Jack nie lubił ciszy

Hej wszystkim!
Dzisiaj święta z okazji których wstawiłam rozdziały każdej nieskończonej ksiązki na moim profilu więc także i tej. Chciałabym wam życzyć wesołych świąt. Smacznej choinki, ciekawych książek od wujka Ricka masy interesujących ff i smacznych pierniczków! Bawcie się dobrze a teraz zapraszam na rozdział,
Miłego czytanka!

Jack obudził się kiedy czyjaś dłoń szturchnęła go za ramie. Przekręcił się w bok i przetarł zmęczony oczy. Był środek nocy, a mimo to nie przewidziało mu się.

Zmartwiona twarz Lizi wpatrywała się własnie w niego.

-Jack - to były jedynie ciche słowa ale ton z jakim wypowiedziała je jego siostra sprawił że momentalnie oprzytomniał prostując się do siadu.

Przełknął slinę i spojrzał na nią z przerażeniem w oczach.

-Chodzi o Ailę?

Lizi nie odpowiedziała ale Jack wiedział, że się nie pomylił. Wstał na równe nogi poprawiając jednocześnie kosmyki włosów i skierował się do szafy wyciagając z niej pierwszą lepszą bluzę. Narzucił ja na siebie i szybkim krokiem przekroczył próg drzwi.

Spojrzał na Lizi i westchnął:

-Idziesz?

Siostra spojrzała na niego i westchnęła.

-Co chcesz zrobić?

Jack wzruszył ramionami.

-Dokladnie nie wiem ale na pewno poinformować dorosłych - odparł wychodząc z pokoju.

Siostra podązyła z nim i oboje skierowali się korytarzem w stronę sypialni rodziców. Spojrzeli po sobie kiwnęli głowami i oboje zapukali. Jason Grace zaprosił ich aby weszli, a oni otwarli drzwi i na jednym wdechu wydukali:

-Aila zniknęła.

***

To był zły dzień. Jeden z tych bardzo złych podczas których Jack miał wrażenie, że wszystko jest strasznie głupie i bezsensowne. Aili nigdzie nie było i choć policja jej szukała to nadal nic nie znaleźli.

Lizi rozmawiała z rodzicami tłumacząc im wszystko, a on siedział w pokoju i nie zamierzał wyjść.

Skulony w rogu miał ochotę płakać z bezradności. To się znowu stało. Znowu odbierali mu Aile. Znowu odbierali mu jego małą siostrzyczkę.

Nie chciał być sam. Chciał ją przytulic i wiedzieć, że jest bezpieczna. Ale Aili tu nie było, a on był sam. W milczącym pokoju sam także milcząc cisza wydawała się dla niego niemal przytłaczająca.

Kiedy był młodszy lubił cisze ale z wiekiem to jak i wiele innych rzeczy w jego życiu zmieniło się. Zamiast cudownej ciszy teraz w jego życiu była jedynie ta inn cisza. Mroczna niepewna i straszna która kryła w sobie dziwne niepokojące tajemnice.

Westchnąl opierając się o ścianę i czując jak po policzkach sływają mu słone łzy.

Cały świat nagle zawalił się a on czuł się po prostu okropnie. Miał ochotę walić rękami i nogami jednocześnie krzycząc by Aila wróciła.

Ludzie czasem myśleli, że Jack marzył o jakiś cudach ale tak na prawdę on po prostu nie chciał być sam. Nie chciał być sam bo nie lubił ciszy.

To tyle na dzisiaj! Koniecznie dajcie znać czy rozdział się podobał! Jeszcze raz wesołych świąt.
Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top