Rozdział 5

Kolejny rozdziałek, pisany podczas głupawki :-D mam nadzieję, że się spodoba takie trochę śmiechu z bohaterami :***


POV Thranduil


Czas spędzony z Alarien leciał niesamowicie szybko, natomiast każda chwila po jej odejściu, wydawała się całą wiecznością. Westchnąłem i znudzony postanowiłem pójść do ogrodu. Po drodze minąłem kilku kłaniających mi się elfów. Nie lubiłem tego. Zawsze chciałem być normalną, wolną osobą.

Gdy wyszedłem na zewnątrz i odetchnąłem świeżym powietrzem. Chwile przechadzałem się po ogrodzie, po czym usiadłem na jednej z ławek. Nie była to jednak zwykła ławka bowiem, to właśnie na niej siedziałem wczoraj z Alarien. Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy, wsłuchując w otoczenie. Było bardzo ciepło, na moją twarz padały jasne promienie, letniego słońca. Nie wiem, ile czasu tak spędziłem, gdy nagle poczułem, że ktoś siada obok mnie.

-Witaj, przyjacielu- rzekł radośnie Elrond.

-Witaj- odparłem z uśmiechem, jednak nadal nie otwierałem oczu- jak tam Celebriana?

-Rozmawia z Alarien i wyrzuciły mnie z komnaty.

-Jak mi przykro- powiedziałem- żona już cię złapała pod swoje skrzydła.

-Mi tam się to podoba- odrzekł. Spojrzałem na niego i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

-Skoro tak twierdzisz.

-Twierdzę- zaśmiał się, a w jego oku pojawił się dziwny błysk- jak podoba ci się przyjaciółka mojej żony?

-Chciałeś użyć tego słowa, prawda?- zapytałem, zmieniając temat.

-Żona, żona, moja żona- powiedział, uśmiechając się szeroko- ładnie brzmi, nie sądzisz?

-Słowo, jak słowo- odparłem.

-Nie znasz się- warknął na mnie, jednak nie przestawał się uśmiechać.

-Mężuś od kilkunastu godzin i już jaki znawca- zaczęliśmy się głośno śmiać.

-A żebyś wiedział!- rzekł mój przyjaciel- i jako znawca sądzę, że Alarien wpadła ci w oko.

-Nic dziwnego, jest piękna- odpowiedziałem.

-Prawda, nawet bardzo piękna- odrzekł. Przez cały czas patrzył na mnie rozbawiony.

-O co ci chodzi?- zapytałem, mrużąc oczy.

-Och o nic, zastanawiałem się tylko, co się stało z drużbą moją i Celebriany. Jakoś tak oboje zniknęli w czasie wesela. Nie wiesz, co się z nimi działo?

-Nie mam bladego pojęcia- zaśmiałem się, a Elrond do mnie dołączył.

-A tak naprawdę?- zapytał zaciekawiony.

-Uznaliśmy, że powinniśmy się lepiej poznać, a na weselu było zbyt głośno do swobodnej rozmowy- odparłem.

-Hmmm...

-Co?

-Tylko że Alarien dziwnym trafem nie wróciła do swojej komnaty- rzekł radośnie.

-A skąd możesz to wiedzieć?- zapytałem zaczepnie.

-Celebriana poszła do niej rano i co się okazało? Łóżko nieużywane, więc gdzie spała?

-Prawdopodobnie nie twoja sprawa- szepnąłem, szczęśliwie. Zaśmiał sie.

-Znaczy, że to coś poważnego?

-Powtarzam. Nie twoja sprawa!- powiedziałem, uśmiechając się lekko.

-Czyli coś jest na rzeczy!

-Ja nic takiego nie powiedziałem.

-Thranduilu ty...- spojrzał na mnie. Jego twarz wyrażała jednocześnie zdziwienie i radość- ty się zakochałeś!

-Przestań!- zaprzeczyłem szybko, zbyt szybko. Elrond wstał- gdzie idziesz?

-Do Alarien- odparł.

-Co?- krzyknąłem, podnosząc się z ławki.

-Muszę ją uściskać, bo dzięki niej może Król Mrocznej Puszczy trochę znormalnieje- zaśmiał się, widząc moją reakcję.

-Bardzo śmieszne- warknąłem- a tak naprawdę?

-Nie miałem planów, gdzie iść, ale chciałem cię zdenerwować- odparł- auć!- wbiłem mu łokieć w żebra. Może trochę za mocno, lecz zasłużył sobie. Spojrzał na mnie z udawaną wściekłością i już po chwili zaczęliśmy się głośno śmiać. Najlepsi przyjaciele, od dziecka i już na zawsze.


POV Alarien


Siedziałam właśnie na łóżku w komnacie Celebriany i Elronda. Przyjaciółka próbowała wyciągnąć ze mnie wszystko, co się działo przez ostatnie kilkanaście godzin. Bezskutecznie, ponieważ nie zamierzałam niczego zdradzić. Jeszcze nie. W końcu zrezygnowana odpuściła. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się złośliwie. Godzina wypytywania? Zemsta będzie słodka.

-Jak tam wczorajsze wydarzenia?- zapytałam.

-Najpiękniejszy dzień w moim życiu!- pisnęła podekscytowana- ślub i wesele było dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłam.

-To, że uroczystość była wspaniała, to wiem- odparłam- ja się pytam, jak późniejsze wydarzenia.

-Chyba nie myślisz, że ci powiem, co się działo- parsknęła śmiechem- ale mogę tylko zdradzić, że się działo.

-Szczegóły?- zapytałam błagalnie, widząc, jak na jej twarzy pojawiają się, coraz czerwieńsze plamy. W duchu nie wytrzymywałam ze śmiechu.

-Chyba śnisz!

-A propos snu- zawołałam- a ty nie powinnaś spać?

-Czemu?

-Skoro tyle się działo, to pewnie jesteś niewyspana- odrzekłam, jednocześnie łapiąc lecącą w moją stronę szczotkę do włosów.

-Koniec tematu!- warknęła powoli- ty mi nic nie powiedziałaś, więc i ja ci nic nie powiem- pokazałam jej język, na co uśmiechnęła się triumfalnie. Wyjrzałam przez okno i spojrzałam na słońce.

-Muszę iść- rzekłam smutno.

-Na randkę?

-Nie, na obchód- odparłam wrednie, przez co uśmiechnęła się jeszcze szerzej- zobaczymy się później.

-Do zobaczenia!

Wyszłam z komnaty i zaczęłam schodzić po schodach. Odwiedziłam strażników w różnych częściach Lothlorien, sprawdzając, czy wszystko w porządku. Na szczęście było. Potem postanowiłam trochę poćwiczyć walkę, więc poszłam do wydzielonej na to części ogrodu. Byłam tam sama. Na początku wzięłam do rąk sztylety, które rzucałam w różne części przygotowanych do tego celu przeciwników. Następnie zaczęłam strzelać z łuku. Wypuszczałam jedną strzałę za drugą, a każda trafiała w sam środek tarcz. Na moja twarz wpłynął uśmiech. Ćwiczyłam do czasu, aż skończyły mi się pociski, a gdy to już nastąpiło, powiedziałam:

-Wiem, że tam jesteś.

-Kiedy zauważyłaś?- zapytał uśmiechnięty Thranduil, wychodząc z ukrycia.

-Odkąd tylko tam stanąłeś- odparłam, podchodząc do niego.

-Jesteś bardzo dobra w walce.

-Dziękuję.

-Może poćwiczymy razem?

-Lepiej nie- odpowiedziałam.

-Boisz się, że przegrasz?- rzekł wesoło.

-Obawiam się, że możesz się załamać, gdy kobieta cię pokona- szepnęłam mu do ucha.

-Sprawdźmy więc- rzekł. W jego oczach czaiło się wyzwanie.

-Miecze?

-Miecze.

Wzięłam broń do ręki, a on uczynił to samo. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, czekając na pierwszy ruch przeciwnika. Postanowiłam rozpocząć to starcie, jednak w tym samym momencie on zrobił to samo. Zaczęło się. Na przemian atakowałam i blokowałam ciosy. Był dobry, bardzo dobry. Rozbawienie zniknęło z naszych twarzy, oboje dawaliśmy z siebie wszystko. Nie liczył się świat wokół, tylko nasze dwie klingi, uderzające o siebie z głuchym łoskotem. Przewidywaliśmy każdy swój ruch, każde pchnięcie i nawet najmniejszy krok. Przemieszczaliśmy się po całym terenie, a ograniczały nas tylko rosnące wokół drzewa. Właśnie, drzewa. Miałam już plan, ale żeby udało mi się wykonać, musiałam zaciągnąć go bardziej między rośliny. Uśmiechnęłam się, ponieważ wszystko układało się po mojej myśli. Walczyliśmy właśnie pod wielkim, rozłożystym drzewem, a około metr nad nami znajdowała się gruba gałąź. Jednym, szybkim ruchem wyskoczyłam do góry i złapałam się jej rękami. Okręciłam się gwałtownie i z impetem kopnęłam go w pierś. Thranduil niespodziewający się tego upadł na ziemie, a ja stanęłam nad nim. Już miałam położyć mu miecz na szyi, gdy nagle poruszył się i niezbyt mocno, a jednak precyzyjnie kopnął mnie w dolną część nóg. Upadłam, a Król Mrocznej Puszczy spojrzał na mnie z uśmiechem.

-Wygrałem.

-Wygrałeś- przyznałam. Wyciągnął rękę, aby pomóc mi wstać. Tylko tego było mi trzeba. Szybko złapałam ją i z całej siły skoczyłam na niego. Teraz to on leżał na ziemi, a ja... na nim.

-Jednak ja wygrałam.

-Nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić- szepnął z uśmiechem. Nagle usłyszeliśmy brawa. Spojrzeliśmy w stronę, skąd dobiegały. Niedaleko nas stało kilkunastu strażników, Elrond i Celebriana oraz lady Galadriela z mężem. Na ich twarzach wymalowane były szerokie uśmiechy. Spojrzałam na leżącego pode mną Thranduila i poczułam, jak czerwienieje. Szybko wstałam.

-Dziękuję za walkę- powiedziałam.

-To ja dziękuję- odparł- nigdy nie walczyłem z kimś tak utalentowanym, jak ty- uśmiechnęłam się.

-Pasujecie do siebie- rzekła lady Galadriela, patrząc na nas radośnie. Usłyszałam chichoty przyjaciół. Dobrze wiedziałam, czym były spowodowane. Moją twarz pokrywały różne odcienie czerwieni. Koloru miłości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top