Rozdział 3
- Obawiam się, że.......
- Że się zakochałaś w Bendy (listonoszu)? - cwaniacko się uśmiechnęła
Zarumieniłam się.
-Nie! Nawet nie mogę, bo jestem aniołem, a raczej byłam... - posmutniałam
-Siostrzyczko... - przytuliła mnie - To nie była twoja wina, żadnego z na... -przerawałam jej
- Właśnie, że była. Wtedy to ja byłam odpowiedzialna ZA NIĄ...
Przyszedł do nas Miki z resztą.
- Co się stało? - spojrzał na mnie
- Nic poważnego... - lekko się uśmiechnęłam
Nagle twarz Bendy'ego spowiła czarna maź, która zakryła jego lewe oko. Zaczął kaszleć tą mazią.
- O nie! Bendy trzymaj się! - Borys krzyknął przerażony
- Miki! Zabierz Bendy'ego do naszego namiotu! Szybko!
Miki zrobił tak jak mu kazałam i położył go na łóżku. Moja siostra i ja szybko się nim zajęłyśmy. Podałam mu miksturę, która uspokoiła jego organizm.
- Spokojnie Borys... - Angeles powiedziała łagodnym głosem - Już wszystko dobrze... - delikatnie go przytuliła.
Borys nic nie powiedział tylko bardziej się w nią wtulił.
Wyszłam na zewnątrz nadal będąc w szoku. Utkwiłam swój wzrok gdzieś w oddali, a straszne wspomnienia wróciły.
~Flashback~
(Można włączyć muzykę w mediach, żeby nadać klimatu. I szybkie info w tym wspomnieniu jesteś w formie Demini)
Biegnę ile sił w nogach do Ortensia. Mam ostatni składnik do potrzebnego lekarstwa. Oby nie było za późno... Wrzuciłam potrzebny składnik do mikstury i szybko pobiegłam do jej pokoju.
- Lekarstwo jest już zrobione! - podałam jej lekarstwo o dziwo jej organiz je przyją
-Deminia... Pomóż to tak boli!!!! - znowu zaczęła kaszleć czarną mazią
- Trzymaj się!!! Zaraz przestanie boleć!!! Obiecuję!!! - zaczęłam ją uzdrawiać swoją mocą - PROSZĘ WALCZ!!!
Nagle jej organiz sie uspokoił i .... przestała oddychać.
- ORTENSIA!!!!! NIE!!! - po moich policzkach zaczęły lecieć strumienie łez
Do pokoju wbiegł Ozzi.
- Ortensja? - podszedł do niej - ORTENSJA!!!! - przytulił ją i zaczął płakać
- Ozzy... Bardzo mi przykro.... O-ona nie była wystarczająco silna....
Po chwili do pokoju wbiegł Miki.
- Co się stało? - popatrzył najpierw na Ozziego, a później na mnie - C-Czy o-ona...?
- T-Tak. - powiedziałam przez łzy - N-Nie m-mogłam jej uratować... - po moich policzkach nadal leciały łzy
- To nie twoja wina... - przytulił mnie - Próbowałaś ją uzdrowić po prostu ona były zbyt słaba...
Ze strasznych wspomnień wyrwał mnie głos Mikiego.
- Znowu rozpamiętujesz tamten dzień? - zapytał z nutą smutku w głosie i podszedł do mnie
- Tak... - powiedziałam ze smutkiem - Coś się stało?
- Tak. Bendy się obudził i twoja siostra chce, żebyś się nim zajęła.
- Zaraz przyjdę.
Miki wszedł spowrotem do na miotu, a ja jeszcze chwilę postałam i poszłam do Bendy'ego.
- Jak się czujesz? - spytałam biorąc do rąk miskę ciepłej zupy
- Lepiej. - lekko się uśmiechnął
- To dobrze. Proszę. - lekko się uśmiechnęłam - To ci pomoże stanąć na nogi.
- Dziękuję. - wziął miskę i zaczął jeść zupę
- Tak bardzo ci dziękuję, że pomagasz mojemu bratu!!! - Borys krzyknął i mocno mnie przytulił
- Nie ma za co... - odwzajemniłam przytulasa - To mój obowiązek. - smutno się uśmiechnęłam - A od kiedy twój brat choruje?
- To stało się wtedy, kiedy anioł powiedział mi, że jest szansa na zwalczanie tej choroby tak mi się wydaje, że wtedy.- powiedział smutnym głosem
- Powiadasz, że anioł ci powiedział. - powiedziałam cichym głosem do siebie
- Chyba mam sposób jak wyleczyć twojego brata!! - krzyknęła radośnie Angeles wchodząc do pokoju - A raczej znam osobę która może go wyleczyć!
-NAPRAWDĘ?! JAK SIĘ NAZYWA?! - w tym samym momencie Borys i Bendy krzyknęli
-Dem... - Nie pozwoliłam jej dokończyć
- Żartujesz sobie, prawda? To tylko legenda ona nie istnieje. Ona już nie istnieje.
- Ona uratowała wiele osób.
- Ha! Ale nie uratowała jednej bardzo bliskiej nam osoby. Ortensji. I to przez nią teraz Ozzy nie mów!!! ... To wszystko jej wina... - dodałam po chwili
- [T/i]! To nie jest jej wina ona zrobiła tyle ile mogła. A wracając ta osoba ma na imię Deminia. - uśmiechnęła się - Ona jest naszą patronką...
- I od wielu lat uważana za bajkę, którą się opowiada dzieciom na dobranoc...
- Opowiecie nam ją? Proszę. - Borys zrobił oczy szczeniaczka
Spojrzałam na Angeles.
-No dobrze, ale ty im opowiadasz.
- Zgoda. - Angeles uśmiechnęłasię ciepło - A więc....
*********
Kolejny rozdział za nami. Bardzo dziękuję za udzielenie mi zgody przez Kanra11 na używanie jej obrazków i od tej pory razem z nią będzę prowadzić tą książką! Cieszycie się? Bo ja tak😀 Oczywiście za wszystkie błędy z góry przepraszam. No dobra to na tyle do zobaczenia w następnym rozdziale.
~ Bajo😀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top