6. Rozdział
Z samego rano budzą mnie zapachy oraz śmiechy dochodzące z kuchni. W naszym małym mieszkaniu z łatwością wszystko się niesie, ale ma to swój urok. Chyba bardziej odnajduję się w takich klimatach, niż w surowych marmurach wielkiej posiadłości.
Narzucam szlafrok i wychodzę ze snem na oczach. Jednak na taki widok zdecydowanie nie jestem gotowa. Niechcący przerywam tę idyllę, mimo iż staram się nie patrzeć, ale co poradzę jeśli oczy same mi uciekają w tamtą stronę. Moja napalona przyjaciółka i mój, zdawałoby się porządny kuzyn, dosłownie pożerają się w przedpokoju, napierając na siebie. Czy coś mnie wczoraj ominęło, gdy wcześniej od nich poszłam się położyć?
Chyba orientują się, że ich przyłapałam, kiedy Alessandro odskakuje jak oparzony. Zaraz po tym wydobywa z siebie pojedyncze chrząkniecie.
- Lecę na uczelnię, a później jeszcze trening, więc wrócę późno. - Wychylając się przez jego ramię, jak gdyby nic rzuca Arleta w moją stronę i z łoskotem wypada przez wejściowe drzwi.
Jeśli tak wygląda ich pożegnanie, to nie mam pytań co było wcześniej. Na szczęście spałam jak kamień. Jakbym w końcu odespała całe nieszczęście, które mnie spotkało. Sen pozostaje moim jedynym ukojeniem dla zbolałej duszy, która tylko tam napotyka i zatraca się w jego ramionach.
- Nie próżnujesz, kuzynie.
- Tak jakoś wyszło. Nie wiem kiedy to się stało. Może przez wczorajszy wieczór. Wiesz wino, jedzenie i ...
- Oj, przestań. Nie musisz mi się tłumaczyć. Jesteście dwojgiem naprawdę bliskich mi osób i trzymam za was kciuki. Zresztą, od początku widziałam jak na siebie lecicie.
- Czyli mam twoje błogosławieństwo?
- Co nie oznacza, że jeśli ją zranisz to nie będziesz miał ze mną do czynienia. Także dobrze się zastanów zanim zrobisz jakieś głupstwo.
- O cholera, kiedy ty się stałaś taka ostra?
- Wiesz pościg, katastrofa lotnicza, próba gwałtu, strzelanina, nie wspominając o zabójstwach, chyba zrobiły swoje.
- Przepraszam, poniekąd to ja cię naraziłem na to wszytko. Cały czas mam wyrzuty sumienia.
- Daj spokój. Było minęło, ale nie żałuję niczego, a wyrzuty sumienia to możesz mieć, jeśli nie zaprosisz jej dzisiaj na wspólne wyjście, choćby do kina.
- Nie zostawię cię samej. Obiecałem Angelo dbać o twoje bezpieczeństwo.
- Przestań, jestem dużą dziewczynką. W razie czego pod poduszką będę trzymać gaz pieprzowy i dwie giwery.
- Bardzo zabawne. Góra trzy godziny i wracamy.
- Cieszę się, że się rozumiemy. - Puszczam mu przebiegłe spojrzenie.
Dobrze, że nie ma pojęcia, iż owe trzy godziny będą bardziej mi potrzebne niż im.
Po śniadaniu, gdzie z trudem udało mi się przełknąć jeden kęs, chociaż były moje ulubione rogaliki z czekoladą, nadszedł w końcu czas na rozmowę. Widzę to po minie kuzyna, który wypuszcza ze świstem powietrze i siada na przeciwko mnie.
- Domyślam się, że nigdy nie zeznawałaś - zaczyna poważnie.
- Ja nawet nigdy nie byłam na posterunku policji.
- Nie powinni cię długo maglować ze względu na status świadka incognito, chyba, że trafisz na tego starego dziada, Mackiewicza. Najpierw zadadzą ci podstawowe pytania o tobie. Na pewno będą pytać co łączyło cię z Flaviem i o relacje z innymi członkami rodziny...
- Wiem dokładnie co mam mówić. - Przerywam mu. - Nie rozumiem tylko dlaczego w ogóle muszę zeznawać skoro Flavio nie żyje. Chyba nie chcą dopaść teraz Angelo? Bo skoro tak, to nie dam się wsadzić na minę i odmówię ujawniania czegokolwiek.
- Zeznania są potrzebne w toku postępowania, a zważywszy na jego charakter i okoliczności zdarzenia, mogą być kluczowe do wyjaśnienia kto za tym stoi - wyjaśnia z wyraźną powagą. - Wiesz, że się o ciebie martwię - dodaje.
- Niepotrzebnie. Lepiej już chodźmy. Wolę mieć już to za sobą.
Pod budynek prokuratury we Wrocławiu dojeżdżamy w niecałe dwadzieścia minut. Staram się zachować spokój i maksymalne opanowanie. Dopiero kiedy czekam pod drzwiami na wezwanie, dopada mnie delikatny stres. Uświadamiam sobie, że lekko, to tylko tak na filmach wygląda.
- Zapraszam. - Niewysoka, młoda policjantka z kamienną twarzą oznajmia przez uchylone drzwi.
Tuż przed wejściem jeszcze raz zostaję dokładnie sprawdzona, a dokładniej obmacana przez tę kobietę oraz poproszona o pokazanie dowodu osobistego.
Przełykam ślinę i zostaję poprowadzona długim korytarzem do małego pomieszczenia w którym jarzeniowe światło zastępuje słoneczne ze względu na zasłonięte szczelnie roletami okno. Robi się lekko przerażająco.
- Dzień dobry. Pani Alicja Kusińska? - zadaje mi pytanie podstarzały facet z widoczną łysiną, jak mniemam prokurator i zakłada okulary za którymi kryją się wyjątkowo chłodne, szare tęczówki.
- Tak, zgadza się.
- Proszę siadać.
Dopiero teraz wchodzi do pomieszczenia policjant z laptopem, zapewne protokolant i zajmuje miejsce w rogu przy niewielkim biurku.
Wiem, że przysługuje mi prawo do odmowy składania zeznań, ale przecież jedynie jeśli pójdę z nimi na współpracę, to może wreszcie cokolwiek się dowiem. Muszę to zrobić wbrew swoim wcześniejszym postanowieniom.
Po wyrycytowaniu formułek przez prokuratora, nadchodzi moja kolej.
- Proszę po krótce opisać pani pobyt w Rzymie. Od samego początku.
Jasno oraz klarownie wracam myślami do naszego pierwszego spotkania z Flaviem i choć towarzyszy temu cały przekrój emocji, to z całych sił staram się opowiedzieć w jak najbardziej neutralny i rzeczowy sposób. Nawet nie muszę kłamać, gdyż wiem, że tak naprawdę nic nie wiem i nie jestem w stanie im przekazać nic ponadto co dostali. On do samego końca mnie chronił.
- Zrobiłam co do mnie należało. Przesłałam wam wszystko, a ostatnie kody sam Flavio mi podsunął. Nie wiem nic więcej.
- To wiele wyjaśnia - rzuca pod nosem i drapie się po siwym zaroście jakby nad czymś usilnie pracowaly jego trybyki w głowie. - Jeszcze jedno - zaczyna przeszywającym tonem. - Czy kojarzy pani kogoś z tych zdjęć? - Równocześnie rozkłada przede mną trzy wizerunki całkowicie nieznanych mi typków.
- Zupełnie nikogo nie kojarzę - mówię zgodnie z prawdą, bez przerwy wbijając wzrok w zdjęcia z nadzieją, że może kiedyś któryś chociaż przypadkiem mignął mi przed oczami. Na próżno.
- A czy mówi coś pani nazwisko Catalano? Riccardo Catalano?
Nagle jakbym dostała obuchem w głowę, ale staram się pozostać z niewzruszoną miną, bo cholera nie wiem kto to jest, a już po raz drugi słyszę to nazwisko. Czyli Angelo jednak coś przede mną ukrywał. Szlag.
- Pierwsze słyszę. - Wychodzę z siebie, aby wybrzmieć zupełnie bez emocji. Patrzę mu prosto w oczy, mimo że w środku cała się trzęsę.
- Dziękuję za zeznania. Proszę podpisać, jeśli wszystko się zgadza i jest pani wolna - rzuca beznamiętnie i wychodzi.
Kołuje mi się w głowie. Trochę z nadmiaru emocji, trochę za sprawą tajemniczego nazwiska i pewnie przez pusty żołądek. Nie spodziewałam się, że spędzę tam prawie dwie godziny.
- Jesteś blada - nerwowo oznajmia Alessandro, kiedy wychodzę na korytarz.
- Nic mi nie jest.
- Przecież widzę. Zabieram cię na porządny obiad - stanowczo wypowiada i chwyta mnie pod rękę.
- Kim jest Riccardo Catalano?
- Nie tutaj - syczy przez zęby.
Kolejny? Ja zaraz oszaleję od tej zmowy milczenia.
W pięć minut przyjeżdżamy do pobliskiej restauracji na Świdnickiej. Specjalnie wybieramy stolik jak najbardziej oddalony od innych i do tego w samym kącie.
- Powiem ci jak wszystko zniknie z tego talerza - wypowiada, stawiając wypełnione po brzegi naczynie.
- Dobre sobie. To jawny szantaż, a wystarczyło poprosić.
- Ja nigdy nie proszę.
- Czyli zawsze dostajesz to co chcesz.
- Zawsze. Więc jak?
- Tak jest, mój żandarmie.
Zaczynam pałaszować wszytko z talerza. Po kilku minutach skurczony żołądek wysyła mi sygnały, że więcej już nie wcisnę.
- Zadowolony? - pytam, dotykając pokazowo chusteczką kąciki ust.
- Owszem. - Uśmiecha się przebiegle.
‐ Dobrze, że nie wybrałeś mi owoców morza.
- Pamiętam, jak na nie reagujesz, a zwłaszcza twoje ostre zatrucie po ośmiorniczkach na urodzinach Luci. Jego biała koszula w sekundę przeistoczyła się w kolorowego pawia - opowiada z rozbawieniem.
- Nie katuj mnie więcej. Wymazałam to z pamięci.
- Sama chciałaś, ale to też ci się nie spodoba.
- Dobra. Mów, bo zaraz zwariuję.
- Tak się składa, że Catalano to bardzo wpływowy i niebezpieczny człowiek.
- Domyślam się. Powiedz coś czego nie wiem.
- To on stoi za handlem kobietami. Chociaż ma za uszami o wiele więcej, to sprawa zniknięcia kobiet, a dodatkowo niepełnoletnich dziewczyn, spędza sen z powiek funkcjonariuszom. Ostatnio śledztwo wskoczyło na najwyższy ranking za sprawą tajemniczego zniknięcia nastoletniej córki wpływowego polityka. Najpierw podejrzewano, że porwano ją dla okupu, ale sprawa przybrała nowy wydźwięk, kiedy przez tydzień nikt się nie odezwał, a śledztwo stanęło w martwym punkcie.
- Podejrzewam, że jest na liście podejrzanych, ale co ja mam z tym wspólnego? Czemu pytali mnie o niego?
- Flavio go wsypał, a konkretniej to...
- To przeze mnie. Czy chcesz powiedzieć, że te kody to ujawniły?
- Niewykluczone.
- Ja pierdole!
Powoli wszystko wskakuje na swoje miejsce i układa się niczym puzzle.
- Powiedz jeszcze, że to była jego zemsta.
- Niewykluczone.
- Świetnie, kurwa.
Teraz zastanawiam się, czy któryś facet z tych zdjęć to był on, a jeśli tak to który. Na samą myśl oblewa mnie zimny dreszcz, a zarazem potęguje chęć spojrzenia w oczy samemu diabłowi.
- A mówisz mi dopiero teraz o nim bo... ?
- Bo lepiej, aby nie zdradziła cię jakakolwiek reakcja przy przesłuchaniu.
- Ha, za późno.
- Jak to?
- Słyszałam już to nazwisko. Po raz pierwszy z ust Angelo. Podsłuchałam jego rozmowę. Nie bój się nie zdradziłam się w zeznaniach, ponieważ w zasadzie nic więcej nie wiedziałam. Dopiero ty mi rozjaśniłeś sytuację.
- Co teraz?
- Czekamy.
- Czekamy? Serio?
- Alu, nawet mnie nie denerwuj. Już i tak za dużo ci powiedziałem.
- Dzięki, że zawsze mogę na ciebie liczyć - kwituję z przekąsem.
Wracamy do mieszkania pogrążeni w ciszy, sami ze swoimi myślami. Dobiegające odgłosy z łazienki potwierdzają obecność Arlety.
- Bawcie się dobrze - rzucam na odchodnę w stronę kuzyna i znikam za drzwiami swojego pokoju.
Kiedy po jakiejś godzinie dociera do mnie dźwięk zamykanych drzwi, natychmiast zamawiam ubera.
Czas start.
~~~~~
Akcja nabiera tempa...
Pytanie tylko, do czego nasza Alicja będzie w stanie się posunąć? 😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top