Rozdział 31

Przed wami najdłuższy rozdział w historii Hogwartu :-P

Spojrzała jeszcze na stojącą przy niej postać i jednym ruchem obcięła jej głowę, która zawirowała na płytkach. Spojrzenie Ninde zgasło, lecz nie to było w tym dziwne. Chwilę po tym jej ciało zamieniło się w proch, który po chwili także zniknął. 

-Tak długo na to czekałam- powiedziała postać, po czym ściągnęła kaptur. 

Kobieta uśmiechała się, ale nie było w tym uśmiechu radości, tylko zimna satysfakcja szaleńca. Miała średniej długości, proste, jasnobrązowe włosy. Jej wzrok padł na młodego księcia. Jej wyraz twarzy uległ zmianie. Teraz elfka uśmiechnęła się łagodnie. Legolas otworzył szeroko oczy ze zdumienia, a Alarien zachłysnęła się powietrzem i usiadła na podłodze. Była tak zdziwiona, iż nawet nie zauważyła, jak jej przeciwniczka jednym machnięciem ręki roztopiła srebrzysty miecz, leżący u jej stóp. Piękna klinga wtopiła się w zimną podłogę, tworząc świetlistą plamę, na kremowej powierzchni. 

-Nie rozumiem- szepnęła, patrząc na Ninde, to na miejsce, gdzie zniknął ostatni ślad, po jej drugiej postaci- jak? 

-Co „jak"?- zapytała elfka, patrząc na królową z kpiną- jak to się stało, że byłyśmy dwie? To chcesz wiedzieć? 

Alarien pokiwała głową. 

-Ona była tylko widmem- zaśmiała się elfka- to ja jestem ta prawdziwa. 

-Więc która z was to ciocia- powiedział ledwie słyszalnie Legolas. 

-Ja, skarbie. Ona istniała tylko przez kilka godzin- odpowiedziała postać- pomyślałam, że tak będzie zabawniej. 

-Co miało być w tym niby zabawnego?- zapytała Alarien, unosząc brwi. Kobieta zaczęła się powoli uspokajać. Pierwsze emocje minęły. 

-Wiesz, jaki miałam ubaw, gdy sobie tak biegałaś z moim sobowtórem i miałaś nadzieje, że się uwolnisz?- szepnęła Ninde, jednocześnie przyglądając się swoim paznokciom- to było piękne. 

-Dlaczego?- warknęła Królowa Mrocznej Puszczy. 

-Grzeczniej- odparła zimno kobieta odziana w zieloną pelerynę. 

-Dlaczego to wszystko zrobiłaś- powtórzyła Alarien, po czym uścisnęła rękę syna i podniosła się z podłogi. Nie chciała dać przeciwniczce satysfakcji. 

-Naprawdę się nie domyślasz, dlaczego to zrobiliśmy? 

-"Zrobiliśmy"? Znaczy kto?- zapytała cicho matka Legolasa. 

-Ja i Thranduil- rzekła Ninde. Na jej twarz wpłynął błogi uśmiech. Miała w pamięci uśmiechniętą twarz Króla Mrocznej Puszczy. Przypomniała sobie jego jasne, delikatne włosy, które czasami niby przypadkiem dotykały jej ramion. 

-Tata by nikogo nie zabił- krzyknął książę, patrząc na elfkę z wściekłością. Alarien położyła mu dłoń na karku. Nie chciała, aby jej syn wzbudzał jeszcze większą złość u... nie wiedziała u kogo. Sądziła, że są przyjaciółkami, a co się okazało? Jedna z najbliższych jej osób, taka, której nigdy by nie posądziła o zdradę, właśnie takowej się dopuściła. 

-Masz rację, kochanie- odparła Ninde. Oczy kobiety lśniły z podniecenia. Wreszcie miało to, na co czekała od bardzo dawna. Największego wroga tuż przy sobie, zdanego na jej łaskę- ja to robiłam, po to, abyśmy oboje w końcu byli szczęśliwi. 

-Porozmawiajmy- zaczęła królowa łagodnie, podchodząc do kobiety- to na pewno da się jakoś wyjaśnić. 

-Co chcesz wyjaśniać, „przyjaciółko"- zapytała elfka. Mówiąc ostatnie słowo, uśmiechnęła się jeszcze zimniej, niż wcześniej i zakreśliła cudzysłów w powietrzu. 

-Nie mogłaś tego zrobić, to nie ty- szepnęła Alarien. Miała nadzieję, że to wszystko, to jakiś głupi sen, z którego zaraz się obudzi- nie wierzę w to. 

-A więc uwierz!-krzyknęła Ninde. Przeszła przez całą długość sali, tak, że stanęła około dziesięciu centymetrów od Królowej Mrocznej Puszczy- to wszystko twoja wina! 

-Co ja ci takiego zrobiłam- zapytała władczyni. W końcu zdała sobie sprawę, że to właśnie ta brązowowłosa elfka, która często pocieszała ją i spędzała nawet całe dnie w jej towarzystwie, w głębi serca jej nienawidziła. 

-Naprawdę się nie domyślasz?- zaśmiała się kobieta- niczego nie zauważyłaś? 

-Czego? 

-My się kochamy!- krzyknęła Ninde, odwracając się. Podeszła do ściany i przyłożyła głowę do jej chłodnej powierzchni. Po jej twarzy spłynęła łza. Nie płakała dlatego, iż żałowała, że zrobiła to, co zrobiła. Płakała dlatego, że przez jedną osobę jej życie legło w gruzach- a ty to zniszczyłaś! 

-O czym mówisz?- zapytał Legolas. Książę spoglądał to na matkę, to na ciocię, z nadzieją, że któraś zaraz wytłumaczy mu, co tutaj się dzieje. Chłopiec niczego z tego nie rozumiał, w przeciwieństwie, do Alarien, do której wszystko dotarło. 

-Ty go kochałaś- szepnęła, patrząc na elfkę ze smutkiem. Próbowała załagodzić sytuację, podchodząc do swej przeciwniczki. Chciała położyć jej dłoń na ramieniu, jednak kobieta w ostatniej chwili się odsunęła. 

-Nie dotykaj mnie!- warknęła- już wystarczająco długo cię znosiłam. Ale to dzisiaj się skończy. Mylisz się. Ja go nie kochałam. Ja go kocham, a on kocha mnie. Kochaliśmy się już od pierwszej chwili, gdy się poznaliśmy. 

-Ninde, ja nie wiedziałam- szepnęła Alarien. Elfka zrozumiała, że jej przyjaciółka jest chora psychicznie. Wiedziała, że jej słowa są prawdą, lecz chowało się w nich jedno kłamstwo. Thranduil jej nie kochał. To jej podświadomość, próbowała wskazać coś innego. 

-A gdybyś wiedziała, to co byś zrobiła? Zostawiłabyś go?- zapytała brązowowłosa zimno. Gdyby wzrok mógł zabijać, Królowa Mrocznej Puszczy leżałaby już martwa- nie zrobiłabyś tego, bo myślisz tylko o sobie! Dlatego musiałam zacząć działać! 

-Dlatego zabiłaś własną siostrę?- zapytał cicho Legolas. Słyszał on o morderstwie, które dało początek wszystkim tragedią, jakie rozgrywały się w leśnym królestwie. Ninde spojrzała na niego smutno, po czym podeszła do niego i przed nim klęknęła. Alarien nie wiedziała, co ma zrobić. Bała się, że zrozpaczona kobieta może coś zrobić dziecku, jednak widząc wyraz jej twarzy, uspokoiła się. Ninde traktowała go jak własnego syna. Królowa pozbierała w głowie wszystkie fakty. Kolejne informacje zaczęły układać się w logiczną całość. 

-Ja jej nie zabiłam- odparła elfka ubrana w zieloną pelerynę, głaszcząc księcia po policzku. Nagle odwróciła się i z całą wściekłością, na jaką było ją stać, spojrzała na jego matkę- to ona to zrobiła. 

Flashback 

Ubrana była w kremową suknie, przemierzała korytarze leśnego królestwa. Nagle zatrzymała się i stanęła przed jednym z obrazów. Uśmiechnęła się czule, po czym przejechała ręką po jasnych włosach jego bohatera. Przez cały czas nie odrywała wzroku od lodowo niebieskich oczu, które z dumą i majestatem wpatrywały się przed siebie. Elfka zamknęła oczy, przywołując wspomnienie uśmiechu Króla Mrocznej Puszczy. 

-Tak bardzo cię kocham- szepnęła, roztwierając powieki. Nie mogła się powstrzymać i zaczęła płakać- mieliśmy być razem, tak jak marzyliśmy, ale ona to wszystko zepsuła. Nie smuć się jednak, najdroższy. Los zawsze może się odmienić.Pociągnęła cichutko nosem i w tej samej chwili usłyszała jakiś delikatny dźwięk za sobą. Odwróciła się, lecz nikogo nie ujrzała, więc tylko wzruszyła ramionami i powróciła do dalszych oględzin obrazu. Jakiś czas później udała się do swojej komnaty, aby w spokoju pomyśleć nad wszystkim, co ją spotkało. Nie miała jednak dużo czasu dla siebie, albowiem chwilę później rozległo się ciche pukanie do drzwi. Elfka otworzyła je, a do środka weszła blondwłosa kobieta. 

-Ninde- powiedziała Eladriela- ja już wszystko wiem. 

-Co wiesz, moja droga?- zapytała jej siostra, zamykając drzwi i uśmiechając się do niej przyjaźnie. 

-Wiem, że kochasz Thranduila- rzekła poważnie. 

-Co? To jakaś po...- zaczęła brązowowłosa. 

-Słyszałam, jak mówiłaś o tym przy obrazie- przerwała jej Eladriela, po czym spojrzała na siostrę smutno- dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? 

-Bo muszę poradzić sobie z tym sama- warknęła Ninde- to moje życie i to ja będę o nie walczyć. 

-Co ty chcesz zrobić? 

-A jak myślisz?- odparła elfka w kremowej sukni- muszę ją zabić. 

-Ty jesteś nienormalna- szepnęła Eladriela, po czym odwróciła się i złapała za klamkę. 

-Gdzie idziesz?- zapytała Ninde. 

-Do Thranduila i Alarien- odparła jej siostra- ty razem im wszystko powiem. 

Opuściła komnatę i podnosząc lekko suknie, ruszyła w stronę schodów. 

-Nie możesz tego zrobić- warknęła brązowowłosa, idąc za nią. 

-Muszę- rzekła elfka, po czym weszła na schody. Już miała zrobić pierwszy krok, gdy usłyszała szept siostry. 

-Eladriela. 

-Tak?- zapytała, odwracając się. 

-To, co teraz się stanie, to będzie jej wina- rzekła Ninde- tylko jej. 

-O czym ty mówisz? 

-Przepraszam, siostrzyczko- odszepnęła elfka- kocham cię. 

Ninde wysunęła ręce do przodu, popychając niczego niespodziewającą się Eladrielę. Blondwłosa elfka krzyczała rozpaczliwie, spadając po ogromnych schodach. Na ich białej powierzchni pojawiły się kropelki krwi. Krzyk ucichł, a bezwładne ciało nadal leciało ku dołowi. Po chwili nastąpił jeszcze trzask, a potem już wszystko ucichło. Zabójczyni wyjrzała przez poręcz, po czym ze smutkiem pokręciła głową. 

-Nie pierwsza i nie ostatnia osoba umiera przez ciebie, Alarien- szepnęła groźnie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem do swej komnaty, czekając na rozwój wypadków. 

Ninde zamrugała powiekami, odsuwając od siebie smutne myśli, jakie nawiedziły jej umysł. 

-To ona to zrobiła- powtórzyła, patrząc na Alarien, jak na coś obrzydliwego. Jak na robaka, którego trzeba zgnieść- oni wszyscy zginęli przez ciebie. 

-Ciociu- zwrócił się do niej Legolas. Jego ciało lekko trzęsło się ze strachu. 

-Kochanie- powiedziała elfka, na powrót kucając przed nim- musimy coś ustalić. Nie będę już twoją ciocią. Za kilka godzin stanę się twoją mamą. Będziemy już zawsze szczęśliwi, ty ja i Thranduil. 

-Odejdz od niego- warknęła Królowa Mrocznej Puszczy. 

-Mam jedną mamę- krzyknął w tym samym czasie książę. 

-Nie wiesz, co mówisz, skarbie- szepnęła łagodnie Ninde, nie zwracając uwagi na słowa Alarien. 

-Wiem- odparł zimno Legolas, wyrywając się z uścisku cioci i podbiegając do żony Thranduila- mam najlepszą mamę na świecie i nie chcę innej. 

-A wiesz co, mój mały?- rzekła elfka, wstając i uśmiechając się szeroko- razem z twoim tatą może pomyślimy o rodzeństwie dla ciebie. Na pewno chciałbyś mieć siostrę albo brata, z którym mógłbyś się bawić. 

-Już prawie miałem siostrę- warknął elf- i to przez ciebie ją straciłem! 

Alarien chciała go powstrzymać, lecz nie udało się. Słowa padły, rzucone niczym liście na wiatr. Uśmiechnięta twarz Ninde stopniowo zaczynała się zmieniać. Spojrzała na Legolasa z nienawiścią, po czym nie odrywając od niego wzroku, uniosła rękę, chcąc go uderzyć. Zamachnęła się, jednak, mimo iż dłoń zaczęła opadać, nie sięgnęła celu. Królowa Mrocznej Puszczy odbiła jej cios. 

-Nigdy nie podnoś ręki na mojego syna- krzyknęła jakby nieswoim głosem. Książę nigdy wcześniej nie widział matki tak wściekłej i opanowanej jednocześnie. Nagle usłyszeli huk, coś jakby ziemia się poruszyła. Legolas uśmiechnął się, sądząc, iż to jego matka magią sprawiła ten wybuch, jednak nie to było prawdą. 

*** 

-Jak my mogłem nie zauważyć, co tutaj się dzieje- powiedział cicho Thranduil, patrząc na wielką twierdzę. Miała ona niespotykany kształt. Wydawało się, jakby jej kraniec sięgał czarnych chmur, które gromadziły się nad horyzontem. Na potężnych murach w kolorze miedzi, stały zastępy orków. Były ich nie setki, a tysiące. Wiele tysięcy wrogów, gotowych do walki. Król MrocznejPuszczy rozejrzał się, patrząc na wojsko swoje, oddział z Lothlorien i armie z Rivendell. Nie spodziewał się, że aż tylu przyjaciół przyjdzie mu z pomocą. Zdawało się, że jest ich więcej, więc przez wzgląd na liczebność mają szansę na wygraną, a co za tym idzie, odbicie dwóch najdroższych mu osób. Coś jednak kazało mu nie czuć się zbyt pewnie. Elrond jakby widząc jego wahanie, położył mu dłoń na ramieniu. 

-Pokonamy ich- rzekł z mocą- zapłacą za porwanie Alarien i Legolasa. 

-Masz rację- odparł Thranduil. W jego głosie czaiła się groźba. Władca Rivendell odetchnął z ulgą, widząc, iż jego przyjaciel na powrót staję się elfem, jakiego znał od lat. Wcześniej martwił się, że może sobie nie poradzić, ale widząc wyzwanie, z jakim świeciły jego oczy, wyzbył się tych myśli. Dowódcy zeszli ze swych koni. Król pogłaskał śnieżnobiałego konia po karku. 

-Odzyskamy twoją panią- szepnął. Cristal spojrzał na niego smutnym wzrokiem, po czym zarżał cicho. 

-Uciekajcie!- pogonił konie Elrond bowiem, nie potrzebne były one w walce, a tylko niepotrzebnie straciłyby życie. Przestraszone zwierzęta pognały przez skały, by po chwili zniknąć za skałami. 

-Czekają na nas- powiedział Celeborn, który dowodził oddziałem z Lorien. Omiótł wzrokiem zastępy orków. Widział przygotowane wyrzutnie, kusze wycelowane w ich stronę oraz wiele płonących pochodni. Król Mrocznej Puszczy również po raz kolejny rzucił okiem na swych przeciwników. Teraz jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, pojawiła się na niej jakby maska, ukrywająca wszystko to, co czuł. Wiedział, że zanim stanie do walki, powinien porozmawiać z przedstawicielem orków, bo przecież nie atakuje się, nie wiedząc, czy zarzut, jaki komuś postawiono, jest prawdą. Ale z drugiej strony to byli orkowie. Z nimi nie można paktować ani im nie można ufać. Pojawili się na nie swej ziemi, więc jego obowiązkiem jest pokazanie im, gdzie ich miejsce. Uniósł dłoń ku górze, a ogromna armia elfów stanęła. Złote zbroje nie lśniły tak, jak zwykle. Piękne, jasne słońce schowało się zza grubymi, czarnymi kołdrami chmur, który górowały nad nimi. Było chłodno, jednak rozgrzewała ich myśl o nadchodzącej potyczce. Przez chwilę panowała cisza. Obie armie wpatrywały się w siebie, nie wykonując żadnego ruchu. Potem z twierdzy rozległy się głośne dźwięki bębnów. Orkowie krzyknęli z uciechy. Rozległy się obraźliwe nawoływania, a z murów zaczęła lać się smoła. Władca Lothlorien uśmiechnął się złośliwie. 

-Myślicie, że nas tym zatrzymacie?- pomyślał rozbawiony. 

-Wasz błąd- rzekł głośno i przerażająco Thranduil, po czym wskazał palcem jednego z elfów i ruchem ręki przywołał go do siebie. Gdy mężczyzna podszedł, król coś powiedział mu cicho, następnie z powrotem przeniósł wzrok na wrogą armie. 

-Zaczynamy walkę?- zapytał go cicho Elrond. 

-Gdzie moja żona i syn?- krzyknął Władca Mrocznej Puszczy, nie zwracając uwagi na słowa przyjaciela. 

-W piekle- usłyszeli warknięcie jednego z orków. Rozwścieczony elf machnął ręką, a w stronę przeciwników poleciała strzała. Jedna jedyna strzała, która nawet nie zbiła się w żadne z ciał, tylko w ogromne drzwi wejściowe. Przez sekundę zapanowała cisza, a potem ziemią wstrząsnął huk, gdy zapalony pocisk uderzył w czarną maź, którą ich wrogowie rozlali. Wejście eksplodowało, a przez nie wypadła armia orków, na czele z kilkoma ogromnymi trolami. 

-Wezmę to za „tak"- zaśmiał się władca Rivendell, po czym razem ze swymi sojusznikami ruszył do walki. 

*** 

Ninde potrząsnęła głową, wracając do siebie, po dość głośnym wybuchu. 

-Co się do cholery dzieje?- krzyknęła wściekle, po czym spojrzała na swych więźniów- zaraz wracam, więc nie odchodźcie za daleko. 

Powiedziawszy to, zniknęła. Dosłownie rozpływają się w powietrzu. Wzrok Alarien odruchowo poleciał ku drzwiom, lecz nawet nie zaprzątała sobie głowy nadziejom. Wiedziała, że będą zamknięte, a kilka desek, którymi wejście było zastawione, tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. Nie warto było marnować czasu na otworzenie ich, miała inną sprawę do załatwienia. 

-Legolas- szepnęła, kucając przed synem i łapiąc go za ramiona- musisz się stąd uwolnić. 

-A ty?- zapytał elf cicho. 

-Ja odwrócę uwagę Ninde. 

-Dlaczego ciocia jest taka?- powiedział cicho chłopiec. 

-Jest na mnie zła, kochanie- odparła królowa- nienawiść zmienia ludzi. Ale nie czas na to. Postaram się ją zając, a wtedy ty uciekniesz. 

-A ty?- powtórzył książę. 

-Ja dołączę do ciebie później. 

-Obiecujesz? 

-Obiecuję, skarbie- szepnęła kobieta, po czym uścisnęła syna. Miała łzy w oczach. Czuła, że go okłamuje, ale nie miała innego wyjścia- mam coś dla ciebie. 

-Co? 

-To- odparła elfka, zdejmując z palca swój pierścionek zaręczynowy- jest dla ciebie. 

-Ale dlaczego?- zdziwił się Legolas- przecież należy do ciebie. 

-To taka tradycja, kochanie- rzekła Alarien czule- podaruj go kobiecie, którą będziesz kochał ta mocno, jak ja kocham ciebie i twojego tatę. Bardziej niż wszystko, bardziej niż życie. 

-Dlaczego dostaję go teraz?- chlipnął chłopiec- dlaczego nie kiedyś indziej? 

-Jesteś już wystarczająco duży, aby go dostać- odparła królowa, udając radosną- mój kochany, dzielny mężczyzna. 

-Kocham cię, mamusiu- szepnął elf, mocno przytulając się do piersi matki, wdychając delikatny zapach jej włosów. 

-Wiem o tym skarbie- odszepnęła Alarien, po czym odsunęła syna na długość ramion- gdy uciekniesz, znajdź tatę i opowiedz mu, co się wydarzyło. To on i jego armia spowodowali ten huk, czuję to. Walczą na zewnątrz. Nie możesz dać się złapać orkom. 

-Dam radę- rzekł Legolas poważnie- wiesz, że umiem się skradać. 

-Wiem, mój piękny- szepnęła kobieta, przytulając go po raz ostatni- wiem. 

-O jak słodko- zadrwiła Ninde, pojawiając się nie wiadomo skąd- a co wiesz? 

-Że cię nienawidzę- odparła królowa zimno, po czym pogłaskała syna po jasnej głowie i podniosła się, stając twarzą w twarz z elfką odzianą w zieloną pelerynę. 

-Z wzajemnością, „przyjaciółko"- zadrwiła brązowowłosa. 

-Skąd ten huk?- zapytała Alarien, udając, że tego nie wie. 

-Elrond i Celeborn przyszli cię uratować- westchnęła teatralnie- ciekawe czemu? 

-O czym mówisz? 

-Ciekawe czemu przyjechali aż tutaj- odpowiedziała Ninde wrednie- może z nimi też sypiałaś. 

-Przestań- krzyknęła Królowa Mrocznej Puszczy. Próbowała uderzyć przeciwniczkę, lecz ta po raz kolejny rozpłynęła się w powietrzu. Nowy huk wstrząsnął ziemią, tym razem spowodowany jej mocą. Elfka przesunęła wzrokiem po drzwiach. Jej magia zniszczyła dwie deski, które je przytrzymywały, lecz została trzecia. Miała nadzieję, że Legolasowi uda się ją sforsować. 

-Tylko się z tobą droczę- machnęła ręką kobieta w zielonej pelerynie, pojawiając się na nowo- jak ja lubię tę teleportację! 

-Jak to się stało, że masz pod swoją władzą tylu orków?- zapytała Alarien zimno. 

-Jeździłam po świecie- odparła Ninde- tu i tam nauczyłam się paru magicznych sztuczek, a potem zdolności przyszły same. Orkowie to nędzne kreatury czekające na kogoś, kto je poprowadzi. Ja miałam zdolności, więc bały mi się przeciwstawić. Tak oto stałam się ich królową- powiedziawszy to, usiadła na tronie, wyczarowując sobie koronę. Dokładnie taką, jaką na co dzień nosił Król Mrocznej Puszczy. 

-To, co dokładnie się dzieje na zewnątrz?- powtórzyła ciemnowłosa elfka. 

-Aj- zawołała zdrajczyni, podnosząc się z miejsca- miałam ci pokazać. Zechcecie pójść ze mną, aby spojrzeć, jak ci zdrajcy giną? 

-Dokąd?- zapytała Alarien. 

-Na górę- odparła Ninde- teleportuję nas. Akurat mogę na raz wziąć trzy osoby. 

-Weź tylko mnie- rzekła Królowa Mrocznej Puszczy- Legolasa zostaw tutaj. 

-Ale on powinien zobaczyć, jak oni...- zaczęła czarownica, lecz elfka jej przerwała. 

-Chcesz być jego matką i chcesz pozwolić, aby patrzył na coś takiego?- powiedziała podstępnie żona Thranduila. 

-Masz rację- szepnęła kobieta, po czym podbiegła do księcia i pocałowała go w policzek, na co skrzywił się nieznacznie- przepraszam, skarbie. 

Pogłaskała go jeszcze po głowie, następnie podeszła do jego matki i złapała ją za rękę. 

-Uciekaj- szepnęła bezgłośnie Alarien do syna, po czym świat się rozpłynął i na kilka sekund zapanowała ciemność. 

*** 

Szczęk broni, wybuchy, świst strzał i okrzyki bólu. Tylko te przerażające dźwięki słychać było na polu bitwy. Wszystkie szyki zostały rozbite. Trwała piekielna rozgrywka, pociągająca za sobą setki, jeśli nie tysiące ofiar. Wszędzie wokół migały złote tarcze i zbroje, zabijając kolejnych przeciwników, lecz i ci nie pozostawali dłużni. Dotąd gołe skały zaścielone były ciałami, których twarze zamierały w grymasie bólu, lub przerażenia. Sojuszowi trzech elfickich krain nie udało się jeszcze dotrzeć do twierdzy. Horda przeciwników przez cały czas zasłaniała wejście. Władca Rivendell, Lothlorien i Mrocznej Puszczy walczyli ramie w ramie. Jak przyjaciele, którymi zresztą byli. Nawzajem bronili swych pleców, nie pozwalając, aby któremukolwiek stała się krzywda. Obawiali się jednak, iż ich los jest przesądzony. Początkowe nadzieje na wyrównane szanse prysły. Wiedzieli, że ich przeciwników jest o wiele więcej, niż się początkowo zdawało. Thranduil jednak postanowił się nie poddawać. Nie mógł zostawić żony i syna na pastwę tych okropnych kreatur. Aż bał się pomyśleć, co by było, gdyby któreś z nich zginęło. Nie wiedział, jakby sobie z tym poradził. Przypomniała mu się obietnica, jaką złożył niedawno. 

Flashback 

-Obiecaj mi coś- powiedziała Alarien poważnie, wtulając się w jego pierś. 

-Co? 

-Jeśli umrę...- Thranduil chciał jej przerwać, lecz kobieta położyła mu palec na ustach, zmuszając do zachowania ciszy- obiecaj, że jeśli umrę, nic sobie nie zrobisz. Nie rzucisz się z klifu, jak Silvian, ani nie umrzesz przez złamane serce. 

-Alarien, ja...- pokręcił głową, spoglądając na nią smutno- nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jeśli coś by ci się stało, nie wiem, czy bym sobie poradził. 

-Musisz!- rzekła ostrzej- Legolas potrzebuje choć jednego rodzica. Masz się nim zająć, zastępując mu i mamę, i tatę. Masz go kochać i sprawiać, by niczego mu nie brakowało. Obiecujesz? 

-Obiecuję- szepnął Thranduil smutno, lecz po chwili nieco się uśmiechnął- nie pozwolę, by coś ci się stało. 

-Wiem- odparła cicho, po czym mocniej go przytuliła- wiem. 

Pokręcił głową, odpychając od siebie słowa, które krążyły w jego głowie. „Nie pozwolę, by coś ci się stało". Zawiódł. Wiedział, że nie podołał. Alarien została porwana i nie wiadomo nawet, czy żyła. Sądził, że to wszystko jego wina. Nadal walcząc, rozejrzał się wokół, patrząc na ogrom śmierci. 

-To też moja wina- szepnął, zabijając kolejnego orka. Dotarło do niego, że sobie nie poradzą. Z jednej strony nie mógł zostawić żony i syna, z drugiej natomiast nie powinien pozwolić na śmierć tylu niewinnych osób. Nie wiedział, co ma zrobić. Zaprzestać walki? Uciec, jak tchórz? Nie dane mu było jednak podjąć decyzji. Usłyszał bowiem dźwięk rogu, dobiegający nie z twierdzy, lecz z pola za jego armią. Spojrzał w tamtym kierunku, po czym zamrugał zdziwiony. Ujrzał wielu jeźdźców, którzy w zbrojach i pełnym rynsztunku czekali na hasło do ataku. 

-Rohirrimowie- szepnął Elrond, wpatrując się w nowo przybyłych z podziwem. Celeborn w tym czasie krzyczał coś po elficku. Wydawało się, że jego słowa niknęły w trwającej wrzawie, lecz na szczęście ich sojusznicy je usłyszeli. Połączone armie z trzech królestw rozpierzchły się na boki, dając miejsce jeźdźcom. Nie trzeba było długo czekać bowiem, konie ruszyły do ataku. Przerażeni orkowie zaczęli strzelać strzałami w ich kierunku, jednak nie dawało to efektów. Po chwili rozpędzone konie zderzyły się ze swymi przeciwnikami. Kreatury zaczęły padać martwe pod naporem ciężkozbrojnej jazdy. Rohirrimowie słynęli ze świetnej taktyki bitewnej, a zwani byli nawet „Władcami koni". 

-Dziękujemy za pomoc, panie- rzekł Thranduil, gdy spostrzegł, że obok niego walczy dowódca jeźdźców. 

-Nie ma za co dziękować- odparł wojownik- ci orkowie już od jakiegoś czasu dawali się nam we znaki. To wy pomogliście nam się zdecydować na atak.Nie mieli czasu na więcej słów, albowiem bitwa trwała nadal. Szala zwycięstwa gwałtownie przeszła na stronę elfów i ich sojuszników. Nie na długo jednak, ponieważ ziemią wstrząsnął potężny ryk.

 *** 

Alarien zamrugała, po czym rozejrzała się wokół. Stała na dachu twierdzy. Wcześniej sądziła, że był on spiczasty, jednak bardzo się pomyliła. Tak naprawdę był ogromny, a na jego środku znajdowało się coś, jakby klatkę, ale bardziej przypominająca dom, niż więzienie. Nie mogła dostrzec, co było w środku, albowiem czarny materiał, świecący niczym najdroższy jedwab, przykrywał budowlę. Elfka odwróciła wzrok od tajemniczego obiektu, spoglądając na ziemie. Aż zachłysnęła się powietrzem, widząc, jak wiele istot walczyło na dole. Postacie były bardzo małe, lecz nie tak małe, aby nie mogła rozpoznać znajomych osób. Ujrzała walczącego Celeborna, niedaleko niego Elronda, a kilka metrów dalej Thranduila. Po twarzy kobiety spłynęła łza. Nie chciała, aby tyle niewinnych osób umarło za nią. Uważała, że nie jest tego warta. 

-Nie jesteś tego warta- powiedziała Ninde, jakby w odpowiedzi na jej myśli- umierają za ciebie i przez ciebie. Kolejni ludzie nie żyją przez ciebie. 

-Masz rację- szepnęła Alarien- ci, co umarli na dole, nie żyją przeze mnie, lecz ci, którzy zginęli wcześniej, są twoją winą. To ty odebrałaś im życie. 

-Każdy ma prawo do szczęścia. 

-Ale za taką cenę?- zapytała królowa cicho. 

-Nie rozumiesz!- krzyknęła Ninde- zawsze miałaś to, czego chciałaś. Nigdy nie zwracałaś uwagi na innych. Nie patrzyłaś, co czuję ja i Thranduil. 

-Przestań. 

-Ale ja jedna odkryłam, co zrobiłaś- ciągnęła elfka- wszystkiego się domyśliłam. 

-O czym ty teraz mówisz? 

-Zaczarowałaś go- warknęła zabójczyni- to dlatego się z tobą ożenił! Potem jak mnie zobaczył, to wyszedł z transu, ale już było za późno! Zepsułaś mu życie! 

-Ninde, to nie prawda- odparła Alarien zimno. Nie zamierzała być potulna. Wiedziała, że jeśli przeznaczone jest jej dzisiaj zginąć, to, to się stanie, mimo tego, jak miło w stosunku do swojej przeciwniczki będzie się zachowywała. 

-Prawda!- krzyknęła kobieta- ale to nie koniec. Twoi sprzymierzeńcy nie wyjdą dzisiaj zwycięsko. To ja zdecyduję, kto przeżyje, a kto zginie. 

-Nie zmienisz losów bitwy- rzekła Królowa Mrocznej Puszczy- nie dasz rady zwyciężyć. 

-Nie?- Ninde zaśmiała się szyderczo- jeszcze nie wysłałam mojej najgroźniejszej broni- odwróciła się do klatki za nią- skarbie! Mógłbyś wyjść? Pewnie jesteś głodny, a tam na dole czeka pyszne jedzonko. 

Alarien przestraszyła się na jej słowa. Zastanawiała się, czy to kolejny wybryk jej wyobraźni, czy może prawda. Po chwili się wyjaśniło, gdy z klatki wyszedł... smok. Nie był jakiś ogromnych rozmiarów, ale mimo wszystko był smokiem. Nawet dzieci wiedziały, że smoczą łuskę bardzo ciężko przebić, a co bardziej, jest to prawie niewykonalne. Skoro mowa o łuskach, to „pancerz" zwierzęcia miał dokładnie taki sam kolor, jak włosy Ninde. 

-Skąd ty...?- zaczęła żona Thranduila, patrząc na smoka ze zdziwieniem. Ten spojrzał na nią ogromnymi, żółtymi ślepiami, po czym przeniósł wzrok na elfkę ubraną w zieloną pelerynę, która pokręciła głową. 

-Jeszcze nie teraz, mój drogi- szepnęła czule, głaszcząc zwierze po pysku- niech najpierw popatrzy, jak działa twój ogień. 

Smok tylko na to czekał. Wyglądało, jakby się uśmiechnął, lecz on tylko rozwarł paszczę i wydał z siebie ryk tak głośny, że aż czuć było, jak ziemia się zatrzęsła. Bitwa na dole stanęła. Wszyscy spojrzeli ku górze. Rozległy się okrzyki przerażenia, Po chwili pierwsza fala rażącego promienia uderzyła w walczących. Smoczy ogień był straszny. 

-Nie!- krzyczała Alarien. Czuła, jak po jej twarzy spływają łzy- zatrzymaj go! 

-Nie mogę- odparła Ninde ze stalowym uśmiechem- on jest taki jak ja. Jesteśmy jednością. On czuje tę samą nienawiść, co ja więc nie zdołam go zatrzymać. 

-Jak możecie być jednością?- powiedziała zimno królowa, nie odrywając załzawionego wzroku od masakry, jaka działa się na dole. 

-On jest krwią z mojej krwi- rzekła elfka- stworzyłam go. Musiałam do tego zabić dziesięć tysięcy orków, ale było warto, nie sądzisz? On jest mój, a ja jestem jego. Szczerze powiedziawszy, to powinnam ci podziękować. 

-Za co?- warknęła Alarien. 

-Zainspirowałaś mnie, tą swoją opowieścią o połączonym życiu twoim i Cristala- odrzekła Ninde- tak samo jest z mym smokiem. Żyjemy tak długo, jak długo żyje drugie. 

-Jesteś nienormalna- krzyknęła żona Thranduila, wstając- nikt ci tego nie daruje. Wszyscy się dowiedzą, co zrobiłaś i cię znienawidzą. 

-Nie obchodzą mnie inni- odpowiedziała siostra Eladrieli- liczy się to, że wreszcie będziemy mogli być razem. Ja i on, na zawsze. 

-On ci nie daruje tego, że zabiłaś jego poddanych- odparła Alarien, zmieniając taktykę- znienawidzi cię. 

-To nie prawda- pokręciła głową Ninde. Nagle zrobiła się blada. Przez jej głowę przeleciała jedna myśl. A co, jeśli to jednak jest prawda? Po chwili jednak odetchnęła głęboko, po czym za powrót spojrzała na swoja przeciwniczkę. 

-Będzie się cieszył, bo dzięki temu nareszcie będziemy wolni- powiedziała. 

*** 

Smok fruwał nad walczącymi, by co jakiś czas zniżyć się i wypuścić śmiercionośny płomień. Nie zważał na nic. Nie obchodziło go, czy zabija elfy, ludzi, czy orków. Liczyła się tylko śmierć. Zginęło przez niego już koło tysiąca osób. Tak dużo, w tak krótkim czasie. A do przecież był dopiero początek.Thranduil wydawał rozkazy, łucznicy ostrzeliwali zwierze gradem strzał, jednak na nic się to nie zdawało. Smoczej łuski nie dało się przebić zwykłą bronią. Nagle ujrzał, że bestia zniża lot, mknąc prosto ku niemu. Nie miał zamiaru uciekać. Postanowił, że zginie tak, jak na króla przystało. Zamknął oczy. Po chwili poczuł jak ogień „liże" jego policzek. Poczuł straszny ból, otworzył oczy i ujrzał krew spływającą po jego twarzy. Zastanawiał, się, czemu jeszcze żyje. Nagle zrozumiał. Usłyszał przerażający krzyk pełen bólu, smutku i przerażenia. Słyszał coś podobnego, gdy jego żona odkryła śmierć Aryi. To było jednak dużo gorsze. Nie zważając na ból, spojrzał ku dachowi twierdzy. Odetchnął z ulgą, widząc, że jego ukochana jest cała i zdrowa, ale nagle zimy pot oblał jego ciało. Wszyscy, którzy przeżyli, spojrzeli ku górze. Nawet orkowie przestali walczyć, z zaciekawieniem przyglądając się temu, co miało się tam wydarzyć. Thranduil postanowił to wykorzystać i przez nikogo niezauważony wbiegł do twierdzy. Ominął kilku orków, którzy byli w środku, a nie na murze, po czym zaczął biec po schodach. Nagle wpadł na małą postać. 

-Tato!- szepnął Legolas, przytulając się do ojca. 

-Synku- odszepnął elf, przyciskając go mocno do swej piersi. 

-Tato, to ciocia Ninde- powiedział szybko książę- to ona zabiła ciocię Arye, a tera chce zabić mamę! 

-Dlatego biegnę ją uratować- odparł król- ukryj się, a gdy droga będzie wolna, biegnij do Elronda, dobrze? 

-Tak, tatusiu- szepnął Legolas, po czym zniknął w cieniu. Thranduil natomiast rozpoczął dalszą wspinaczkę po schodach. 

*** 

Królowa Mrocznej Puszczy, ja w zwolnionym tempie, ujrzała ogień, który trafił w jej ukochanego. 

-Nie!- krzyknęła przeraźliwie, wkładając w ten krzyk tak wiele emocji, jak tylko potrafiła. Wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Smok nie zabił Thranduila, tylko powoli się odwrócił i z zamglonym wzrokiem poleciał ku dachowi twierdzy. Alarien wiedziała, że to musiała być jej sprawka. Czuła, jak energia z niej uchodzi. Z każdą chwilą słabła, ale postanowiła, że doprowadzi smoka aż do nich. 

-Coś ty chciał zrobić! Mogłeś go zabić!- krzyknęła Ninde, gdy zwierze wylądowało przy nich. Chciała coś jeszcze dodać, lecz widząc nieprzytomny wzrok swojego pupila, stała się jeszcze bardziej wściekła niż była wcześniej. W tym momencie matka Legolasa nie wytrzymała i wypuściła smoka z objęć swojej mocy. 

-Ty!- warknęła elfka w zielonej pelerynie, podchodząc do niej- jak śmiałaś hipnotyzować mojego smoka! 

-Jak on śmiał ranić mojego męża- odparła Alarien słabym głosem. Kręciło jej się w głowie, czuła, jakby miała za chwilę zemdleć, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. 

-Zabij ją- wycharczała Ninde. Smok spojrzał na nią bystro, po czym zrobił krok do przodu i otworzył paszczę. W tym momencie kilka rzeczy wydarzyło się na raz. Rozległ się rozpaczliwy krzyk Thranduila, który właśnie wspiąć się na górę, Alarien spojrzała na niego czule, szepcząc ostatnie: 

-Kocham cię. 

Jednocześnie przyciągając Ninde do siebie, która nie spodziewając się tego, nie zdążyła się teleportować. Buchnął ogień. Wielki, pomarańczowy płomień łapiący w swe odmęty ciała dwóch kobiet. 

-Nie!- krzyczał Król Mrocznej Puszczy, ale było za późno. Świat jakby stanął w miejscu. Oślepiające światło zniknęło, lecz po elfkach nie było ani śladu. Na kamiennym dachu zostały dnie czarne plamy, leżące niczym spalone kawałki drewna. Thranduil upadł na kolana. Czuł, jak jego serce roztrzaskuje się na miliony kawałków. Zaczął uderzać rękami w podłoże. Chciał sprawić sobie ból. Mimo iż cierpiał tak bardzo, ranił się jeszcze bardziej. Po jego twarzy nie spływały łzy. Nie można nazwać łzami lśniące odmęty, które łącząc się ze szkarłatną krwią, spływały falami, mocząc srebrną zbroje. 

On jest mój, a ja jestem jego. Żyjemy tak długo, jak długo żyje drugie. 

Smok padł martwy chwile później po swej właścicielce. W tej chwili zakończyła się era Ninde i jej smoka, którzy pociągnęli za sobą wiele niewinnych ofiar i złamanych serc. 

Bitwa na dole wznowiła się, lecz trwała krótko. Wszyscy orkowie polegli, a zrozpaczone elfy klęknęły, oddając hołd swej królowej. Za Alarien, tą, która zginęła, aby inni mogli żyć.      

Uważam, że rozdział wyszedł mi do dupy :-( nie oddałam w nim emocji tak, jak bym chciała :'( jedyne, co mi się w nim podoba, to długość :'-( jakoś tak mi wszystko do bani ostatnio wychodzi. Macie u góry filmik, ale on też jest do bani :-/ 

Jeszcze epilog i koniec. Dziękuję za gwiazdki i komentarze, jesteście wspaniali :-*****

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top