12. Rozdział
Przecież nie mogli mnie wywieźć nigdzie indziej niż do burdelu i to na własną prośbę. Ktoś by powiedział, że postradałam zmysły. Może i faktycznie, ale dla mnie cel uświęca środki. To jest moja droga jaką obrałam i nie mam pojęcia w jakim stanie z tego wyjdę i czy w ogóle ujdę z życiem. Chyba naprawdę jestem walnięta, chociaż możliwe, że tak deskrukcyjnie działa wyłącznie kobieta, która w jednej chwili straciła wszystko. Najcenniejsze dwa skarby - mężczyznę oraz dziecko.
Mrużę oczy od nagłego światła, a kiedy mogę bardziej się rozglądnąć, zostaję raptownie pociągnięta za przedramię.
- Poznaj swój świat, suko - wybrzmiewa brodacz.
- Ale po co od razu tak brutalnie? - wtrącam niespodziewanie odważnie.
- Zamknij się, bo inaczej będziesz zaraz cienko piszczeć.
- Gdzie ja jestem?
- Jeszcze jedno słowo - warczy.
Nie wiem co mi podali, ale zaczynam zachowywać się irracjonalnie, przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Wiem, w co się wpakowałam i gdzie jestem, a wszystko co się dzieje jest, jakby poza mną, gdzieś obok. Mój organizm do tej pory był czysty od jakichkolwiek używek. Nawet trawki nigdy nie zajarałam, więc możliwe, że mocniej odczuwam skutki działania narkotyków. Chyba z każdą minutą coraz bardziej zaczynam być oderwana od rzeczywistości.
- Gdzie jest twój szef? - pytam, patrząc z ukosa na jego obleśną mordę. Z bliska dopiero dostrzegam kilka pokaźnych blizn.
Parska śmiechem.
- Złotko, wierz mi, nie każdy może dostąpić takiego zaszczytu, a tym bardziej jakaś pierwsza, lepsza dziwka. Musiałabyś być naprawdę dobra i przejść wszystkie etapy.
- Pewnie musi go to już nudzić. Może nie jestem doświadczona, ale dlatego szczególna. Mógłby uczynić ze mnie swoją uległą - gadam jak potłuczona.
- Bedziesz na liście oczekujących. Póki co jest inny plan. Rusz się. - Popycha mnie przed siebie.
Do budynku wchodzimy tyłami. Przytłumione światło tylko podkręca klimat grozy. W trakcie naszej wędrówki zawiłymi korytarzami, dostrzegam kilkanaście drzwi na których są wypisane po dwie białe litery. Możliwe, że to jakieś inicjały.
W pewnym momencie otwiera jedne z nich i dosłownie wpycha mnie do środka mocnym ruchem. Ciche kwilenie od razu ściska mnie za serce. Okazuje się, że przebywają tu dwie młode dziewczyny, powiedziałabym, że raczej nastolatki. Z przerażenia dosłownie się trzęsą i siedzą skulone na paskudnych materacach. Nie da się nie zauważyć ich mocno podkrążonych oraz opuchniętyh oczu. Są ubrane w jakieś strzępy czegoś co kiedyś było pewnie ich normalnymi ciuchami. Bez wątpienia wcale nie lepiej bym się zachowywała na ich miejscu, gdybym nie wiedziała, że ktoś mnie zaraz uratuje z tego piekła. Zanim decyduję się odezwać, dam im czas i sobie do przyzwyczajenia się do tej chorej sytuacji. Zajmuję jedno z dwóch wolnych miejsc i dopiero zauważam zasłonkę w jednym z rogów.
- Toaleta. - Choć jest to tylko jedno słowo, wyraźnie wyczuwam przepełniony bólem ton głosu jednej.
Odwracam głowę w stronę tej dziewczyny.
- Oksana - przestawia się brunetka.
- Klaudia.
- Nie wiem jak ona ma na imię. Od trzech dni przebywamy tutaj razem i jeszcze nie wydusiła z siebie ani jednego słowa. - Wskazuje brodą na blondynkę, która wtula głowę między kolana i zaczyna się bujać.
Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jak bardzo jest zdruzgotana, jaką traumę musi przechodzić. Oksana najwyraźniej lepiej sobie radzi, chociaż i tak nie znam ich historii.
Uświadamiam sobie, że to jest właśnie powód dla którego tu jestem, a dokładniej mój drugi argument dla tej jakże szalenie niebezpiecznej misji.
Po paru minutach sen zabiera mnie do lepszego miejsca.
~~~~~~
- W tej chwili wstawaj. Raz! - huczy do moich uszy ten sam oblech co wcześniej.
Wyprowadza mnie za ramię i znowu popycha do jakiegoś pomieszczenia.
- Doprowadź się do ładu - nakazuje i z trzaskiem zamyka drzwi.
Jedno pocieszenie, że przynajmniej wezmę prawdziwą kąpiel od nie wiem jak dawna. W końcu też, mogę się pozbyć tego kawałka szmaty, którą automatycznie zrzucam z siebie z obrzydzeniem. Tylko w co ja się ubiorę? Rozglądam się, a mój wzrok od razu wyłapuje coś co przypomina fartuch szpitalny. Serio?
Domyślam się, że moja twarz jest w nienajlepszym stanie. Warga z jednej strony stale jest opuchnięta, a po krwi wyczuwam już zaschnięty strup. Jednak nie mam szans zobaczyć zapewne swoje opłakane oblicze, ponieważ nie wisi tutaj żadne lustro. Może to i lepiej...
Po prysznicu i wysuszeniu włosów nie mam wyjścia, jak tylko założyć na siebie ten osobliwy fartuszek. Nagle drzwi się otwierają i ten sam brodacz z miną ważniaka, teraz wprowadza mnie do jasnego i strerylnego pomieszczenie niemal szpitalnego.
Jak uroczo, że przynajmniej badają te dziewczyny.
Facet w kitlu, czyli jak mniemam rzekomy lekarz, ręką wskazuje mi, aby zająć miejsce na typowym fotelu ginekologicznym. Dobrze, że brodacz wyszedł, bo nie mam zamiaru stale przed kimś rozkładać nóg. Nawet nie mam pewności kim jest ten mężczyzna.
Nieufnie rozglądam się i wdrapuję na łóżku. Nie zdążam jeszcze dobrze się umościć, a już czuję, jak zaczyna mnie badać, rozpychając moje wnętrze.
- Byla antykoncepcja? - pyta zimno.
- Nie brałam tabletek.
- Najlepszą opcją bedzie zastrzyk, tak jak u większości zresztą - tłumaczy i niemal błyskawicznie zostaje mi wbita igła w pośladek.
- Ałł! - niekontolowanie jęcze przez nagłe ukłucie.
- Masz zabezpieczenie na czternaście tygodni. Możesz wstać i się ubrać w to co tam wisi. - Wskazuje palcem gdzieś za mnie.
Lekko skołowana zeskakuję i idę zobaczyć co tym razem ciekawego dla mnie mają.
- Swoją drogą jesteś pierwsza. - Słyszę zza pleców.
- Słucham? - pytam, odwracając się do niego.
- Pierwsza, która nie prosi mnie o pomoc. - Unoszę brwii zaskoczona tym jakże szczerym wyznaniem.
- Może nie mam złudzeń - kwituję, kończąc rozmowę i podchodzę bliżej wieszaka, bo niczego nie jestem w stanie dojrzeć.
Nagle już odkrywam swoje ubranie, ale mówiąc tak, to wielkie niedopowiedzenie.
- Ach, czego innego mogłabym się spodziewać. - Wzdycham na widok kilku zwisających, czarnych pasków.
Trudno mi nawet ocenić gdzie jest przód, a gdzie tył i jak w ogóle się je zakłada. Bardziej przypomina mi to jakąś uprząż z ćwiekami dla psów. Przełykam ślinę i po kilku minutach jakimś cudem udaje mi się założyć ten prowizoryczny strój, który tak naprawdę stanowi jedność - stringi z biustonoszem poprzeplatane skórzanymi paskami. Dobrze, że się nie mogę zobaczyć w takim wydaniu.
Jak na za zawołanie pojawia się mój osobisty przewodnik. Bez namysłu, tak potulnie jak baranek idę w jego stronę.
- Przedstawienie czas zacząć. - O czym, do cholery on znowu mówi?
Mijam sporych rozmiarów salę, po której gdzieniegdzie błakają się z gracją kelnerki, jakby w ogóle nie wychodziły ze swoich ról, pomimo że lokal świeci pustkami. Nawet one mają więcej na sobie niż ja.
Dominuje kolor czerwony, dosłownie zewsząd atakujący źrenice. Jedynie skórzane, okrągłe kanapy są ciemnobrązowe. W kilku miejscach na wysokich podestach stoją metalowe klatki, a na wybiegu błyszczą typowe rurki. Od razu wiadomo co to za miejsce. Tylko gdzie ja będę w tym wszystkim i gdzie jest ten pieprzony Catalano? Jeśli go tutaj nie ma, to przecież nie mogą przeprowadzić szturmu, bo wtedy go wypłoszą.
- Kurwa - rzucam pod nosem.
- Coś mówiłaś?
- Zastanawiam się czy zaraz nie dostanę zapalenia płuc.
- To, może ci pomóc. - Podaję mi białą tabletkę.
- Co to? - głupio się pytam.
- Rozgrzejesz się po tym, chyba że wolisz... - Teraz przed oczami macha mi torebeczką z białym proszkiem.
- Chyba podziękuję.
- I tak nie masz nic do gadania, głupia suko. - Z zaskoczenia przyszpila mnie do ściany i ściska szczękę tak brutalnie, że bez trudu może mi wepchnąć pigułkę niemalże do gardła. Jestem bez szans i w jednym odruchu przełykam ten syf.
- Chiara, jeszcze jedna do kompletu - rzuca do wysokiej i dość postawnej kobiety w długich, różowych włosach zapewne peruce i kombinezonie w tym samym kolorze, a do tego w jakieś centki.
- Już się nia zajmuję, kochanieńki. - Milusio akcentuje ostatnie słowo.
Zostaję z różową panterą, która w mgnieniu oka robi mi makeup i układa włosy. Nareszcie mam przed sobą lustro, ale chyba wolałabym, aby go tu nie było. Ciężko jest mi spojrzeć samej sobie w oczy, nawet kiedy widzę w odbiciu kompletnie inną osobę. Odwracam wzrok.
- Zajebiste włosy - zaczynam.
- Dzięki, zawsze to jakaś odmiana. - odpowiada. - Ty masz też niczego sobie, ale za to naturalne - szczerze odpowiada, pryskając mi czymś po twarzy.
Po krótkiej wymianie uprzejmości i dokończeniu dzieła, zakłada mi jeszcze czarną maskę okalającą same oczy.
- Powodzenia, ślicznotko. - Zalotnie spogląda, zaczynając poruszać biodrami do rozpoczynającej się muzyki.
- Przyda się - odpowiadam.
- Myślę, że i tak masz szczęście.
Prycham. Dobre sobie.
- Nie żartuję. Ponoć dzisiaj mają być jakieś grube ryby, a jeden to rzekomo największy rekin w biznesie.
Szkoda, że ja jestem tylko małą płotką, ale na pewno nie dam się im pożreć.
- Niestety tylko, że najczęściej za tą wielką kasą kryje się popaprany umysł - dodaje z poważną miną.
- Ale co ja mam robić?
- W sumie, to niewiele - lakonicznie odpowiada, jednocześnie wydymając jeszcze bardziej i tak już napompowane
usta. - Idź, bo zaraz się zacznie. Dam ci radę - nie patrz im w oczy.
Swoją drogą, ciekawa osobowość. Kieruję się we wskazane miejsce, ale już po chwili moje obie ręce zostają ponowne skute w kajdanki i unieruchomione na plecach.
- Przecież jestem grzeczna - ulatuje ze mnie przez zaciśnięte zęby.
- Dlatego zostawiam ci wolno nogi, ale jeden fałszywy ruch, a nie będzie już tak miło - grozi brodacz.
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy - ironizuję.
Gwar i muzyka zagłuszają moje myśli, a na dodatek działanie prochów oddziela mój mózg od ciała. Przedziwne uczucie, pozbawiające samokontroli i otumaniające logiczne myślenie.
Mam nadzieję, że na sali albo gdzieś w ogóle tutaj znajduje się król tego przybytku. Oby moje przedstawienie skończyło się szybko i szczęśliwie, bo już zdaję sobię sprawę co zaraz się zacznie.
- Jako pierwsza: blond piękność lat dwadzieścia dwa - rozlega się męski głos przez mikrofon i w tej samej chwili kurtyna zostaje uniesiona.
Jak na zawołanie wszystkie światła są skierowane na mnie. W pierwszym odruchu mrużę oczy, aby przyzwyczaić sie do nagłej jasności. Głosy automatycznie cichną, a tylko ledwo słyszalne szemranie rozchodzi się pośród zgromadzonych. Jakbym nawet próbowała to nie mam szans nikogo dojrzeć i ocenić ilu tak naprawdę jest tych popaprańców, z powodu bezkresnej ciemności jaka panuje na sali. Najjaśniejszym punktem bezsprzecznie jestem ja.
- Zaczynamy od kwoty pięćdziesięciu tysięcy - wygłasza mistrz ceremonii tubalnyn głosem.
- Sto! - Po sekundzie wybrzmiewa z przodu sali okrzyk jakiegoś starucha.
- Sto trzydzieści! - ktoś inny rzuca.
- Sto czterdzieści!
- Sto pięćdziesiąt!
- Trzysta! - Nagle nastaje całkowita cisza, a mnie prawie zwala z nóg.
- Trzysta po raz pierwszy, po raz drugi... Sprzedana za trzysta tysięcy euro panu z numerem "pięć".
Rozlegają się gromkie brawa. Nogi robią mi się jak z waty, tym bardziej że po raz pierwszy mam na sobie tak niebotyczne szpilki. W pewnym momencie nie potrafię wykonać już żadnego ruchu bez świadomej koordynacji. Przestrzeń wokół mnie zaczyna wirować niczym karuzela, gdy ktoś mnie porywa w swoje ramiona.
Pierwsze co mi przychodzi do głowy to, że w końcu zostaję uratowana. Tak to na pewno się dzieje. W końcu.
- Łukasz, Łukaszku - majaczę pod nosem, mocno wierząc, że pod zamaskowaną twarzą znajduje się mój wybawca.
Lecz momentalnie zostaję pozbawiona tego złudzenia, gdy resztkami sił udaje mi się popatrzeć w oczy mężczyzny. Czarne jak smoła i bezdenne niczym studnia tęczówki, uderzają we mnie jak młot pneumatyczny, powodując chwilowe oprzytomnienie.
- Kim jesteś? - Lecz pytanie pozostaje bez odpowiedzi.
W co ja się wpakowałam? A co jeśli to on?
Kopniakiem otwiera jakieś drzwi i tylko nagły huk powoduje, że aż podskakuję.
Strach puka do mojej świadomości, gdy dociera do mnie, że znajduję się sam na sam z totalnie obcym facetem, po którym nie wiem czego mogę się spodziewać. Stawia mnie na podłodze i nie pozwala odwrócić, chwytając mocno za kark. Nie dość, że mam związane ręce to jakiś świr mnie przytrzymuje i tak naprawdę może ze mną zrobić wszytko. Przecież wydał na mnie fortunę i od teraz jestem jego własnością. Kurwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top