31. Rozdział

Flavio

Nie mogę uwierzyć w to, że Paoli udało się dowiedzieć kto stoi za zleceniem. Jednocześnie wściekam się na samego siebie, że jeszcze nie wpadłem na żaden trop.

- Kurwa - rzucam pod nosem i pędzę swoim Bugattim, aby jak najszybciej załatwić tę sprawę i z powrotem być przy Alicji. Wcześniej oczywiście zwiększam ochronę w szpitalu. Do tego Angelo obiecał mi, że też się pojawi.

Natłok myśli niemal rozsadza mi czaszkę. Jak tylko dowiem się kto stoi za zamachem na życie Alicji, to dorwę tego sukinsyna i nie będę miał litości.

Wchodzę, ale tak naprawdę wbiegam do apartamentu Paoli, która stoi w holu i nerwowo pali papierosa. Ani razu nie widziałem jej w takim stanie. Zawsze emanuje pewnością siebie, nie mówiąc już, że raczej z racji zawodu, ręce nigdy jej się nie trzęsą.

- Dobrze, że jesteś - oznajmia, przechodząc w głąb salonu. - Wyjdźmy lepiej na zewnątrz. - Podążam za nią.

- Nie mam czasu bawić się w kotka i myszkę. Zostawiłem Alicję w szpitalu. Mów, Paola! - nakazuję poirytowany jednocześnie zatrzymuję się po środku tarasu.

- Był u mnie dzisiaj Emilio, ale jakoś dziwnie się zachowywał - zaczyna niepewnie. - Od początku wyczuwałam, że jest poddenerwowany i w gruncie rzeczy po raz pierwszy napawał mnie nieuzasadnionym lękiem. Dlatego byłam bardziej czujna. Kiedy myślał pewnie, że jeszcze biorę kąpiel, udało mi się podsłuchać jego rozmowę.

- Rozmowę?

- Dużo ryzykuję, mówiąc ci o tym. - Wzdycha.

- Nie więcej, niż jakbyś nie powiedziała.

- O tuż, najpierw pytał czy odzyskała przytomność. A później, cytuję: " Czyli ona już nie stanowi dla ciebie problemu? Nie bój się, przecież wiesz, że ta trucizna jest praktycznie nie do wykrycia."

- O kurwa! Ale z kim on rozmawiał?

- Jeszcze nie wiesz? - pyta kpiąco. - Z twoją przyjaciółeczką.

- Jezu, to nie może być prawda! - wykrzykuję i nerwowo zaciskam szczękę. - Skąd masz pewność? - dopytuję, stale mając nadzieję, że to jakiś ponury żart.

- Zakończył rozmowę: "Siedź na tym przyjęciu i rób nadal dobrą minę do złej gry, i nawet nie myśl jechać do szpitala."

- Nie wierzę. - Zalewa mnie furia.

- Dodał jeszcze, że w końcu każdy dostanie to na co zasłużył.

- Ja pierdolę. Muszę wracać czym prędzej do szpitala.

- Dlatego mówiłam o tej ochronie. A co z Alicją?

- Jest przytomna. Lekarze jeszcze nie wiedzieli co jej jest, muszę im powiedzieć o tym. Paola nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczny. Dziękuję - oznajmiam i prędko udaję się do auta.

W między czasie dzwonię do Angela, muszę podzielić się z nim informacjami. Mam tylko nadzieję, że już dotarł na miejsce.

- Angelo, powiedz, że jesteś już w szpitalu.

- Jadę. Będę dopiero za jakieś dwadzieścia minut. A co się stało?

- Nie uwierzysz. To wszystko sprawka Letizi!

- Co? Jesteś pewny? - słyszę, jak bardzo jest wstrząśnięty.

- Paola słyszała rozmowę telefoniczną tego skurwiela. Ewidentnie z nią gadał. Mówił o jakieś niewykrywalnej truciźnie, a zważywszy na kiepskie ostatnio samopoczucie Alicji, to by się zgadzało. Tylko z Letizią miała codzienny kontakt.

- Ożeż... - Seria przekleństw leci z głośnika.

- Nie rozumiem, o co jej chodzi? Pędzę do Alicji.

- Spokojnie, Flavio. Ważne, że dochodzi do siebie. Jest bezpieczna i nikt nie ma szans się do niej dostać. - Jego ton nieco łagodnieje.

- Dowiedz się kto jeszcze został w rezydencji. Postaw na nogi całą ochronę i każ śledzić Letizię.

- Jasne, uważaj na siebie.

- Dzięki, brat. - Kończę połączenie.

Nie mieści mi się w to głowie. Okazuje się, że przez te wszystkie lata, tak mocno myliłem się co do Letizi? Czym, do kurwy nędzy się kierowała? Kim ona jest? A ja się martwiłem, że Emilio ją zdradza.

~~~~~

Alicja

Próbuję otworzyć oczy i przypomnieć sobie co się stało. Niestety obraz mi się zamazuje, a do tego mam wrażenie, że wręcz odeszły ze mnie wszystkie siły. Na szczęście wyczuwam czyjąś obecność. Dobrze, że mój Flavio jest przy mnie. Resztkami sił wyciągam ku niemu rękę. Potrzebuję jego bliskości.

- Flavio - szepczę, gdy nie czuję jego ciepłej skóry dłoni. Raptownie coś niepokojącego kiełkuje w moich myślach.

Otwieram więc oczy i dostrzegam zarys postaci w białym fartuchu.

- Pani doktor? - pytam, mrużąc powieki, aby móc bardziej się jej przyjrzeć.

Nagle kobieta podchodzi do mnie i wymownie wpatruje się z dziwnym uśmiechem na twarzy.

- Letizia? - Jestem zdumiona, ponieważ ledwo ją rozpoznaję. Pierwszy raz widzę, że ma okulary oraz włosy spięte w kucyk. A najbardziej dziwi mnie fakt, że jest w lekarskim fartuchu z plakietką.

- Zaskoczona? - pyta z dziwnie diabelskim spojrzeniem.

Coś bardzo mi tu nie gra.

- Co się dzieje? - Próbuję się podnieść, lecz opadam bezsilna na poduszkę.

- Obiecuję, załatwić to szybko - wybrzmiewa złowieszczo.

- Gdzie jest Flavio!? - Podnoszę głos.

- Ha, u swojej kochanki Paoli. Jak tylko zasnęłaś skorzystał z sytuacji i od razu poleciał do niej - odpowiada, przyjmując postawę napastnika górującego nad swoją ofiarą.

- Nie wierzę - uchodzi ze mnie przez zaciśnięte z nerwów usta.

- Spójrz, zdjęcia zrobione pół godziny temu spod jej domu. - Podsuwa mi pod twarz komórkę i przesuwa palcem, pokazując Flavia, wchodzącego do jakiegoś domu. Na ostatnim widać jak wychodzi, a w drzwiach stoi kobieta. Czy to ona? Trudno mi to dojrzeć.

- Dlaczego mi to mówisz, Letizia? - pytam, ale nie wiem czy chcę znać odpowiedź. Czuję jak od wybuchu emocji zaczyna mi szumieć w uszach.

- Bo widzisz, tak naprawdę to ja jestem jemu pisana. Od najmłodszych lat rozumieliśmy się bez słów. Był dla mnie wszystkim. Nie mogłam znieść, że ożenił się z Arianną, ale z nią też sobie poradziłam przy niewielkiej pomocy Arberta, ale kiedy ty się pojawiłaś na horyzoncie, szala się przelała i szybko musiałam wcielić w życie nowy plan. Niestety mój snajper zawalił robotę i myślałam, że nie pozbieram się po śmierci Flavia. Kiedy okazało się, że jednak żyje, za punkt honoru obrałam sobie dokończyć to co zaczęłam. Mój drogi pomocnik - Emilio, zajmie się tą małą szmatą Paolą, a ja ukończę swoje dzieło. Wtedy nikt i nic nie stanie mi do wspólnego szczęścia z Flaviem. - Na jej twarzy pojawia się wyraz triumfu.

- O Chryste! Ty jesteś zdrowo szurnięta. Ratu... - nie mogę dopowiedzieć, gdy wymierza mi siarczysty policzek.

- Zamknij się! - ostrzega tonem prawdziwej wariatki. - Trucizna już zrobiła spustoszenie w twoim organizmie, a ja tylko skrócę ci męki - oświadcza z tak zaciekłą miną, iż pozbawia mnie jakichkolwiek złudzeń, że wyjdę z tego cało.

Wyrywa mi poduszkę spod głowy i w ułamku sekundy stoi nade mną niczym kat. Momentalnie całe życie przelatuje mi przed oczami. Widzę rodziców z Martą, przyjaciół i najpiękniejsze momenty z moim kochanym mężem. To, jak po raz pierwszy utonęłam w czarnej głębi jego spojrzenia, jak kochaliśmy się do utraty tchu i to, że chociaż przez krótką chwilę mogłam być jego żoną. Następnie wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie mam jak zareagować, ciemność zalewa moje oczy. Nie mogę złapać oddechu. Stłumiony krzyk opuszcza moje coraz słabsze gardło.

Tracę resztki sił.

~~~~

Flavio

Jadę, jak na złamanie karku, kierowany niestety złymi przeczuciami. Jeśli to wszystko okaże się prawdą, to pierwszy raz w życiu, złamię swoją zasadę o nie krzywdzenia kobiet i nie będę mieć dla Letizi żadnej litości. Tyle zła zaznaliśmy od tych jebanych postrzałów na ślubie. Najpierw ja musiałem się ukrywać, najgorsze, że Alicja poroniła, a później szukała zemsty, narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Gdy jakimś cudem ją uratowałem, okazuje się, że tylko na chwilę odetchnęliśmy. Ile cierpienia można zaznać od jednej osoby, a do tego jednej z bliższych? Widziałem już różne okrucieństwa, ale kurwa, to nie mieści mi się w głowie.

Maksymalnie skupiony na prowadzeniu uważam, żeby tylko nie zrobić wypadku. Nawet nie patrzę na licznik, ale jestem pewny, iż dozwoloną prędkość przekraczam gdzieś trzykrotnie. Nagle ponowne przychodzi sygnał połączenia od brata.

- Tak, Angelo?

- Kurwa, Flavio, nigdzie nie ma Letizi. Zniknęła zaraz po tym jak pojechaliście do szpitala. Ochrona nie może jej w ogóle namierzyć. Dzwoniłem do jej matki, ale obstaje, że od przyjęcia nie miała z nią żadnego kontaktu - oświadcza szczerze przejęty.

- Ja pierdolę! - rzucam i uderzam z nerwów w kierownicę.

- Na szczęście na oddziale spokój, nikt podejrzany się nie kręcił - oznajmia bardziej uspokajająco.

- Zaraz będę na miejscu - rzucam i kończę połączenie.

Zalewa mnie dzika furia. Jak bardzo myliłem się przez te wszystkie lata, co do wydawało mi się najlepszej przyjaciółki? Teraz przypominam sobie jej umizgi i dziwne aluzje, ale zawsze traktowałem je, jako luźne żarty. Zresztą, nigdy do niczego między nami nie doszło. Nigdy niczego jej nie obiecywałem. Co do cholery w nią wstąpiło? Nie mogę tego pojąć.

Przyspieszam kroku, kiedy znajduję się już na korytarzu właściwego oddziału. Skurczybyk Angelo faktycznie się postarał, bo aż roi się od naszych ludzi. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będę już przy mojej żonie. Pociągam za klamkę, a kiedy rozchylam drzwi, obraz jaki zastaję, wręcz mrozi mi krew w żyłach. Automatycznie włącza mi się chęć mordu.

- Zostaw ją! - wydzieram się i chyba w dwóch krokach pokonuję całą odległość, po czym z całych sił odpycham Letizię.

Odrzucam poduszkę, a moim oczom okazuje się wręcz sina twarz Alicji.

Nie wierzę. Tylko nie to.

Potrząsam jej wątłe ciało. Krzyczę, zdzierając sobie gardło, bluźnię, jednocześnie błagam, żeby to nie była prawda.

Gdzieś zza mnie docierają odgłosy szamotaniny. Ktoś mnie odpycha i tylko upadam na kolana, błagając niebiosa o jej przeżycie. Gdybym tylko mógł, bez dwóch zdań oddałbym swoje życie za nią. Zrobię wszystko, aby tylko Alicja, moja ukochana żona mogła żyć.

Nie oglądam się za siebie, mój otępiały wzrok jest bez przerwy wbity w jej ciało, które aż podskakuje od przeprowadzanej reanimacji. Ktoś próbuje mnie podnieść, ale nawet nie drgnę, jak głaz pozostawiony na pastwę losu. Muszę być przy niej, choćby do końca. W przeciwnym razie nie daruję sobie, lecz bez niej i tak moje życie nie będzie miało najmniejszego sensu.

W pewnym momencie wszystko ustaje.

Powoli chyba wszyscy wychodzą. Cisza wypełnia całą salę, a ja na drżących nogach próbuję jakoś się podnieść. Serce nadal chce mi wyskoczyć z piersi, a miarodajny dźwięk, który przebija się do moich uszu, skutecznie cuci mnie z letargu.

~~~~~

Co złego to nie ja 😬 więc nie zostawię Was w dłuższym oczekiwaniu i jutro, choć sama w to nie wierzę, pojawi się już epilog 🙈🙊

Buziaki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top