15.
Przed drzwiami czekał na mnie Jacob, który zdziwił się widząc mnie z Louisem. Zapoznałam ich przy okazji, ale nie mówiłam nic więcej. Czasami myślałam, że Jacob był zazdrosny, że większość czasu spędzam z Jacksonem, a nie z nim.
Na jednej z przerw zauważyłam Matta siedzącego na jednej z ławek. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
-Jak twoje stado? - spytał po chwili przerywając ciszę.
-Jest dobrze - odparłam i spytałam o to samo - A twoje?
-Jest dobrze - odpowiedział, a ja pokiwałam głową i udałam się na lekcje.
Po zajęciach poszłam z Amandą do kosmetyczki, z czego się nie cieszyłam, bo nie lubiłam tam chodzić. Zaczęła wypytywać mnie o Louisa, a ja zastanawiałam się, czy to aby Jacob o to jej nie poprosił. Nigdy nie miał powodów do zazdrości, a teraz rozpoczęłam znajomość z Louisem i Mattem, ale też bardzo zbliżyłam się do Jacksona. Stał się tak jakby moim przyjacielem.
Wieczorem nie było sensu się już spotykać, dlatego od razu po powrocie od Amandy, położyłam się spać.
Z racji, że wcześnie zasnęłam, obudziłam się o trzeciej nad ranem. Nie byłam senna, dlatego ubrałam się i ogarnęłam. Napisałam smsa do Jacksona, czy on też nie śpi. Odpisał mi po kilku minutach.
"Spałem, ale zapomniałem wyciszyć telefon i ktoś mnie obudził"
"Następnym razem go wycisz"
"Czego chcesz o trzeciej dwadzieścia osiem nad ranem?"
"Może lekcja z rana?"
"Boże ratuj"
Widziałam w myślach jak przekręcał oczami. Już miałam mu odpisać, jednak mnie wyprzedził.
"Za dwadzieścia minut na polanie. Zadzwoń do tego cwela"
Tym razem pa przekręciłam oczami.
Od razu zadzwoniłam do Louisa, a on natychmiast odebrał. Powiedziałam mu, że rozmawiałam z Jacksonem i będziemy czekać na niego w umówionym miejscu.
Wyszłam z domu przez okno i udałam się w stronę lasu. Ku mojemu zdziwieniu oboje byli już na miejscu. Stali obok siebie, a Jackson odwracał głowę w przeciwną stronę.
-Od razu mówię, że mam prawo być niemiły - odparł brunet, a po chwili dodał - Jest czwarta nad ranem. O tej godzinie normalni ludzie śpią.
-My nie jesteśmy normalni - odpowiedziałam.
Z początku Jackson tłumaczył mi co będzie się działo podczas pełni. Dowiedziałam się, że Louis przeżył już pięć pełni, czyli on również jest młodym wilkołakiem.
-Jeśli nie chcecie nikogo skrzywdzić, lepiej trzymać się z dala od ludzi - powiedział Jackson.
-Co masz na myśli? - spytałam.
-Nie będziecie nad sobą panować - kontynuował - Najlepiej gdybyście przeczekali ją w zamknięciu.
-Byłem już zamknięty podczas pełni. Nie skończyło się to dobrze dla podłogi i ścian - wtrącił Louis.
-Ty masz już jakieś doświadczenie. Ona - wskazał na mnie - Nie ma żadnego. Evelyn. Musisz nauczyć się kontroli podczas pełni.
-Co będę musiała robić?
-Louis. Co ty robisz, gdy zaczynasz coś czuć?
-Zwykle uderzam w coś twartego - odparł i spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową.
-Odpada - mruknęłam.
-Spokojnie. Nasze rany szybko znikają - dodał, ale ja i tak chciałam znaleźć coś innego.
-Na każdego działa coś innego - tłumaczył Jackson - Na jednych ból, na drugich głos ważne im osoby.
-Muszę powiedzieć dla Jacoba. Zrozumie.
-To nie jest najlepszy pomysł - odparł Louis, a ja się zdziwiłam.
-Dlaczego?
-Bo tak narazisz go na niebezpieczeństwo.
Jackson się nie odzywał. Miałam dziwne wrażenie, że wie o czym jest mowa, tak samo jak Louis. Nie chcieli mi powiedzieć więcej, dlatego poszliśmy po swoje rzeczy i udaliśmy się do szkoły.
☆☆☆☆
Rozdział miałam dodać już dawno temu, ale po prostu nie mam ostatnio czasu. Mam nadzieję, że wam się podoba. Podczas kolejnej pełni zdarzy się coś niespodziewanego, co może was zaskoczyć
Werecoyote85 :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top