24. Rozdział
Flavio
Jeszcze tylko kilka minut, kilka cholernie długich minut i będę trzymał w ramionach ukochaną żonę. Chyba popadam w jakąś paranoję, obłęd czy coś w tym rodzaju, ponieważ w życiu nie sądziłem, że można tak wariować na punkcie drugiej osoby. Nawet jedna noc z dala od niej powoduje, iż nie mogę skupić myśli na niczym innym. Nie miałem pojęcia, że istnieje taka miłość. Tak, to jedyne wytłumaczenie i pewnie do tego dochodzą wyrzuty sumienia przez zostawienie jej bez żadnego słowa.
Wzdycham, przypominając sobie jak zawsze po takich transportach byłem kurewsko nakręcony. A teraz pieprzona tona najlepszej kolumbijskiej koki, o wartości bagatela - trzysta milionów dolarów, jakoś nie robi na mnie większego wrażenia. Co najlepsze, mam zamiar w ogóle z tym skończyć. Nie sądziłem, że tak przewartościuję swoje życie.
Od szefa ochrony wiem, że Morena przyjechała do posiadłości już przed ósmą. Zastanawia mnie jedynie, czemu pojawiła się o tak wczesnej porze.
- Flavio, przestań. Zaraz będziemy - przywołuje mnie Angelo, chcąc przerwać moje zapewne zbyt nerwowe stukanie palcami w kokpit. Z naszej dwójki, to on zawsze jest bardziej opanowany, a czasem wręcz ten jego stoicki spokój doprowadza mnie do furii.
Gdy w końcu przekraczamy bramę wjazdową, na podjeździe zauważam czerwoną Alfę Romeo. Nie wiem czemu, ale tym razem mam jakieś dziwne przeczucia. Wyskakuję więc z auta, jeszcze zanim Angelo zdąży zaparkować. Szybkim krokiem zmierzam ku wejściu, po czym wręcz wpadam do środka. W sekundę moje bębenki atakuje doniosły śmiech, który doskonale rozpoznaję. Czyli raczej moje przeczucia okazują się bezpodstawne.
W salonie zastaję Alicję w towarzystwie roześmianej Letizi. Nie dziwiłby mnie fakt, że ona też tutaj jest, ale ochrona dostała wyraźne wytyczne. Zaraz muszę dowiedzieć się co tu się dzieje.
Obydwie na mój widok nagle milkną i powiedziałbym, że dziwnie się spinają. Najpierw podchodzę przywitać się z żoną, która aż podrywa się na mój widok. Uwielbiam, kiedy obdarza mnie tym swoim wyjątkowym wzrokiem.
- Kochanie - szepczę i przywieram intensywnie do jej malinowych warg.
Zarzuca mi ręce na kark i odwzajemnia pocałunek z taką niewyobrażalną siłą, jakby wcale nie przyjmowała się tym, że nie jesteśmy sami. Smak jej soczystych ust za każdym razem trafia do najczulszych zakamarków mojego ciała i nie tylko. Mając ją w swych ramionach, mam wszystko, lecz pomimo czułego gestu, wyczuwam jak cała się spina.
- Witaj, Letizio. - Odwracam się w jej stronę, gdy przerywam pocałunek.
- Flavio, niesamowicie się cieszę, że żyjesz. - Letizia wstaje z miejsca i pierwszy raz dostrzegam u niej pewnego rodzaju zawahanie. - Twój pogrzeb, to był istny koszmar - oznajmia ze spuszczoną głową.
- Coś z mamą? - pytam, zmieniając szybko temat, gdyż nie mogę wyzbyć się tej jednej myśli. Poza tym nie mam zamiaru wracać do przeszłości.
- Zasłabła, ale już jest dobrze - odpowiada lekko zmieszana.
- Pójdę do niej - oznajmiam i całuję żonę w czoło. - Zaraz wracam - wypowiadam tak, aby tylko ona mnie słyszała. Jej wytęskniony wzrok mówi mi w tym momencie więcej, niż słowa.
- Właśnie zasnęła - nagle rozlega się głos ciotki.
- Witaj, Moreno. Dziękuję ci za szybką i nieocenioną pomoc. Gdyby nie ty... - urywam, bo nie pozwala mi dokończyć.
- Tak naprawdę, gdyby nie Alicja - poprawia mnie, przenosząc wzrok na moją żonę, która kurczowo zaczyna ściskać mi dłoń.
- Kochanie, co tu się stało? - pytam, pochylając się nad nią.
- Czas już na nas - wtrąca Morena. - Aha, Flavio. Federica potrzebuje teraz trochę odpoczynku. Leki już jej uzupełniłam. Oprócz tego powinna częściej przyjmować posiłki odpowiednio zbilansowane. Będzie dobrze. To najsilniejsza kobieta jaką znam - tłumaczy.
- Zajmę się wszystkim - odpowiadam.
- Pamiętaj, jestem zawsze pod telefonem. Trzymajcie się - dodaje i obcałowuje mnie jak i Alicję.
- Cześć - rzuca Letizia, stojąc bez przerwy tak, jakby wrosła w ziemię. Tylko się uśmiecha.
- Letizia! - upomina ją Morena i chwyta za przedramię. Obserwuje jeszcze przez moment, jak idą do wyjścia.
Będę musiał się z nią rozmówić. Jako moja przyjaciółka powinna mieć świadomość z kim się spotyka. Zastanawia mnie, dlaczego taka kobieta zadaje się z tym dupkiem Emilio. Mogłaby mieć porządnego faceta i wcale nie jest jej potrzebny ktoś tylko dla większych korzyści. No chyba, że w tym przypadku sprawdza się powiedzenie, iż miłość jest ślepa.
Kiedy w końcu zostajemy sami, z powrotem przyciągam Alicję do siebie i tym razem nie mam zamiaru tak szybko jej opuszczać.
- Flavio, tak się cieszę, że już jesteś - wzdycha, tuląc mnie kurczowo.
- Kochanie, przepraszam za to zniknięcie.
- Domyśliłam się, że coś pilnego. Zresztą nie wziąłeś komórki, ale za to spędziłam przemiły wieczór z mamą. Nic nie zapowiadało... - spuszcza wzrok.
- Hej, spójrz na mnie. Co właściwie się wydarzyło? - Marszczę czoło w obawie co usłyszę.
- Zaraz po przebudzeniu chciałam popływać i kiedy przechodziłam koło pokoju mamy, zaniepokoiły mnie dobiegające z wnętrza odgłosy. Zobaczyłam, że leży na podłodze, więc jej pomogłam przedostać się na łóżko i poprosiła mnie, abym zadzwoniła do Moreny. To tyle - opowiada, nie kryjąc podenerwowania.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, moja dzielna żono.
- Każdy by na moim miejscu tak zareagował. - Wzrusza ramionami.
- Dla mnie jesteś wyjątkowa - mówię, jednocześnie zakładając za ucho kosmyk jej włosów. Nie mogę dłużej powstrzymywać się, aby nie dotykać, całować i wielbić każdy milimetr jej ciała, a właściwie czemu miałbym? Chcę być zawsze jak najbliżej niej.
- Wariacie! - piszczy, gdy ją niespodziewanie unoszę.
- Będę zawsze nosił cię na rękach i lepiej, żebyś do tego przywykła - dodaję z rozbawieniem.
- A co, kiedy będziesz stary i zabraknie ci sił?
- Będę to robił do ostatniego tchu.
- Kocham cię do szaleństwa. - Jej oddech owiewa mi szyję, powodując nagły wyrzut gęsiej skórki, a gdy dokłada wszelkich starań, by się nadal nade mną pastwić, robi coś czego nie jestem w stanie w sobie powstrzymać.
- Chcesz, żeby ktoś nas przyłapał? Bo jeśli nadal będziesz mnie kąsać i tym swoim języczkiem doprowadzać do wrzenia, to wiedz, że nie dojdę do sypialni.
W odpowiedzi słyszę jej stłumiony chichot.
- Diabliczka - niemalże dyszę w jej usta, przy okazji, ściskając jędrny pośladek.
Niekontrolowany jęk ulatuje przez ułożone w pełnym uśmiechu usta Alicji.
- Równie dobrze możesz mnie postawić. Sama dojdę. - Unosi złowieszczo jedną brew.
Kopniakiem otwieram drzwi naszej sypialni.
- A teraz dojdziesz wtedy, kiedy ci na to pozwolę. Zrozumiano? - stanowczym głosem bardziej rozkazuję, niż pytam.
- Hmm... brzmi kusząco, jednakże będzie ciężko mi się powstrzymać. To mogą być dla mnie istne tortury. Ta noc bez ciebie... - Robi smutną minę.
- Kochanie, a kto mówi o powstrzymywaniu się? Zafunduję ci niebywałe doznania, pozwól mi jedynie się tobą zająć - niemal warczę, stawiając ją na podłodze.
Powoli i bez pośpiechu zaczynam rozbierać ją samym wzrokiem. Chłonę jej absolutnie idalne ciało przykryte jedynie zwiewną sukienką. Po czym pierwsza chwyta za moją koszulę, próbując rozpiąć guzik. Nieoczekiwanie łapię za jej nadgarstki, a wtedy wbija we mnie niezrozumiałe spojrzenie.
- Jak powiedziałem - ja się tobą zajmę - powtarzam i odsuwam na boki jej ręce.
I może sam w tej chwili ukręcam na siebie bata, gdyż najchętniej bez zbędnych gierek wziąłbym ją od razu, ale wiem, że tym sposobem oboje spłoniemy w ogniu rozkoszy.
- Najpierw, szybko skoczę pod prysznic - mówię w jej pełne pożądania spojrzenie. - To była naprawdę męcząca noc i to w takich miejscach, w których niekoniecznie pachniało fiołkami - tłumaczę.
- Flavio, nie wytrzymam. - Robi błagalne oczy.
- Zawsze możesz do mnie dołączyć.
- Idź, grzecznie poczekam - mówi, mrużąc powieki w iście przebiegły sposób. Nasuwa się wrażenie, jakby chciała dla mnie coś przyszykować. Ubiegnę ją.
- Zaraz wracam, a ty kochanie, poszukaj w komodzie czegoś co bym mógł ci założyć - rzucam i przechodzę do łazienki.
~~~~~
Alicja
Nadal nie mogę pozbyć się z twarzy tego uśmiechu. Każda chwila z moim mężem, powoduje, iż cokolwiek działo się wcześniej, przestaje mieć znaczenie. Jakby świat dosłownie przestawałby istnieć. Nawet obecność Letizi, którą ciężko mi wyczuć, nie będzie zaplątać moich myśli. Na pewno nie teraz.
Jeśli Flavio chce się bawić, to będzie miał i to diabelską zabawę. Odegram swoją rolę najlepiej jak będę umiała. Wydaje mi się, że wiem co chce mi pokazać. Będę potulną uległą, ale pod jednym warunkiem, i tu może się zdziwić.
Ściągam z siebie sukienkę, zostając w samej koronkowej bieliźnie. Podchodzę bliżej komody. O ile dobrze pamiętam, kiedy wkładałam do szuflady telefon Flavia, to widziałam gdzieś w głębi jedno, czerwone pudełko. Ciekawe jakie zabawki lubi mój mąż? Wielce zaintrygowana zaczynam przeszukiwania. Faktycznie obok telefonu znajduje się owe pudełko. W tej samej chwili brzęczy ta przeklęta komórka. Wyciągam ją w nerwach. Niech Flavio zrobi z nią porządek, lecz przez ułamek sekundy wyłapuję uciętą treść wiadomości.
Nieznany nr:
Twoja kicia cieszy się ze spotkania. Zobacz jak bar...
O kurwa, co to ma znaczyć? Nagle wręcz ciemnieje mi przed oczami. Cała krew z siłą tornada uderza mi do głowy i tylko przytrzymuję się komody, aby nie upaść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top