16. Rozdział

Alicja

Kocham cię najbardziej na świecie - stale kołacze mi w umyśle. Flavio splata nasze dłonie razem, a fala emocji wzbiera we mnie niczym kłębiące się morze.

Uczucie pojawiające się po jego szczerym wyznaniu, jest dla mnie niczym odległa galaktyka. Jeszcze do wczoraj nieosiągalna i tak daleka, że nawet w najskrytszych marzeniach nie podejrzewałam, iż na nowo się w niej znajdę. Wszystko co kiedyś powodowała jego obecność - dotyk, namiętność, skutecznie wyzwala we mnie znajome stada motyli. Lecz nader szybko zostają one rozgonione niespodziewanym strachem. Będę musiała mu w końcu powiedzieć o tym co postanowiłam. To czego chcę od życia.

- Tu nie chodzi o wybaczenie, Flavio. Chodzi o żal, cholerny żal jaki mam do ciebie. - W odpowiedzi słyszę, jak gorzko przełyka ślinę. - Poświęciłeś za dużo, bo poświęciłeś nas. Ofiarą zemsty był nasz związek, prawie małżeństwo! - podnoszę nieco ton. - Nie wiem kiedy się z tego otrząsnę. Będę się bała ponowne ci zaufać - kontynuuję jak nakręcona.

- Więc jeśli jest jakaś szansa, aby chociaż spróbować mi zaufać, to o nią proszę. O nic więcej - mówi nad wyraz spokojnie.

- Z drugiej jednak strony chcę zrozumieć, dlaczego tak postąpiłeś. Po prostu mam mętlik w głowie. - Marszczę czoło.

- Kochanie, możesz być teraz skołowana i nabuzowana, bo schodzą z ciebie narkotyki.

Spinam się raptownie na myśl o tamtych wydarzeniach. Widząc to, zaczyna uspakajająco gładzić mnie po plecach. Dostrzegam jak w każdy swój gest i słowo wkłada wiele starań tak, aby znowu zyskać w moich oczach.

- Flavio, te wszystkie dni bez ciebie były istną katorgą. Śniłeś mi się niemal każdej nocy, a teraz naprawdę jesteś tu przy mnie. Powinnam szaleć z radości.

- Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zachwiałem fundamentami naszego związku. Pozwól dać sobie i nam czas.

Wzdycham głośno i niemo potwierdzam skinieniem głowy.

- Każdego dnia trawiła mnie obawa, że mogę cię bezpowrotnie stracić, ale nadal brnąłem w to. Musiałem, aby uwolnić naszą rodzinę od tego sukinsyna. Musiałem cię chronić, to było jedyne wyjście - tłumaczy.

- Zważywszy kim jesteś i czym się zajmujesz, to zaraz ponownie pojawi się jakiś nowy sukinsyn. I co wtedy, znowu mnie zostawisz?

- Alicjo, to jest brutalny świat mafii. Czasem trzeba uciec się do takich rozwiązań, aby uratować najbliższych. Nie ma innego sposobu, jak poświęcenie. Ale obiecuję, że jeśli kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, to nie zostawię cię samej.

Już kiedyś padły te słowa. Doskonale pamiętam co na temat poświęcenia mówił Angelo. Szkoda, że wtedy nie miałam pojęcia o co mu chodzi.

- Czyli narkotyki, broń. Nie możesz być zwykłym właścicielem winnic?

- Gdybym był jedynie zwykłym właścicielem winnic, nie miałbym takich możliwości. Poza tym finansujemy instytucje charytatywne, hospicja, szpitale, stypendia, czasem sami musimy wymierzać sprawiedliwość, gdy organy ścigania działają nieudolnie, bądź zapadają błędne wyroki.

- Trochę taki Robin Hood - podsumowuję kpiąco.

- Jeśli tak mnie oceniasz. - Ściąga brwi.

- Przede wszystkim widzę, że w końcu się przede mną otworzyłeś. Bez udawania, bez masek. Doceniam to i pomimo że nie wymażesz swego pochodzenia oraz czynów, to ja cię oceniam przede wszystkim po tym jak wielkie masz serce. Gdyby nie te mocne uczucie do ciebie, to dawno bym ci powiedziała, że cholernie cię nienawidzę i żebyś przenigdy nie pokazywał mi się na oczy. Cieszę się, że w końcu rozkruszyłeś mur i pokazałeś się z tej najwrażliwszej strony. Nie winię cię za to co zrobiłeś. Staram się zrozumieć, że to był dla ciebie ciężki wybór i wtedy jedyny słuszny. Zaryzykowałeś i ja poniekąd też, wystawiając się na poniżenie i niemal pewną śmierć.

Jego dotychczas posępna mina, w jednej chwili nabiera tak znajomego mi pełnego szczęścia i spokoju wyrazu. Podnosi głowę na wysokość mojej twarzy z wyczekującym wzrokiem. Nie byłabym sobą, gdybym tak go zostawiła. Unoszę dłoń i w wymownym geście dotykam jego policzka. Po chwili zabiera ją i składa czuły pocałunek w jej wewnętrzną stronę, a następnie wtula się w nią z jawnym zadowoleniem. Rozkoszuję się tą cenną chwilą jaka się pojawiła między nami. Powoli odzyskujemy siebie, ale z pewnością potrzebujemy jeszcze wiele czasu.

- Kochanie, tak to wiele dla mnie znaczy. Jestem prawdziwym szczęściarzem, że w ogóle cię odnalazłem - oznajmia z wyczuwalnym spokojem. - Zapamiętaj, że nigdy cię nie zostawię. Tylko śmierć nas może rozdzielić.

Uśmiecham się pod nosem, ale nie chcę płakać. Już zbyt dużo łez zostało przelanych. Wystarczy.

- Ale jak tak dalej pójdzie, to przyjdzie ona szybciej niż myślisz. - Unoszę złowieszczo brew. - Jeśli w porę nie nakarmisz swojej kobiety, oczywiście. - Prycham, zmieniając nieco panujący nastrój.

- Czyżby czarny humor, skarbie?

- Czarny czy jakiś inny, ale niebawem naprawdę dostanę skrętu kiszek. - Wymownie łapię się za brzuch z wyraźnym rozbawieniem. Niewidzialna tama pęka.

- Zaraz coś ci pysznego przyniosę - oznajmia z widoczną radością, po czym składa mi pocałunek na skroniach i wychodzi.

Wykorzystuję ten moment, aby pójść do łazienki. Dopiero teraz mam okazję spojrzeć w lustro. Tak jak myślałam, cała lewa strona twarzy przybrała fioletowe barwy. Ostrożnie dotykam policzka. Istny obraz nędzy i rozpaczy. Z chęcią poleżałabym dłużej w relaksującej kąpieli, aby rozluźnić napięte mięśnie, ale szkoda mi czasu, więc wskakuję pod szybki prysznic. Po nim narzucam na siebie jedyne co udaje mi się znaleźć czyli białą koszulę, a z powodu panującego ciepła mogę pozwolić sobie na chodzenie boso. Kuszona widokami od razu przechodzę przez szerokie tarasowe drzwi. Aż mnie korci, aby zobaczyć to co tam się znajduje. Od pierwszych kroków zostaję prawie odurzona powiewem bryzy morskiej. Nadmorski klimat zdecydowanie mi służy. Nabieram mocno powietrza w płuca, a słońce promieniami otula moją twarz. Jak na początek czerwca to zaczyna się istny żar lać z nieba. Jeśli sądziłam, że najpiękniejsze widoki są wizytówką mojego ukochanego Rzymu, to z całą pewnością dodaję do swojej listy ten malowniczy krajobraz przypominający arcydzieła największych malarzy. Zatrzymuję się przy bariercę wśród ukwieconych donic, starając się jak najwięcej wchłonąć z cudownej panoramy. Po prawej stronie na stromych zboczach gór aż do samego morza rozpościera się całe miasteczko. Pomiędzy kamiennymi budynkami i okazałymi willami ciągną się połacie winnic, a po sam horyzont rozciąga się morze. Z wielką rozkoszą już bym się zanurzyła w tym przepięknym błękicie bezkresnej głębi.

Mimochodem wzdrygam się, gdy nieoczekiwanie jego podbródek ląduje na moim ramieniu. Przylega do mnie cały, składając ręce na brzuchu. Moje ciało natychmiast reaguje na tę bliskość. Najpierw cała spinam się, ale po chwili robi mi się niewyobrażalnie błogo.

- Nie chciałem cię przestraszyć, bella mia - mruczy tuż za uchem tak jak uwielbiam, a jego ciepły oddech owiewa mi szyję.

Nic mu nie odpowiadam, muszę na nowo przyzwyczaić się do jego dotyku.

- Jeśli to zbyt szybko, to proszę cię, abyś mi powiedziała. - Zapewne wyczuł moją reakcje.

- Myślisz, że nam się uda wszystko odbudować? - pytam, stale wpatrując się za horyzont.

- Jestem tego pewien. Zobaczysz, że mam rację. Zrobię wszystko, kochanie.

- Mam tylko jedno "ale" - zaczynam dość dziwnie. Odwracam się, posyłając mu przebiegłe spojrzenie. - Tylko nie zmieniaj mi się w potulnego misiaczka - ostatnie słowo wypowiadam specjalnie w języku polskim.

- Misiaćka? - powtarza komicznie z tym swoim włoskim akcentem, przy tym żwawo, gestykulując rękoma.

W pierwszym odruchu parskam śmiechem.

- Takiego wiesz - miękkiego, puchatego misia przytulankę - tłumaczę z rozbawieniem.

- To chyba mi nie grozi, chociaż kto wie... ? - Zamyśla się, drapiąc paznokciami po zaroście.

- Zdecydowanie wolę twoją wcześniejszą wersję - pana i władcy.

- Więc twój pan na razie po dobroci nakazuje, abyś w tej chwili coś zjadła.

Prowadzona za rękę, bez oporów zasiadam do okrągłego, zakrytego białym obrusem, małego stolika, na którym nie wiem nawet kiedy zostało ustawione śniadanie. Aromat kawy unosi się w powietrzu, wabiąc zmysły.

- Jezu, jakie to pyszne - mamroczę z pełną buzią, przełykając tost z dżemem truskawkowym i musem czekoladowym. - Muszę zaraz osobiście podziękować gosposi. - Dziwi mnie jego nagłe rozbawienie. - O co chodzi? Powiedziałam coś nie tak? - pytam, unosząc głowę.

- Ależ wręcz przeciwnie. - Zbija mnie tym z tropu.

- Flavio - ponaglam pytającym wzrokiem.

- Możesz zrobić to już teraz.

- Chwilę... Nie wierzę. Sam przygotowałeś to wszystko?

- A tak się starałem - odpowiada z nutą zrezygnowania.

- Zaskoczyłeś mnie.

- Kochanie, więcej wiary we mnie.

- Nie o to chodzi. Czyżby wielki pan mafioso zajmował się tak przyziemną sprawą?

- Takie na pozór przyziemne sprawy mają niezwykłą moc. Spełniam właśnie jedno z marzeń, które mnie trzymały przy życiu podczas naszej rozłąki.

- Śniadanie powiadasz? - pytam, zasysając piankę znad cappuccino.

- Co jest złego w chęci nakarmienia swojej ukochanej?

- Ależ nie protestuję. Ciekawi mnie co jeszcze jest na tej liście.

- Ciekawość kochanie, to pierwszy stopień do piekła.

- Stamtąd właśnie wróciłam, pozostaje mi tylko niebo.

- Zabiorę cię gdzie tylko będziesz chciała.

- Tutaj jest przepięknie. Długo tu zostaniemy?

- Zależy od ciebie - odpowiada wymijająco, ale z uroczym uśmiechem.

- Flavio, nie żartuj.

- Zasłużyliśmy na długie wakacje tylko we dwoje.

- A co z twoją matką? Powinna wiedzieć. Musisz jechać do niej.

- Spokojnie, kochanie mam wszystko pod kontrolą.

- Dobrze, nie pytam o nic więcej.

Tylko właśnie sama sobie uświadamiam, że muszę skontaktować się z bliskimi. Pewnie umierają z nerwów.

Nagle odsuwam się od stołu. Wtedy zauważam przemoczony przód koszuli od jeszcze wilgotnych włosów. Ignoruję to. Podnoszę głowę i bez spuszczania z niego wzroku, podchodzę powolnym krokiem. Kiedy staję tuż przy nim jego zaskoczenie sytuacją wzmaga we mnie znajome podniecenie. Przyznaję, że uwielbiam go wprawiać w osłupienie, a dodatkowo w końcu chcę się przełamać. Sekundy mijają jak w zwolnionym tempie. Nie robi nic, mierząc mnie poważnym spojrzeniem i jestem przekonana, że jego serce chcę się wyrwać z piersi, zresztą podobnie jak moje. Uwadze nie umyka mi jego przyspieszony oddech. Przegryzam dolną wargę, przypominając zapewne zagubioną dziewczynkę, która dopomina się uwagi. Nagle chwyta mnie za nadgarstek, ale tuż nad ranami i tylko moja reakcja, a raczej jej brak, upewnia go w tym, że bez problemu może mnie za niego wciągnąć na siebie.

Jezu jak mi tego brakowało.

Siadam na niego okrakiem i słyszę jak ze świstem wypuszcza powietrze. Silne dłonie automatycznie lądują na moich plecach, po których zaraz przebiega dreszcz pożądania.

- Zabierz mnie tam - wypowiadam kusząco, przy okazji nieznacznie się wiercąc w miejscu.

- Gdzie, skarbie? - wydaje z siebie przedłużony pomruk.

- Nad morze, a gdzie indziej głuptasie. - Po czym pierwszy raz od tak dawna zaczynam chichotać. - Uff, jaki tu jest upał i to już z samego rana - dodaję z nagłą powagą i odpinam górny guzik koszuli. W mig rejestruję jego twardy dowód podniecenia na mojej pulsującej kobiecości. Pewnie wcale nie będzie zadowolony z tego co zamierzam zaraz zrobić.

Gdy nagle podrywam się z miejsca, pozostawiam go w zdumieniu, albo nawet w szoku. Z miną triumfatorki nonszalancko biorę z talerza truskawkę i jednym ruchem umieszczam ją sobie w ustach. Odwracam się na pięcie i zalotnie kręcąc pupą, wchodzę w głąb sypialni. Po drodze unoszę zawadiacko tył koszuli tak, aby pokazać jeden pośladek.

- Prosisz się o lanie! - Wybrzmiewa z oddali. Dodaje jeszcze jakieś niezrozumiałe słowa.

Nawet nie wiem kiedy znajduje się tuż za mną. Moje stopy raptownie tracą kontakt z podłożem. Zaciska mocno ręce na talii i zwinnym ruchem obkręca mnie przodem do siebie.

- I co teraz powiesz, podstępna kusicielko? - Napawa się moim zaskoczeniem, posyłając mi chytry uśmiech.

- To, że pragnę tylko ładnie podziękować gosposi.

- Jak ładnie? - Zawiesza wzrok na moich rozchylonych ustach.

Bez zbędnych słów zarzucam mu ręce na kark i z uśmiechem wpatruję się w te jakże wytęsknione czarne spojrzenie. Ląduję wargami na jego policzku, wyczuwając pod nimi ten znajomy chropowaty zarost, który wabił mnie od samego początku naszego poznania.

- Już - kwituję śmiało.

- Tylko tyle? - Robi minę zbitego psa.

- Ej, może jak zabierzesz mnie na plażę, to jeszcze dodam specjalne podziękowania.

- Wykończysz mnie, kobieto - oświadcza, stawiając mnie na podłodze.

Wygląda na to, że moja taktyka świetnie się sprawdza. Muszę spuścić trochę z tonu, aby zapomnieć o przykrych wspomnieniach.

~~~~~

Po dwudziestu minutach jestem już wyszykowana do wyjścia nad morze. Na szczęście Flavio zadbał nawet o moją garderobę. Wybieram zwiewny biały top z pasującą spódnicą. Pod spód zakładam białe bikini i tak jak prosiłam, obiecał zabrać mnie na plażę, która okazuje się być naszą prywatną.

- Flavio, jestem gotowa! - wołam, schodząc z piętra.

- Chodź tutaj. Ktoś na ciebie czeka -  oznajmia dość tajemniczo.

Zaintrygowana od razu przyspieszam kroku. Myślałam, że będziemy sami,  nie licząc oczywiście pełnej obstawy ochroniarzy.

Kiedy pojawiam się na dole, Flavio wydaje się być całkiem rozluźniony i pochłonięty rozmową. Opiera się o wyspę kuchenną, a mężczyzna stojący na przeciwko raptownie się odwraca, kiedy tylko dociera do niego odgłos moich kroków.

- Część, Alu - wita się radośnie, ale już na tyle go znam, że w ułamek sekundy potrafię wyłapać z jego mimiki coś co wznieca we mnie obawę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top