Rozdział 27
Następnego ranka, gdy pierwsze, łagodne promienie słońca wpłynęły do komnaty, Thranduil otworzył oczy. Spoglądając na biały sufit, wsłuchiwał się w otoczenie. Na jego twarz wpłynął lekki uśmiech, gdy usłyszał obok siebie dwie, równomiernie oddychające osoby. Przechylił głowę, aby spojrzeć na swoich najbliższych. Poprzedniego wieczoru postanowili nie przenosić Legolasa do jego komnaty. Ich łóżko było wystarczająco duże, aby pomieścić trzy osoby. Uśmiechnął się odrobinę szerzej, po czym powoli, aby nie obudzić reszty rodziny, wstał. Złapawszy brązową koszulę i takie same spodnie, poszedł się przebrać. Gdy po chwili wrócił, podszedł jeszcze do łóżka i poprawił koc, którym przykryty był młody książę. Następnie przeniósł wzrok na żonę. Delikatnie odsunął niesforny kosmyk włosów, który zasłaniał jej powieki. Alarien poruszyła się odrobinę, lecz zrobiła to tylko przez sen. Thranduil na palcach przeszedł w stronę drzwi, a wychodząc, złapał w jedną rękę buty, a w drugą koronę. Po chwili już do końca ubrany był w drodze do sali tronowej. Westchnął. Przed nim najmniej lubiana część jego obowiązków. Nie zdążył jednak dojść na miejsce, gdy usłyszał kogoś wołającego jego imię.
-Thranduil!- odwrócił się. Ujrzał brązowowłosą elfkę, która podnosząc lekko długą, ciemnozłotą suknię, podbiegła do Króla Mrocznej Puszczy.
-Coś się stało?- zapytał mężczyzna.
-Nie- prychnęła kobieta ze złością- nic się nie stało. Przecież nikt nie umarł i wszystko jest dobrze.
-Ninde- westchnął Thranduil, kręcą głową- nie musisz być wredna.
-Wiesz coś nowego?- powiedziała, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa.
-Może pójdziemy do sali tronowej? Nie powinniśmy rozmawiać na korytarzu.
-Jak sobie chcesz.
-A więc, co chcesz wiedzieć?- zapytał król, gdy po chwili byli już na miejscu i siedzieli na miękkich krzesłach, przy dużym stole.
-Wiesz coś nowego?- szepnęła, patrząc na niego błagalnie. Elf pokręcił głową ze smutkiem.
-Nadal nie wiem, kto to zrobił.
-A kiedy będziesz wiedział?- warknęła Ninde, lekko podnosząc głos- wtedy, gdy umrze kolejna osoba? Czy może wtedy jak zginie pół królestwa?
-Powiedz mi, jak mam się tego dowiedzieć?- zapytał Thranduil zimno- co mam zrobić?
-Na pewno nie siedzieć na głupim tronie i rozmyślać nad swoim jakże bolesnym życiem- krzyknęła, wstając, przez co przewróciła krzesło, jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Król również się podniósł, jednak zrobił to z mniejszym rozmachem niż kobieta.
-Łatwo jest coś mówić, gdy samemu nic się nie robi- odpowiedział elf. Zrobił to cicho, lecz z ogromną powagą i złością w jednym.
-Wyjeżdżam- odparła Ninde. Kobieta lekko opanowała emocje, jednak teraz zaczęły się jej trząść ręce.
-Dlaczego?- zapytał łagodnie.
-Nie chcę tu dłużej być. Nie potrafię, to jest za trudne.
-Ninde, wszystko się ułoży- rzekł Thranduil, podchodząc do elfki i łapiąc ją za dłonie. Spojrzał jej głęboko w oczy- poradzimy sobie.
-Nie- odrzekła kobieta, kręcąc głową- w Mrocznej Puszczy nie spotkało mnie nic, prócz śmierci. Muszę wyjechać, bo tylko to może mi pomóc.
-Dokąd?
-Do Rivendell.
-Kiedy?
-Jeszcze dzisiaj- szepnęła smutno. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą mężczyzna starł palcem. Następnie złapał przyjaciółkę w mocny uścisk.
-Dam ci eskortę- powiedział, nadal ją przytulając- nie możesz jechać sama. To zbyt niebezpieczne.
-Hannon le (dziękuję)- rzekła Ninde. Zamknęła zapłakane oczy i mocniej wtuliła się w szyje mężczyzny.
-Będę za tobą tęsknić.
-Ja za tobą też- odpowiedziała cicho- ale jestem pewna, że niedługo się zobaczymy.
-Mam taką nadzieję.
***
Alarien widziała, że Legolas czujnie rozgląda się wokół. Na jego twarzy widoczne było przerażenie tak ogromne, że na ten widok, pojawiły się u niej ciarki na plecach. Nagle ziemia zadudniła. Elf połknął ślinę i godząc się na to, co za chwilę miało nastąpić, odwrócił się. Spostrzegł kilkunastu orków, którzy przypatrywali mu się z wrednym uśmiechem. Królowa Mrocznej Puszczy krzyknęła z rozpaczy, próbując dostać się do syna, jednak jej ciało jej nie słuchało. Myślała, że biegnie, lecz nadal stało w miejscu i biernie przyglądała się temu, co się działo. Mały Legolas wyciągnął przed siebie miecz, który nie wiadomo jak pojawił się w jego dłoniach. Nagle jego postura zaczęła ulegać zmianie. Na oczach matki stał się dorosłym mężczyzną. Kobieta mimo tragicznej sytuacji uśmiechnęła się. Książę był bardzo przystojny. Jego długie, blond włosy rozwiewał delikatny wiaterek, a lodowo niebieskie oczy lśniły w świetle mocnego słońca. Na jego twarzy pojawił się wściekły grymas. Zrobił krok do przodu, rozpoczynając szaleńczą walkę. Alarien nie mogła się nadziwić, widząc zdolności syna. Był niesamowity. Nagle widziana przez nią scena uległa zmianie. Tym razem nie widziała księcia, a piękną kobietę. Jej skóra zdawała się świecić jasnym światłem gwiazd. Miała bardzo długie włosy, prawie tak białe, jak śnieg i niezwykłe, fiołkowe oczy. Przypatrywała się otoczeniu z mądrością. Alarien również rozejrzała się wokół i ku swemu zdziwieniu spostrzegła, że jest na korytarzu przed salą tronową w pałacu, w Mrocznej Puszczy. Drzwi się otworzyły i razem z elfką weszła do środka. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Piękna i nieskazitelnie czysta komnata, stała się piękną i mocno zaniedbaną salą. Nie mogła rozpoznać własnego domu. Blondwłosa kobieta ukłoniła się przed postacią siedzącą na złotym tronie. To jedno nie uległo zmianie. Jej mąż coś powiedział, lecz Alarien nie usłyszała co. Wyglądał niby tak samo, a jednak zupełnie inaczej. Potem drzwi otworzyły się po raz kolejny, a wszedł przez nie Legolas. Razem z elfką spojrzeli na siebie i wtedy czas się zatrzymał. Nie mogli wykrztusić słowa ani oderwać od siebie wzroku. Książę Mrocznej Puszczy znalazł swoją miłość.Alarien chciała dalej przypatrywać się tej chwili, lecz nie było jej to dane. Ujrzała krew. Morze krwi, które pociągało za sobą coraz więcej ofiar. Ludzie, krasnoludy i elfy wyciągali ręce z nadzieją na ratunek, ale on nie przychodził. Z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej ciał. Elfka odwróciła wzrok, nie chcąc na to patrzeć, lecz niestety to był błąd. Teraz widziała ogromną bitwę i setki ciał, z których wylewała się szkarłatna posoka. Świat pogrążył się w ogniu i wtedy ujrzała go. Ogniste oko niczym słońce świeciło z wysoka. Nie miało powieki i było okolone ogniem. Źrenica miała czarny kolor i pionowy kształt. Alarien połknęła ślinę, zdając sobie sprawę, co to wszystko znaczy. Sauron powrócił do Śródziemia. Do jej serca wkradł się strach, lecz nie z powodu wroga tylko sceny, którą nagle ujrzała. Rzeczą najstraszniejszą dla matki jest widzieć, jak własne dziecko umiera. To właśnie ujrzała Królowa Mrocznej Puszczy. Chciała zatrzymać orka, który biegł w jego stronę, ale nie mogła. Jak w zwolnionym tempie widziała miecz, przebijający jego pierś. Usłyszała pełen rozpaczy krzyk. Myślała, że należał do niej, ale odrobinę się pomyliła. Nie tylko ona krzyczała. Martwe ciało Legolasa przytulała blondwłosa elfka, wylewając rzewne łzy. To, co widziała, było dla niej zbyt wielkim ciężarem. Upadła na kolana, krzycząc z bezsilności. Nagle ziemia się zatrzęsła i... Alarien obudziła się z głośnym krzykiem. Spojrzała w przestraszone, lodowo niebieskie oczy.
-Mamusiu, co się stało?- zapytał cicho Legolas. Elfka w odpowiedzi tylko mocno przytuliła syna i pocałowała go w czoło.
-Kocham cię- szepnęła mu do ucha- pamiętaj o tym. Zawsze.
-Też cię kocham- odszepnął zdziwiony książę. Królowa jeszcze przez dłuższą chwilę trzymała syna w ramionach, ciesząc się, że to wszystko było snem. Jednak w jej głowie pojawił się irytujący głosik:
-Ale czy na pewno?
Zamknęła oczy, rozmyślając nad tym, co ujrzała. W końcu otworzyła je i odetchnęła głęboko. Co ma być, to będzie i tylko od nas zależy, co nas spotka w przyszłości.
***
Jeszcze tego samego dnia Ninde, wraz z sześcioma strażnikami wyruszyła w drogę do Rivendell. Rodzina królewska pożegnała ją ze smutkiem, po czym poszła na krótki spacer, a następnie wróciła do pałacu. Thranduil z Legolasem udali się do komnaty księcia, natomiast Alarien postanowiła porozmawiać ze z mężem Aryi. Udała się do jego pokoju i stanąwszy przed drzwiami, zapukała cicho. Odpowiedziała jej głucha cisza.
-Amrod- zawołała cicho- to ja, Alarien. Mogę wejść?
Nadal nie usłyszała żadnej odpowiedzi, więc przestraszona złapała za klamkę i weszła do środka. W jej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze, jednak odetchnęła z ulgą, nie znajdując nikogo w środku.
-Pewnie jest w krypcie- szepnęła sama do siebie, po czym opuściła komnatę i poszła do pokoju syna. Postanowiła, że później tu wróci, z nadzieją, że zastanie już w niej Amroda.
***
W dużej, kamiennej krypcie powiał lekki wiatr. Zielona peleryna załopotała delikatnie. Tajemnicza postać otuliła się szczelnie materiałem, po czym upadając na kolana, położyła głowę na trumnie.
-To nie ty powinnaś umierać- powiedziała cicho- to ona miała tu leżeć. Nie ty! Ona!- przejechała ręką po idealnie równej, szklanej tafli- gdyby jej nie było, nie musiałybyście umierać. To wszystko jej wina- przełknęła ślinę, po czym kontynuowała- przyrzekam ci, Aryo! Alarien zapłaci za śmierć twoją i Eladrieli. Już niedługo dostanie to, na co zasłużyła.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, gdy usłyszała ciche kroki. Ktoś złapał za klamkę od krypty i zaczął otwierać masywne drzwi. Tajemnicza postać podniosła się na równe nogi, po czym w ostatniej chwili ukryła się w cieniu. Kilka sekund później we wnętrzu pojawił się blondwłosy elf.
-Witaj, kochanie- szepnął, kładąc na trumnie białą róże- taka jak lubisz. Biała.
Amrod usiadł na podłodze, opierając głowę o zimne szkło. Zamknął oczy, przypominając sobie szczęśliwe chwile u boku żony. Po jego policzkach spłynęły łzy. Mężczyzna od śmierci Aryi płakał bardzo często. Wcześniej nigdy mu się to nie zdarzało. Gdy się trochę uspokoił, odwrócił głowę i spojrzał na ciało żony, ledwie widoczne spod kryształowej pokrywy.
-Dlaczego odeszłaś?- powiedział ledwie słyszalnie- to nie był twój czas. Mieliśmy być szczęśliwi. Mieliśmy mieć dzieci i mieliśmy być zawsze razem. Dlaczego mnie zostawiłaś?- cicho pociągnął nosem, zapobiegając kolejnym łzom- znajdę tego, kto ci to zrobił. Zrobię to albo umrę, próbując. Przyrzekam, najdroższa. Przyrzekam.
-To nie jej wina- rzekła tajemnicza postać, wychodząc z cienia. Elf spojrzał na nią zdziwiony, po czym szybko wstał.
-Co ty tu robisz?- warknął.
-Spokojnie, Amrodzie- odparła cicho- stoimy po tej samej stronie. Chcemy zabić osobę, przez którą ona nie żyje.
-Co ty tu robisz?- powtórzył mężczyzna.
-Musiałam jej wszystko wytłumaczyć- powiedziała postać- Arya powinna wiedzieć, że to wszystko wina Alarien, a nie moja.
-Co ma z tym wspólnego Alarien i czemu to ma być twoja wina?- zapytał groźnie, patrząc na nią z przymrużonymi powiekami.
-To ja zatrułam puchar- szepnęła postać, podchodząc do elfa i kładąc mu dłoń na policzku- ale nie Arya miała umrzeć. To Alarien miała tu leżeć.
-To nie jest prawda- odparł Amrod cicho- to nie może być prawda.
-Ale jest.
-Dlaczego?- rzekł zimno elf. Jego twarz była wypruta z wszelkich emocji.
-Ona... zawadza. Jest nie potrzebna.
-A ty jesteś nienormalna- warknął mąż Aryi, po czym złapał za rękojeść sztyletu tkwiącego za paskiem jego spodni u już miał go wyciągnąć, gdy poczuł na swym brzuchu zimną stal, która przebiła jego koszulę.
-Widzisz?- szepnęła postać smutno- kolejna osoba musi umrzeć przez nią. Przez tę sukę muszę zabić już kolejną osobę tego dnia.
-A więc to zrób- rzekł zimno, nachylając się ku jej twarzy- dalej!
Kobieta uśmiechnęła się smutno, po czym delikatnym, ale stanowczym ruchem zatopiła ostrze w jego brzuchu. Biały materiał koszuli zaczął zabarwiać się na czerwono. Z każdą sekundą plama się powiększała. Oczy elfa rozszerzyły się nieco z bólu, by po chwili zamknąć się po raz ostatni. Ciało Amroda z głuchym trzaskiem upadło na podłogę.
-Tyle śmierci jednego dnia- powiedziała cicho istota, podnosząc swą pelerynę ku górze, aby nie zamoczyć jej w szkarłatnej cieczy rozpływającej się po kamiennej podłodze- a będzie jeszcze więcej, lecz na dziś już koniec. Żegnaj Amrodzie. Dołącz do wybranki swego serca.
Już miała opuścić kryptę, jednak zatrzymała się w wejściu i spojrzała przez ramie. Uśmiechnęła się lekko, po czym zawróciła i jeszcze raz podchodząc do leżącego elfa, wyjęła sztylet tkwiący w jego ciele i włożyła go sobie za pasek spodni. Jej wzrok padł na broń męża Aryi, która lekko wystawała zza przemoczonej koszuli. Wzięła ją w ręce, a następnie stanowczym ruchem wbiła we wcześniej zadaną ranę. Przechyliła głowę na bok, przyglądając się swojej pracy, po czym przeniosła jeszcze prawą rękę mężczyzny i zacisnęła ją na rękojeści tkwiącej w jego ciele. Uśmiechnęła się smutno i w pełni uspokojona upuściła kryptę, zamykając za sobą drzwi. Chwilę później zniknęła w odmętach nocy.
Płaczę :'( zawsze, gdy kończy się któraś z moich książek, to beczę :-D z drugiej strony cieszę się, że mam na swoim koncie kolejną historię :-)
Mam do Was głupią prośbę :-P Jeśli ktoś z Was nie zagłosował na pierwszą część przygód Legolasa i Miriel to bardzo proszę o gwiazdki :-) Potrzebuję dokładnie dziesięciu do magicznej liczby, czyli tysiąca głosów :-D z góry dziękuję :****
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top