11. Cieszę się, że się cieszycie

Na pierwszą randkę idę odstawiona jak milion dolarów albo i bardziej. Wszyscy – łącznie z babcią i panią Irką – poczuli się zobowiązani, aby coś mi doradzić. Ewka z Beatą mnie wystroiły i wymalowały, bo na szczęście udało mi się wybić to z głów Olom. W innym wypadku pojawiłabym się na pierwszej randce z rozmazanym eyelinerem, zupełnie jakbym właśnie płakała nad żałością tego świata. Za to mama jest niecodziennie wzruszona, gdy wypuszcza z domu swoją „pierworodną córę".

– To ja już wychodzę – mruczę niepewnie, bojąc się, że gdzieś po drodze się wywrócę. O tyle dobrze, że Beata ma mnie podwieźć na miejsce.

– A mōsz czerowna bielizna? – nagle pyta babcia, przysuwając się nieco za blisko. Szybko odskakuję, bo kobieta jest gotowa zajrzeć mi pod koszulkę i skomentować, że przecież tam nic nie ma i na pewno za mało jem. – Najlepiej ta, która miałaś na matura.

– A po co? – odpowiadam nienaturalnie wysokim głosem.

– Jak po co? Matura tak dobrze ci poszła, żeś się na studia dostała. Teraz też by ci szczęście przyniosła.

– Babciu, to nie do końca tak działa... – Kręcę głową. Matura wcale nie poszła mi jakoś wybitnie. I prędzej była to zasługa szczęśliwych skarpetek niż majtek. I mam je na sobie. Znaczy się, szczęśliwe skarpetki nie majtki. Ale majtki też mam!

Jeżu, pogrążam się już nawet we własnych myślach...

– Dobra, leć już! – Mama uśmiecha się dziwnie jak na siebie. Gdy wreszcie zamykam za sobą drzwi, słyszę, że mówi: – Jak te dzieci szybko dorastają!

– Byleby to był lepszy kawaler niźli ten twój! – komentuje babcia, a to nieco niszczy podniosłość chwili.

Odsuwam od siebie te myśli. Teraz liczę się ja. Tak przynamniej mówiła Ola, a ciekawsko wyglądający zza framugi Paweł kiwał głową. Młodsza siostra pouczała mnie, że to jest chwila, kiedy mam się skupić na sobie i swoim szczęściu, a wszystko się ułoży. Nie jestem pewna, czy na pewno jest specjalistką w tej dziedzinie, ale brzmi to rozsądnie.

Beata czeka przy drzwiach wejściowych do kamienicy, Ewka kilka kroków dalej rozmawia przez telefon. Obie szczerzą zęby i nie wiem, czy nie są jeszcze bardziej podekscytowane niż ja.

– I pamiętaj, nie porównuj go do swoich ex – przypomina mi Beata, wyjeżdżając z parkingu.

– Swoich ex? Masz na myśli Benedicta Cumberbatcha czy Błażeja z przedszkola? – sarkam.

– Oczywiście, że Błażeja! Do Benedicta powinien się upodabniać, więc o nim możecie rozmawiać. Ale dla dobra tego związku unikaj wspominania o Błażeju.

Wywracam oczami. To już jest jakaś paranoja.

Na parkingu przed kawiarnią, w której się umówiliśmy, jesteśmy piętnaście minut później. Wysiadając, rzucam:

– Wracajcie do siebie, dziewczyny. Tak będzie lepiej dla dobra tego związku.

Przyjaciółki tylko się śmieją. A ja wiem, że zrobią po swojemu. To silniejsze od nich.

Zerkam na wyświetlacz telefonu. Nikt nie pisał ani nie dzwonił, a ja jestem gustownie spóźniona pięć minut. Mam nadzieję, że Filip nie spóźni się więcej...

Trochę niepewnie wchodzę do kawiarni, która jest bardzo jasna, a równocześnie przytulna. Urządzona w minimalistycznym stylu, jednak przy wielu stolikach znajdują się kanapy z poduchami w ciepłych kolorach, więc wszystko sprawia bardzo przyjemne wrażenie. Zapach kawy jest wyraźny i zapowiada napój dobrej jakości. Idealnie.

Rozglądam się dookoła, mimowolnie bardzo mocno ściskając pasek torebki. Wtedy zauważam, że Filip wstał i macha w moją stronę, żebym mogła go zauważyć. Wybrał romantyczne miejsce w kącie lokalu – rogowa kanapa, roślinki, na tyle daleko od innych stolików, żeby swobodnie porozmawiać, ale nie tak odsunięte, żeby się poczuć niekomfortowo.

Podchodzę, starając się iść naturalnie, jednak jestem cała sztywna.

– Cześć...

– Cześć, Haniu – wita się czule. – Proszę, usiądź. – Wskazuje na kanapę nieco nerwowym gestem.

Moszczę się, a poduszki okazują się jeszcze bardziej miękkie, niż sądziłam. A Filip jeszcze piękniejszy – w koszuli zapiętej pod szyję, czarnych spodniach i pół-eleganckich butach wygląda zupełnie inaczej niż w mundurze ochroniarza. Ale wciąż tak samo mnie kręci.

Chłopak podaje mi kartę, pytając:

– Na co masz ochotę? Kawa, kakao, a może herbata? Mają tu naprawdę ciekawe smaki... – Biorę kartę, a gdy nasze dłonie przypadkiem się stykają, czuję dreszcz przechodzący przez całe moje ciało.

– Tak pachnie kawą, że chyba się mimo wszystko zdecyduję na trochę kofeiny – śmieję się.

– Mam nadzieję, że nie będę zanudzał i nie zaśniesz. – Filip uśmiecha się, a ja czuję ciepło w żołądku. Albo nie w żołądku, sama nie wiem. Anatomia w tym momencie nie jest moją najmocniejszą stroną.

– Na pewno nie będziesz. – Chcę założyć nogę na nogę, ale wtedy przypadkowo trącam stopą jego łydkę, a to tylko pogarsza sprawę w moim brzuchu i głowie. Teraz już rozumiem te legendarne motylki. – Przepraszam...

– Nie ma za co. – Trąca mnie kolanem. Tyle że celowo...

Zaraz umrę... Nikt nie ostrzegał, że nawet droczenie się tak szybko elektryzuje!

Chowam czerwoną twarz za kartą, mając nadzieję, że zaraz się uspokoję. Nie wiedziałam, że z niego taki flirciarz! A to wcale nie ułatwia mi sprawy!

– Czy można już przyjąć zamówienie? – Nagle obok stolika zjawia się młoda kelnerka. Na nieszczęście Filipa zauważam, że jest to jego, najprawdopodobniej, kuzynka. Są do siebie podobni jak dwie krople wody, zupełnie jakby byli bliźniętami. Postanawiam się jednak z tym nie zdradzać, tylko notuję to sobie w pamięci, bo na pewno znane miejsce pomaga podnieść pewność siebie. I następnym razem to ja mogę być na wygranej pozycji, jeśli pójdziemy do kawiarni, gdzie pracuję.

– Herbatę o smaku malina z czekoladą i brownie dla mnie, a dla Hani... – Filip zerka na mnie pytająco. Cóż za przebiegłość, zamówił pierwszy, więc teraz wiem, że ciastko też stawia. A co mi tam:

– Cappuccino z sosem waniliowym i sernik z malinami...

– Oczywiście. Karty jeszcze zostawię. – I tak jak się pojawiła, kelnerka znika.

Podczas składania zamówienia, zdawało mi się, że słyszałam głos Ewy. Ech, mam już urojenia...

Filip odchrząkuje.

– Czym się zajmujesz na co dzień?

– Studiuję na ekonomicznym, niańczę rodzeństwo... – wzdycham. – A ty? Poza pracą, rzecz jasna – wypalam bez zastanowienia i od razu tego żałuję.

– Studiuję na AWF-ie i niańczę rodzeństwo – śmieje się i zerka na rośliny koło naszego stolika.

No właśnie. Te rośliny. Też się im zaczynam przyglądać.

– Nie są to takie proste studia, jak niektórzy myślą – kontynuuje. – Niektórzy przyszli, bo myśleli, że to siłownia za darmo, a tak naprawdę jest bardzo dużo biologii, a wycisk taki, że każdy mięsień, o którym się uczymy, możemy poczuć z osobna.

– Rozumiem, to musi być męczące... – Ale, o jeżu! Sportowiec!

– Co tu dużo mówić, sam se wybrałem. – Uśmiecha się.

– Nie można zaprzeczyć. – I oboje patrzymy wyczekująco na roślinki, żeby one przestały patrzeć się na nas oczami Ewki i Beci. W końcu się odzywam:

– Ewa, Beata, cieszę się, że się cieszycie, ale możecie już zająć się swoimi sprawami?

– Hania? – Artystycznie zaczyna Beata. – Ty, tutaj? Cóż za zbieg okoliczności!

– Naprawdę... Możemy chwilę z Filipem porozmawiać bez przyzwoitek? – proszę, czując, jak cała się rumienię. Jeszcze tego brakowało. Teraz na pewno weźmie mnie za niesamodzielne dziecko i całe zainteresowanie mu przejdzie! A mogłam zostać w domu pod kołdrą i się tak nie ośmieszać bez reszty.

– Będę grzeczny, obiecuję! – Filip podnosi ręce, jakby na znak niewinności.

Mimo przysłaniających mi dziewczyny roślin, widzę, jak Ewa marszczy brwi, a Beata w zamyśleniu gładzi podbródek.

– Ale macie być naprawdę grzeczni. Mamy swoje wtyki, sprawdzimy. – Ewa rozchyla listki i nachyla się w naszą stronę, a ja zapadam się pod ziemię.

– Spokojnie, zaopiekuję się nimi – mówi nagle zjawiająca się kelnerka. Co to wampir jakiś czy co?!

Ewa chwile taksuje ją spojrzeniem, ale w końcu się zgadza:

– Trzymam cię za słowo.

I nareszcie z Beatą opuszczają kawiarnię.

– Przepraszam cię za nie – mruczę, patrząc na ciastko.

– Nic się nie stało. To nawet zabawne. – Uśmiecha się, a ja wciąż patrzę na swoje ciasto.

I teraz nie wiem, co jest bardziej apetyczne – ono czy Filip.



Jednak jest dzisiaj!

Jak Wasze wrażenia? Na dniach wleci rozdział z pytaniami, a później będą dodatki. ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top