Rozdział 25

„Wielu żywych zasłużyło na śmierć, a cza­sem umierają ci, którzy zasłużyli na życie. Pot­ra­fisz im je za­pew­nić? Nie sądź i nie uśmiercaj tak pochopnie".

Wiadomość o kolejnym dziecku Władców Mrocznej Puszczy szybko obiegła całe Rivendell oraz jego okolicę. Wszyscy mieszkańcy radowali się tą nowiną na równi z przyszłymi rodzicami. Tańcom i rozmową nie było końca, lecz po kilku dniach nieustającego szczęścia przyszedł czas na powrót do domu. Smutek z powodu rozstania, nie przyćmił jednak ich radości, a w dodatku do Mrocznej Puszczy zawitali w większym składzie, niż z niego wyruszyli. Przybyła z nimi bowiem Arya, która stęskniona za siostrą i dosłownie zakochana w Legolasie, postanowiła zostać u nich przez kilka tygodni. Roześmiany książę nie odstępował cioci ani na krok, dzięki czemu Alarien wraz z mężem mieli dla siebie dużo czasu, który w pełni wykorzystywali. 

*** 

-Jesteś niemożliwy- szepnęła radośnie Królowa Mrocznej Puszczy. Elf w odpowiedzi cicho parsknął śmiechem, kontynuując wędrówkę po śnieżnobiałej skórze jego ukochanej. Długie, zręczne palce powoli badały każdy milimetr jej ciała. Kobieta westchnęła błogo, czując delikatne uściski na karku, zamknęła oczy, z uśmiechem oddając się przyjemności. 

-Jak przyjemnie- powiedziała cicho, odchylając głowę do tyłu i nadal z zamkniętymi oczami całując męża w usta. Thranduil przeniósł dłonie na jej obojczyki, nie przestając całować jej malinowych ust. Zacisnął lekko zęby na wardze ukochanej. Elfka oparła się o ścianę, studiując jej marmurową powierzchnię. Chłodna tafla przynosiła ulgę dla jej rozgrzanego ciała. 

-Masz cudowne usta- szepnął król- takie miękkie, soczyste i pyszne. Chciałbym całować je w nieskończoność.

-A więc to rób- odparła cicho Alarien, spoglądając na męża z miłością- też tego pragnę. 

-Jak sobie życzysz, pani- odpowiedział elf z zawadiackim uśmiechem- damie się nie odmawia. 

-Od kiedy ty jesteś taki zgodny?- zapytała królowa w przerwie między jednym całusem a drugim. 

-Jestem taki zawsze, gdy widzę osobiste korzyści- mruknął jej do ucha. Kobieta zachichotała i przeniosła ręce na jego barki. Nie śpiesząc się, dotykała ich każdego fragmentu. Były tak twarde, że wydawać by się mogło, iż swoją strukturą przypominają stal. Spojrzała mu głęboko w oczy, jednocześnie wytaczając palcem prosty szlag na jego torsie. 

-Masz rację- powiedziała nagle elfka. 

-Pod jakim względem?- zapytał Thranduil, nie przestając wpatrywać się w jej oczy. Duże, okrągłe oczy, świecące niczym gwiazdy i księżyc w nocy, lub słońce w dzień. Otoczone kurtyną ciemnych, długich rzęs, rzucając długie cienie na lekko zaróżowionych policzkach. W sercu króla szalała nieprzerywalna radość. Czuł, jakby to wszystko było snem, pięknym marzeniem, które zaraz zniknie, rozpływając się, niczym bańka mydlana. Tak piękna, niesamowita istota była jego, teraz i na wieki. 

-To będzie dziewczynka- odparła, uważnie przypatrując się jego reakcji, która była dokładnie taka, jak się spodziewała, albowiem mąż uniósł ją ku górze i okręcił w powietrzu. 

-Jesteś pewna, kochanie?- zapytał jeszcze, lecz nie czekał na jej odpowiedź. Wiedział, że jego ukochana nie rzuca słów a wiatr i jeśli o czymś mówi, znaczy to, że po prostu jest tego pewna. 

-Rosalie- wyszeptała Alarien, prosto do ucha swojego elfa. Jej głos był tak cichy, że gdyby nie jego wyostrzony słuch, niczego by nie usłyszał. Poczuł, jak delikatna para jej ciepłego oddechu, roznosi się po jego ciele. 

-Wiesz, że cię kocham? 

-Wiem, moje słońce i gwiazdy- odparła królowa, sunąc ustami po jego gładkim policzku- też cię kocham. 

Gdy tylko to powiedziała, jej ukochanemu pojawił się dziwny błysk w oku. Elfka uniosła brwi, nie wiedząc, co on planuje, lecz gdy już to pojęła, było za późno. 

-Przestań wariacie!- zaśmiała się, jednak Thranduil jej nie słuchał. Zaczął całować ją z jeszcze większą namiętnością niż wcześniej. Z czymś na kształt warknięcia, podniósł ukochaną, po czym kilka sekund później posadził ją na dużej, drewnianej toaletce. Alarien uśmiechnęła się i owinęła nogi, wokół jego bioder tak, że przylegali do siebie ściśle. Jego ręce powędrowały do jej włosów i owinąwszy wokół palców kilka długich, ciemnych loków, powrócił do składania słodkich pocałunków na jej szyi. Królowa cichym westchnieniem odchyliła się do tyłu, opierając, na znajdującym się za nią lustrze. Jej palce odruchowo zacisnęły się na powierzchni blatu, do tego stopnia, iż długie paznokcie, aż lekko wbiły się w jego strukturę.Pocałunki robiły się coraz bardziej gwałtowne. Ręce obojga coraz to odważniej błądziły po ciele swej drugiej połówki, dotykając nawet jego najmniejszego fragmentu. Thranduil zaczął rozwiązywać sukienkę ukochanej, przez cały czas smakując jej usta. Nagle poczuł, że uderza w coś ręką. Jak w zwolnionym tempie widział, iż złoty pucharek chwieje się na krawędzi mebla, aby zaraz spaść z trzaskiem na podłogę. 

-O nie!- zawołała Alarien, skacząc na nogi i podnosząc naczynie. Dokładnie obejrzała je ze wszystkich stron, a widząc, że pozostało w nienaruszonym stanie, odetchnęła z ulgą. 

-Na szczęście nic się nie stało- rzekł Thranduil, wypuszczając powietrze z płuc. 

-Na szczęście- przytaknęła spokojnie elfka. Nagle spojrzała na męża z lekkim przerażeniem wymalowanym na twarzy. 

-Co się stało? 

-Czy na dole przypadkiem nie trwa uczta, na której powinniśmy być?- zapytała, krzywiąc się. Król popatrzył na ukochaną, potem przeniósł wzrok na drzwi, a następnie garderobę. Gdy powrócił spojrzeniem do ukochanej, jakby na sygnał, znany tylko im, pognali się przygotować. 

Uczta światła gwiazd trwająca na dole była czasem, kiedy świętowano wszystkie wygrane, tegoroczne starcia oraz wieść o przyszłych narodzinach kolejnego dziecka pary królewskiej. Z tej okazji Arya podarowała Władcą Mrocznej Puszczy dwa piękne, złote puchary. Jeden większy, natomiast drugi, odrobinę mniejszy. Oba wysadzane były drogimi kamieniami, które przypominały krystalicznie czystą rzekę, sunącą przez góry. Thranduil z żoną postanowili, że z tych właśnie naczyń będą pić podczas wieczornego święta. 

*** 

Alarien założyła przygotowaną wcześniej długą, czerwoną suknię, której dół spływał na ziemię, niczym odwrócony kwiat kalii. Wyglądała tak pięknie i dostojnie, że Thranduil przez całą drogę do sali balowej, nie odrywał od niej wzroku. Gdy w końcu dotarli na miejsce i lekko zażenowani, usiedli na swoich miejscach, rozpoczęła się uroczystość. 

-A czemu się tak spóźniliście?- zapytała Ninde, która zajęła miejsce obok królowej. 

-Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jest tak późno- odparł Thranduil, całując żonę w policzek. 

-Wyobrażam sobie- powiedziała brązowowłosa elfka- pewnie mieliście bardzo interesujące zajęcie.

 -Po prostu mój ukochany nie mógł się zdecydować, co na siebie włożyć- rzekła Alarien, wywołując powszechną wesołość. Elfka rozejrzała się wokół. 

-Nie ma Legolasa i Aryi?- zapytała. 

-Zaraz będą- odrzekła Ninde z lekkim uśmiechem- strzelali z łuku, potem się ganiali i koniec końców, oboje musieli się przebrać, więc raczej niedługo będą. 

-To dobrze- powiedziała królowa, albowiem stęskniła się już za synem, który spędzał ostatnio więcej czasu z jej siostrą, niż z nią. Nie była jednak zazdrosna, ponieważ wiedziała, że mały książę tęskni za ciocią, którą rzadko widuje i chce się nią nacieszyć, gdy ma ku temu sposobność.Minęło może z pół godziny. Zgromadzone elfy, zaczęły tańczyć, więc teraz prawie nikt nie siedział już przy stolikach. Została między innymi Alarien z Thranduilem, którzy czekali na pojawienie się syna. Król Mrocznej Puszczy co chwilę wypijał łyk jakiegoś, twierdząc, że z nowego pucharu smakuje lepiej, przez co jego żona co chwilę wybuchała śmiechem i w końcu, nie dając się dłużej prosić, spróbowała trochę soku z jego pucharku. 

-Masz swój!- zaśmiał się Thrandui, na co kobieta wzruszyła ramionami. 

-Z twojego smakuje lepiej- odparła z uśmiechem. Tym razem to jej ukochany się zaśmiał. Kobieta natomiast zaczęła spoglądać ku drzwiom, w których już od jakiegoś czasu powinni pojawić się Legolas i Arya. Postanowiła sobie, że zaczeka jeszcze tylko kilka minut, a następnie wyruszy na poszukiwania. Nie musiała jednak tego czynić bowiem, chwilę później do sali weszły długo oczekiwane zguby. Książę Mrocznej Puszczy z szeroki uśmiechem podbiegł do rodziców i mocno ich uścisnął.

-Gdzie wy byliście, przez tyle czasu?- zapytał Thranduil, głaszcząc syna po głowie. 

-To nasza słodka tajemnica- odparła Arya, mrugając do króla znacząco. Najbliżsi przyjaciele zaśmieli się, po czym, jako że byli już pełnym składzie, rozpoczęli zabawę. Tańczyli długo i nieprzerywanie, każdy z każdym, śmiejąc się i sprawiając, że ten wieczór był jednym z takich, o których warto pamiętać.Król Mrocznej Puszczy opowiadał siostrze Alarien o niesamowitych właściwościach pucharków, które od niej otrzymał wraz z żoną. Natomiast królowa z Ninde przysłuchiwały się temu ze śmiechem. Według nich Thranduil wypił po prostu za dużo i to przez to inaczej odczuwał smaki.

-Może spróbuję tego cuda- zaśmiała się Arya. 

-Proszę cię bardzo- odparł elf, również lekko się śmiejąc. Siostra Alarien w podskokach, odprowadzana przez rozbawione spojrzenia przyjaciół, pognała ku królewskiemu stolikami. 

-Twoje zdrowie, siostrzyczko- rzekła, nalewając wina, do nieużywanego do tej pory pucharku Alarien i pociągając łyk. Nagle spojrzała na przyjaciół, szeroko otwartymi oczami. 

-Nie przesadzaj, że to jest tak dobre- zaśmiała się królowa, jednak Arya spojrzała na nią ze łzami, spływającymi po policzkach, po czym osunęła się na ziemie. Zgromadzeni, którzy słyszeli ich wcześniejszą rozmowę, ze śmiechem przyglądali się poczynaniom blondwłosej elfki, która leżała nieruchomo na podłodze. Alarien zaśmiała się dźwięcznie, po czym powoli podeszła do siostry. 

-Przestań się wygłupiać. Wstawaj!- rzekła ze śmiechem- pobrudzisz sobie tę piękną, czerwoną sukienkę. 

Arya jednak nie słuchając jej słów, nadal leżała bez ruchu. 

-Zaraz wyleję ci kubeł zimnej wody na głowę- ostrzegła ją Alarien, jednak i to nie pomogło. Zdziwiona królowa kucnęła obok siostry, po czym przewróciła ja tak, iż mogła spojrzeć na jej twarz. Oczy elfki zrobiły się szerokie z przerażenia. 

-Nie!- krzyknęła rozpaczliwie. Po jej policzkach zaczęły spływać ogromne łzy. Zgromadzeni podbiegli do nich, nie wiedząc, co się dzieje, lecz po chwili wszystko stało się jasne. Wybuchło zamieszanie, a przestraszone elfy dookoła nie wiedziały, co mają uczynić. 

-Ona nie żyje- szepnęła Ninde, upadając na kolana. 

-Nie! Nie!- powtarzała Alarien bez przerwy, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Jej ukochana siostra leżała martwa. Spojrzała na niebieskie oczy, rozciągnięte w grymasie bólu i przerażenia. Słyszała, że gdzieś z tyłu jej syn wtula się w klęczącą Ninde. Chciała do nich podejść, pocieszyć go, ale jedyne, na co mogła się zdobyć, to ciągłe powtarzanie tego samego- siostro... 

-Alarien- chciał ją pocieszyć Thranduil, lecz przychodziło mu to z trudem. Sam ledwo powstrzymywał się przed taką samą reakcją, jak ta, w której trwała jego żona. Wyciągnął rękę i zaczął delikatnie gładzić ją po plecach. 

-Spokojnie, kochanie- szepnął, po czym spróbował podnieść żonę, aby zabrać ją jak najdalej od martwego ciała jej ukochanej siostry. Kobieta jednak nie pozwoliła mu na to, ściśle trzymając Aryę, która leżała w jej rękach, niczym marionetka, której ktoś przeciął sznurki. Piękna, ale nie zdolna do żadnego ruchy, po prostu martwa. 

-Skarbie, będzie ci lepiej, jeśli stąd pójdziemy- powiedział cicho król, powstrzymując łzy, które cisnęły mu się do powiek. 

-Nie- odparła Alarien groźnie. Wcześniejsze uczucie bezsilności minęło. Teraz była wściekła. Czuła się tak silna fizycznie, że gotowa by była pokonać w pojedynkę całą armię orków. 

-Alarien, pro...- zaczął ponownie elf, lecz królowa mu przerwała. Uniosła głowę, patrząc ze złością na świat wokół. 

-Nie!- krzyknęła przeraźliwie. Jej oczy zaświeciły złotym światłem i w jednej chwili wszystkie szyby w sali balowej rozbiły się z trzaskiem. Zgromadzeni zaczęli uciekać, bojąc się skaleczenia, jednak latające dookoła szkła nie czyniły im krzywdy. Frunęły ku górze, by po chwili popaść powoli na ziemie. Wszyscy spojrzeli na Alarien z przerażeniem, ale i z podziwem. Elfka rozejrzała się, uświadamiając sobie, co się przed chwilą stało. Czuła się słabo, jakby jakaś cząstka niej zniknęła. Potem poczuła silny ból. Sądziła, że ból przy porodzie jest czymś strasznym? Myliła się. To, co czuła teraz było dużo gorsze. Ból fizyczny i psychiczny połączył się, tworząc coś, czego kobieta nie potrafiła wytrzymać w spokoju. Z bolesnym okrzykiem osunęła się na ziemie i upadłaby, gdyby nie dłonie ukochanego, które pochwyciły jej głowę w dosłownie ostatniej chwili. Nastąpiła ciemność, przerywana czymś na kształt wizji, albo koszmarów. Ogromnego czerwonego oka, patrzącego na świat wokół i potoków krwi, które pociągały za sobą coraz więcej ofiar.  

Miałam napisać wcześniej, ale po prostu weny nie było :-/ może teraz będzie już lepiej :-)

A tak nie związane z opowiadaniem, to jak tam na końcu roku? Bo mi się bardzo podobało :-D gadam sobie z kolegą, śmiejemy się, a tu nagle ogarniam, że cała szkoła się na mnie patrzy. Moja reakcja: WTF? Szturcha mnie koleżanka i mówi: no idź! Ja się na nią patrzę, potem patrzę na dyrektorkę, a dyrektorka się na mnie patrzy. Więc co robię? Idę :-D podchodzę do dyrki, a ona mi gratuluje i tableta podaje :-D bo było takie coś, że wszyscy uczniowie ze średnią powyżej 4 biorą udział w losowaniu (karteczki z nazwiskami w jakimś dzbanku i wybiera dyrektorka jedną) i akurat padło na mnie :-D Taki miałam zaciesz, że szkoda gadać :-P 

No i wracając do rozdziałku, to początek słodki, a potem tragedia :-P będzie się działo :-D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top