13. Rozdział


Maurizio

Ja pierdolę, tak długo czekałem na ten dzień. Sprawdzam po raz setny czy wszystko gotowe i zapięte na ostatni guzik.

- Szefie, możemy jechać - komunikuje jeden z moich najbardziej zaufanych żołnierzy.

- Już idę - odpowiadam i zarazem wciskam broń za kaburę.

Dla pewności zabieram jeszcze mały sztylet, który precyzyjnie wbije się w tętnicę. Wsuwam go do pochwy tuż nad kostką. Narzucam czarną marynarkę i pewnym krokiem zmierzam do jednego z naszych pięciu aut. Im więcej ekipy tym lepiej.

Z moich pewnych źródeł dowiedziałem się, że Ric będzie na dzisiejszej aukcji, więc nie mogę mu nie złożyć osobistej wizyty. Z pewnością się ucieszy.

Tuż przy wejściu do klubu koksy od siedmiu boleści zabierają mi tylko broń, a jeden z nich prowadzi mnie do stolika w specjalnej strefie. Postronne osoby nie mają szans tu się dostać. Dla mnie to pestka. Automatycznie czarnowłosa kelnerka wita mnie zalotnym uśmiechem, podając na tacy rozdzielone kreski. Gestem ręki wskazuję, żeby zabrała ten lipny towar.

- Szkocka z lodem - rzucam, nie zaszczycając jej dłuższym spojrzeniem. Lubieżnie puszcza mi oczko i odchodzi, ponętnie kręcąc odsłoniętym tyłkiem.

Powoli sala się zapełnia, ale tylko nieliczni mogą się dostać to tego miejsca rozpusty, oczywiście przechodząc wcześniejszą gruntowną weryfikację. Na szczęście moja obecność ma swoje mocne uzasadnienie. Tutaj gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę, ponieważ dla mnie to sprawa życia lub śmierci. To pierwsze kiedyś wiedziałem czym jest, a śmierć stanowi ryzyko wliczone w mój zawód.

Kiedy światła gasną, wzrok wszystkich pada na centralny i najjaśniejszy punkt wieczoru. W końcu odnajduję swego anioła w samym środku piekła. Stoi taka piękna i eteryczna, a w tych blond włosach oraz masce jest rzeczywiście nie do rozpoznania. Nie mogę tylko znieść tego, że jej boskie ciało jest wystawione na widok. To powinno być zawsze zarezerwowane tylko dla mnie, a nie tych frajerów. Wszystkich w tej zbieraninie obrzydliwie bogatych i z pozoru wytwornych gogusiów łączy jedno - chęć władzy i dominacji nad drugim człowiekiem.

To, co tu się odpierdala jest początkiem końca, więc najwyższy czas dokończyć tę parszywą grę na moich zasadach.

Zaczyna się podbijanie. Nie podoba mi się, że do licytacji wchodzi jeszcze jeden gracz, czyli ten stary osioł z Kalabrii. Przez swoje dzikie spojrzenie łowcy nawet nie jest w stanie mnie poznać. Zaraz mnie kurwica rozniesie, jeśli natychmiast nie przerwę tej farsy. Inni nie mają szans. Ona i tak jest moja. Nie mam zamiaru już dłużej bawić się w jakąś dziecinadę, dlatego zamykam im mordy, rzucając stawką nie do przebicia:

- Trzysta!

Wszystkie głosy milkną, tak jak myślałem.

- ... sprzedana panu z numerem "pięć"...

Zaraz będzie w moich ramionach. Wstaję z impetem, ale w tym samym czasie zaskakuje mnie mocne klepnięcie w ramię.

- Gratuluję wygranej, Maurizio. - Słyszę za głową. - Swoją drogą, niezła sztuka. Zanim niezbędne formalności, to nasz specjalny pokój "desire" jest do twojej dyspozycji.

A jednak wywołałem wilka z lasu. Doskonale, pan i władca we własnej osobie z wyglądem nie mniej charakterystycznym. Chętnie już bym zmył mu ten parszywy uśmiech z zaoranej gęby, albo poddusił tą jego złotą ketą.

- Swoją drogą kopę lat. Gdzieś ty się tyle podziewał?

- Wiesz jak to jest, interesy - zdawkowo odpowiadam, bo nie chcę z nim wchodzić w dyskusję. Na razie.

Niby już odchodząc, rzuca jeszcze przez ramię swoim zachrypniętym, burczącym głosem:

- Enjoy!

Nie zamierzam więcej się odzywać, tylko skinieniem głowy potwierdzam. Teraz szybko muszę się zająć moją kobietą. W końcu. Te wszystkie dni bez niej doprowadzały mnie do szaleństwa, a zwłaszcza kiedy cierpiała w szpitalu. Jedyne co mogłem, to zasypywać ją tonami kwiatów, które i tak nie miała pojęcia, że są ode mnie. Przecież dla niej nie istnieję. Cierpliwie czekałem na odpowiedni moment, ale kurwa, w życiu nie przypuszczałem, że to nastąpi w takim miejscu.

Jednym ruchem ściągam jej wątłe ciało z podestu zanim się przewróci na tych szpilkach. Jest cała rozdygotana i tak jak podejrzewałem pod wpływem narkotyków.

- Łukasz, Łukaszku... - Że co kurwa? Co ona bredzi? Zaraz jej dam Łukaszka.

Mocnym kopnięciem otwieram drzwi. Stawiam ją ostrożnie tyłem do siebie, lecz prawie nie jest w stanie ustać. Tego się obawiałem, ale może to i lepiej, że nie będzie niczego pamiętać. Muszę przecież sfinalizować wygraną tak jak umowa przewiduje i jestem święcie przekonany, że ten stary zbok nie odmówi sobie przyjemności z porno na żywo. Co za syf.

Przetrzymuję ją za kark i nie darowałbym sobie, gdybym nie mógł zaciągnąć się jej zapachem.

Dlaczego to wszystko, choć wraca jest nadal takie odległe?

Najchętniej porwałbym już ją stąd i nigdy nie opuścił, tylko że muszę trzymać się pieprzonego planu.

Zaczynam delikatnie odsłaniać jej szyję i przylegam ustami w miejscu, gdzie szaleńczo tętni puls. Dokładnie tuż za uchem. W sekundę dostaje dreszczy i próbuje się odsunąć. Zaczyna wierzgać rękami, ale tylko narobi sobie ran przez kajdanki, dlatego zwinnym ruchem odpinam je. Uwolniona chce ze mną walczyć, lecz prawdopodobnie nie dociera jeszcze do niej to, że jest na przegranej pozycji.

- Spokojnie, bella - szepczę, przyciągając ją do siebie.

Popycham ją lekko na wielkich rozmiarów łóżko i przygwożdżam swoim ciałem do materaca. Tak jak myślałem jest niezmiernie delikatna, ale zarazem najsilniejszejsza ze wszystkich kobiet. Nieskładnie próbuje coś wypowiedzieć, a wtedy ściągam jej maskę, tak samo jak sobie. Z jej oczu potrafię wyczytać wszystko. Widzę, że sama bije się ze swoimi myślami i kiedy otwiera usta, aby coś powiedzieć, zamykam je w gorącym pocałunku. Nawet się nie wzbrania, a po chwili nasze języki lawirują w szaleńczym tempie. Smak, zapach od nowa pobudzają moje uśpione zmysły. W żyłach płynie mi ogień pożądania. To co doprowadzało mnie do obłędu, w końcu mam przy sobie. Mógłbym zatracić się w tej chwili bez reszty i pragnę jej tak, jak niczego bardziej w życiu, tylko mam świadomość, że to nie jest ten moment. Jeszcze nie.

Czuję jej rozdygotanie i jak resztkami sił próbuje jeszcze walczyć, ale przegrywa zupełnie nieświadoma.

Muszę dokończyć dzieła, więc na chwilę odrywam się od niej, aby zdjąć marynarkę.

- Co tu się dzieje? Czy ja umarłam? - pyta stłumionym głosem, na którego dźwięk jakbym mógł, to bym zaczął wyć jak wilk do księżyca.

- Ciiii... Bella mia. - Jedną ręką uciszam jej malinowe i nabrzmiałe od pocałunków usta.

- Kim ty jesteś?

- Już wszytko dobrze - dodaję, ale nie wiem czy mnie słyszy, czego wyraz dają jej rozbiegane oczy.

Nim ponownie zareaguje, jednym sprawnym ruchem wsuwam palce w jej gorące wnętrze. Niespodziewana błogość maluje się na jej twarzy. Przyspieszam ruchy, rozkoszując się chwilą. Same jej ciche pojękiwania i rozpalone policzki, doprowadzają mnie prawie na skraj przepaści. Drugą dłonią masuje jej zbyt wyeksponowane piersi. Jeszcze chwila, a stracę nad sobą kontrolę.

Pewnie teraz sam z chęcią strzeliłbym sobie w łeb, ale taki jest właśnie mój chory świat. Jej już dawno wybaczyłem, gorzej będzie w drugą stronę.

~~~~

Alicja

Tonę w odmętach własnej świadomości. Nigdy w życiu nie byłam tak daleka od rozdzielenia rzeczywistości od chorych wizji, które obecnie kreują się w mojej głowie. To wszystko jest szalenie nierealne. Może lepiej nie wiedzieć co jest prawdą, a co fikcją? O dziwo jest mi dobrze, bo cholera tak bardzo ten mężczyzna przypomina mi Flavia, że odrzucam wszystko inne.

I wtem moje serce staje. Ciepło z jego ust, które owiewa mi twarz, kiedy tracę grunt pod nogami uderza mnie ze zdwojoną siłą. Dlaczego dotyk, który powinien mnie odpychać, nie dość, że mi się podoba to jeszcze pragnę go więcej? Dlaczego jest równocześnie obcy i znajomy? Co się ze mną dzieje? Do tego nadal dudniące w głowie słowa - Bella mia... już wszystko dobrze... są niczym eliksir na moje skołatane serce.

Zatracam się w chorej wizji i odpływam kiedy wsuwa we mnie palce. Wiem, że to robi, ale czuję dziwny spokój. Jestem wykorzystana i obdarta z godności, nie mniej jednak nie mam sił, aby się dalej bronić. Mam wrażenie, że przenoszę się do innego wymiaru. Tak bardzo jest to dla mnie prawdziwe, że pragnę zatracić się z kimś innym, aby móc poczuć właśnie jego. Pomimo, że ściągnął maskę, to przed oczami stale pojawia mi się twarz Flavia.

Poddaję się.

Nie ma już znaczenia kim on jest. Czy niebezpieczny i bezwzględny, czy spełnienie moich snów. Choć jego oblicze pozostaje zupełnie bez wyrazu, to głębia oczu sprawia wrażenie, iż tak do końca nie jest zadowolony.

Dziwne stany świadomości pojawiają się i znikają niczym urwany film. Perspektywa czasu jest nie do określenia, ale mam wrażenie, że powoli, jakby wraca mi trzeźwość myślenia. Pomimo wszytko daleka jestem od całkowitej kontroli nad własnym ciałem i umysłem.

Leżąc w bezruchu, uświadamiam sobie, że stale przebywam w pokoju z moim oprawcom. Czuję jego obecność, lecz go nie widzę. Zastanawiam się, czy aby ponownie nie zostałam pozostawiona na pastwę losu.

- Wstawaj, słyszysz - ciężki głos pobudza mnie do żywych. Niestety choćbym chciała, nie potrafię.

Nagle raptowny chwyt ciągnie mnie za nadgarstek i z całej siły dosłownie wywleka na korytarz. Niemal potykam się o własne nogi.

- To boli - ledwie potrafię wymamrotać.

- Zaprowadź mnie do szefa - oschłym i przesyconym złością głosem zwraca się do faceta w czerni, zapewne ochroniarza.

- Szef jest teraz zajęty.

- Nie obchodzi mnie to. Jeśli chce widzieć kasę, to lepiej żeby nie był. - Jego stanowczość, a zarazem wyzuta twarz z jakichkolwiek emocji napawa mnie przerażeniem.

- Szefie, jest sprawa z kupcem... Zrozumiałem... - Oznajmia przez telefon barczysty typ. - Do końca korytarza i drzwi po lewej. - Wskazuje ręką.

Wpada do owego pomieszczenia jak kula gradowa, stawiając mnie tuż przed sobą. Nie mam pojęcia co jest grane.

- Kurwa, nie taka była umowa! - zaczyna się wydzierać do gościa, siedzącego z paroma innymi podejrzanymi typami przy stole.

- W czym jest problem, Maurizio? - Jakby w ogóle nie poruszony, odzywa się charczącym głosem facet, na którego widok aż ciarki mnie przechodzą. Jego władcza i stanowcza postura zdominowuje całą przestrzeń.

- W czym jest problem? Ja pierdolę, co jest z wami? Co wy za niedojdy tu sprowadzacie? Mam płacić tyle hajsu, za takie coś...?!

- Po co te nerwy? Zaraz na pewno się dogadamy. Pamiętam, że lubiłeś młodsze. Może chcesz ją wymienić? - pyta spokojnie, wypuszczając kłęby dymu z trzymanego cygara, przez co w oczy od razu rzucają mi się błyszczące, złote sygnety niemal na każdym z palców.

- Zabieraj ją sobie, bo marny z niej pożytek, Ric - zabójczo poważnie oznajmia ten człowiek, który sama już nie wiem kim jest: oprawcą, właścicielem czy moim koszmarem?

Po jego słowach czuję się, jakbym nagle dostała obuchem w głowę. Co on bredzi? Ale najbardziej ciekawi mnie do kogo on to mówi?

Zaraz, Ric...?

~~~

For MrsMackenziee
kezapek Hellokejti

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top