002#
Eren pov.
Obudziłem się w szpitalu.Obok stała pielęgniarka rozmawiając z doktorem.Jednocześnie był on moim ojcem.Kiedy kobieta odeszła wzrok mojego rodzica spoczął na mnie.
- Co ty sobie wyobrażasz?Jak mogłeś wbiec pod auto?Nie dość,że mam dużo pracy to jeszcze muszę się martwić o ciebie!
- Przepraszam.- Powiedziałem,choć wcale nie czułem skruchy.Byłem obojętny.Dawno z ojcem straciłem jakikolwiek kontakt.Widzieliśmy się może raz czy dwa do roku,a mieszkaliśmy razem.Obchodziło go tylko moje zachowanie i oceny.Nic więcej.
- Tylko tyle?Chłopcze ja juz nie mam do ciebie siły...Muszę iść teraz do innych.Z tobą wszystko w porządku.
Wypiszą cie za godzinę i od razu do domu.Masz szczęście,że jutro weekend.- I wyszedł.Tak zawsze wygląda rozmowa.Ja słucham on mówi.Ułożyłem się wygodniej na łóżku.Zaptrzyłem się w sufit.Czy to prawda,a może śniłem?Sprawdze jak wrócę do domu.No i leżałem tak czekając na pielęgniarkę.
***
Wróciłem do domu gdzieś koło dwudziestej trzeciej.Postanowiłem więc wrócić do mojej pracy. Dotknąłem telefonu.Jestem cirkaw jak wygląda znamię.Stanąełm w łazience tyłem do lustra i zrobiłem zdjęcie.
Spojrzałem w galerię na zdjęcia, których było tam zaledwie piętnaście.
Na zdjęciu w lustrze odbijała się połowa znaku.Czarne skrzydło.Na początku nie rozpoznałem tego. Wydawało się kilkoma kreskami.
Ciekawe kto ma drugą połowę...
Mniejsza o to.Odłożyłem telefon i powoli przesunąłem palcami po znaku.Błysk.Tyle widziałem za nim znalazłem się w Iskrze.Obok widziałem wielu ludzi.A raczej już Nadzwyczajnych...
- No i super.Miało być tu mniej osób.- Westchnąłem zawiedziony.
- Tu nigdy nie ma mniejszej liczby osób.-Obok staną jakiś chłopak.Był blondynem,a twarz miał podobną do konia.Podobnej wysokości z uśmiechem trochę kpiącym.- Ahhh...zapomniał bym!-Chłopak strzelił sobie facepalma i wyciągną do mnie rękę.-Jestem Jean Kirstchen.Miło mi cie poznać.
- Eren Jeager,mi również.
- Od kiedy tu jesteś?
- W sensie?
- Nom...kiedy zostałeś w to wciągnięty?
- Dziś.
- Osz.... kurwa.To Świeżaczek znaczy się.(Tak...Eren Eukaliptus😂😂😂😂)
- Tiak...
- Ja tu jestem chyba drugi miesiąc.
Właśnie!Mogę cie czegoś nauczyć!
- Skoro chcesz...
- Osoby i tak przydzielają dopiero za godzinę.Co ci szkodzi?
- W sumie nic...
- Czekaj.Żeby się dostać do sali treningowej musisz nauczyć się latać.
- Latać?
- To nie wiesz!?My Nadzwyczajni możemy latać lub się teleportować.
Mamy też świetną kondycję dzięki czemu nie jesteśmy tak bardzo zmęczeni,a szybcy i zwinni.A no i jest jeszcze szybkie przystosowywanie się do miejsca w którym przebywamy.
Automatycznie uczymy się wszystkiego od razu na piątkę a nawet wyżej.
- Wow...dużo tego.To jak latać?
- Telekineza!Wyobraź sobie,że się teleportujesz albo lecisz,porównaj to do czegoś.Szybciej ci wyjdzie.- Chłopak spojrzał na mnie zachęcająco.Co by tu...Wyobraziłem sobie liście jesienią unoszone przez wiatr.
- Za nisko...Coś innego.- Skupilem swoją uwagę na wspomnieniach z parku.Podziwiałem wtedy jeszcze przed śmiercią matki ptaki.Razem z nią w parku.Zawsze im zazdrościłem.
Latały tak wysoko wolne.
- Brawo!To teraz otwórz oczy.- Zrobiłem jak kazał wisiałem jakieś dziesięć metrów nad bladą posadzką.
Dziwne uczucie.Najpierw panika a potem euforia.- Tylko się nie przeciążaj.Mamy swoje ograniczenia.
- Yhmmm...
- To lecimy.Jeszcze mamy kawałek.- Użyłem swojej wyobraźni i wzleciałem wyżej.Po chwili stanąłem na twardym gruncie.Szafirowa posadzka mocno odbijała blask z nikąd.
- To tutaj.
- Ale tu nic nie ma oprócz posadzki!
- Ech...to część treningu.Powiedzmy,że jestem twoim podopiecznym.Nie masz pod ręką nic co lubię.Wymyśl coś. Możesz czytać osobie w myślach.
Ludzie są tego nieświadomi więc łatwo nam się pracuje.
- Rozumiem.
- Może zróbmy inaczej.To zostanie twoim opiekunom...
- Zoe i Erwin.- Odpowiedziałem na jego pytający wzrok.
- No...to masz zakręconych nauczycieli.Przynajmniej Czterooką.
Bo Brwi Zagłady są tak sztywne jak włos który je tworzy.-Chłopak zaczął się śmiać głośno.
- Emm....ok.To co robimy?
- To.-Chłopak staną przed mną.- Musimy sprawdzić twoją sprawność.
Im szybszy i zwinniejszy tym lepiej. - Zauważyłem minimalny ruch w moją stronę i w ostatniej chwili odsunąłem się od skierowanego we mnie ciosu.
- Nieźle.
- Co to kurwa było!?!
- To co widziałeś...-Złapałem za nogę którą chłopak wymierzył cios w mój brzuch.
- Jak ja to...-puściłem jego nogę.
- Normalnie idioto.Mówiłem o dobrej kondycji,zwinności i szybkości.
- Ale to są sztuki walki!
- Szybko się przystosowujemy do sytuacji...Debil.Tłumaczyłem ci!
- Sam jesteś debilem,Koniomordy!
- Ty...-Chłopak zacisnął pięści i rzucił się na mnie.Sprawnie,ku mojemu zdziwieniu mi to wychodziło.W pewnym momencie nawet udało mi się zaatakować i trafić w brzuch.
- Eren!-Na plecy wskoczyła mi Zoe z uśmiechem.-Dobrze,że ćwiczysz ale pamiętaj...
- Masz tu swojego pierwszego podopiecznego.Jean chyba ci większość wytłumaczył.-Za mną pojawił się Erbwin.
- Yhm.-Odebrałem kartkę od blondynka,który życzył mi szczęścia.Dostałem też notatnik.Czyli tu zapisuje historię swojej pracy.
Zacząłem czytać dane.
Imię : Sasha
Wiek: 17 lat
Zamieszkała: Ul. Muru Mari 37/4
Szkoła:Liceum im.Siny
Problem: Obsesje na punkcie jedzenia ziemniaków.Zakochana bez wzajemności w Connym.Ma skłonności do pesymistycznego myślenia i ćpania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top