Rozdział 6
POV Thranduil
Szkarłat oblewający jej delikatne policzki był bardzo słodki. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Nasza walka sprzed kilku dni stała się głównym tematem rozmów. Nie mogłem się nadziwić, jakie ta drobna kobieta ma umiejętności bitewne. Gdyby nie to, że od dziecka ćwiczyłem walkę, pokonałaby mnie w pierwszej minucie. Piękna i groźna. Wyjątkowa.
* * *
Od ślubu moich przyjaciół minął ponad tydzień. Wszyscy przybyli nań goście, zdążyli się już rozjechać. Moją głowę zaprzątał cień smutku. Byłem królem, więc musiałem wrócić do mojego królestwa, do moich ludzi. Nie wyobrażałem sobie, że będę musiał zostawić Alarien. Jak mógłbym żyć bez jej wesołego uśmiechu, miękkich włosów i spontanicznego zachowania? Wiedziałem, że to będzie trudne, ale obowiązki wzywały. Postanowiłem, że dzisiaj wieczorem powiem jej wszystko. Może będzie chciała... może... pojedzie, ze mną? Żyłem nadzieją.
* * *
W ciągu dnia mijałem Alarien kilka razy, ale przez cały czas zbywałem ją. Nie chciałem, żeby się domyśliła, co dla niej przygotowuję. Spostrzegłem, że była smutna, więc włamałem się do jej komnaty i zostawiłem liścik.
Droga Alarien,
przyjdź, nim słońce schowa się za horyzontem. Czekam na ciebie w ogrodzie, spędźmy ten wieczór razem.
Twój Thranduil
Uśmiechnięty wróciłem do dalszych przygotowań. Gdy wszystko było gotowe, udałem się do swojego pokoju i po chwili przebrany, usiadłem na ławce, czekając na piękną elfkę. Spojrzałem na niebo.
-Powinna niedługo nadejść- gdy tylko to pomyślałem, usłyszałem za sobą ciche kroki. Odwróciłem się. Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Alarien wyglądała... nie miałem słów, żeby to opisać. Miała na sobie zieloną, długą suknię, która tylko podkreślała jej długie, ciemne włosy. Była tak niesamowita, że w pierwszej chwili zapomniałem o dobrych manierach. Dopiero kilka sekund później wstałem i ucałowałem jej rękę.
-Wyglądasz pięknie- powiedziałem.
-Ty również jesteś dziś niebywale przystojny.
-Tylko dziś?- zapytałem zaczepnie. Roześmiała się.
-Tak. Tylko dziś- odparła.
-Łamiesz moje serce, pani- westchnąłem, kładąc rękę na swej piersi.
-Przeżyjesz- szepnęła zalotnie. Teraz ja się roześmiałem.
-Przy tobie jestem gotów znieść wszystko.
-Zapamiętam- spojrzeliśmy sobie w oczy. Ach te jej piękne oczy.
-Zechcesz mi dzisiaj towarzyszyć?- zapytałem, wyciągając dłoń w jej stronę.
-Po to tu jestem- odparła, łapiąc mnie za nią- gdzie idziemy?
-Niespodzianka- powiedziałem. Ruszyliśmy. Po chwili zeszliśmy ze ścieżki i udaliśmy się w stronę lasu. Alarien spoglądała na mnie zdziwiona, ale o nic nie pytała. Uśmiechnąłem się i puściłem ją na chwilę. Podszedłem do rosnącego nieopodal drzewa i wyciągnąłem rękę do góry, wyciągając ukrytą tam aksamitną chustkę. Następnie podszedłem do elfki i pokazałem jej materiał.
-Mogę?- powiedziałem- obiecuję, że nic ci się nie stanie.
-Oczywiście- odparła, odwracając się do mnie tyłem- ufam ci.
-Wiele to dla mnie znaczy- rzekłem szczęśliwy, po czym delikatnie zacząłem zawiązywać jej chustkę na oczach. Gdy skończyłem, jedną ręką złapałem ją za dłoń, natomiast drugą położyłem na jej tali. Trzymałem ją bardzo ostrożnie, obawiając sie, że może sobie tego nie życzyć. Jakby wyczuwają moje obawy, roześmiała się.
-Możesz mnie mocnej chwycić- powiedziała rozbawiona.
-Dziękuję za pozwolenie- sapnąłem, przez co uderzyła mnie lekko łokciem w żebra. Zacisnąwszy mocniej ręce, zacząłem prowadzić ją w stronę niespodzianki.
POV Alarien
Byłam jednocześnie rozbawiona i zaciekawiona. Śmiałam się z jego zażenowania, ale przez cały czas zastanawiałam się, co takiego przygotował. Prowadził mnie powoli, uważając, aby nic mi się nie stało. Szliśmy przez około dwie minuty, po czym się zatrzymaliśmy. Słyszałam coś, jakby cichy szum. Wiedziałam, gdzie jesteśmy.
-Gotowa?- szepnął mi Thranduil do ucha.
-Na co?
-Zobaszysz- powiedział cicho i ściągnął mi opaskę. Zamrugałam powiekami, a następnie rozejrzałam się. Dosłownie zaparło mi dech w piersiach. Przed nami znajdowała się mała polana. Wokół było ciemno, lecz jedno miejsce oświetlały drobne światła. Wszędzie paliły się świeczki. Uroku dodał jeszcze wodospad, znajdujący się kilkanaście metrów dalej. Na jasnozielonej trawie leżał czerwony koc, a na nim poukładane były szczerozłote naczynia oraz ogromne ilości owoców i wina. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Byłam tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy. Poczułam, że po twarzy spływa mi łza.
-Czemu płaczesz?- zapytał Król Mrocznej Puszczy, ścierając krople- nie podoba ci się?
-Jest pięknie- szepnęłam, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję. Roześmiał się, następnie mnie uścisnął.
-Dla takiego podziękowania, warto było pracować cały dzień- powiedział cicho. Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję- wyszeptałam, nadal mocno go ściskając.
-Dla ciebie wszystko- odparł czule- zatańczymy?- skinęłam głową. Poruszaliśmy się po całej polanie, a między naszymi ciałami nie było ani centymetra przerwy. Nie liczyło się to, że nie ma muzyki. Wodospad za nami brzmiał jak najczystsze dźwięki. Zaczął mnie okręcać, przez co oboje zaczęliśmy się śmiać. Po kilkunastu minutach tańca i niekontrolowanych chichotów usiedliśmy na kocu. Oparłam się o niego plecami i spojrzałam w niebo.
-Jutro będzie bardzo ciepło- powiedziałam, spojrzawszy na niego.
-Tak- potwierdził. Wróciłam do spoglądania na gwiazdy. Uśmiechnęłam się.
-Jak byłam mała- zaczęłam- razem z siostrą prawie każdego wieczoru, kładłyśmy się na trawie i łączyłyśmy gwiazdy, mówiąc, z czym nam się kojarzą.
-Nie wiedziałem, że masz siostrę- zdziwił się Thranduil.
-Jeszcze paru rzeczy o mnie nie wiesz- szepnęłam, całując go w policzek- ma na imie Arya. Mieszka w Rivendell.
-Dlaczego tam, a nie tutaj z tobą?
-Jej mąż stamtąd pochodzi- odparłam- przeprowadziła się po ślubie. Kiedyś miałyśmy świetny kontakt, jednak teraz obie mamy swoje życie. Jesteśmy zupełnie inne.
-Po jakim względem?- zapytał delikatnie. Zamknęłam oczy, przypominając sobie jej wygląd.
-Każdym. Różnimy się wyglądem, zachowaniem i upodobaniami- powiedziałam, uśmiechając się lekko- ona ma jasne włosy, ja ciemne. Arya lubi sukienki i bale, a ja walkę. Różne, a jednak podobne. Można by rzec, że nawzajem się dopełniamy.
-Zazdroszczę ci- powiedział cicho, przez co spojrzałam na niego zdziwiona- zawsze chciałem mieć rodzeństwo, jednak byłem jedynakiem. Postanowiłem, że sam będę miał co najmniej dwójkę dzieci.
-Chciałabym mieć dwoje dzieci- szepnęłam- małą elfkę i elfa- między nami nastała cisza, którą przerywał tylko szum wodospadu. Nagle Thranduil sięgnął po winogrona. Zaczęłam się głośno śmiać, gdy podrzucił jedną z kulek i złapał ją w usta. Rzuciłam mu drugą, którą chwycił z taką samą gracją. Złapałam dwa owoce naraz. Król spróbował złapać oba, jednak nie wyszło mu i obie kulki odbiły się od jego twarzy. Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Śmiałam się do czasu, aż nie oberwałam truskawką w policzek. Czerwony sok
spłynął po mojej twarzy. Teraz to on śmiał się ze mnie. Rzuciłam mu groźne spojrzenie, po czym skoczyłam na niego, jednocześnie łapiąc w swoje ręce wszystkie soczyste owoce. Zaczęła się bitwa. Biegaliśmy po całej polanie, ze śmiechem rzucając się jedzeniem. Po chwili skończyły mi się pociski, więc wspięłam się na drzewo.
-Zejdziesz po dobroci?- zapytał radośnie elf.
-Nigdy- odparłam.
-Więc będę musiał po ciebie wejść.
-Czekam- zawołałam, szczerząc się głupio. Jak powiedział, tak zrobił i niedużo później był już obok mnie. Ja jednak jeszcze się nie poddałam. Rzuciłam się na niego, przez co oboje spadliśmy z drzewa, wprost do... wody! Nawet nie zauważyłam, że jesteśmy tak blisko niej. Wypłynęliśmy na powierzchnie i głośno się śmiejąc, wyszliśmy na brzeg.
-Powtórzymy to?- zapytałam radośnie.
-Jeśli będziesz chciała- odparł, mocniej ściskając mą dłoń. Zaczęłam wyciskać wodę z włosów, lecz na mojej twarzy przez cały czas widniał ogromny uśmiech. Spojrzałam na Thranduila. Nagle stał się smutny.
-Coś się stało?
-Nie... znaczy tak- rzekł smętnie- ja... muszę ci coś powiedzieć.
-O co chodzi?- przestraszyłam się.
-Jak wiesz, jestem Królem Mrocznej Puszczy- zaczął- wszyscy goście zdążyli się rozjechać, więc i na mnie przyszła pora. Muszę wracać do mojego królestwa.
-Kiedy?- zapytałam poważnie.
-Jutro- szepnął.
-Więc po to, to wszystko?- krzyknęłam, wskazując polanę wokół- chciałeś się tylko pożegnać?
-Nie- odparł- jesteś piękna, niesamo...
-Przestań!- przerwałam mu- nie chcę tego słuchać. Myślałam, że mnie lubisz.
-Lubię, nawet bardzo- powiedział poważnie.
-Ale musisz odjechać- rzekłam cicho.
-Muszę- powiedział, łapiąc mnie za rękę, którą szybko wyrwałam z jego uścisku.
-Przepraszam, ale chcę być sama- rzekłam, po czym odwróciłam się napięcie i pobiegłam w stronę mojej komnaty. Dlaczego życie musi być takie trudne?
* * *
Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Myślałam nad swoją przyszłością. Co mam zrobić? Przebrałam się i wyszłam z pokoju. Pomyślałam, że Thranduil niedługo odjedzie, więc chciałam się, chociaż z nim pożegnać. Nie pomyliłam się. Na dziedzińcu stała lady Galadriela z Celebornem, Elrond i Celebrianą oraz wielu innych elfów. Jednak to nie im poświęcona była moja uwaga. Patrzyłam tylko na jedną osobę, a mianowicie znajdującego się pięć metrów ode mnie Króla Mrocznej Puszczy. On również spojrzał na mnie. Widziałam głęboki smutek na jego twarzy. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się lekko. Był to najbardziej fałszywy uśmiech, jaki kiedykolwiek wykonałam.
-Dobrej podróży- powiedziałam i uściskałam go lekko.
-Hannon le (dziękuję)- odparł, również mnie przytulając. Następnie odszedł ode mnie i pożegnał się z resztą naszych przyjaciół. Gdy skończył, przed samym wejściem na konia, zwrócił się w moją stronę- mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, piękna- uśmiechnęłam się, tym razem prawdziwie.
-Też mam taką nadzieję- szepnęłam. Wsiadł na konia, po czym spoglądając na mnie po raz ostatni. Odjechał. Widziałam, jak jego sylwetka maleje w oddali. Czułam łzy, spływające po moich policzkach.
-Alarien- powiedziała cicho Celebriana, idąc w moją stronę.
-Przepraszam- rzekłam i pobiegłam do swojej komnaty. Słyszałam wołania i kroki za sobą, jednak nie odwracałam się. Wbiegłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Rozkleiłam się całkowicie. Usiadłam na podłodze i płakałam, mając w pamięci te kilka dni. Kilka najpiękniejszych dni w moim życiu. Wiedziałam, że różne osoby próbowały się do mnie
dostać, jednak nie otwierałam im, chciałam być sama. Nagle usłyszałam cichy hałas, dobiegający z zewnątrz. Odwróciłam się w stronę okna i chcąc nie chcąc, się uśmiechnęłam. Celebriana wspięła się po ścianie i właśnie drogą powietrzną wchodziła do mojego pokoju. Nic nie powiedziała, tylko usiadła obok i mocno mnie przytuliła. Spojrzałam na nią zamazanym wzrokiem.
-Jeśli to jest miłość, to ja jej nie chcę- powiedziałam, wylewając kolejne potoki łez- weź ją ode mnie. Proszę!- zamknęłam oczy- dlaczego to boli tak bardzo?
-Ponieważ jest prawdziwe- odparła cicho. Zastanowiłam się nad tymi słowami i pokręciłam głową.
-Było- szepnęłam- to już koniec...
Nie miałam weny na początku, więc myślałam, ze będzie krótki rozdziałek, a potem dostałam fazę na pisanie i nawet nieźle wyszło :-D Mam nadzieję, że się spodoba :* Dziękuję za głosy i komentarze, bo to dla mnie ogromna motywacja <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top