23. Rozdział
Flavio
Stoi tak przede mną i chociaż jesteśmy tu wszyscy w jednym celu, to nawet teraz zaczyna kokieteryjnie błądzić rękoma po swoich długich włosach, mocno spiętych na czubku głowy. Kilkukrotnie otwiera i zamyka usta w taki sposób, jakby co najmniej pierwszy raz w życiu coś innego ją zatkało, niż męskie przyrodzenie. Jej oczy spod mocno pomalowanych na czarno powiek, skrzą się znaną mi żądzą. Zdanie na temat tej kobiety mam niezmiennie tylko jedno.
- No proszę, powrót do żywych. Niezła zagrywka, Flavio - odzywa się po chwili tak wabiąco, jak gdyby smakowała moje imię. - Zawsze imponowała mi twoja pomysłowość - dodaje, stając stanowczo zbyt blisko mnie.
- Daruj sobie - rzucam, nie zaszczycając ją spojrzeniem w nadziei, że szybko skończy swój marny występ.
Aurę i zapach jaki roztacza wokół siebie, mógłby niejednego powalić na kolana, stanowiąc ucieleśnienie wszelakich sennych wizji. Jednak na mnie już to nie działa.
- Jakbyś potrzebował schronienia, to wiesz, możesz zawsze na mnie liczyć - wypuszcza spomiędzy krwistoczerwonych warg, przy tym omiatając mnie spojrzeniem podobnie wygłodniałym co przed laty.
- Nie skorzystam. Uważaj co i komu proponujesz - warczę i omijam ją.
- Mrrr... Twoja kocica bardzo się stęskniła. Gdybym tylko wiedziała... - urywa niezrozumiale. - Na razie muszę zająć swoją pozycję. Pogadamy później - dociera do mnie już zza pleców.
Tak samo jak się pojawiła, znika w oka mgnieniu. Krew zaczyna mi buzować, przyspieszając niespokojny oddech. Jeszcze tylko jej tu brakowało.
- Angelo, co ta szmata tutaj robi? - pytam, kiedy jedziemy do opuszczonej hali, w której nastąpi rozładunek i podział towaru. - Jeśli to o czym myślę, tym bardziej utwierdzam się w swojej wcześniejszej decyzji.
- Tak, Paola jest naszym snajperem, ale występuje z ramienia Emilio - przyznaje.
- Nie obchodzi mnie z kim i dla kogo pracuje. Po prostu nie chcę jej więcej widzieć. Zrozumiano? - oznajmiam nerwowo.
- Wiesz, że jest najlepsza w swoim fachu. Zdjęła już więcej ludzi, niż my razem wzięci.
- Nie podoba mi się, że tak jej bronisz. Może jest coś o czym nie wiem?
- Flavio, ja w przeciwieństwie do ciebie zostawiam w domu swoje prywatne sprawy. W interesach ma dla mnie znaczenie wyłącznie ten, kto jest prawdziwym profesjonalistą - tłumaczy ze spokojem Angelo.
- Na szczęście to już ostatnie zlecenie, więc nie będzie z nią więcej problemów - dodaję oschle.
- Nie moja wina, że miałeś lasek na pęczki i zostawiałeś je bez słowa. Prędzej, czy później mogłeś się spodziewać, że na którąś z nich trafisz, a tym bardziej - Paolę.
Chyba nie byłem przygotowany na taką nieoczekiwaną szczerość ze strony brata. Odchrząkam i czuję jak nadmiernie wysycha mi w gardle. Ostatkami sił trzymam swoje emocje na wodzy, bo za chwilę chyba wybuchnę. Coś czułem, że ta akcja będzie mnie wiele kosztować, ale w życiu nie spodziewałem się spotkać przy tej okazji mojej byłej. W sumie, to za dużo, aby móc ją tak nazwać, po prostu nam obojgu bardzo pasował układ bez zobowiązań. Pojawiła się w moim najgorszym momencie życia, tuż po śmierci Arianny i jakoś nie przypominam sobie, żebym jej cokolwiek obiecywał, no może poza dobrym pieprzeniem. Zawsze była chętna...
A w dupie z nią, to już przeszłość.
~~~~~
Jest środek nocy, a ja tkwię w zapyziałej hali, gdzieś na jakimś odludziu. Miejsca temu podobne, oddalone od cywilizacji i zapomniane, najlepiej nadają się do rozładunku, jak i spotkań niekoniecznie przy kawie. Kiedyś byłbym totalnie tym podjarany, ale teraz za cholerę nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będę przy mojej Alicji.
- Szefie, towar pierwsza klasa - donosi Marco, podchodząc w asyście żołnierza. - Dziewięćdziesiąt dziewięć procent czystej koki. Rozejdzie się szybciej, niż świerze bułeczki - podsumowuje z tym swoim mistrzowskim uśmieszkiem spod czarnych jak smoła wąsów.
- Jeśli wszystko sprawdzone i rozliczone, to możemy się zawijać - oznajmiam, spoglądając w stronę Angelo, który przechadza się pomiędzy szczelnie zapakowanymi, małymi paczkami, rozłożonymi na specjalnych skrzyniach.
- Nie do końca - ozmajmia Marco już z wyraźnym grymasem niezadowolenia, drapiąc się po zaroście.
- O czym mówisz? - pytam, widząc z niepokojem, że coś jest konkretnego na rzeczy.
- Jest mniej towaru o jakieś pięćdziesiąt kilogramów.
- Dobra, zajmijcie się tym - rzucam jakoś wielce niewzruszony. Gdybym kiedyś dostał taką informację, to byłaby jawna sprawa, że ktoś chciał nas orżnąć i mogłoby się rozpętać piekło. - Emilio już wie? - pytam.
- Szukałem go, gdzieś przepadł.
- Ja pierdolę. Co tu się dzieję? - burczę pod nosem i kieruję się do auta po coś do picia.
Na zewnątrz panują istne egipskie ciemności, więc oświetlam sobie drogę małą latarką. W oddali kilku naszych ludzi nadzoruje teren. Otwieram bagażnik i wyciągam butelkę wody. Podczas gdy upijam spory łyk, zastanawiam się, kiedy to się już skończy i tylko odliczam czas do powrotu. Gdyby nie późna pora, dałbym znać Alicji, ale pewnie sobie smacznie śpi.
Kiedy zmierzam w stronę hali, z rozmyślań wyrywają mnie docierające gdzieś zza któregoś z aut, ciche postękiwania. Skradam się po cichu, słysząc coraz wyraźniej te wątpliwe dźwięki.
- O taaak... jesteś najlepsza. A teraz wyliż go całego, kiciu. - Rozpoznaję ochrypły głos Emilia.
Ja pierdolę, ja tu czekam, a ten skurwiel zabawia się w najlepsze, i to pewnie z tą szmatą. Zaczynam świecić latarką po autach. Pewnie w innym przypadku miałbym to gdzieś, ale nie, kiedy się spieszę.
- Cholera, ktoś tu jest - odzywa się Emilio.
- Nie przeszkadzajcie sobie! - rzucam i zaczynam kierować się do hali.
- Flavio, poczekaj - krzyczy za mną ten palant.
Dogania mnie tuż przy bocznych drzwiach hali, stale poprawiając sobie spodnie w kroku. Pewnie wygląda komicznie, ale ciężko w tych ciemnościach coś więcej ujrzeć.
- Nie mam czasu na twoje pieprzenie. Brakuje towaru, a że nie tak się umawialiśmy, to masz z tym zrobić porządek. Dla mnie mają się zgadzać cyferki - rzucam szorstko.
- Ale don Flavio, nie wiedziałem. - Truchta za mną niczym potulny piesek.
- Te dupy cię kiedyś zgubią - dodaję i wchodzę do środka, otwierając metalowe drzwi.
~~~~
Po dwudziestu minutach i dogadaniu się z Emilio w sprawie podziału, możemy nareszcie opuścić ten przybytek. Jestem wykończony i tylko pragnę już znaleźć się w sypialni, przy boku Alicji. Jak tylko będzie możliwość, wytłumaczę jej moje nagłe zniknięcie.
- Angelo, muszę przyznać, że miałeś rację co do Paoli - zaczynam. - Pokazała pełen profesjonalizm, ale w obciąganiu Emiliowi - prycham pod nosem.
- Pierdolisz? Nakryłeś ich? - pyta z uśmiechem Angelo.
- Wątpliwa przyjemność - odchrząkam i zaczynam już ziewać, gdy nagle opanowuje mnie przytłaczające zmęczenie.
- Kurwa, ale przecież on jest z Letizią i z tego co mówiła, to poważnie myślą o swoim związku.
- Co nie znaczy, że Paoli to w czymś przeszkadza - odpowiadam.
- A teraz rozumiem, jego dziwne zachowanie i to, że udało się wynegocjować z nim większy procent - oznajmia Angelo.
- Przynajmniej na to się przydała - śmieję się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Wiesz, że za to równie dobrze ten palant mógłby oberwać ode mnie kulkę.
- Insulto (zniewaga) - komentuje, potwierdzając skinieniem głowy.
- Cała akcja i tak poszła gładko oraz sprawnie, więc uważam, że dobra robota, bracie - dodaję, poklepując go po ramieniu.
~~~~
Alicja
Budząc się, miałam nadzieję, że w łóżku zastanę już Flavia. Pozbawiona tej nadziei, po porannej toalecie schodzę na dół. Nie jestem w stanie przełknąć czegokolwiek, więc dla rozbudzenia idealnym pomysłem będzie kilka basenów. Moja forma zapewne i tak mocno odbiega od tej sprzed wypadku, ale teraz zamierzam ostro nad tym popracować. W sumie i tak muszę zająć czymś swój czas.
Zanim jednak docieram pod drzwi prowadzące na basen, muszę przejść obok pokoju Federici. I pewnie w normalnych okolicznościach nawet bym się nie zatrzymywała, to jeden niepokojący szczegół nie daje mi spokoju. Spod lekko uchylonych drzwi, ulatuje cichy szmer pomieszany, jakby z ciężkim wzdychaniem. Bez dłuższego namysłu i po cichu wsuwam głowę pomiędzy drewnianą powłokę. Obraz jaki zastaję, powoduje, że szybko podbiegam w kierunku leżącej na podłodze Federici, która niezdarnie próbuje się podnieść.
- Już mamie pomagam. - Pospiesznie wkładam ręce pod jej ramiona i z całych sił unoszę wątłe ciało.
Na szczęście udaje mi się położyć ją na znajdujące się nieopodal łóżko.
- Dziękuję, kochanie - mówi drżącym głosem.
- Nic się nie stało? Może coś mamę boli? - pytam spanikowana.
- Nie, nie Alicjo. Tylko bym cię prosiła o podanie mi tamtej fiolki - odpowiada, wskazując palcem na stolik przy oknie.
Podchodzę bliżej i odkrywam, że pojemnik jest pusty. Widząc moją konsternację, Federica głośno wzdycha i poklepuje miejsce na łóżku obok siebie. Chyba ciężko jest jej rozmawiać, sądząc po dziwnie rozbieganych oczach. Z przerażeniem stwierdzam, że stan teściowej momentalnie się pogarsza.
- Zadzwoń proszę pod ten numer - cedzi przez zęby niemal ostatkami sił.
Podaje mi swój telefon, a ja bez wahania włączam połączenie i wtem jej drobna dłoń bezwładnie opada wzdłuż ciała.
Niemal po dwóch sekundach odzywa się kobiecy głos w słuchawce:
- Słucham, kochana.
- Dzień dobry. Z tej strony Alicja. Coś się dzieje z Federicą - przekazuję, starając się brzmieć spokojnie, ale myśli same zaczynają galopować mi w różne najtraszniejsze strony świadomości.
- Proszę nic nie robić. Zaraz będę - odpowiada kobieta i się rozłącza.
W tym samym momencie zauważam, że pomimo grymasu bólu na twarzy, oddech teściowej się stabilizuje. Najgorsze, że ma zamknięte oczy i nie mam pojęcia co robić, czy mam ją cucić, czy tak zostawić. Odruchowo dotykam jej czoła, które okazuje się być lodowate. Przykrywam, więc ją kołdrą i tak jak przekazała mi kobieta, nic więcej nie robię, chociaż dziwne jest dla mnie to, że nie zadawała żadnych pytań.
Drepczę niespokojnie w tę i z powrotem. Z nerwów zaczynam już obgryzać paznokcie. Co za sytuacja? Flavio gdzie jesteś?
Nie mam pojęcia ile czasu upływa, ale nagle dźwięk jaki roznosi się po korytarzu, daje mi nadzieję, że ktoś w końcu się pojawi.
Ku mojemu zaskoczeniu, oprócz znajomej mi twarzy pani Moreny, która od razu podbiega do teściowej, w wejściu staje jej córka, Letizia.
Pięknie, a ona tu po co?
- Część, Alicjo - odzywa się z przebłyskiem uśmiechu na twarzy, ubrana dosyć zwyczajnie jak na nią, w jeansy i biały T-shirt.
- Cześć - rzucam.
Kątem oka wyłapuję jak stoi przez chwilę w progu i lustruje mnie wzrokiem.
- Zostawmy mamę, ona wie co robi, a my może przejdźmy sobie do salonu - proponuje niewzruszona zastaną sytuacją. - Chodź, trochę ochłonierz - dodaje, wyciągając rękę w moją stronę.
Rzucam jeszcze okiem na Federicę, która już ma podpiętą kroplówkę. Mam tylko nadzieję, że jest pod fachową opieką.
- Spokojnie, moja mama jest lekarką - oznajmia Letizia, kiedy siadamy w salonie przy stoliku kawowym.
Pewnie zauważyła moje zdezorientowanie, ale nadal mam wrażenie, że jakoś stan Federici wcale ją nie wzrusza, chyba że już kiedyś miało miejsce podobne zdarzenie.
- Często tak się dzieje, z Federicą? - pytam zaciekawiona.
- Pewnie spadły jej elektrolity. Przy tężyczce czasem się tak zdarza. Będzie wszystko dobrze, a my lepiej napijmy się kawy - sama proponuje. - Tak wyrwałyśmy z mamą, że jeszcze nie zdążyłyśmy dokończyć śniadania - oświadcza, dziwnie rozglądając się na boki.
W pamięci błąka mi się jeszcze jej chamskie zachowanie podczas wybierania sukni ślubnej. Może w końcu spuściła z tonu? Na razie ciężko mi to stwierdzić. W obecnej sytuacji lepiej nie wracać pamięcią do tamtych chwil. Mam tylko nadzieję, że Flavio wytłumaczy mi te kilkanaście połączeń od niej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top