3. Każdy musi mieć jakieś uzdolnienia artystyczne

– Ewka! – Jeszcze raz walę pięścią w drzwi. – Jeżu, ileż można otwierać?! – akcentuję ostatnie słowo. Ostentacyjnie. Mimo że wcale nie czekam na nią tak długo, jakby się wydawało.

– W łazience byłam! – krzyczy przyjaciółka tak głośno, że słyszę ją mimo zamkniętych drzwi wejściowych. W tym samym czasie, gdy ja odpowiadam, wrota w końcu się otwierają:

– Ileż można brać prysznic?

Ewka wywraca oczami.

– Przynajmniej cały blok wie, że jestem czysta i pachnąca.

– Całe osiedle – poprawiam dziewczynę i wpycham się do ciasnego korytarzyka w mieszkaniu jej rodziców.

– Racja, racja. – Ewka zarzuca mokrymi, blond włosami.

– Zrobiłaś już sobie makijaż – parskam, zobaczywszy, że ma pomalowane rzęsy.

– No przecież nie wiedziałam, czy z kogoś mi nie przyprowadzisz, no! – oburza się Ewka, groźnie marszcząc brwi.

– A Becia już jest?

– A zgadnij – burczy ni to zirytowana, ni zadowolona przyjaciółka.

– Ile się spóźni?

– Jest w Sosnowcu, więc pewnie sporo. Wszystko zależy od tego, ile będą ją trzymać na granicy – rzuca Ewka od niechcenia. – Kawy, herbaty?

– Czegoś na uspokojenie – odpowiadam. – Mam nadzieję, że tym razem nie zapomniała dokumentów – wzdycham i kieruję się w stronę pokoju Ewy, rzucając jej rodzicom dzień dobry, gdy przechodzę obok salonu.

– A dobry, Hanka! – wita się jak zawsze radosna mama Ewki. – A co Beata robi w Sosnowcu?

– Pewnie jest na zakupach. – Wzruszam ramionami.

– Ale żeby tak od razu za granica* jeździć? – pyta zdziwiona.

– Ja – potakuję, a starając się dopasować do tonu dorosłych, automatycznie co nieco zaciągam – tej to się coś pomieszało. – Śmieję się razem z rodzicami przyjaciółki.

Tak naprawdę to znam jedną czy dwie osoby z Sosnowca, które są całkiem spoko. I w sumie mają cały oddział wydziału już humanistycznego, na przeciwko którego jest wybieg dla kóz, ale to taki szczegół. Uciekam z zasięgu wzroku, zanim zaczną się kolejne, już nieco nudne kawały. I w głębi serca wcale nie dziwię się przyjaciółce, że wybrała się do tamtejszego outletu, zwłaszcza że mieszka stosunkowo blisko.

Idę do pokoju przyjaciółki, najpierw przechodząc przez pokój jej młodszej siostry, której na szczęście akurat nie ma w mieszkaniu.

Pomieszczenie – mimo że bardzo małe – jest gustownie urządzone, Ewka osobiście malowała sobie ściany na szaro z białymi wstawkami, wybrała regały, a na wolnym skrawku ściany nad biurkiem obok notatek na studia na bieżąco przykleja różnorakie bilety. Tym sposobem bilet do kina na Toy Story 4 znajduje się obok wejściówki do Euro Disneylandu.

– Mam herbatę – odzywa się Ewka za moimi plecami, a po chwili stawia na biurku dwa wypełnione kubki. – Dla ciebie owocowa, jak zawsze.

– Dzięki – mruczę w odpowiedzi.

– A jak już przy tej ścianie jesteś, to kiedy znowu wybierzemy się do teatru? Ma być taki genialny balet...

– Nie mam kasy – przerywam jej, nim się rozkręci. Wsuwam ręce do kieszeni i dalej przyglądam się biletom. Ewka może nie wygląda, ale kocha sztukę, w każdej postaci. Mawia, że studiuje na ekonomicznym, bo sztukę objawiającą się w liczbach, również pokochała. Podejrzewam, że tak naprawdę chce mieć zawód, z którego będzie miała na tyle pieniędzy, żeby jeszcze więcej podróżować – już nie za kasę rodziców – i chodzić do kina czy teatru. Nawet jeśli na bajki.

– Co się tak zamyśliłaś? – Ewka lekko trąca moje ramię. – Lepiej mów, o co chodziło z tym telefonem i to lepiej szybko! Tylko ani mi się waż mówić, że mnie wkręcałaś z Pawełkiem! Tym słodkookim brzdącem...

– Słodki? Na słodziaka to on zbiera. Za moje hajsy – prycham.

– Właśnie, mam dla was naklejki. Są w kuchni, zaraz ci przyniosę. – Ewka wychodzi z pokoju.

Siadam na łóżko, nad którym wisi ogromny plakat Toma Hiddlestona jako Lokiego. Wciąż uważam, że daleko mu do Cumberbatcha, ale akcent ma przynajmniej jako taki.

Kiedy Ewy nie ma, zaczyna wibrować jej telefon. Zerkam na wyświetlacz – to Beata, więc odbieram.

– Tak?

– Otwórz mi. Mam ciasto.

– Się robi. – Rozłączam się i idę w stronę drzwi. Jesteśmy z dziewczynami na tym etapie, że każda u każdej rządzi jak u siebie, dlatego udaję panią tego zacnego mieszkania. Beata, nim się ze mną wita, podaje mi pakunek.

– O, to wszystko dla mnie?

– Ależ oczywiście!

– Ej! – Do rozmowy dołącza się Ewka. – Ja ci naklejki, ty mi trochę ciasta. – Podaje mi dwie podobizny sarenki Hani. Cóż za ironia.

– Dobra, może być – niechętnie godzę się na ten układ, a prawdziwa pani domu biegnie jeszcze po talerzyki, łyżeczki i nóż do ciasta, przy okazji pytając Beatę, jakiej chce herbaty.

Chwilę później wszystkie trzy studentki Uniwersytetu Ekonomicznego siedzą stłoczone na złożonym łóżku i pod czujnym okiem Toma Hiddlestona (którego podobizn w widocznych miejscach w pokoju jest około piętnastu) zajadają się sernikiem. Tak mogłaby się zakończyć ta historia, gdyby Ewa nie zadała tego niewygodnego pytania:

– To... Co się dzisiaj działo? Szybko, opowiadaj!

– Właaaśnie! – Beata dołącza się do przyjaciółki i obie patrzą na mnie wyczekująco.

– Jakby to powiedzieć...

– Jak nie umiesz po polsku, to może być po chińsku. W końcu chodziłam cały semestr podczas mojej kariery na UŚ-u, na pewno wszystko zrozumiem. – Ironizuje Beata. Faktycznie jest rok starsza ode mnie i Ewy, a po niecałym roku matematyki wydaje się jakby z innego świata.

– Myślę, że...

– ŻE?! – ponaglają mnie dziewczyny, kiedy znowu się zawieszam.

– Że się zakochałam...

– I dlatego czerwienisz się jak moja młodsza siostra?! – oburza się Ewa, a ja faktycznie czuję, jak moje policzki robią się gorące. – Kobieto, ile ty masz lat?

– No w końcu! – mówi zdecydowanie za głośno w tym samym czasie Beata. – Już myślałam, że za mojego życia się tego nie doczekam!

– Ty się tak nie podniecaj. – Ewa kładzie dłoń na ramieniu Beaty i patrzy z powagą w jej szare oczy. – To jeszcze nic pewnego.

– Ale ja chcę wesele!

– Wiem, ja też. Ale najpierw... – Ewa przenosi swoje świdrujące spojrzenie na mnie. – Najpierw musimy coś z nią zrobić.

– Racja.

– Musimy znaleźć coś, czym ona tego faceta wyrwie.

– Dokładnie.

Przyjaciółki patrzą na mnie jak na królika doświadczalnego, a ja tylko coraz bardziej się osuwam w dół i praktycznie już leżę na łóżku, na którym jeszcze chwilę temu siedziałam.

Fakt faktem, jak dotąd ja nikogo nie próbowałam wyrwać, a ani Ewa, ani Beata nie miały z tym najmniejszego problemu. Powiedziałabym wręcz, że zawsze działało to tak, że to chłopacy starali się o nie, a nie na odwrót. Dlatego pomoc przyjaciółce w podbiciu serca mężczyzny faktycznie może być nowym przeżyciem, a niestety to ja tu jestem królikiem.

– No bo nie oszukujmy się, na jej nogi modelki to raczej nie poleci. – Podczas gdy ja rozmyślam, Ewa z Beatą chyba zastanawiają się, jak wzbudzić we mnie kompleksy.

– Tak, musimy znaleźć coś w jej osobowości. Coś niezwykłego. Jestem pewna, że to tylko pozór, Hania nie może być taką zwykłą dziewczyną z...

– Tylko nie wymawiaj mi tu nazwy mojego osiedla, błagam, nie przypominaj... – wtrącam się.

– Ona jest niezwykła, bo jest jedyną dziewczyną, która tam mieszka i w tym wieku jest dalej dziewicą – komentuje niewzruszonym tonem Ewa.

– Zdarza się nawet najlepszym. – Wzruszam ramionami i prostuję się.

– Po prostu pedofile są gatunkiem wymierającym.

– Te żarty powoli schodzą na złą drogę – mruczę.

– Skupmy się lepiej na... – Ewa zamyśla się. – Co może wyróżnić każdego człowieka z tłumu?

– Pieniądze? – odpowiada niepewnie Beata.

– A jak nie mamy pieniędzy, bo jesteśmy głodującymi studentami? Nie, nie chwal się swoimi zakupami – dodaje szybko blondynka.

– Nie zamierzałam. Niecodzienny styl ubierania też nam odpada, bo na skompletowanie Hani szafy od nowa też nas nie stać.

– Poza tym na dziecięcym nie ma tylu dziwnych ciuchów – dodaje Ewa.

– XS-ki na damskim też czasami są dobre – wtrącam.

– Ale myślę, że jakiś makijaż i szpilki starczą. Doda jej to trochę wieku. Nie mówię, że będzie wyglądać na swoje dwadzieścia plus, ale zawsze coś – ocenia Beata, przyglądając mi się uważnie. O makijażu wie swoje, w końcu to jej konik, a Ewa też jest nie najgorsza w te klocki.

– Makijaż to jeszcze, ale szpilki? – protestuję.

– Dlaczego tak się opierasz?

– Nigdy nie chciało mi się malować, a jako że nie mam jakiś problemów z cerą, to tak jakoś... – tłumaczę się niepewnie.

– Teraz to nie jest tak ważne. Zastanówmy się, co jeszcze może zwrócić jego uwagę? – duma Ewa.

– A kto to w ogóle jest? – nagle pyta Beata. – Jak się poznaliście?

– Właśnie! – Ewka się ożywia jeszcze bardziej, a ja naiwnie sądziłam, że to już niemożliwe.

– Jakby wam to powiedzieć... Jest ochroniarzem w Biedronce...

– Czyli ma pracę? Wybornie! – Beata wstaje i zaczyna spacerować po pokoju, żeby pobudzić szare komórki.

– Rozmawialiście?

Kręcę przecząco głową.

– Trudno, jakoś damy temu radę. Ale mamy już punkt wyjścia, po prostu wystarczy obstawić tę Biedronkę. Szybko załatwimy jego grafik i już jest twój. – Ewa, jako człowiek miliona pożytecznych znajomości, naprawdę byłaby w stanie to załatwić.

Może faktycznie powinnam im zaufać?

– Wiem! – nagle krzyczy Beata. – Na pewno poleci na jakieś zainteresowania. Chłopacy lubią dziewczyny z nietypowymi hobby.

– Na sport już trochę za późno. – Ewa marszy brwi, a ja kiwam głową.

– Do ligi koszykarek raczej się nie nadaję.

– Z tego, co pamiętam, to nie grasz na żadnym instrumencie... Ale może śpiewasz? – zastanawia się Beata, jednak zaprzeczam.

– Ale zaraz możemy cię nauczyć! – Ewa aż podskakuje i momentalnie chwyta futerał gitary. – To wcale nie jest takie trudne.

– Lepiej nie... – protestuję. – Pamiętasz gimnazjum...?

– Och, racja... – Entuzjazm mokrowłosej blondynki znika, gdy przypomina sobie lekcje muzyki z czasów chodzenia do jednej klasy w szkole. – Zdolności aktorskie też możemy wykluczyć.

– Ale nie wyklucza to niezwykłego obeznania w kinie – temat podłapuje Becia, ale tym razem Ewa kręci głową.

– Kompletnie jej to nie wciąga. Ale jak nie muzyka, to może plastyka?

– Narysuj coś! – Beata już rozgląda się za papierem.

– Nieszczególnie to potrafię...

– Każdy na wykładach coś bazgrze! – Ewa spogląda na mnie i dodaje: – Masz rację, każdy, poza tobą... Ale może origami?

– Dostanę nerwicy, podziękuję.

– O, a książki? Próbowałaś już pisać własną książkę? – Ewka znajduje kolejną dziedzinę sztuki, w której mogłabym się potencjalnie odnaleźć. – Znajoma kuzynki nieźle się zna, mogłaby ci pomóc...

Dziewczyna zauważa moją niewyraźną minę, a na dokładkę Beata mówi:

– Przecież próbowała na pierwszym roku, a Ola, jej siostra, powiedziała, że może się tym co najwyżej podetrzeć, pamiętasz?

– Ach, racja! Potem się pokłóciłyśmy o to, że chyba była trochę za ostra i przegięła.

– Kto to mówi – mruczę.

– No weź, sarenko, ja to coś innego. – Ewka gładzi mnie po ramieniu.

– Niech ci będzie...

– Coś musimy znaleźć! – Beata wznosi ręce ku niebu. – Przecież każdy musi mieć jakieś uzdolnienia artystyczne.

– Wygląda na to, że Hania jest tu wyjątkiem...

– Może coś jeszcze wyjdzie w praniu? – mówię z nadzieją.

– Z prania, to co najwyżej mogą wyjść skarpetki. – Beata z powagą się zatrzymuje w swoim spacerze po pokoju.

– Tup, tup, tup. – Ewa nachyla się nade mną i wykonuje gest palcami, jakby nóżki jeża przebierały w miejscu.

– A w tych skarpetkach jakaś nadzieja dla mojej miłości? – pytam niepewnie.

– Kto wie? – Beata wzrusza ramionami, po czym opiera dłonie o biodra.

– W sumie lubię robić pranie. – Śmieję się.

– No, i skarpetki. Przecież ty nawet śpisz w skarpetach...

– Co poradzę na to, że bez nich mi zimno?

– A co jeżeli on też śpi w skarpetkach? – Beata robi teatralnie zaskoczoną minę, kładąc dłonie na policzkach.

– Ej, siema, śpisz może w skarpetkach? Bo, wiesz, to mnie kręci – zgrywa się Ewka, a ja wywracam oczami.

– Czyli mamy: niski wzrost, włosy ścięte tak jak ostatnio miałam w przedszkolu, brak make-upu – Beata wylicza na palcach, a pani domu dzielnie jej potakuje – ciuchy z dziecięcego i brak szczególnych zainteresowań, poza fetyszem do skarpetek.

– Kupiłam sobie ostatnio takie fajne w pandy.

– Kuźwa, nie poderwiesz go na skarpetki, kobieto! – oburza się Ewa.

– A skąd wiesz? – Rzucam jej wyzywające spojrzenie.

– Nieważne – przerywa nam Becia. – Rozwiązanie widzę tylko jedno.

– Będziemy czatować pod Biedronką? – pytam.

– To też. Na szczęście we wrześniu jeszcze nie ma zajęć, więc da się to zrobić. Musisz nam go też najpierw pokazać, bo zakładam, że byłaś tak podniecona, że nie wpadłaś na to, żeby zrobić mu zdjęcie?

– No, nie...

– Czyli będziemy musiały go wypatrzeć – analizuje dziewczyna.

Z drugiej strony nie dziwię się, że faceci zawsze lecieli na Beatę – gustownie ubraną, dobrze pomalowaną, w której ruchach po prostu widać naturalną grację i szyk; zawsze ma kasę i czas na wyjścia, więc to, że często jest zapraszana również jej nie przeszkadza. Za to Ewa, czego się nie chwyci, wychodzi jej idealnie – gitara, śpiew, taniec, ciasta, rysunki, wierszyki w pamiętnikach; każdy ją lubi za otwartość i spokój w jej życiu, bo przynajmniej nie ma się wyrzutów sumienia, gdy chce jej się wyżalić.

Cóż, niektórzy w pakiecie od rodziców dostają to, a inni lepszy scenariusz niż w niejednej telenoweli.

– To nie powinno być problemem. A jak już się czegoś o nim dowiemy, to wszystko pójdzie z górki.

– To brzmi na takie proste, gdzie jest haczyk? – Coś czuję, że to pytanie może oznaczać moją zgubę. Szczególnie że obie przyjaciółki patrzą na mnie śmiertelnie poważnie. Aż w końcu odzywa się Beata:

– Będziemy musiały zrobić z ciebie kobietę.


Jak myślicie, czy ten plan może się udać?

Dajcie też znać w komentarzach, jak się Wam podobał rozdział!

Teraz publikacje nieco zwolnią, rozdziały będą pojawiać się raz lub dwa razy w tygodniu.

Do następnego! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top