3. Rozdział


Mija już trzeci tydzień odkąd tu jestem, czyli dwadzieścia jeden dni temu moje życie przewróciło się do góry nogami. Zamiast rozpocząć się na nowo jako najlepszy rozdział, to brutalnie zostało przerwane.

Lecz pojawi się nowy scenariusz. Z chęcią dopiszę do niego kolejną część i zrobię to po swojemu. Pieprzę zasady, ponieważ nie ma już tamtej naiwnej i przestraszonej Alicji. Nowa zrobi wszystko, aby tylko poznać prawdę. Moja waleczna natura przeciąga na swoją stronę. Odzywa się ten sam hart ducha, który od lat kształtował mnie na wojowniczkę w wodzie. Zdecydowanie i pewnie wolę iść tą drogą.

Podjęłam decyzję, nie zrobię tego. Nie zrobię tego jemu i pożegnam się w jego ostatniej drodze tak jak na to zasłużył. Pojadę na pogrzeb, choćby nie wiem co.

Bez przerwy trapi mnie jedna rzecz - kto do cholery miał czelność i powód zaatakować nas na ślubie? Te okropne wydarzenia wymazałam z pamięci. Pojawiają się tylko urywane momenty i to jak przez mgłę. Może podświadomość je wyparła? Sama nie jestem w stanie tego sobie poukładać, a nie mam siły wypytywać bliskich, co się dokładnie wydarzyło. Wiem jedynie, że nikt więcej nie ucierpiał.

Szkoda, że Flavio nie zdążył mnie poinformować o swoich tajemnicach. Pamiętam jego słowa, że wyłącznie jako żona będę mogła poznać całą prawdę. Poznać wszystkie jego sekrety i ciemne strony. To już nie będzie mi dane.

Najgorsze, że jeszcze czekają mnie zeznania. Jeśli oni myślą, że po śmierci Flavio cokolwiek dowiedzą się ode mnie, to są w dużym błędzie. Pewnie kłamliwy dupek jeszcze się pojawi, bo daje stale temu dowód w postaci kwiatów, ale chyba go zaskoczę, gdyż mam pewien plan. Może dzięki temu czegoś się dowiem. Nowa Alicja już nie będzie mieć żadnych skrupułów. Nowa ja zrobi wszystko, by poznać prawdę i zrobi to z wielką rozkoszą.

Tylko muszę uśpić jego czujność i wtedy dokonam swojej prywatnej zemsty. Nie przypuszczałabym, że takie zachowanie będzie mi przynosić satysfakcję, ale przecież dawnej mnie już nie ma. Będę wyznawać nowe zasady.

I nie myliłam się, gdy jego sylwetka znów pojawia się w drzwiach. Dziwnym trafem zawsze wie, kiedy nie ma w pobliżu mego ojca. Zapewne skubaniec doskonale obserwuje salę.

- Witaj, Alicjo - rozbrzmiewa oficjalnie, nawet nie podchodząc bliżej, jakby ponownie bał się mojej reakcji ( i słusznie). Świdruje mnie nieodgadnionym spojrzeniem.

- Witaj. - Silę się na spokojny ton, zerkając przelotnie w jego stronę.

- Przepraszam - wypowiada ze skruchą, tylko, że już nie dam się nabrać na żadne jego słówka.

- Po co przyszedłeś? Nie wyraziłam się jasno? - warczę.

Ze spuszczoną głową, ostrożnie idzie w moją stronę, tak jak gdyby chciał wyczuć na ile mu pozwolę. Na pewno nie dam się zwieść tym podchodą, a do tego niewinnie wyglądającej, falowanej blond czuprynie. Już nie.

- Chciałbym, abyś mnie wysłuchała.

- A wiesz czego ja chcę? Chcę spokoju.

- Proszę, wybacz - oznajmia, jakby z pokorą.

Niemal czuję, jak wwierca się we mnie wyczekującym wzrokiem. Swój przenoszę na widok gdzieś za oknem. Poznęcam się, a co.

- Uwierz, że ostatnie czego pragnę, to twój smutek. Przez myśl by mi wtedy nie przeszło, że to tak wszystko się skomplikuje. To miała być z pozoru łatwa misja. Myślałem, że oszaleję kiedy ten skurwiel rzucił się na ciebie. Położył swoje łapska na tobie. Słyszałem każde słowo, każdy twój krzyk, bo nie wyłączyłaś nagrywania. Obiecałem cię chronić, ale kiedy chciałem ruszyć na akcję... nie dostałem pozwolenia. Chciałem tam wbiec i wpakować w niego cały magazynek, ale zostałem pozbawiony możliwości bycia wtedy przy tobie. Miałem związane ręce. Jestem wściekły, że tak się to spieprzyło i gdyby to ode mnie zależało, nigdy nie pozwoliłbym ci uczestniczyć w tym zadaniu. Rozumiesz?

Mimowolnie przewracam oczami. Nie wierzę w żadne słowo, ale niech kontynuuje. Jestem ciekawa, co dalej wymyśli.

- Musieliśmy czekać na te zasrane kody, które w końcu jakimś cudem nam przesłałaś. Tylko jeden był poprawny, co jak się później okazało - wielce istotny. Po tym przygotowaliśmy idealny plan odbicia ciebie, tylko jednego nikt nie przewidział. Tego, że się w nim zakochasz. - Po czym robi wymowną ciszę. Słyszę tylko jak mocno zaciska szczękę. - Po tym, jak przyjęłaś oświadczyny i planowaliście ślub, uświadomiłem sobie, że przegrałem. Wolałem usunąć się i dać ci spokój. Podjęłaś decyzję i z bólem serca uszanowałem ją. Nie chciałem cię więcej niepokoić.

- To po co teraz tu przychodzisz? Myślisz, że coś się zmieni? - pytam, decydując się spojrzeć mu w oczy.

- Uważałem, że należą ci się słowa wyjaśnienia. Poza tym, jeśli rozmawiamy szczerze, to chciałbym prosić cię o wybaczenie. - Wiedziałam.

- Mój świat właśnie się zawalił. Nie wiem ile upłynie czasu, aż się pozbieram, żeby jakoś móc funkcjonować. Starałam się zapomnieć, to jak mnie perfidnie zostawiłeś, jak bardzo mnie zawiodłeś, a teraz pojawiasz się znikąd i myślisz, że będzie jak dawniej? Wiesz, że wtedy naiwnie myślałam, że może się nam udać? Ja naprawdę czułam coś do ciebie. Ale już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.

Sądząc, po błąkającym się zdziwieniu na jego twarzy, zapewne nie spodziewał się takiego wyznania. Zazwyczaj jego pewność i stanowczy ton, jakby w jednej chwili ulatują, ukazując nieznane, nowe oblicze. Jego oczy tracą na intensywności i w jednej chwili dostrzegam w nich coś innego.

- Zrobię wszystko, byś znowu mi zaufała - oznajmia stłumionym, smutnym tonem.

- Już raz ci zaufałam. O jeden raz za dużo, więc zabieraj stąd swój tyłek. A i jeszcze jedno, nie przesyłaj mi więcej tego zielska - stanowczo oświadczam, celując palcem w kosz na śmieci.

- Żałuję, ale kwiaty nie są ode mnie. - Wychodzi, pozostawiając po sobie tylko nowe pytanie.

Otwieram usta, aby coś powiedzieć, ale jedynie łapię powietrze, jak ryba wyciągnięta z wody. Chwilę, to od kogo są te wszystkie kwiaty? Nic mi nie mówi jeden liścik ze słowami - Alu, szybkiego powrotu do zdrowia. Ogarniam osoby, które mogłabym obstawiać, ale poza Alessandro nikt mi nie przychodzi do głowy, a główny podejrzany właśnie odpad. Pytanie, czy ta osoba może mi zagrażać?

Nie dowiem się, dopóki stąd nie wyjdę.

Dostawszy w końcu wypis, pakuję wszystkie rzeczy do niewielkiej walizki. Alessandro ma zawieźć nas do posiadłości i nazajutrz odbędzie się pogrzeb.

- Pomogę ci.

- Dzięki tato, poradzę sobie, przecież nie jestem obłożnie chora.

- Uparta jak zawsze, ale wiesz co córciu, cieszę się, bo to znak, że powoli wracasz.

Przystaję w bezruchu po tych słowach. Tylko ja wiem, że myli się co do jednego. Nie chcę go wyprowadzać z błędu. Razem z mamą wiele przeszli, nie tylko z mojego powodu. Mam świadomość, że bardzo polubili Flavio i cierpią równie mocno. On był im idealnym wzorem na męża. Gdyby jeszcze wiedzieli, jak wiele mu zawdzięczamy. Mam tylko nadzieję, że pieniądze na finansowanie leczenia Marty wcale szybko się nie skończą. To byłby kolejny cios. Jezu, nawet nie chcę o tym myśleć.

Kiedy wychodzimy z tatą ze szpitala, od razu świerze powietrze wdziera się do moich płuc. Biorę kolejny mocny wdech i zerkam ostatni raz za siebie. Przynajmniej ten etap mam za sobą. Pragnę za tymi murami zostawić cały ból i cierpienie. Wszystkie wylane łzy oraz smutek. Tylko, żeby to było takie proste.

Po chwili od strony parkingu zauważam Alessandra, który już idzie w naszą stronę.

- Część Alu, cieszę się, że mogę cię w końcu widzieć. - Ze szczerym uśmiechem wita mnie kuzyn, po czym podaje rękę mojemu tacie.

- Hej, Alessandro.

- Tyle razy dzwoniłem do ciebie, ale rozumiem, że nie chciałaś rozmawiać.

- Wiem, że się martwiłeś. Doceniam to i dziękuję ci za piękne kwiaty.

- Nie ma sprawy. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz na mnie liczyć.

- Kochany jesteś. Tylko nie potrzebnie zrobiłeś kwiaciarnie z mojej sali.

- Bardzo śmieszne. Wiem, że się wygłupiłem.

- No troszkę.

- Tak czułem. Mogłem przysłać więcej.

- Żartujesz sobie? - pytam.

- Nie. Dlaczego? Poczekaj, chyba, że nie jedyny wpadłem na taki pomysł. Dużo dostałaś tych kwiatów?

- Najpierw wszystkie wyrzucałam, bo byłam przekonana, że są od Łukasza, a gdy mu zabroniłam je wysyłać, to żałował, że nie były od niego.

Wracam do punktu wyjścia. Przeklęte kwiaty. Zaczyna mnie to poważnie irytować.

- Był czy dzwonił? - pyta wielce zaciekawiony.

- Był, kajał się przede mną. Prosił o wybaczenie i takie tam. Oczywiście jest skreślony w moich oczach. Najgorsze, że muszę zeznawać w prokuraturze.

- Nie bój się, pojadę tam z tobą.

- Naprawdę? Dzięki.

- Ale obiecaj, że zatrzymamy się w twoim przytulnym mieszkaniu.

- A już myślałam, że jesteś taki bezinteresowny.

- No co, bardzo mi się ono podoba.

- Poprawka, nie ono tylko ona. A poza tym, czy ty po skończonej misji masz już nowe zlecenie?

- Pomagam Angelo, a reszta to ściśle tajne. - Puszcza do mnie wymownie oczko.

- Może masz podejrzenia kto to zrobił?

- Alu, lepiej do tego nie wracaj. Daj czas, aby śledztwo skazało winnych.

- Naprawdę w to wierzysz? - Prycham sarkastycznie.

- Prowadzone jest dochodzenie, ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć.

Jak do cholery mam o tym nie myśleć, kiedy to wszystko wypala mi dziurę od środka. Niewiedza trawi mnie od wewnątrz i stale bytuje jak pasożyt. Mogę się uwolnić tylko w jeden sposób. Mam już pewien pomysł, który utrzyma mnie przy życiu, stając się moim motorem napędowym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top