26.

Wieczorem odwiózł mnie do domu, a ja zobaczyłam stojący na podwórku samochód Jacoba. Siedział razem z Amandą na schodach przy drzwiach wejściowych. W pewnej chwili chciałam poprosić Jacksona, żeby zawrócił, jednak za późno. Wyszłam z samochodu, a Jacob wstał i wydawał się być smutny i zły jednocześnie. Chwilę później zauważyłam, że był po prostu zawiedziony.
-Wydzwaniam do ciebie cały dzień, nie dajesz znaku życia, a ty przez cały ten czas byłaś z nim?! - prawie krzyczał, wskazując na Jacksona, który nie wiedział co powiedzieć. Byłam zdezorientowana, nie spodziewałam się ich, w ogóle o nich zapomniałam. Patrzył na Amande, która miała w oczach łzy.
-Zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką? Jak mogłaś? - zwróciła się do mnie, a ja chciałam zacząć to tłumaczyć. Przyjaźniłyśmy się dość długo, nie chciałam jej stracić przez coś czego nawet nie zrobiłam.
-Nie zdadziliśmy was... - spojrzałam na Jacksona mając nadzieję, że się odezwie, jednak milczał.
-Więc co robiliście? - zadał kolejne pytanie.
-Byliśmy... - mogłam powiedzieć prawdę. Nie było to nic strasznego, że poszliśmy do teatru. Ale część z wczorajszej nocy musiałam pozostawić w sekrecie.
-Byliśmy na pogrzebie - odparł Jackson, a ja zaniemówiłam. Wiedziałam, że kłamie, ale miałam nadzieję, że dobrze to wymyśli - Mój znajomy wczoraj miał wypadek. Dowiedziałem się o tym, gdy odwoziłem Evelyn i Louisa.
-Czemu pojechałeś z nią? Czemu do mnie nie zadzwoniłeś?
-Bateria mi padła.
-Nie chciałam zostawiać go samego, a ty byłaś zmęczona... - wtrąciłam się z nadzieją, że mam dobrą grę aktorską.
-Dopiero wróciliśmy - dodał, a Amanda poszła w kierunku drogi.
-Muszę to przemyśleć.
-Ja też - odparł Jacob, po czym wsiadł do swojego samochodu i zgarnął po drodze Amande.
Miałam dziwne uczucie w środku. Z jestem strony byłam załamana tym, że Jacob może ze mną zerwać, ale z drugiej strony czułam pewną ulgę. Spojrzałam na Jacksona, który również udał się w stronę samochodu.
Nie odzywając się do mnie po prostu do niego wsiadł i odjechał, zostawiając mnie samą. Chyba bardziej zabolało mnie to, że Jackson odjechał, niż mój chłopak.

Wróciłam do domu. Jak zwykle było w nim pusto. Rodzice byli w pracy, Jake pewnie był gdzieś z kolegami. Pierwsze co zrobiłam to poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie herbatę, po czym usiadłam na kanapie.
Kilkanaście minut później usłyszałam przekręcanie kluczy i usłyszałam głos brata.
-Gdzie byłaś? Nigdy nie opuszczałaś zajęć - spojrzał na mnie, a gdy zobaczył łzy spływające po moim policzku spytał - Co się stało?
Nie miałam ochoty na rozmowę. Byłam załamana. Nie wiedziałam co czuję. Z Jacobem przeżyłam ponad dwa lata, a Jacksona znałam tylko jako chłopaka Amandy. Jednak czułam się przy nim inna. Znał moją tajemnicę właściwie wcześniej ode mnie. Kiedyś nawet nie myślałam, że możemy się przyjaźnić. Ale odkąd pocałował mnie podczas pierwszej pełni, jakaś jego cząstka trafiła do mojego serca.

W tamtej chwili jedyne czego potrzebowałam to mocnego przytulenia. Mój brat usiadł obok mnie, a ja wtuliłam się w jego ciało. Delikatnie mnie objął, na pewno był bardzo zaskoczony. Nigdy nie okazywaliśmy sobie czułości.
-Powiesz mi w końcu komu mam skopać dupe?
-Sama nie wiem komu. Chyba najbardziej mi - odpowiedziałam, po czym poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie spałam poprzedniej nocy, tym razem szybko mi się to udało.

Obudziłam się około godziny siódmej. Postanowiłam, że pójdę do szkoły, dlatego zaczęłam się szykować. Zjadłam śniadanie i wyszłam na autobus. Byłam ciekawa, czy jest w nim Louis, jednak się nie myliłam. Usiadłam obok niego, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Gdzie byłaś? - natychmiast zadał pytanie.
-Z Jacksonem - odpowiedziałam prawdę. Mógł to wiedzieć.
-Jacob dzwonił do mnie wieczorem. Pytał czy to prawda, że byliście na pogrzebie jego starego znajomego - powiedział, a ja nie wpadłam nawet na pomysł aby zadzwonić do niego i poprosić o alibi.
-Co powiedziałeś?
-Że to prawda - odparł, a mi ulżyło.
-Dziękuję - na te słowa pokiwał głową, ale oczekiwał dalszych wyjaśnień. Opowiedziałam mu tylko trochę tego co robiliśmy, łącznie ze spotkaniem z Jaconem i Amandą.
Dojechaliśmy do szkoły. Wysiadając z autobusu zauważyłam Amande, rozmawiającą z Jacksonem pod szkołą. Wyglądało to trochę na kłótnię. Ominęłam ich i weszłam do szkoły, a tam przy szafkach czekał na mnie Jacob. Louis poszedł w inną stronę, a ja nie miałam najmniejszej ochoty na kolejną wymianę zdań.
-Należą mi się głębsze wyjaśnienia - odparł, a ja nie miałam zamiaru siedzieć cicho.
-To chyba ty powinieneś mi coś wyjaśnić - wyraźnie się zdziwił, a ja mówiłam dalej - Jak mogłeś pomyśleć, że cię zdradzam?
-Spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną - rzucił, a ja przewróciłam oczami. Tym razem to ja chciałam mu wszystko wygarnąć.
-Jackson to mój przyjaciel.
-Od kiedy? - znów zadał pytanie - Jakoś nie raczyliście mi o tym powiedzieć.
-On w porównaniu do ciebie mi ufa! - zdenerwowałam się.
-Skoro tak bardzo sobie ufacie to może coś do siebie macie - tym razem to on podniósł głos.
-Wiesz co? Nie mam zamiaru być w związku z kimś, kto tak uważa.
-Rzucasz mnie? - zaśmiał się na głos - Myślisz, że jak faceci patrzą ci na dupe to poradzisz sobie w życiu? - Nie wytrzymałam. Sugerował mi, że bez niego jestem nic nie warta. Walnęłam go jak najmocniej w twarz, a gdy widziałam jak się skrzywił i złapał za policzek, poszłam w kierunku łazienki. Miałam gdzieś, że inni na nas patrzyli. Minęłam Louisa i weszłam do białego pomieszczenia. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Złość powoli ustępowała. Wilcze pazury, które pojawiły się kilka sekund temu zaczęły się chować.
Nagle do łazienki wparował Jackson. Od razu wziął do ręki moją dłoń, po czym zdziwił się, że zachowałam spokój. Nie chciałam z nim rozmawiać. W międzyczasie zadzwonił dzwonek, a ja udałam się na lekcje. Umiałam nad sobą panować. Od jakiegoś czasu czułam się silniejsza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top