Nowe wyzwanie

Obudziłam się pośród szarych ścian. Ból był jedynym co teraz czułam. Leniwie, a może ledwo co podniosłam się do siadu i rozejrzałam po miejscu, w którym się znajduje. Betonowe ściany, małe okna z kratami - chyba takie małe więzienie. Zastanawiło mnie to skąd się tu wzięłam, ale mniejsza z tym. Muszę się ruszyć, żeby dostać coś co złagodzi mój ból. Chociaż, kiedy tak myślę to ruszając się chyba bardziej go spotęguje.
Trzask o kraty było słychać aż w sali biesiadnej, wysłano więc strażników, żeby uspokoili Alice. Strażnik imieniem William zajrzał do pokoju dziewczyny i dostrzegł ją na podłodze, wijącą się w konwulsjach. Szybko otworzył cele i starał się unieruchomić jej ciało. Drugi ze strażników - Aaron zmienił się w wilka i przemierzał korytarze szukając doktora McKlineya. Po chwili Alice leżała pod ciałem William'a, w pokoju pojawił się Aaron wraz z lekarzem. Podał jej zastrzyk, a sekundę później ciało dziewczyny bezwładnie opadło bez nacisku William'a. Lekarz udał się do sali biesiadnej na rozmowę z Wihitu. Zaraz po strażnikach, którzy przedstawili sytuację jaką zastali, McKliney skwitował wszystko krótkim "będzie kolejna przemiana". Dla Wihitu ważne było, żeby Alice przeżyła i tą przemianę, która oznaczała jedno: Alice stanie się następczynią Wihitu.
***
-Alice. - Delikatny i subtelny głos nawoływał moje imię. Rozkoszowałam się tymi paroma dźwiękami po chwili zdając sobie sprawę, że przecież to głos Wihitu. Szybko się zerwałam, przy okazji dostając ogromnego bólu głowy.
- Spokojnie skarbie, zaraz poproszę doktora McKlineya o jakieś tabletki dla ciebie. - Znów ten subtelny głos, który można słuchać bez końca, nie dziwię się, że porusza on całą naszą nadnaturalną społeczność. Nawet tą co nie chce słuchać.
- Dziękuję. - Odparłam prosto, lecz na nic innego nie było mnie stać.
- Kiedy przyjdzie doktor, będziemy musieli poważnie porozmawiać na temat tego co cię czeka, droga Alice. - Nie powiem trochę mnie wystraszyło to co właśnie usłyszałam, ale próbuje zachować zimną krew.
- Czy wszystko będzie ze mną dobrze, Wihitu? - Zapytałam nieśmiało, po tym co wcześniej powiedziała, boję się odpowiedzi.
- Tak skarbie, musisz być tylko silna. Czeka cię jeszcze jedna przemiana.
- Ale jak to...- Nie dokończyłam, bo w pokoju pojawił się lekarz i razem z Wihitu zabrali się za tłumaczenie mi co jeszcze jest przede mną.
Po 30 min od wyjścia McKlineya i Wihitu zdałam sobie sprawę, że moje policzki zalane są łzami. Ledwo co uszłam teraz z życiem po tym jak moje rodzeństwo je straciło, a teraz mam szansę zastąpić Wihitu chociaż totalnie się do tego nie nadaje. Najlepsza jest wizja treningów mimo mojego stanu zdrowia. Taaa, dobrze czujesz ten sarkazm. Jednak to jedyny sposób, żebym przeżyła przemianę, która zdarza się tylko, kiedy nadchodzi niebezpieczeństwo obecnej bogini. Czemu padło na mnie? Nie mam pojęcia, ale nie chcę zawieść rodzeństwa i bogini. Dlatego stanę w obliczu treningów gotowa walczyć o życie.
***
Sala treningowa nie przypominała tej sportowej, była wręcz jak laboratorium. Zobaczyłam przy stoiskach paru nadnaturalnych, a do każdego z nich oprócz doktora był przydzielony strażnik, tylko ja miałam ich aż trzech. Ale tak, decyzja Wihitu jasno nakazywała posiadanie przeze mnie minimum 3 strażników. Uznano mnie za 'lekkie' zagrożenie podczas przygotowań do kolejnej przemiany, więc nie narzekam na samotność. Pierwszym ćwiczeniem na jakie mnie skierowano była bieżnia z tysiącem kabelków i elektrod, które znalazły się na mnie. Po 15 minutach znalazłam się na torze przeszkód, który może i brzmi jak zabawa ale wcale nią nie był, moje ciało musiało wycinać się na tysiące różnych stron, a i tak było niewystarczająco rozciągnięte, żeby go pokonać. Ostatnią przygodą jaką zaplanowała Wihitu były badania krwi, składu DNA itp. W swoim pokoju znalazłam się cała obolała i zmęczona, a pożegnała mnie obietnica doktora, że jutro będzie gorzej, ale to najlepsze wyjście na przeżycie tego co mnie czeka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top