25. Wracamy do domu

Z mojego niczym od dawna nie zmąconego snu wybudziły mnie pocałunki na twarzy. Otworzyłam oczy a przed nimi ukazał mi się wesoły Nath badający mnie, uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. Dałam mu całusa w policzek i wstałam z ziemi, odkryłam koc i... Zaraz koc?

-Skąd mieliśmy koc?-odwróciłam się w stronę Natha, który dalej siedział na ziemi i patrzył na mnie rozbawiony. No tak jest ranek. Spałam na dworze a wcześniej płakałam i walczyłam. Piękny widok to to nie jest.

-Przyniosłem jak spałaś bo byś zamarzła.Słodko wyglądasz jak śpisz

- Taa ale po spaniu nie koniecz...

-Nieprawda. Przed i po walce płaczu czy spaniu wyglądasz pięknie. Naturalnie, świeżo i dumnie. Nadal nie wiem czemu zechciałaś ze mną być, ale jestem egoistą i nie chcę tego zmieniać.

-Jesteś kochany. Mimo moich humorków i dziwactw jesteś przy mnie. Za to cię kocham.

- Powtórz.

- Kocham cię Nathanielu.

- Jak kto pięknie brzmi. Kocham cię Lilyano

Obią mnie w talii i przyciągną do siebie po czym złączył nasze usta w delikatnym lecz namiętnym pocałunku.Gdy zabrakło nam powietrza oparliśmy o siebie nasze czoła.

- Musimy wracać skarbie. Potrzebujemy naszej małej dowódczyni.

-Nie jestem mała.

- Dobrze krasnoludku.

-Nath!!

W świetnych humorach ruszyliśmy do naszego obozowiska, gdzie przytuleni do siebie czekali na nas Alex i Alice. Na nasz widok odłączyli się od siebie i podbiegli do nas. Alice chwyciła mnie za ręce i spojrzała w oczy.

-Lily i jak się czujesz? Lepiej? Nie zrzucaj wszystkiego na siebie. Gdyby nie nasze decyzje i ta głupia wyrocznia nic by się nie stało. A twoją moc ognia na pewno odzyskamy i ...

-Spokojnie Al (od autorki: skrót Alice) wszystko jest dobrze. Trochę za dużo się tego nazbierało.

-Masz rację w ciągu miesiące dali nam niezłe treningi i puścili na wojnę. Poramy się tą sprawą 20 lat nic się nie stanie jak spowolnimy tempo- zauważył Alex na co wszyscy zgodnie kiwnęliśmy głowami.

Droga do twierdzy zeszła nam spokojnie i wesoło. Staraliśmy nie poruszać ciężkich tematów bo tych na pewno będzie wiele jak dotrzemy. Nath ciągle trzymał za ręke od czasu do czasu całując w czubek głowy co było świetnym uczuciem, ale dziwnym. Od początku naszej znajomości był oziębły, zdystansowany i skromny.Teraz zrobił się czuły troskliwy i zabawny i nie oszukujmy się takiego go kocham.Miejmy nadzieję że tak już zostanie.

-A słyszeliście to? Dlaczego blondynka kładzie się z miarą do łóżka? Żeby zmierzyć ile śpi, Heh

- Alex proszę skończ-upomniała go Al po 10 sucharze o blondynkach.

-Jesteśmy w domu.-stwierdział Nathan prowadząc nas leśną scieżką. Stresowałam się powrotem. Pamiętam jak przyjęli fakt że jestem wnuczką osoby, która sprowadziła na nich tyle cierpienia.Moje zdenerwowanie zauważył mój chłopak. Mocniej ścisnął moją dłoń.

-Nic się nie martw. Wychodząc wytłumaczyliśmy im co o tym sądzimy.

-A więc co o tym sądzisz? Też jestem taka jak on?

-Jesteś.

No. Muszę przyznać. Zabolało nie sądziłam że tak o mnie myśli. Czyli jednak jestem tą zdrajczynią i szpiegem za którego ma mnie większość jak nie wszystkich ludzi. Moje rozmyślenia przerwał chichot chłopaka. Popatrzyłam na niego, nie ukrywajmy, jak na debila.A on stanął i przytulił mnie.

-Jesteś tak samo jak on uparta, dążysz do celu, budzisz respekt, potrafisz dowodzić i masz siłę chociaż nie. Jesteś silniejsza i piękniejsza. Jednak ty wykorzystujesz te cechy w sprawie dobra. Pomagasz innym i rzadko myślisz o sobie. Mimo takich mocy i talentów nie wywyższasz się i uważasz za zwykłą nastolatkę. Za to i za wiele innych rzeczy cię kocham.

-Nawet niewiesz jak dobrze to słyszeć.- a na potwierdzenie naszych słów pocałowaliśmy się.

Dotarliśmy do bram twierdzy. Wzięłam głęboki wdech. Alex pchnął duże wrota i ruszyliśmy do sali obrad. Zostaliśmy tam wszystkich naszych bliskich. Babcię, Edwarda, Julię oraz... co dla mnie nie koniecznie było potrzebne Samanthe. Wszyscy oprócz niej patrzyli na nas z uśmiechem po czym wymieniona wyżej trójka... tak trójka bez szmaty, ruszyła nam na powitanie.

-Lily tak bardzo Cię przepraszam. Te moje stare stereotypowe nawyki. Nie myślę tak. Na to co powiedziałem miał chyba wpływ tłumu niż mój przepraszam.

-Nic się nie stało panie Edwardzie sama w siebie zwątpiłam. Nie ma pan o co się obwiniać.

-Przestań mówić "pan" to mnie postarza. Po prostu Edward.

-Dobrze pa... Edwardzie.

-Odrazu lepiej

Przeprosin i śmiechów nie było końca. Oczywiście Samantha po 2 minutach wyszła z sali a my cieszyliśmy się sobą. Wszyscy stwierdzili że faktycznie to wszystko szło za szybko i musimy zwolnić, jednak atak na DK zostanie naszym priorytetem i przygotowania będą trwały. Ehh muszę się jeszcze dowiedzieć co się stało z moją mocą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top