26. Rozdział

Flavio

Ciepły oddech owiewa moją klatkę piersiową, na której spoczywa Alicja. Padła jak kawka. Sam zresztą potrzebowałem snu po tak intensywniej dawce rozkoszy. Uśmiecham się do siebie, bo nie sądziłem, że po naszej całej akcji z dostawą jeszcze będę miał siłę na taki maraton. Wykończy mnie kiedyś ta kobieta, ale w taki sposób mógłbym nawet przy niej oddać ostatnie tchnienie.

Delikatnie odsuwam się, aby mogła nadal tak rozkosznie sobie spać. Przykrywam ją, po czym się ubieram, zabierając po drodze ten cholerny telefon. Cicho zamykam drzwi, ale najchętniej bym nimi trzasnął, tak mnie rozsadza na samą myśl o tej pieprzonej wywłoce - Paoli.

Musiałem się nieźle powstrzymywać, aby nie wpaść w dziką furię, gdy Alicja odkryła wiadomość. To jakiś cud, że nie zdążyła zobaczyć zdjęcia tych gołych cycków. Na szczęście od razu je wykasowałem. Jeśli Paola myśli, że może sobie ze mną tak pogrywac, to się mocno zdziwi. Pojawiła się dosłownie znikąd i zaczyna coś kombinować. Na tyle już ją znam, aby móc to stwierdzić. Może faktycznie Alicja ma rację? Aż mnie roznosi, żeby nie wsiąść i od razu nie pojechać do tej szmaty. Że też wcześniej o niej nie pomyślałem, jako podejrzanej? To by się mogło zgadzać, chociaż jedno mi się nie klei - dlaczego zrobiła to dopiero teraz, po tak długim czasie?

Jak najszybciej mam zamiar złożyć jej niekoniecznie miłą wizytę, tylko muszę to odpowiednio rozegrać, ale najpierw zamierzam sprawdzić co z mamą.

- Mamo - odzywam się, popychając drzwi do jej sypialni.

Jak zawsze pokój wypełnia przyjemna woń kwiatów, którymi uwielbia się otaczać.

Siedzi oparta o wezgłowie łóżka i czyta książkę. Kiedy tylko zdaje sobie sprawę z mojej obecności, podnosi wzrok i ściąga okulary. Od razu widzę jak na mój widok jej oczy nabierają znajomego blasku.

- Jak się czujesz? - pytam, podchodząc bliżej. Po czym składam na bladym policzku powitalny pocałunek.

- Nie martwcie się tak wszyscy o mnie. Jeszcze dam wam popalić - mówi, siląc się na uśmiech. Mam wrażenie, jakby ją to dużo kosztowało, gdyż nienaturalnie zaciska usta nad którymi rysują się dodatkowe zmarszczki. Zaraz po tym przelatuje przez jej twarz mały grymas bólu. O nie, mnie z pewnością nie nabierze.

- Zabieram cię do szpitala, mamo. Potrzebujesz porządnych badań - odzywam się stanowczym tonem.

- Flavio, nic mi nie jest. To tylko mały spadek formy. Teraz, kiedy wróciłeś na pewno wszystko będzie się układać - odpowiada spokojnie, pewnie chcąc mnie przekonać i przy tym łapie za moją rękę. - Tak się cieszę, że jesteście razem. Alicja jest cudowną osobą. Wiesz, wczoraj spędziliśmy miły wieczór, a dzisiaj mamy zamiar pójść na spacer do ogrodu - dodaje z zadowoleniem na twarzy, do tego stopnia, że aż nabiera rumieńców.

Uparta jak zawsze, ale spuszczę z tonu jeśli pragnie zostać. Siłą nie będę jej zmuszać. Wiele w ostatnim czasie przeszła i dlatego lepiej, abym nie naciskał.

- Flavio, zaprosiłam Morenę z Letizą na kolację. Tak wiele im zawdzięczam - informuje.

- Dobry pomysł. A może w czymś mogę ci pomóc? - pytam, rozglądając się po pokoju.

- Dziękuję. Powiedz mi, gdzie jest Alicja? - pyta wyczekująco.

- Ach... - wzdycham, uśmiechając się w duchu. - Jak tylko się obudzi, powiem, aby do ciebie zeszła.

- Skarbie, sami musicie się sobą nacieszyć. Nie będę wam przeszkadzać.

- Nigdy nawet tak nie myśl. Jest piękny dzień, więc wspólny spacer dobrze ci zrobi - oświadczam z pełnym uśmiechem, gładząc ją po włosach.

- Dobrze, synu - przytakuje głową.

Coś w tym jest, że żonę wybiera się na wzór swojej matki. Moja zawsze imponowała mi opanowaniem i tą mądrością, która nawet twardego i dość porywczego ojca potrafiła sprowadzić na ziemię. Nie da się ukryć, że bardziej odziedziczyłem charakter po ojcu, dlatego Alicja jest moją ostoją, moim wybawieniem od smutnej przeszłości.

~~~~~

- Angelo, musimy pogadać - wparowuję do gabinetu, w którym brat skrupulatnie wystukuje coś w laptopie.

- Tak? - Podnosi na mnie wzrok spod lekko opuszczonych okularów.

- Myślałem, że może zaszyłeś się w sypialni - oświadczam.

- Trzeba już ogarnąć dostawców, wystawić faktury i przelać wszystko na konto winnicy. Zaraz i tak zbieram się do firmy, więc mam mało czasu na odpoczynek - obwieszcza, spoglądając na zegarek na swoim nadgarstku.

- Powiedziałeś, że zlecenie było na Alicję. Jakoś trudno mi w to uwierzyć - podejmuję temat.

- Biegli uznali, że pierwsze strzały są najważniejsze, a one były ewidentnie skierowane w stronę Alicji. Na szczęście dopadł ją tylko ten jeden, sam wiesz, że dwa kolejne były niecelne, a ostatni trafił w ciebie.

- Myślę, że wiem kto mógłby za tym stać - wypalam, siadając na skórzanej kanapie.

- Zamienian się w słuch.

- Ta szmata Paola, to jasne. Nikt inny nie chciałby śmierci Alicji. - Dociera do mnie głośne sapnięcie.

- Flavio, to może i trzymałoby się kupy, tylko śmiem twierdzić, że jeśli faktycznie to byłaby ona, to raczej by nie spudłowała. Jedno jej trzeba przyznać, że cela to ona ma idealnego, a przecież też oberwałeś - tłumaczy brat, opierając się łokciami o blat biurka.

- Hmm... - Wzdycham i drapię się po zaroście. - Musimy znaleźć jakiś sposób, aby coś z niej wydusić.

- Jest tylko jeden... - oświadcza dosyć niepewnie.

- Do rzeczy, Angelo - pospieszam go.

- Musisz się z nią spotkać pod jakimś pretekstem, tak żeby niczego nie podejrzewała. Wybadasz sprawę i lepiej, abyś nie wspominał jeszcze, że masz żonę. Możesz trochę poudawać, być ucieszonym, że ją spotkałeś i...

- Dobra już się tak nie zapędzaj, bracie - przerywam mu. - Nie powiem, może i dobry masz plan, ale ja prędzej tam wpadnę i chyba kark jej skręcę, niż będę grać w jakieś chore gierki - podnoszę ton głosu, gdyż nie mieści mi się to w głowie.

- Zrobisz jak uważasz. Dobrze to przemyśl, bo dodatkowo nagrywając ją, mógłbyś zyskać niepodważalne dowody. Może faktycznie coś by się jej wymsknęło.

- Myślę, że jest bardziej cwana niż myślisz i nie da się tak łatwo podejść - odpowiadam.

- To bądź od niej jeszcze bardziej cwany. Zawsze laski przy tobie głupiały, więc myślę, że sobie poradzisz i będziesz miał ją raz i porządnie z głowy - dodaje.

- Cholera, Angelo. - Krzyżuję ręce na karku, zaczynając rozmyślać nad tym zdawałoby się chorym pomysłem, ale chyba nic lepszego nie wymyślę.

- Dobra, zbieram się. Nie wiem czy zdążę na kolację - obwieszcza Angelo, zamykając laptop.

- Myślałem, żeby zawieźć mamę do szpitala na dłuższe badania - wtrącam.

- Jasne, dobry pomysł, ale może teraz po prostu potrzebuje naszej obecności, a nie żebyśmy od razu ją zostawiali w szpitalu. Sam wiesz, jak reaguje na samo wspomnienie o tym miejscu. Zobaczymy co powie Morena i zdecydujemy. Okej? Lecę - rzuca, po czym wychodzi.

- Cholera - burczę pod nosem sam do siebie.

Muszę na chwilę wyjść, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i w spokoju zastanowić się nad tym nieoczekiwanym problemem. Najchętniej w ogóle bym się z Paolą nie spotykał, licząc, że da sobie spokój, ale muszę sprawdzić ten trop.

Docieram na zewnętrzny taras i siadam w cieniu pod altaną, żeby ukryć się od palącego słońca. W tej samej chwili telefon brzęczy w kieszeni spodni. Ciśnienie automatycznie mi się podnosi, gdy widzę kto dzwoni. Im szybciej załatwię tę sprawę, tym lepiej, więc odbieram.

- Słucham - staram się mieć opanowany ton.

- Podobały ci się moje zdjęcia? - zaczyna tym swoim dziwkarskim głosem.

- Paola, o co ci chodzi? Nie wyraziłem się jasno? - burczę.

- Może chcesz zobaczyć je na żywo? - odpowiada pytaniem.

- Wystarczy, że Emilio już dostąpił tego zaszczytu - ironizuję.

- Och, masz mi za złe tamto? Nie bądź zazdrosny. Przecież mogę was obu zadowolić? - Mam ochotę się mocno zaśmiać, tylko resztkami sił się hamuję. Cała Paola. Może faktycznie kiedyś bym skorzystał, ale obecnie mam zamiar być wierny tylko jednej kobiecie, mojej żonie.

- W to nie wątpię - oznajmiam i od razu żałuję, że nie ugryzłem się w język. Szlag.

Czas zacząć grę.

- Słuchaj, musimy się spotkać - mówię pewnie, spuszczając jednak z tonu.

- Flavio, mogę choćby zaraz. Dla ciebie zawsze jestem dostępna. - Oczami wyobraźni już widzę jej podekscytowanie.

- Masz ten sam adres? - pytam, niemal przez zęby.

- Niezmiennie. Zapraszam.

- Już jadę - dodaję i kończę połączenie.

- Gdzie jedziesz, kochanie? Jeśli oczywiście to nie tajemnica. - Słyszę za sobą głos, na którego w mgnieniu oka podrywam się z miejsca. Mocno zaciskam szczękę, bo muszę się opanować.

- Coś pilnego mi wypadło. - Przeciągam Alicję do siebie i zamykam jej usta w gorącym pocałunku. - Wyspana? - Szybko zmieniam temat.

- Ychy... - mruczy i zarzuca mi ręce na szyję. - Już tęsknię. Późno wrócisz? - wpatruje się we mnie tym zniewalającym spojrzeniem przez na wpół otwartych powiek, spod których tylko nieznacznie przebija się kolor niebieskich tęczówek.

- Na kolację zdążę. A propos, mama zaprosiła na nią Morenę i Letizię.

- Mama jest u siebie? Obiecałam z nią trochę pospacerować.

- Tak, wspominała mi. Wiesz, ona wręcz cię uwielbia.

- Ale słodzisz. - Przewraca oczami.

- Kiedy to prawda. Nie sposób, cię nie uwielbiać. - Zaczynam kąsać jej odsłoniętą szyję.

- Przestań, na pewno ktoś nas widzi - chichocze, lecz nie mogę się pohamować.

~~~~~

Po godzinie jestem już w drodzę. Alicja z mamą zostają w ogrodzie na spacerze, a ja zaopatrzony w podsłuch, który zamontowanał mi nasz spec od ochrony, jadę aby wybadać sprawę z Paolą. Tym razem nie mogłem powiedzieć Alicji o szczegółach mojego wyjazdu, co niestety powoduje u mnie dodatkowe nerwy.

Zajezdżam pod dość nowoczesny budynek, który wyróżnia się na tle typowych włoskich willi. Brama samoistnie się otwiera, więc mogę podjechać pod samo wejście. Rozglądam się jak zawsze mam w zwyczaju, nie będąc do końca pewny terenu. W życiu nie sądziłem, że jeszcze kiedyś wrócę do tego miejsca.

Podchodzę do drzwi, aby nacisnąć dzwonek, ale w tej samej chwili, dosłownie automatycznie otwierają się one przede mną, a tuż za nimi czai się Paola, przybierając swoją ulubioną postawę kocicy. Jej mowa ciała zdradza wszystko, lecz ja przyjechałem się z nią rozprawić, jako moją przeszłością i oby nadal nią została.

- Kogo ja widzę w swoich progach? - Od razu przechodzi do kokietowania, zaczynając kręcić tyłkiem.

- Witaj - brzmię oschle, wchodząc w głąb salonu.

- To co zawsze - whisky? - proponuje, bez przerwy taksując mnie spojrzeniem spod długich jak gąsienice rzęs. Przechadza się koło mnie, co najmniej, jakby była na pieprzonym wybiegu, przy okazji zarzuca chyba metrowym końskim ogonem.

- Możesz mi wytłumaczyć co ty odpierdalasz? - zaczynam z grubej rury. Jakoś nie mogę się pohamować.

- Kiedy zobaczyłam cię po latach moje wspomnienia na nowo odżyły. - Mruga oczami przepełnionymi świdrującym błyskiem.

- I dlatego poszłaś obciągnąć Emiliowi? - Prycham. - Wiesz myślałem, że jesteś bardziej profesjonalna, bo o tym, że nie pudłujesz wie każdy.

- Spudłowałam tylko raz, jeden cholerny raz, i z tym się nie mogę pogodzić.

- O czym mówisz? - Chcę ją pociągnąć za język.

- Głupia byłam, że pozwoliłam ci odejść. Może jeszcze nie wszystko stracone, skoro tu jesteś? Zrobię co tylko zechcesz.

- Zrób tylko jedno. Nie pisz i nie wysyłaj do mnie niczego więcej. - Podchodzę do niej i mocno łapie za jej włosy, tak żeby mogła to dpowiednio poczuć. Odchyla głowę, posyłając mi lubieżne spojrzenie i chociaż syczy przez zęby, to dostrzegam jak mocne zadowolenie maluje się na jej twarzy.

- Flavio, widzę pamiętasz, że lubię na ostro. Podoba mi się, że od razu chcesz przejść do konkretów - unosi prowokacyjnie jedną brew.

Tak jak myślałem, znam jej upodobania, dlatego zamierzam ją pokonać jej własną bronią.

- Do sypialni - rzucam polecenie, które zresztą bez szemrania wykonuje.

Nawet na moment nie puszczam jej włosów, coraz mocniej pociągając za nie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top