30. Rozdział
Flavio
Nie powiem, żebym nie cieszył się na wiadomość o ciąży, natomiast dziwię się, że Alicja wypiera tę myśl. Widzę to po tym jak nerwowo się zachowuje i próbuje mnie przekonać, że to niemożliwe. Najlepiej będzie jeśli ginekolog przeprowadzi badanie.
W gruncie rzeczy, rozsadza mnie duma na samo wyobrażenie o pojawieniu się dziecka, a być może nawet małego potomka. Najbardziej żałuję, że nie byłem przy niej po poronieniu. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić co wtedy przechodzi kobieta. Jeśli okaże się, że to fałszywy alarm, to zrobię wszystko co w mojej mocy, aby Alicja nawet przez moment nie poczuła się smutna oraz opuszczona. W ostatnim czasie i tak większość spraw załatwiam z mojego prywatnego gabinetu. Myślę, że dzięki temu powoli odnajduje się w tych, jak mówi - ciężkich murach. O dziwo dobrze robią jej spotkania z Letizią, przy których tylko coś plotkują, śmieją się i milkną na mój widok. Te kobiece tajemnice...
Razem wchodzimy do gabinetu lekarskiego. Gdy Alicja kładzie się na specjalistycznym fotelu, od razu łapie mnie za rękę i ściska tak mocno jak nigdy wcześniej. Chyba naprawdę nie zdaję sobie sprawy ile ją to kosztuje. Nawet nie patrzy w monitor, tylko ślepo błądzi wzrokiem po suficie.
- Proszę się rozluźnić, wtedy nic pani nie poczuje - informuje młoda ginekolog z pełnym skupieniem na twarzy.
Alicja posyła mi nerwowe spojrzenie. Badanie chwilę trwa, a pojawiający się obraz na monitorze, zupełnie nic mi nie mówi. Napięcie zaczyna również mi się udzielać i z trudem zachowuję kamienną twarz.
- Zrobimy jeszcze badanie krwi, ale już mogę z całą pewnością wykluczyć ciążę - oznajmia lekarka.
- Widzisz, a nie mówiłam? - z zaciśniętymi ustami rzuca Alicja i raptownie podnosi się z fotela.
- Pani doktor, to co mogą oznaczać te poranne mdłości? - pytam zafrasowany.
- Jak wspomniałam, zalecam badanie krwi. Podejrzewam, że może chodzić o jakiegoś wirusa - tłumaczy ze spokojem lekarka i coś wstukuje na klawiaturze. - Jeśli planują państwo ciążę, tu są zalecenia co warto już stosować i które badania krwi będą jeszcze wskazane.
- Dziękujemy - pierwszy odpowiadam, a zanim się orientuję, zza pleców dociera do mnie dźwięk zamykanych drzwi. - Alicja! - wołam na próżno.
Czym prędzej chcę ją dogonić, ale docieram do niej dopiero na parkingu. Stoi oparta o auto i jakby nieobecna, wpatruje się w jeden punkt. Pierwsze co rzuca mi się w oczy, to jak nerwowo nawija włosy na palce. Przejmujący widok. Serce mam wrażenie, że zaczyna wręcz obijać mi się o żebra.
- Kochanie, przynajmniej wiemy, że możemy nadal próbować. - Chcę ją jakoś pocieszyć, przy tym staram się zachować resztki spokoju.
- Jedźmy już - odpowiada beznamiętnie. - Zaraz do siebie dojdę, ale nie mówmy już o tym - dodaje.
- Dobrze, jak sobie życzysz. - Podchodzę do niej i mocno przytulam. Wyczuwam jak cała drży.
Podczas trasy powrotnej, Alicja stale coś pisze na komórce. Ja nie wypytuję o nic, chyba, że sama będzie chciała mi cokolwiek powiedzieć. Sam zresztą próbuję zebrać rozbiegane myśli. Temat dziecka w dużym stopniu odcisnął również piętno w moim sercu. Nigdy jej tego nie mówiłem, ale codziennie myślę o moich straconych aniołkach. Muszę się ogarnąć, przecież to Alicja potrzebuje teraz mojego wsparcia.
Po około trzydziestu minutach podjeżdżamy pod wejście rezydencji. Biorę ją za rękę i w ciszy wchodzimy do środka.
- Kochanie, chcesz się położyć? - pytam na co jedynie przecząco kiwa głową.
- Wolałabym się tylko przebrać.
Po kilku minutach jakby w odmienionym nastroju, Alicja wychodzi z garderoby w letniej jasnej sukience i tak jak jej obiecałem, razem mamy się udać do ogrodu.
- To co idziemy? - proponuje z nieodgadnionym błyskiem w oczach. Trudno mi ją rozgryźć. Mam wrażenie, że chyba jednak lepiej już się czuje. Sama chwyta mnie pod ramię i prawie ciągnie za sobą.
Gdy przechodzimy przez parter w stronę głównego tarasowego wyjścia, orientuję się, że coś mi tu nie gra. Tak dziwnie pusto i spokojnie. Dosłownie cisza, jak makiem zasiał. Dopiero, gdy przekraczamy wyjście na taras, widzę co się święci.
- Sorpresa! (niespodzianka) - zebrani goście wiwatują na mój widok.
Zerkam na żonę i już wiem, że to jej sprawka. Te spojrzenie przepełnione radością, mówi samo za siebie.
- Tante aguri, Flavio! - z pięknym uśmiechem, którego tak mi brakowało, Alicja życzy mi wszystkiego najlepszego. Zaraz za nią zebrani zaczynają wyśpiewywać cały tekst.
Jestem w szoku, że za moimi plecami udało im się zorganizować przyjęcie. Widzę, że jest kilkoro moich przyjaciół, z którymi wieki się nie widziałem. Cieszę się, że jednak jest to grono samych najbliższych i zaufanych osób. Szczerze, to sam zupełnie zapomniałem o swoich urodzinach. Od rana żyłem wyłącznie badaniami, nie mogąc się skupić na niczym innym.
- Dziękuję, skarbie - pochylam się nad Alicją. - Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie takiej niespodzianki - mówię szczerze, chociaż obecnie wolałbym, abyśmy sami zaszyli się gdzieś w ciszy.
- Chciałam ci zrobić jeszcze tą największą, ale... - Spuszcza głowę, przybierając markotną minę.
- Hej, rozchmurz się. Jesteś dla mnie całym światem, a jeśli mamy mieć dziecko, to kiedyś będziemy je mieć. Zdajmy się na los. Zobaczymy co przyniesie - szepcze jej do ucha i przyciągam do pocałunku.
- Yhy... - przytakuje, nabierając słodkich rumieńców.
- Flavio! Jak ci się podoba niespodzianka? - pyta rozweselona Letizia, podchodząc z lampką szampana, po czym obcałowuje mi policzki.
- Chyba teraz domyślam się nad czym tak żywo rozmawiałyście przez ostatnie dni. - W odpowiedzi puszcza do mnie oczko.
Jestem pewien, że w głównej mierze, właśnie ona to wymyśliła. Cóż, odkąd pamiętam lubiła wszelakie imprezy, byleby tylko coś się działo i tak dziwne, że nie zaprosiła przynajmniej setki ludzi. Mojej uwadze nie uchodzi, że ponownie jest sama, bez Emilia.
- Pozwól, że jeszcze na chwilę porwę Alicję - mówi, po czym od razu chwyta moją żonę za rękę i we dwie odchodzą w stronę patio, oświetlonego zwisającymi lampkami.
W tym czasie, wszyscy jak na zawołanie podchodzą do mnie z życzeniami. Wiem, że to moja impreza i mógłbym należycie świętować swój dzień, ale wolę zachować trzeźwość umysłu. Jakoś stale nie mogę wypuścić z myśli dzisiejszej wiadomości. Zerkam co chwilę w stronę Alicji i uspokajam się gdy mam ją w zasięgu wzroku. Jest całym moim światem. Bez niej byłbym nikim.
- Najlepszego, braciszku! - rozbrzmiewa wesoło Angelo. - Twoja mina była bezcenna - dodaje uszczypliwie z przebiegłym uśmieszkiem.
- "I ty, Brutusie przeciwko mnie?" - rzucam cytatem.
- Ja o niczym nie miałem pojęcia, słowo. - Unosi żartobliwie ręce w geście kapitulacji.
- Coś ci nie wierzę. - Kręcę głową. - Przecież ochrona ma wyraźny zakaz wpuszczania kogokolwiek bez pozwolenia.
- Dlatego jest tylko te kilkanaście najbliższych ci osób. Chodź, staruszku lepiej sprawdźmy jak zaopatrzony jest barek - proponuje Angelo, którego już od dawna nie widziałem w tak dobrej formie. Rozpięta koszula, sprężysty chód. Pierwsze co mi wpada do głowy, to może chce wzbudzić zainteresowanie u jakieś konkretnej kobiety?
- Chyba na jednym poprzestanę. - Stanowczo odmawiam, gdy brat namawia mnie na drugą szklankę whisky.
- Co ty dzisiaj taki spięty? - pyta, wpatrując się we mnie z uniesionymi brwiami.
- Ciężki dzień. - Wzdycham.
- Tym bardziej potrzebujesz rozluźnienia - zachęca mnie, poklepując po ramieniu.
- Swoją drogą, nie dziwi cię, że Letizia praktycznie stale jest sama? Na moje oko wygląda na szczęśliwą, ale trudno mi jest ukrywać romans tego gnoja - Emilia - zmieniam temat.
- Zamierzasz jej powiedzieć? - pyta, popijając.
- Właściwie czemu nie? Jest moją przyjaciółką, więc powinienem jakoś zareagować - tłumaczę.
- Może poczekaj, wyjaśnimy tylko sprawę ze zniknięciem towaru - proponuje, przelotnie zerkając mi przez ramię.
Odwracam się w tamtym kierunki i już wiem, co, a raczej kto przykuł jego uwagę.
- Córka Franca Rizzi? - pytam zdumiony.
Angelo znacząco odchrząkuje.
- Kurwa, stary nawet nie patrz w jej stronę. Franco ponoć chce poszerzyć swoje wpływy i obiecał ją już komuś.
- Komu?
- Nie spodoba ci się.
- Mów, do cholery! - podnosi głos, przybierając wściekłą minę. Wręcz uderza we mnie jego jawne zdenerwowanie.
- Temu Hiszpanowi - Diegowi Sànchez.
Momentalnie Angelo cały się spina, a mojej uwadze nie uchodzi to, jak w zamyśleniu mocno zaciska pięści.
- Co ona w ogóle tu robi? - pytam.
- Przyleciała na wakacje do Letizi - odpowiada i w tej samej chwili podchodzą do nas moi starzy kumple - Roberto i Sergio. Z kolei ich żony dołączają do dziewczyn przy patio.
Muszę przyznać, że jednak jestem wdzięczny za zorganizowanie tej imprezy. Nawet nie wiem kiedy całkowicie się rozluźniam, a moje myśli mogą powędrować gdzie indziej.
Śmiejemy się w najlepsze, gdy nagle docierają do mnie kobiece krzyki. Z niepokojem odkrywam, że dobiegają one spod patio. Cholera, mam złe przeczucia. Podbiegam i z przerażeniem dostrzegam jak moja Alicja leży na podłodze, a jej głowa opiera się bezwładnie na kolanach Letizi, która próbuje ją ocucić.
W przepływie emocji odsuwam Letizię. Pochylam się nad Alicją i najpierw poklepuję jej bladą twarz. Nie widząc żadnej reakcji, sprawdzam puls, ale na szczęście wyczuwam go.
- Alicja, kochanie! - podnoszę głos w nadziei, że się ocknie. - Proszę, spójrz na mnie! - wręcz błagam. Niestety bez reakcji. - Zostań ze mną. Proszę! Nie mogę cię stracić. - Rozpacz przeszywa moje serce.
- Nie wiem co się stało. Tak nagle usunęła się na fotelu. - Gdzieś obok docierają do mnie słowa Letizi.
- Flavio, już dzwonię na pogotowie - oznajmia nerwowo Angelo.
- Nie, nie! Ja ją zawiozę tylko powiedz chłopakom, żeby mnie osłaniali i wskakuj do mnie.
Biorę moją ukochaną na ręce i z prędkością światła biegnę do auta. W tej chwili jestem gotów złamać wszystkie zakazy, byle by tylko ją uratować. Nie mam jebanego pojęcia co się mogło stać i dlaczego tak długo nie odzyskuje przytomność. Nawet nie wiem kiedy znajdujemy się pod szpitalem. Z Alicją na rękach wpadam do środka i od razu krzyczę do pielęgniarek:
- Ratujcie moją żonę!
Już po chwili podstawiają nosze i obserwuję tylko jak zbiega się personel, zabierając ją na reanimację. Ktoś o coś mnie pyta, ale odpowiadam jak w letargu. Zupełnie nie wiem co się dzieje.
Kompletnie tracę poczucie czasu, gdyż mam wrażenie, że mijają wieki odkąd ją zabrali. Chodzę niespokojnie po korytarzu, a kiedy uchylają się drzwi, dopadam wychodzącego lekarza.
- Panie doktorze, co z moją żoną?
- Czekamy na dokładne wyniki badań. Jedynie co mogliśmy stwierdzić to nagły spadek ciśnienia czego wynikiem była zapaść krążeniowa - tłumaczy, lecz ciężko mi się na tym skupić. Najważniejsze, że moja Alicja żyje.
- Muszę do niej wejść - oświadczam.
- Może pan. Pacjentka powoli odzyskuje przytomność, wyrównaliśmy ciśnienie... - coś jeszcze mówi, ale omijam go. Muszę jak najszybciej znaleźć się przy niej.
- Flavio - Alicja, niemal nieszłyszalnie wypowiada na mój widok. Leży taka blada podpięta do aparatury.
- Jestem przy tobie, skarbie. - Podchodzę i opadam wargami na jej zimne czoło.
W tej samej chwili rozdzwania się mój telefon. Szybko go wyjmuję i wyciszam. Za cholerę nie chcę, aby ktoś teraz nam przeszkadzał.
- Nie wiem co się stało. Wszystko było tak nagle - opowiada, nie kryjąc oszołomienia.
- Cichutko, już dobrze, najdroższa - odpowiadam i uspokajająco gładzę ją po głowie.
Spędzam przy niej kilka godzin. Cieszę się, że z każdą chwilą wyraźnie lepiej się czuje. Niestety jeszcze nie wiadomo co się wydarzyło. Nadal czekamy na wyniki. W tym czasie Angelo wraca do posiadłości, a dwóch ochroniarzy na wszelki wypadek pozostaje na korytarzu. Zawsze w takich niejasnych okolicznościach lepiej być przezornym.
Kiedy widzę, że Alicja trochę się uspokaja i zasypia, sprawdzam kto tak nachalnie do mnie wydzwania. Ku mojemu zdziwieniu odkrywam, że to Paola. Wychodzę po cichu na korytarz i próbuję się z nią połączyć.
- Halo, Flavio? - zaczyna.
- Obyś miała dla mnie jakieś cenne informacje - mówię bez zbędnego przywitania.
- Słuchaj, to może cię zainteresować - informuje.
- Streszczaj się, bo nie mam czasu.
- To nie jest rozmowa na telefon. Musimy się spotkać - nalega.
- Jestem w szpitalu z Alicją. Nie ma takiej opcji.
- Daj jej najlepszą ochronę i radzę ci czym prędzej do mnie przyjechać - słyszę jej poważny ton.
- Jeśli to jakiś numer z twojej strony, to już nie żyjesz.
- Wierz mi, że nie. Wiem kto chce jej śmierci - dodaje, a mi w sekundę dosłownie krew zaczyna pienić się w żyłach.
~~~~~
O kim mówiła Paola? 🤨🙄
P.s.
Kochani, nieubłaganie zbliżamy się do końca 🙊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top