15. Rozdział

Flavio

Mija jedna cholernie długa doba odkąd zabrałem mojego anioła z samych czeluści piekła. Od zawsze chciałem ją tak bardzo chronić, że moje poczynania doprowadziły niemalże do tego, iż to w głównej mierze przeze mnie została odebrana jej godność i o mały włos nie straciła życia. Myślałem, że zaszywając się na jakiś czas, sam dokonam zemsty bez wplątania jej w mój chory świat. Tylko nie przewidziałem jednego - że jej determinacja przewyższy moją.

Dodatkowo rozsadza mnie od środka na samą myśl, że dała się wmanewrować w to całe gówno z porwaniem, ale tak naprawdę to najbardziej jestem wściekły na samego siebie, iż nie mogłem ją przed tym uchronić. Jeśli tylko ten psiarz przeżyje, to nie będę miał dla niego litości.

Przez całą noc nawet na krok jej nie opuszczam, wpatrując się w nią jak w obrazek. Nie mogę uwierzyć, że moja kobieta w końcu jest przy mnie, że leży obok spokojnie sobie śpiąc. Mógłbym godzinami rozkoszować się tym widokiem. Na pozór wydaje się być wielce delikatna i krucha, ale już nieraz dała wyraz tego jaką siłą dysponuje. Pewnie sama nie będzie miała pojęcia co tak w rzeczywistości zrobiła. A zrobiła coś co jeszcze nikomu się nie udało - połączyła dwa przeciwne światy, aby na polu bitwy dopaść wspólnego wroga, ratując przy tym niewinne kobiety. Dla mnie jest najbardziej odważną osobą jaką znam. Jest moją waleczną boginią.

Wtulam się w nią, w taki sposób jakbyśmy już na wieki mieli pozostać jedną materią. Zaciągam się tym znajomym mi zapachem, który od razu powoduje niewyobrażalną błogość, wypełniającą każdą cząsteczkę mojego ciała. Chwile z nią są bezcenne, ale ten moment zapamiętam na zawsze. Moment kiedy znów możemy oddychać razem, będąc dla siebie namacalnym dowodem miłości.

Kiedy widzę, że powoli się przebudza, jeszcze mocniej ją obejmuję. Pewnie zanim by otworzyła oczy, to porządnie bym się już nią zajął. Jej boskie ciało aż się prosi o uwagę, ale nie tym razem, teraz muszę być niezwykle ostrożny. Nie mam pojęcia, czy ktoś ją skrzywdził i jak zareaguje na moje wyjaśnienia, bo to, że odwzajemniła pocałunki w ogóle nie oznacza, że będzie w stanie wybaczyć mi moje zniknięcie.

- Część, kochanie - witam się czule, składając wargi na jej czole.

- Mhmm... - mruczy coś nieskładnie pod nosem. Jej głos od razu wypełnia mój umysł, jak najpiękniejsza melodia.

- Jestem przy tobie. Odpoczywaj - wypowiadam spokojnym i przyciszonym tonem w nadziei, aby więcej nie czuła się przeze mnie oszukana.

- Co to za miejsce? - Przeciąga się leniwie, wzdychając kilkukrotnie. Próbuje się podnieść tak, aby wzrokiem sięgnąć na roztaczający się widok za tarasem.

- Jesteśmy na Sycylii, a dokładnie na jej wschodnim wybrzeżu - Taorminie. Wynająłem dla nas tę willę. Zresztą już od jakiegoś czasu tu przebywam.

- Flavio, ty naprawdę żyjesz. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Te wszystkie dni... - Urywa wyraźnie wzruszona, wpatrując się we mnie tymi swoimi niebiańskimi oczami. - Wiem, że tuliłeś mnie przez całą noc, ale muszę cię dotknąć. Chcę znów poczuć twoją skórę. - Mówiąc to, delikatnie muska moją twarz opuszkami palców tak, jakby się chciała upewnić, że to naprawdę jestem ja. Centymetr po centymetrze bada każdą krzywiznę, każdy jeden szczegół. Jej ciepły dotyk skutecznie wzbudza nadzieję, że ciągle coś dla niej znaczę i że jeszcze nie wszystko stracone.

- Ale jak? Przecież umierałeś na moich oczach.

- Tak, kochanie zostałem ranny, to akurat prawda.

- Tylko nie mów mi, iż nasz ślub był jedną wielką mistyfikacją. - Jej ton nieco bardziej się zaostrza.

- Wiem, masz powody, aby tak sądzić, ale uwierz mi w życiu nie posunąłbym się do tak okrutnego działania wobec ciebie. - Składam dłoń na jej rozgrzanym policzku i kciukiem powoli gładzę aksamitną skórę. Dokładnie w tym miejscu, gdzie sporych rozmiarów siniak brutalnie przypomina o wydarzeniach z poprzedniego dnia. - Spokojnie, zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale może najpierw coś zjedz.

- Nie. - W momencie kiedy wstaję, błyskawicznie łapie mnie za rękę. - Chcę wiedzieć wszystko już teraz. Nie mam siły na wieczne czekanie. Widzisz do czego ono doprowadziło. Może jeśli przed ślubem byś mi wszystko wyjawił, to nie musiałoby to tego dojść. - Zaskakuje mnie jej nieoczekiwana srogość, ale cholera muszę przyznać, że ma rację.

Siadam na rogu łóżka, wyłapując jej błagalne spojrzenie. Przełykam głośno ślinę i zaczynam mówić:

- Strzelanina spowodowała pewną możliwość. To był idealny moment, aby upozorować własną śmierć i tym samym uśpić przeciwnika. Jak się domyślasz chodzi od początku o Catalano.

- Zostawiłeś mnie. Nie masz pojęcia co ja przeżywałam, codziennie myśląc jak okrutnie los nas doświadczył. Gdybyś dał mi choć jakąś cząstkę nadziei, cokolwiek - wyrzuca, nabierając mocno powietrze w płuca. - Przecież mogłam być przy tobie, tutaj czy gdziekolwiek indziej, ale razem. Teraz domyślam się, że kwiaty były od ciebie, ale moje serce zostało rozdarte i uwierz mi nawet jak je posklejam, to blizny na zawsze pozostaną.

- Moja śmierć musiała być naprawdę wiarygodna - odpowiadam krótko i jedyne co może mi przejść przez zaciskające się gardło.

- Poświęciłeś mnie do swoich celów. Ponownie byłam pionkiem w twojej grze. Wiedz, że to cholernie boli.

- Przepraszam, chociaż zdaję sobie sprawę, że to jedno słowo, to zdecydowanie za mało.

- Flavio, popatrz na mnie. Powiedz czy to przez te pieprzone kody? Czy od nich się zaczęło?

- Poniekąd, sam nie sądziłem, że ten jeden kod narobi takiego zamieszania. Kiedyś Catalano wspólnie z ojcem prowadzili interesy, głównie chodziło o przemyt koki i broni. W pewnym momencie dowiedziałem się, że Riccardo zabrał się również za handel kobietami. Z tego miał największe wpływy i chciał w to wciągnąć też mojego ojca, który w ogóle nie miał zamiaru mieć z tym coś wspólnego. Dochodziło do mocnych spięć, bo Catalano obawiał się ojca, że jeśli się wymiksuje to nie będzie jego sojusznikiem, którego wtedy tak potrzebował. Ojciec zerwał z nim wszystkie kontakty, a ten groził mu wielokrotnie, aż w końcu posunął się za daleko - zaczął zabijać naszych ludzi pod pretekstem, iż tylko połączone siły stworzą nietykalne imperium jakiego nigdy nie było. Potrzebował nas i naszych wpływów, aby móc bezkarnie sobie poczynać. Musieliśmy działać, więc wpadliśmy na pomysł ujawnienia współrzędnych - ukrytych w owych kodach, dzięki którym wydał się szlak przerzutowy Catalano i przy tym wyszło na jaw jego podziemie handlu kobietami. Tylko skubany nieźle się ukrywał. Od razu domyśliłem się, że za śmiercią ojca jak i strzelaniną stoi ten skurwiel. Jakimś cudem byłem bliski jego kryjówki. Cel był jeden - egzekucja, ale kiedy dostałem informacje odnośnie działań policji w tej sprawie, musiałem zmienić swój plan. Dodatkowo najbardziej zdziwił mnie fakt, że z ich ramienia, wystawiając się na całe możliwe zło, działa moja kobieta. Że znowu układa się z nimi, pomimo nauczki za pierwszym razem. Jak tylko się dowiedziałem w co się wplątałaś, to od razu myślałem, że tam wparuję i ich wszystkich wystrzelam jak kaczki. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym w porę się nie pojawił.

- A kim jest Maurizio? - pyta.

- Widzisz, czasem muszę uciec do naprawdę radykalnych posunięć.

- Proszę, chcę wiedzieć - naciska.

- Maurizio Diamanti nie żyje. Był tylko środkiem do celu. Reszty chyba nie muszę ci tłumaczyć.

- To straszne - oznajmia otwarcie wstrząśnięta.

- Może choć trochę pocieszającym będzie fakt, że to był prawdziwy bydlak. Zasłużył na to. Widzisz, dla naszych rodzin musimy czasem działać wbrew prawu, gdyż przeciwnym razie spada się na samo dno. Musiałem pomścić ojca.

- Okropne, lecz wolę nawet najokrutniejsza prawdę od tej niewiedzy, która zatruwała mi do tej pory życie.

- Wiem, nie tak to miało wyglądać.

- Skąd wiedziałeś o mnie? Kto ci powiedział?

- Akurat za to możesz podziękować swojej koleżance.

- Mówisz o Arlecie? Nie rozumiem. Co ona ma z tym wspólnego? - pyta jawnie zdziwiona.

- Zaniepokoiła się twoimi zniknięciem. Nie mogła nawiązać z tobą kontaktu, więc powiadomiła Alessandra. A potem już machina ruszyła, gdy dowiedział się, że znowu działasz z policją.

- On wiedział, że żyjesz?

- Nie od początku, to wiedział jedynie Angelo. Mieli ze sobą kontakt i kiedy dowiedziałem się od niego co chcesz zrobić, musiałam szybko wkroczyć do akcji. Chociaż sam prowadziłem swoje prywatne śledztwo i już byłem blisko kryjówki Catalano, to tak naprawdę ty nas wszystkich doprowadziłaś do niego. Po drodze Alessandro wyszedł z inicjatywą, aby policja połączyła siły ze mną, a dalszą historię już znasz.

- Flavio, jak to? Ty z policją?

- Widzisz kochanie co spowodowałaś. Dwa światy połączył wspólny cel. Do tego byli skłonni wybielić moje akta. Mamy ich z głowy.

- Jeszcze muszę wiedzieć co z nim.

- Oberwał, ale nie na tyle, aby nie móc dokończyć swój marny żywot w więzieniu.

- Doskonale wiesz o kogo mi chodzi. Chcę wiedzieć co z Łukaszem - dobitnie podkreśla.

- Ponoć stracił dużo krwi, ale wyjdzie z tego.

- Flavio, ja muszę się z nim zobaczyć.

- To niemożliwe.

- Słucham? - Aż wzdryga się, posyłając mi wściekłe spojrzenie.

- Alicjo, zostawmy może ten temat na później. - Specjalnie zmieniam intonację głosu, bo kurwa nie podoba mi się, że od razu o nim wspomina i tym bardziej chce się z nim widzieć. Dowiem się, czy coś ich łączyło i przysięgam, jeśli ten psiarz położył łapska na mojej kobiecie, to nie chciałbym być wtedy w jego skórze.

- On mnie uratował. Przyjął na siebie kulkę. Rozumiesz? - Nagle jej skóra nabiera czerwonych barw.

- Za to mu płacą. Ryzyko zawodowe. To powiedz mi w takim razie gdzie ja byłem, bo chyba nie mówimy o tej samej sytuacji? - Zaciskam nerwowo szczękę.

- Przepraszam, masz rację. Jeszcze nie poukładałam sobie wszystkiego w głowie.

- Już spokojnie, skarbie.

- Nie rób tego więcej, proszę - dodaje.

- Czego? - pytam lekko zdezorientowany.

- Nigdy więcej już mnie nie oszukuj.

- Obiecuję ci. Zrobię wszystko, abyś nawet przez chwilę nie przestała we mnie wątpić. Kochanie, już nigdy cię nie zostawię. Potrzeba nam czasu i dużo miłości. Razem wygonimy demony złych wspomnień. - Staram się ją uspokoić, przyciągając do swojej piersi.

- Flavio, mylisz się. Jednego nigdy nie zapomnę. - Nieoczekiwanie odskakuje.

- O czym mówisz? - pytam zaniepokojony, wwiercając w nią spojrzenie.

Jej nagle szkliste i smutne oczy zaczynają mnie przerażać. Błądzi wzrokiem po pokoju, wyraźnie bojąc się tego co chce mi przekazać, jakby biła się ze swoimi myślami.

Marszczę czoło w napięciu, a mój nastrój zostaje podsycony obawą. Cholera, nie podoba mi się to.

- Mieliśmy zostać rodzicami. - Wypuszcza na wydechu, spuszczając wymownie wzrok, a mnie dosłownie wstrząsa na tą myśl. To nie może być prawda.

- Zaraz. Czy ty...? - Raptownie się wstaję. Zaczynam chodzić w koło, bo za nic nie spodziewałem się takiej informacji. - Kurwa! - krzyczę tak głośno, że niemal rozsadza mi bębenki w uszach. Splatam ręce na karku, a serce mam wrażenie, że zaczyna bić jak oszalałe. Po czym dopadam ją i bez jakiegokolwiek wstydu daję upust swoim emocjom. Układam głowę na jej brzuchu i po raz pierwszy w życiu pozwalam sobie na płacz. Do tej pory jeden jedyny raz łkałem w samotności po śmierci Arianny, teraz już nie muszę się hamować, bo mam ją - moją ostoję i najdroższą osobę z którą pragnę dzielić wszystkie troski. Przy niej nie muszę nikogo udawać. Przy niej mogę być sobą.

- Proszę cię o wybaczenie. To przeze mnie tyle wycierpiałaś. - Jednak moja prośba zostaje bez odpowiedzi. Muszę zrobić wszystko, aby ponownie między nami się ułożyło. - Kocham cię najbardziej na świecie - dodaję ze skruchą, zamykając jej dłonie w moich.

~~~~

❤❤❤

To tak walentynkowo 😉

Tylko co na to Alicja 😏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top