4. "Jesteś wilkołakiem"

Tej nocy spałam dobrze. Nie miałam koszmarów, albo ich nie pamiętam. Do mojego pokoju wpadały promienie słoneczne, a na zegarku dochodziła godzina dziewiąta. W weekendy lubiłam długo spać, jednak nigdy nie spałam więcej jak dziewięć godzin. Spojrzałam na ekran telefonu, jednak nie było żadnej nowej wiadomości. Pomyślałam, że może odpuścił, więc zeszłam na dół. Rodzice już dawno byli w pracy, a brat jeszcze wylegiwał się w łóżku.
Wstawiłam wodę na herbatę i wyjęłam z lodówki żółty ser. Zrobiłam kanapki i zalałam torebkę wrzątkiem.
-Cześć - powiedział Jake, wchodząc do kuchni.
-Cześć - odpowiedziałam, patrząc jak dłonią przeczesuje sobie włosy.
-Jest mleko? - spytał, otwierając lodówkę.
-Na szafce. Wyjęłam, bo wiem, że nie lubisz zimnego mleka w kawie.
-Dzięki.
Dostałam smsa, a mój brat przewrócił oczami.
-Twój chłopak?
Zerknęłam na ekran i zobaczyłam, że jest od Jacksona.
-Czemu nie możecie się polubić? - spytałam.
-Bo nie mamy wspólnych tematów. Bo jest głupi. Powodów jest wiele. - wymieniał, a ja przeczytałam smsa.
"Mogę po ciebie podjechać?"
Szybko odpisałam, że nie mam teraz czasu. Musiałam się przecież ubrać i przygotować do wyjścia.
Nagle zauważyłam spadającą na ziemię miskę, którą natychmiast złapałam.
-Niezły refleks siostra - rzucił brat, zabierając ode ją mnie.
Poczułam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Słyszałam wszystko inaczej. Wskazówki zegara przesuwały się tak głośno i ciężko. Nalewane do kubka mleko było jak wodospad, który odbija fale. Zakręciło mi się w głowie, dlatego postanowiłam wrócić do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam głośno oddychać. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. W pewnej chwili usłyszałam jakąś rozmowę.
-Czy wie pan jak dojechać do...
To nie był głos Jake'a. Rozejrzałam się po pokoju, ale nikogo oprócz mnie w nim nie było. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam sąsiada wskazującego drogę jakiemuś przechodniowi. Nie rozumiałam o co chodzi. Jak mogłam słyszeć coś, co działo się kilkanaście metrów dalej?
Spojrzałam w ekran telefonu.
"Zaczęło się, prawda?"
Przeczytałam to i bardzo się zdziwiłam. W pewnym momencie wpadłam w panikę. Zwykle gdy potrzebowałam rady dzwoniłam do Jacoba, ale tym razem postanowiłam spotkać się z Jacksonem. On coś wiedział. Wiedział więcej ode mnie, a ja musiałam to wyjaśnić.
Odpisałam mu, że chcę się spotkać jak najszybciej. Piętnaście minut później był już pod moim domem. Wsiadłam do jego samochodu i wyjechaliśmy z podjazdu.
-Dokąd jedziemy? - spytałam.
-Do parku. Tam jest spokojnie. - odpowiedział, a ja spojrzałam na siebie w lusterku. Moje źrenice były poszerzone.
Gdy dojechaliśmy zaatakowała mnie ogromna fala głosów. Słyszałam różne odgłosy. Zaczęłam rozglądać się dookoła jak szalona, a Jackson zrozumiał, że coś jest ze mną nie tak.
-Evelyn.
-Co się dzieje? - spytałam mając nadzieję, że zna odpowiedź.
-Słyszysz różne dźwięki, prawda? Bicie serca, zgrzytanie zębów.
Pokiwałam głową. Tylko na tyle było mnie stać.
-Ugryzienie nie zniknęło od maści - zaczął się jąkać, jakby nie do końca chciał mi to powiedzieć - Jesteś wilkołakiem.
-Co? - zaśmiałam się. To była najbardziej absurdalna rzecz, jaką ktoś mi w życiu powiedział.
-Jeszcze nim nie jesteś. Stajesz się nim.
-Odbiło ci - nie wierzyłam w to co mówił. - Po to mnie tu sprowadziłeś? To, że słyszę różne rzeczy, można wyjaśnić. Ja po prostu spanikowałam. Odwieź mnie do domu.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę samochodu.
-Dzisiaj jest pełnia. To dlatego wszystko czujesz. Dlatego chciałem się spotkać.
-To nie dorzeczne.
-Evelyn, musisz mi uwierzyć. Wiesz, że coś się z tobą dzieje. Nie ugryzł cię żaden pies, tylko wilkołak.
-Odwieź mnie. Mam wrócić na piechotę?
Chciałam wrócić do domu. Rzucić się na łóżko i o niczym nie myśleć. Miałam tego dość. Omamy słuchowe, na dodatek chłopak przyjaciółki który twierdzi, że jesteś nadprzyrodzonym stworzeniem. Jakoś w to nie wierzyłam.
-Wiem, że to wszystko wydaje się dla ciebie dziwne, ale tak jest - nadal mówił swoje. Jego niebieskie oczy były duże, wydawały się mówić prawdę, jednak ja mu nie wierzyłam.
-Wracajmy - wsiadłam do samochodu i czekałam, aż zrobi to samo. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, jednak w połowie drogi zatrzymał samochód.
-Co robisz? - spytałam. Chciałam wysiąść, ale zablokował drzwi.
-Wsłuchaj się w ciszę.
-Co?
-Proszę.
Zrobiłam tak jak powiedział. Nie było sensu się z nim kłócić. Usłyszałam głośne uderzenia, dopiero po chwili zorientowałam się, że to dźwięk bicia serca. Ale nie było moje.
-Słyszysz, prawda? - Nie wiedziałam jak to jest możliwe.
-Jak? - spytałam.
-Zmieniasz się - odpowiedział.
-Co to znaczy?
-To, co mówiłem. Stajesz się wilkołakiem. - Nie wiedziałam już co było prawdą - Dzisiaj jest pełnia. Zmienisz się.
-To wszystko jest chore - chciałam uciec dokąd kolwiek. Wyciągnęłam telefon i wystukałam w klawiaturze numer Jacoba.
-Co robisz? - spytał wpatrując się we mnie.
-Dzwonię do chłopaka.
-Nie możesz.
-Dlaczego?
-To twoja pierwsza pełnia. Możesz zrobić komuś krzywdę.
W tamtym momencie pociągnęłam za klamkę i mocno szarpnęłam, tak, że drzwi które były zablokowane się otworzyły. Wysiadłam z samochodu i nimi trzasnełam. Miałam dość jego bezsensownego gadania.
-Evelyn wracaj! - krzyknął, a ja zaczęłam biec. Nie wiedziałam dokąd, po prostu chciałam znaleźć się daleko od tego wszystkiego.
Z początku zaczął biec za mną, później usłyszałam warkot silnika. Skręciłam w stronę znajdującego się obok lasu. Od domu dzieliły mnie kilometry, ale chciałam być od niego daleko.

☆☆☆☆
Dzisiaj wybiło 100 wyświetleń, za co Wam dziękuję. W następnym rozdziale możecie spodziewać się pierwszej pełni, ale nie tylko. Od przyszłego rozdziału pojawiać się będą nowe ważne postacie, dlatego bądźcie na bieżąco :*
Werecoyote85

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top