012#
Eren pov.
Kiedy wróciłem Levi spał.Ku mojemu zdziwieniu nie z jednym a z dwoma zwierzakami.Wyglądał spokojniej niż zwykle.Podszedłem do niego odgarniajac nosworny kosmyk włosów z twarzy.Chłopak mruknął obracając sie w moją stronę.
- Eren...- Słysząc swoje imię czuje jak serce bije mi mocniej i szybciej. Usmiecham sie lekko i pochylam całując go w czoło. Ten chłopak... uwielbiam go.Żałuje ze nie mogę z nim zostać. Muszę sie pożegnać. Zwierzaki sie budzą ale pokazuje zeby były cicho. Schodzą z łóżka a ja je głaskam,zaraz potem znikają za drzwiami. Rozbieram sie do bokserek i kłade ostrożnie obok Levia.Mimo że jest przykryty jego ciało nadal jest chłodne.Obejmuje go w tali i przytulam. Może to co robię nie jest mu na rękę.Może wcale mu sie to nie podoba.Ale ten chłopak...Nie wyobrażam sobie jak będę teraz funkcjonował bez niego. Nie chce go zostawiać.Ani nie chce zeby o mnie zapomniał,ale nie moge zostać przy nim wiecznie.Należy do świata żywych... Sam jestem tylko marną imitacją czegoś co nigdy nie istaniało.
Chłopak obraca sie i wtula we mnie. Jest taki spokojny...
- Dobranoc Levi.- Mówie zamykając oczy chcąc sie na cieszyć jedyną szansą spędzenia z nim nocy i jego bliskością.Zasypiam oddając sie juz tylko odpoczynkowi choć wcale go nie potrzebuje.
***
- Eren...- Budze sie.Nie... czyjś głos mnie budzi.Otwieram oczy widząc Levia.Usmiecham sie szeroko widząc go.Naprawdę chce zostać i patrzeć w te piękne oczy.
- Witaj Levi...
- Idioto! Zostawiles mnie.A przecież jesteś moim opiekunem.
- Musiałem.Obiecuje że dziś czas spedze tylko i wyłącznie z tobą,dobrze?-Chłopak nic nie mówi. Myśli bardzo intensywnie może tego nie widać na pierwszy rzut oka ale jego oczy są bardzo skupione. Juz ma o coś pytać kiedy do pokoju wpadają zwierzaki i wskakują do łóżka. Dziękuje im w myślach za ratunek. Levi na pewno będzie chciał wiedzieć co sie dzieje,a ja nie mam zamiaru mu mówic o niczym.Nie chce zeby sie zadręczał niepotrzebnie. Chce żebyśmy razem spędzili ten dzień.
- Chyba trzeba je nakarmić.- Levi wstaje a ja razem z nim.Zwierzaki biegną przodem do kuchni. Gdy do niej wchodze Levi właśnie kończy dawać im posiłek. Ja sam podchodze i zaczynam robić śniadanie.
- Hmm...chcesz Ryż z jabłkami?- Patrzy na mnie dziwnie.
- Ryż z jabłkami?
- No tak,ugotuje ryż i zetre jabłka z cynamonem a potem podgrzeje wszystko razem.Nigdy nie jadles go?
- Nie.Zazwyczaj pije tylko kawę na śniadanie.
- Źle sie odżywiasz.- Zabieram sie do roboty a Levi przypatruje sie w milczeniu.Wiem ze posiadaniu nie dam rady uniknąć rozmowy.Ale proszę...trochę więcej czasu bez tego tematu.Wszystko idzie zgodnie z planem.Kiedy siadamy do śniadania panuje cisza. Życzymy sobie smacznego i tak wszystko mija. Jednak nikt po skończonym posiłku nie wstaje od stołu.Nikt nie chce sie odzywać.
- Eren,ile zostało nam czasu?- Kule sie,a srerce boli niemiłosiernie. On doskonale wie,ze muszę odejść. Chociaż nie chce.
- Odliczajac nasz sen zostało nam niecałe trzy godziny...- Ciężko mi to przechodzi przez gardło.Wbijam spojrzenie w swoje kolana. Czuje sie źle.Jak ostatni potwór.Rozkochałem go w sobie a teraz muszę go zostawić.
- Chcesz powiedzieć że ile nam dano?
- Dziesięć godzin...po tym czasie odejde a tobie zostaną wymazane wszystkie wspomnienia o mnie...
- Zabiorą mi więc wszystko co mam.
- Levi...
- Eren.Wyjdz.Nie chce cie widzieć. Nie chce spędzić reszty tego czasu z tobą!- Zerkam na chłopaka a on sie trzęsie. Nie słyszę płaczu ale wiem że płacze.
Wzdycham cicho sprzatajac wczesniej ze stołu.Zatrzymuje sie obok Levia patrząc na niego.
- Kocham cie...przepraszam...- Wychodze z jego mieszkania i opieram sie o drzwi chowając twarz w dłoniach.Serce mnie boli.Naprawdę to wszystko jest okropne. Czuje jak zaczynają mi lecieć łzy.Płacze,a niebo płacze ze mną.Muszę wracać do domu... choć wiem ze to Levi jest moim domem.Tym co kocham i chce chronić ale nie mogę. Ruszam sie i idę przed siebie.Nie mam chyba nic juz do stracenia skoro mnie nie chce...
Levi pov.
Pobudka przy Erenie była fantastycznym uczuciem. Widziałem. jednak ze cos jest nie tak. Jednak nie spodziewałem sie tego ze zabiorą mi go tak szybko. Kocha mnie przecież, ale musi mnie zostawic przez nich. Kpią sobie ze mnie. Cała ta jego pierdolona administracja.
Eren wyszedł...myślałem ze wróci. Ale z moja matka tez tak było.Właśnie znowu odpusciłem cos co kocham. Kot ociera sie o moje nogi i miauczy cicho jakby mnie rozumiał.Może rozumie...Nie wiem ile czasu tak siedze nke chciałem go marnowac. Nie powinienem skoro czuje to samo do niego.Wstaje i ubieram sie szybko. Muszę znaleźć Erena.Wychodze z domu i szukam go intuicyjnie. Kiedy go dostrzegam właśnie wchodzi na drogę,a ciężarówka trąbi na niego. Nie słyszy? Nie chce słyszeć???Biegne w jego stronę chcąc zdążyć na czas. Musi mi sie udać...musi! Nogi pracują mocno a ja dopadam chloapka tuz przed uderzeniem.Ostatnim ci widzę jest jego zaskoczona z przerażenia twarz,a usta wymawiają moje imię. Heh...cieszę sie,ze go kochałem... Myślę tuz przed tym jak zamykam oczy i otacza mnie pustka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top