20. Rozdział
Alicja
Budzę się wabiona zapachem porannej kawy. Spod na wpół otwartych powiek jawi się przede mną sylwetka mojego męża, który siedzi na rogu łóżka. Odwrócony tyłem, nie widzi, że już się zbudziłam, więc powoli, jak przyczajony tygrys skradam się w jego stronę. Następnie w ułamku sekundy przyklejam się do jego rozbudowanych pleców. Chyba wyrywam go tym z zamyślenia, gdyż nieoczekiwanie cały się spina. Wyczuwam to doskonale, kiedy moje nagie ciało ściśle przylega do jego gorącej skóry. Mam wrażenie, że niemal każdy jego mięsień drga w szalonym tempie.
- Dzień dobry, drogi mężu - mruczę mu do ucha, zaczynając wodzić rękoma wzdłuż jego barków. - Chciałabym... - Nie pozwala mi dokończyć. Raptownie się odwraca, przyciąga mnie za kark i całuje natarczywie, tak jakbyśmy się nie widzieli wieki, albo wcale nie spędzili upojnej nocy poślubnej.
- Nigdy nie będę miał cię dość, pani Morietti - chrypie, dosłownie jakby przed chwilą czytał mi w myślach. Wtula się całym sobą, zgarniając mnie w swoje silne ramiona.
- Znowu mnie zadziwiasz - wtrącam, ale wcale nie narzekam.
Kusi mnie jego ciało, na którym jeszcze widnieją kropelki wody od zapewne wcześniejszej kąpieli. Dlatego nic nie poradzę, że samoistnie zaczynam sunąć ręką po jego wyrzeźbionej klacie, powoli zjeżdżając coraz niżej, aż w końcu przez materiał bokserek wyczuwam spore wybrzuszenie. Bez zwłoki wsuwam dłoń pod spód materiału.
- Co chciałabyś? - Uśmiecha się szatańsko.
- Po pierwsze ciebie na śniadanie, a po drugie zamieszkać na tym jachcie - odpowiadam z nieskrywaną rządzą w głosie.
- To pierwsze da się zrobić, choćby zaraz. - Wstaje na równe nogi i popycha mnie na łóżko. Lubię kiedy jest taki dominujący, a czasem wręcz zaborczy.
Od razu ściąga z siebie bokserki i na moment staje przy froncie łóżka. Jawnie i z fascynacją napawa się moim widokiem. Pewnie ja nie wyglądam wcale inaczej przez moje pełne pożądania spojrzenie, kiedy przed oczami jawi mi się równie silna jego męskość jak on cały. Wie jak mnie rozpalić, bo wygląda jak pieprzony Apollo, albo jakiś inny adonis. W każdym razie, działamy na siebie przyciągani wspólnym zachwytem.
- Rozszerz nogi - zniża tak głos, że mam wrażenie, iż wprawia nawet powietrze w drżenie. Wykonuję bez mrugnięcia rozkaz, ujawniając mu swoją pełną gotowość.
Jego oczy, jak na zawołanie lśnią znajomym błyskiem, a rozbudowane piersi, zaczynają drżeć napędzane siłą mięśni. Widzę, że mój mąż nie chce dłużej czekać. Wspina się na mnie i najpierw, jakby drocząc się, przesuwa kilkukrotnie główką penisa wzdłuż mojego wejścia. Rozsmarowuje moje soki, bo już jestem gotowa. Jedną nogę zarzuca sobie na ramię, tak aby mieć do mnie lepszy dostęp i wchodzi jednym płynnym ruchem, po całą swoją długość. Posapuję, kurczowo trzymając się za pościel, jakbym po raz setny przepadała w otchłani. Jakbym za każdym razem rozpadała się na nowo. Piersi falują mi coraz szybciej pod wpływem przyspieszonych ruchów. Flavio chwyta za jedną z nich i ugniata, podszczypując sterczący sutek. Moja prawa dłoń ląduje na drugiej piersi i zaczynam dokładać sobie doznań. Dostrzegam w jego przyćmionym spojrzeniu pełną satysfakcję i coś jeszcze.
- Dotknij się - chrypie.
Automatycznie drugą ręką zjeżdżam do swojej pulsującej łechtaczki. To tak intensyfikuje emocje, że wystarczy sekunda, aby rozkosz zaczęła kumulować się w podbrzuszu. Uwielbiam ten moment zapowiadający nadejście spełnienia.
Wkrótce po tym, potężny wstrząs orgazmu przetacza się przez moje ciało. Unoszę ręce ponad głowę, jakby w geście poddania, tracąc przy tym całą siebie. Po chwili czuje, jak Flavio wypełnia mnie swoim nasieniem, a jego pulsujący członek przedłuża ekscytację. Po czym bez wytchnienia opada na moje piersi. Przez dłuższą chwilę, idealnie połączeni, próbujemy uspokoić swoje rozszalałe oddechy. Przymykam powieki i wydaje mi się, że jesteśmy jednym sercem, bijącym harmonijnie w tym samym rytmie. Dla mnie ta chwila może trwać w nieskończoność.
- Dziękuję za najlepsze śniadanie - odzywam się po kilku minutach, powoli wysuwając się spod jego rozgrzanego ciała.
- Kochanie, to jeszcze nie koniec śniadania, muszę dbać o ciebie w każdym aspekcie - rzuca, wymownie wskazując na tacę, gdzie croissanty leżą w towarzystwie płatków kwiatów z białą filiżanką cappuccino po środku.
I jak tu go nie kochać?
Kiedy ja zaczynam pałaszować te pyszności, Flavio zostawia mnie samą, tłumacząc się zaległymi telefonami. Co prawda niechętnie się zgadzam, ale staram się być wyrozumiała, przynajmniej w kwestii spraw, których wymaga jego pozycja.
~~~~~
- Hej, dawno już wstaliście? - pytam Arletę, która sama wyleguje się w pełnym słońcu, na szczycie niemożliwe długiego dziobu jachtu.
- Szczęśliwi czasu nie liczą - odpowiada, przekręcając się na brzuch. Po czym figlarnie poprawia sobie figi od bikini.
- Posmarować cię? - proponuję. - Bo chyba nie chcesz zaraz zacząć skwierczeć?
- Dzięki, Alessandro już to zrobił.
- A propos, gdzie on jest? - Rozglądam się wokół, zniżając na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Wiesz, faceci i te ich różne sprawy. Nie zadawaj tyle pytań i chodź tu w końcu. Musimy pogadać - wypowiada nagląco, poklepując miejsce obok. - Weź proszę mój telefon. Gdzieś tam powinien leżeć.
Zgarniam jeszcze po drodze biały ręcznik i ląduje tuż obok niej. Dopiero z bliska dostrzegam na jej szyi sporych rozmiarów malinkę. Kręcę głową z uśmiechem pod nosem.
- Co cię tak bawi? - pyta, lecz doskonale zdaje sobie sprawę o co mi chodzi.
- Założę się, że wy raczej nie graliście w kalambury - dodaje uszczypliwie.
- To był chwyt poniżej pasa - odpowiadam i wydymam usta.
- Twoje hasło? - pyta niby poważnie, zaciskając usta, aby powstrzymać się od śmiechu. W ułamku sekundy wybuchamy gromkim chichotem. - Ja musiałam najpierw pokazać co mi zrobisz, jak mnie złapiesz, a później było między piekłem, a niebem - wspomina z rozmarzeniem.
- A co w między czasie? - pytam wyczekująco.
- Jak wytresować smoka.
- To trafił swój na swego, bo o ile mi wiadomo, to mój kuzyn nie należy do tych, którymi można rządzić.
- Ha, raczej go z nasz z innej strony.
- Zapewne. - Śmiejemy się razem jak nakręcone.
Nie mija minuta, a ja już mam wrażenie, że słońce powoli wypala mi skórę. Sięgam po balsam i zaczynam najpierw rozsmarowywać go na dekolcie.
- No tak, przecież miłość potrafi zmienić nawet największego twardziela w ciepłe kluchy. Poza tym dla prawdziwej miłości jest się w stanie poświęcić wszystko - kontynuuję.
- Muszę ci powiedzieć, że wy jesteście dla mnie takim wzorem walki o siebie. Pomimo przeciwności losu stanęliście za sobą murem i walczyliście do utraty tchu - oznajmia z pełną szczerością, podczas gdy migawki najgorszych momentów przeskakują mi przed oczami. - Alu, naprawdę cieszę się, że mogłam brać udział w waszym dosłownie rajskim ślubie.
- A ja, moja droga, cieszę się, że wy jesteście razem, że wszyscy tu jesteśmy, że Flavio żyje i w końcu jest już moim mężem. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego scenariusza - dopowiadam, mając w pamięci wczorajszy najpiękniejszy dzień.
- Życie potrafi zaskakiwać - komentuje Arleta. - A teraz musimy zrobić sobie chociaż jedno upamiętniające zdjęcie. Przecież widoki są tu boskie - tłumaczy z zachwytem i sięga dłonią za siebie, aby wziąć komórkę.
Kiedy stajemy na środku dzioba, docierają do nas głosy naszych facetów. Nakręcone tym faktem postanawiamy trochę seksownie się powyginać.
- Nasze ciasteczka się zbliżają - odchrząkuje przyjaciółka, zmysłowo unosząc jedną ręką swoje długie włosy, a drugą bez opamiętania pstryka nam selfie. - Uśmiech kochana i przyjmijmy odpowiednie pozy - nakazuje.
Prycham, ale i tak próbuję się wczuć w ten sam gorący klimat. Z pełną szczerością muszę przyznać, że najwidoczniej mózg mi się ugotował przez ten upał.
Nawet nie wiem kiedy materializuje się przed nami Flavio z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Za nim staje z równie pokerową miną Alessandro.
- Czy te zdjęcia zostały dodane na jakieś media społecznościowe? - zaczyna bez ogródek mój mąż, a Arleta zawiesza wzrok, bo chyba pierwszy raz nie wie co powiedzieć.
- Kochanie, chyba możemy sobie zrobić kilka prywatnych zdjęć. I nie, nigdzie ich nie wrzucałyśmy - tłumaczę, ale nadal nie znam powodów jego nastroju, dostrzegam tylko pociemniały wzrok.
- To dobrze. Możesz ze mną na moment? - Flavio wyciąga w moją stronę dłoń.
- Coś się stało? - dopytuję zaniepokojona jego nagłą zmianą.
Zanim odpowie prowadzi mnie w oddaloną część jachtu.
- Siadaj proszę - mówi, zajmując miejsce na tej samej kanapie tuż przy mnie.
Znam już go na tyle, że zaczynam się denerwować. Cała w napięciu, wbijam wyczekujące spojrzenie.
- Nie mogę spełnić twojego drugiego życzenia - dziwnie zaczyna.
- Słucham?
- Nie możemy dłużej tutaj zostać, w ogóle nie możemy zostać w Taorminie. Sprawy nieoczekiwanie się skomplikowały.
- Co się dzieje? - Mocniej ściskam jego dłoń, gdyż doskonale widzę jak wiele go kosztuje to, co chce mi wyjawić. Do tego stopnia kurczowo zaciska szczękę, że słychać jak zgrzytają mu zęby.
- Obiecałem ci szczerość i chociaż wolałbym, abyś tego nie wiedziała, to posłuchaj mnie teraz uważnie. Pomimo że złą przeszłość już zostawiliśmy za sobą, to niestety ponownie swoimi mackami wdziera się ona do naszego życia. To nie było zlecenie wydane przez Catalano - wypowiada na wydechu.
Zatyka mnie. Zanim cokolwiek wyduszę z siebie, ponownie przetwarzam w umyśle usłyszaną informację.
- Jak to? - pytam po kilku sekundach z gulą w gardle chyba wielkości pomarańczy.
- Co najgorsze, że ono nie było na mnie, to znaczy poniekąd było, ale to muszę dokładnie ustalić, dlatego natychmiast wracamy do domu.
- Zaraz, zaraz. Jeśli nie ty byłeś celem to... - Dodaję dwa do dwóch i w pierwszym odruchu zakrywam usta dłońmi.
- Kochanie, to nic z czym byśmy sobie nie poradzili - Próbuje mnie uspokoić, ale ja sama nie potrafię już zapanować nad przejmującym nade mną kontrolę strachem.
- Ale to tak, jakbyśmy wracali do punktu wyjścia - wypowiadam zrezygnowana.
- Wiem, że możesz się tak czuć, ale pozwól mi działać i teraz rozumiesz, dlaczego żadne zdjęcia nie mogą wyciekać do internetu. Musimy zachować najwyższą ostrożność.
- Ale kto, dlaczego? - Puszczam pytanie w powietrze i choć z siłą tsunami w oczach zbiera mi się słona bryza, biorę kilka mocnych wdechów i siłą woli odganiam niechciane łzy.
- Chodź do mnie, kochanie - mówiąc to, sam zbliża się do mnie i mocno obejmuje. Całuje mnie w czoło, a ja wtulam się w niego. Wierzę w to, że po raz kolejny będzie potrafił mnie uratować spod ręki jakiegoś szaleńca.
~~~~
Nasz cudowny, rajski klimat nieoczekiwanie zostaje przerwany, ale nawet z tą nową sytuacją musimy sobie poradzić i ufam, że tak będzie. Jednak zaszczepione pytanie - kto mógłby chcieć mojej śmierci, wraca mimowolnie i najgorsze, że na razie zostaje bez odpowiedzi.
Arleta i Alessandro pozostają jeszcze na tydzień w naszej letniej willi, a my z kilkoma ochroniarzami wracamy prywatnym odrzutowcem do domu. Domu, którego myślałam, że progu już nigdy więcej nie przekroczę i, którego bolesne wspomnienia zaczynają powracać w mojej pamięci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top