Rozdział 26

Alarien od kilku dni nie robiła nic, poza wpatrywaniem się, tępym wzrokiem w ścianę naprzeciwko łóżka. Straciła chęć do życia, czuła jakby jej świat się zawalił. Nie mogła uwierzyć, w to, co się stało. Miała nadzieje, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzi, jednak całe zło, jakie wtargnęło do jej życia, nie znikało. Arya była martwa i choć elfka nie dopuszczała do siebie tej myśli, w głębi duszy wiedziała, że to prawda. Lecz nie tylko blondwłosa kobieta odeszła ze Śródziemia. Wraz z nią w dalszą drogę wyruszyła maleńka istotka, której niedane było nawet odetchnąć świeżym powietrzem. Zrozpaczona Królowa Mrocznej Puszczy straciła dziecko, przez co w całym królestwie, a także poza nim, zapanowała jeszcze większa żałoba. Choć o zdarzeniu sprzed kilku dni mówili wszyscy i choć każdy myślał o tym samym, nikt nie odważył się głośno wyrazić swych przemyśleń. A przecież sprawa była prosta. Tego wieczoru nie miała zginąć Arya. To był zamach na królową, na ich królową. Dokładna przyczyna śmierci blondwłosej kobiety została poznana już kilka godzin po całym zajściu. Znaleziono bowiem, w pucharze, z którego piła, płatek kwiatu morteusa, który był rośliną bardzo rzadką, a przede wszystkim śmiertelnie trującą. Poszukiwania zabójcy rozpoczęto od razu, jednak z marnym skutkiem. W królestwie znajdywali się tylko mieszkańcy. W końcu Thranduil z ciężkim sercem uznał, że zdrajcą jest ktoś z jego poddanych. Innego wyjścia nie było, bo przecież Arya sama by się nie otruła. Sprawca był wśród nich. 

Podczas gdy zgromadzeni na głównym dziedzińcu żegnali się z tragicznie zmarłą Aryą, jej siostra patrzyła na sufit. Nie miała siły, aby wyjść z pałacu. Po prostu leżała w łóżku, przykryta cienkim kocem i wpatrywała się w nicość. Jej wzrok był jakby zamglony i choć starała się wrócić do rzeczywistości, nie mogła się na to zdobyć. Ból nadal był zbyt silny. Nagle usłyszała cichy szloch, lecz nie wiedziała, skąd on się bierze. Dopiero po chwili zrozumiała, że to jej ciało wydaje ten dźwięk. Drzwi komnaty się otworzyły, a wpadł przez nie zdyszany Thranduil. 

-Kochanie- szepnął, skacząc na łóżko i mocno przyciskając żonę do swej piersi- spokojnie. 

Zaczął delikatnie przesuwać dłońmi po całej długości jej pleców. Pocałował Alarien w czoło, przez cały czas patrząc w jej zapłakane oczy. Prawie wróciły do naturalnego koloru, jednak nadal pozostała w nich nuta złotej poświaty. 

-Pochowaliście ją?- zapytała cicho, mrugając powiekami, jakby odpędzając mgłę, która zatruła jej umysł. 

-Tak- odparł elf, oddychając z ulgą. Jego żona w końcu zaczęła mówić, choć były do tylko pojedyncze słowa, to i tak lepsze takie, niż żadne. 

-Co z Amrodem?

Thranduil pokręcił głową z niedowierzaniem, ale i z dumą. Alarien mimo smutku, jaki trawił jej duszę, nadal martwiła się o innych. 

-Jest załamany- odpowiedział zgodnie z prawdą. Mąż Aryi na wieść o śmierci żony stał się kimś zupełnie innym. Wcześniej pogodny elf, zmarkotniał, a na każde pytanie odpowiadał warknięciem. 

-Musimy mu pomóc- szepnęła, spoglądając na męża żywo- nie możemy pozwolić, aby coś sobie zrobił. 

-Powinnaś z nim porozmawiać- zachęcił żonę łagodnie. Chciał, aby nareszcie, choć trochę wróciła do normalności. Jeśli istniał jakiś cień szansy, postanowił go wykorzystać. 

-Masz rację. Powinnam- rzekła Alarien, oddychając głęboko. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, miały już dokładnie taki sam kolor, jak zawsze. 

-Potrzebujesz czegoś?- zapytał Thranduil, głaszcząc ją po dłoni. 

-Mógłbyś przygotować mi kąpiel?- powiedziała cicho- chyba właśnie tego mi trzeba. 

-Oczywiście, kochanie- odparł, całując ją w czoło. Przejechał jeszcze dłonią po jej delikatnym policzku, po czym wstał z łóżka i wszedł do salki przy komnacie. Alarien również postanowiła, nie siedzieć dłużej w jednym miejscu. Powoli podniosła się i podeszła do okna. Jej wzrok odruchowo popłynął ku ścieżce, prowadzącej do krypty, gdzie spoczęła Arya. Po twarzy królowej spłynęła łza, a gdy z przyzwyczajenia położyła dłoń na brzuchu, pojawiła się kolejna. Alarien uważała, że to wszystko jej wina. Gdyby nie ona, jej ukochana siostra by żyła. Pozwoliła, aby trzecia łza dołączyła do pozostałych, po czym szybko je starła. Musiała być silna i musiała dojść do prawdy. Dla Aryi, dla... Rosalie. 

-Gotowe- powiedział Thranduil, wchodząc do pokoju. 

-Hannon le (dziękuję)- odparła elfka, po czym wzięła z szafy pierwszą lepszą, czarną sukienkę i pocałowawszy męża, poszła się wykąpać. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Król Mrocznej Puszczy jakby lekko opadł. Elf udawał silnego, aby pomóc żonie, lecz gdy tylko opuściła komnatę, na wierzch wyszły jego prawdziwe odczucia. Oparł czoło o ścianę, jej zimna struktura przyniosła mu lekką ulgę. Przed oczami miał ostatnie wydarzenia. Śmierć Aryi. Rozpacz Alarien, ten mrożący krew w żyłach krzyk i szyby rozpadające się, niczym dmuchawce na wietrze. Jego strach, gdy elfka zemdlała i ból, którego doznał na wiadomość o śmierci ich dziecka. To wszystko sprawiało, że czuł się tak słaby, jak nigdy wcześniej. Po jego bladych policzkach spłynęły łzy, które starł dopiero, usłyszawszy otwierające się drzwi. 

-Ada (tata)!- krzyknął Legolas, wpadając w jego wyciągnięte ramiona. Na twarzy Thranduila pojawił się lekki uśmiech. 

-Tak, malutki? 

-Nie jestem malutki- odparł elf cicho, nadal mocno wtulając się w pierś taty. 

-Przepraszam- rzekł król, całując go w głowę- jesteś moim dużym, dzielnym synkiem. 

-To już lepiej- powiedział książę z lekkim uśmiechem- gdzie nanach (mama)? 

-Kąpie się. 

-Stęskniłem się za nią- szepnął Legolas. 

-Pewnie niedługo przyjdzie- odparł Thranduil- możesz na nią poczekać. 

-Tak zrobię. 

*** 

-Tak zrobię- usłyszała odpowiedź elfa. Alarien odsunęła się od drzwi i robiąc kilka kroków do tyłu, usiadła na podłodze. Schowała głowę między kolana i zapłakała cicho. Ona również tęskniła za Legolasem, ale nie mogła się z nim zobaczyć. Jej serce rozdzielał z tego powodu ogromny ból, ale mimo wszystko trwała, przy swoim postanowieniu. To, co się stało kilka dni temu, było dla niej nowością i bała się, jakie konsekwencję może to za sobą pociągnąć. Nie wiedziała, jak to się stało, że wszystkie szyby po prostu eksplodowały, lecz zdawała sobie sprawę z jednego. To była jej sprawka. Pamiętała tylko, że czuła w sobie niewyobrażalną złość i chęć jej rozładowania, a następnie moc, przepływającą przez jej ciało. Kobieta obawiała się, że to może się powtórzyć. Co, jeśli przez tę dziwną moc, coś się stanie Legolasowi? Alarien wiedziała, że gdyby straciła kolejne dziecko, nie poradziłaby sobie. To byłby koniec jej życia, ponieważ jej serce by tego nie wytrzymało. Pozostało jej więc teraz tylko jedno. Musiała tu siedzieć, z nadzieją, że jej synowi znudzi się czekanie na nią.Po niecałej godzinie usłyszała ciche pukanie do drzwi. 

-Alarien- powiedział cicho Thranduil- wszystko w porządku? 

-Tak- odparła zachrypniętym głosem. 

-Legolas zasnął. 

-Już idę- szepnęła, po czym podniosła się z podłogi i uchyliła wejście, spoglądając ukochanemu w oczy. 

-Dlaczego nie wyszłaś wcześniej?- zapytał cicho- on czekał na ciebie. 

-Nie mogłam się z nim zobaczyć- odpowiedziała smutno. 

-Dlaczego? 

-Po prostu nie mogłam. 

-Alarien, dobrze wiem, jak się czujesz- rzekł poważnie- ale to nie powód, żeby go od siebie odsuwać. 

-Nie wiesz, co czuję!- warknęła Alarien cicho, obawiając się, że zbudzi syna- niczego nie rozumiesz! Nie wiesz, jak to jest bać się, że zrobi mu się krzywdę! Do ciebie też nie powinnam się zbliżać! 

-Nie zrobisz nam...- zaczął Thranduil łagodnie, lecz żona mu przerwała. 

-Jesteś pewny?- zapytała zimno- skąd możesz wiedzieć, że gdy znowu się zdenerwuję, nie zrobię czegoś wam? 

-To, co się stało w komnacie- odparł elf- było niezwykłe, ale na pewno nie groźne. Nikt ze zgromadzonych nie wyszedł z tego zdarzenia z nawet najdrobniejszą raną. Całe szkło omijało nas i dobrze o tym wiesz. 

-Ale... 

-Nie ma żadnego „ale"- tym razem to on jej przerwał- masz w sobie magie, najdroższa. To dar. Dar, który mądrze wykorzystasz. 

-Dziękuję- szepnęła Alarien, wpadając w jego ramiona i mocno przytulając się do jego klatki piersiowej- co ja bym bez ciebie zrobiła? 

-Sam się czasami nad tym zastanawiam- odpowiedział z lekkim uśmiechem, przez co ukochana parsknęła śmiechem. Thranduil spojrzał na nią czule, albowiem słyszał jej śmiech po raz pierwszy od kilku dni. Królowa jednak szybko spoważniała, a elf widząc to, już miał się zapytać, co się stało, lecz to ona odezwała się pierwsza. 

-Obiecaj mi coś- powiedziała poważnie. 

-Co? 

-Jeśli umrę...- mąż chciał jej przerwać, lecz kobieta położyła mu palec na ustach, zmuszając do zachowania ciszy- obiecaj, że jeśli umrę, nic sobie nie zrobisz. Nie rzucisz się z klifu, jak Silvian, ani nie umrzesz przez złamane serce. 

-Alarien, ja...- pokręcił głową, spoglądając na nią smutno- nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jeśli coś by ci się stało, nie wiem, czy bym sobie poradził. 

-Musisz!- rzekła ostrzej- Legolas potrzebuje choć jednego rodzica. Masz się nim zająć, zastępując mu i mamę, i tatę. Masz go kochać i sprawiać, by niczego mu nie brakowało. Obiecujesz? 

-Obiecuję- szepnął Thranduil smutno, lecz po chwili nieco się uśmiechnął- nie pozwolę, by coś ci się stało. 

-Wiem- odparła cicho, po czym mocniej go przytuliła- wiem.

Rozdziałek miał być dłuższy, ale po prostu mi się nie chciało dalej pisać :-P Jak dam radę, to moze dodam jeszcze dzisiaj krótki rozdział, który będzie zawierał to, co miało być w tym :-D

Z bólem oświadczam, że ta historia dobiega końca :-( jeszcze tylko z trzy, może cztery rozdziały i koniec :'( Jestem w trakcie robienia filmiku, który dodam przy ostatnim rozdziale, a potem zrobię jeszcze jeden, podczas oglądania którego, mam nadzieję, że będziecie ryczeć :-P dodam go przy epilogu :-) 

Pozdrawiam z gorączką, także jeśli są jakieś błędy, to za nie, nie odpowiadam :-D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top