010#

Levi pov.

Od wczoraj całe niebo jest zachmurzone. Wieczorem i przez całą noc deszcz uderzał jak szalony w okno.Erena nie było w nocy.Nie zeby coś ale wczoraj oświadczył mi,ze będzie mieszkał ze mną.Wstałem rano czując ze będzie dziś jakoś ciężko. Odpusciłem zajęcia i zajałem sie sprawami na miescie .Było pusto.Okropna pogoda widać zniechęciła do wyjścia.Chmura która wczoraj zakrywala teren od mojego do domu Erena teraz była juz rozciągnięta nad całym miastem a nic nie wskazywało ze szybko znikie.
Wszedlem do jakiejs restauracji biorąc pierwsza lepsza rzecz w menu na wynosiła razy dwa i wrocilem do domu.Erena nadal nie było.Zdziwilo mnie to bo zazwyczaj nie odstępował mnie na wiecej niż parę godzin z tego co zauważyłem.Wracam do domu zjadam obiad i zabieram sie zaczytanie jakiegoś kryminału który znam dobrze na pamięć.Nie pamiętam nawet kiedy ktoś wszedł do domu i stanął obok.Był to Eren.Nie był jednak taki jak zawsze.Na jego twarzy widać było zmęczenie i powagę. Siada na przeciw.Nie odzywa sie i patrzy w pustą przestrzeń gdzieś obok mojej głowy.

- Mamy mało czasu.-Patrzy na mnie i sie uśmiecha-Wstawaj idziemy.

- Gdzie?W taką pogodę?- Patrzę na niego zdziwiony ale nie spieram sie i wstaje.Wychodzimy z domu co prawda nie pada ale wciaz nie widac slonca przez chmury.W pewnym sensie jestem ciekawy czemu tak wesoła i pogodna osoba jest dziś tak pochmurna jak niebo na dworze.Doznałem olśnienia.

- Eren...czy ta zmiana pogody to wasza sprawka?- Patrzę na chłopaka który momentalnie sie zatrzymuje.

- Nasza?Nie ,Levi.Moja.Jestem zirytowany i w okropnym nastroju nie mam dziś ochoty na takie pytania. Po prostu sie ze mną przejdz. Podkreśle  Ze mną,a nie Za mną.- Patrzę na niego coraz bardziej zdziwiony.Jest dziś naprawdę nie w chumorze.Po namyśle podchodze  do niego i staje obok.Krzywi sie lekko co pewnie ma być imitacją uśmiechu ale no cóż...wygląda to jak wygląda. Idziemy powoli ,chodzimy po mieście rozmawiają na normalne tematy. Pyta co lubię,czego nie co mnie cieszy ale wiem że pewnie to wszytko on sam wie od dawna jako mój opiekun. Najprawdopodobniej wie o wszystkim co zrobiłem w swoim życiu. Na te myśl robi mi sie dziwnie wstyd.Czuje wyrzuty sumienia bo pamiętam parę sytuacji,imprez po pijaku...i....

- Levi.Nie myśl o tym.Głowę ci rozniesie.- Patrzę na niego zdziwiony- Zazwyczaj tego nie stosuje ale umiem czytać w myślach.Podkusiło mnie jednak twoje zamyślenie.I jeśli chodzi o tamte imprezy...- Zagryzł wargę w bardzo kuszący sposób.Szybko sie naprostowałem wiedząc ze może i to usłyszał.- To na pewno było gorąco ale o nich akuratnie nie mam bladego pojęcia.- Kiedy widzi moją zaskoczona mine śmieje sie cicho ,a niebo trochę sie przejasnia.

- A możesz mi powiedzieć czemu masz taki kiepski chumor?

- Problemy z górą.Mamy miesiąc.

- Miesiąc do czego?- Patrzę na niego ale odwraca skutecznie wzrok. Ukrywa coś przed mną.Właśnie wchodzilism do praku wiec nie wiele myśląc zaciagnąłem go w jedno takie miejsce malo użytkowane.Parę drzew ,parę krzaków i nic więcej.-  Eren powiedz mi.

- Nie.- Jestem zły.On też.W oddali słyszę grzmoty,po moich plecach przechodzą ciarki ale nie mam zamiaru ustąpić mu.- Mów.

- Levi,nie.

- Eren ty ignorancie.Dobrze wiem że sprawa dotyczy mojego zachowania.
Gadaj bo jak nie...

- Co ty niby mi zro...-Za nim zaczął
kończyć to irytujące mnie zdanie zamknąłem mu szczelnie usta swoimi własnymi.Nie wiem co mnie wtedy podkusiło.Może dlatego,ze miał takie miękkie usta albo jego zdziwione zielone oczy patrzyły tylko na mnie. Po prostu zacząłem go całować. Nie wiem ja długo to robiłem.Eren nie protestował.Współgrał ze mną.Kiedy oderwałem sie od  niego niebo było juz prawie czyste.Spojrzalem na niego ciężko dyszac i łapiąc oddech.Dawno juz sie nie czułem z kimś tak związany. I nie wiem jakim cudem  to zrobił.

- To teraz Yeager...powiedz to co masz powiedzieć bo mnie szlak trafi!- Juz otwierał usta kiedy nagle zniknął.Nie było go po prostu.A ja zostałem sam ze swoimi myślami.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top