prawda.
Nagle poczułam ukłucie w dłoni. Otworzyłam ją i zobaczyłam, że moje paznokcie znacznie się wydłużyły. Raniły mnie w skórę. Jackson to zauważył. Poczułam jak wciska pedał gazu.
-Pierwsza pełnia jest najsilniejsza - mówił coś co do mnie nie docierało. Nie chciałam go słuchać. W pewnym momencie wykrzyknęłam, żeby zatrzymał samochód. Gdy to zrobił wybiegłam z niego i upadłam na szose. Nie wiem co mną pokierowało, ale wbiegłam do lasu. I wtedy poczułam, że moje ciało się zmienia. Nie panowałam nad sobą. Po chwili byłam już na czterech łapach i jedyne co pamiętam, to to, że zaczęłam biec.

☆☆☆☆
Rozdziały nie pojawiają się już tak często, dlatego, że chyba nikt tego nie czyta. Pojedyncze osoby zostawiają gwiazdki i komentują, dlatego teraz będę je dodawała dwa razy w tygodniu.
Jutro zaczyna się szkoła, więc muszę znaleźć czas na pisanie. Mam nadzieję, że macie fajną klasę i życzę wam powodzenia w nauce :*
Werecoyote85

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top