10. Rozdział

Pod klub Obssesive podjeżdżamy dosyć późną porą. Już na samym początku mamy się rozdzielić tak, żebym chwilę poczekała przed wejściem, podczas, gdy Łukasz zrobi rekonesans w środku.

- Dobrze, cel namierzony. Wchodź - rozbrzmiewa jego głos w słuchawce po około dziesięciu minutach.

Po raz pierwszy jestem w tym miejscu. Od wejścia uderzają we mnie mocne basy i szalejące światła. Z tego co widzę, to jest to dwupoziomowy klub z otwartą górą, z której jest doskonały widok na tańczących na dole. Każde piętro ma swój bar i właśnie do jednego z nich zmierzam, ale z trudem, gdyż muszę się przecisnąć przez spory tłum.

- Na twojej drugiej godzinie. - Nagle słyszę Łukasza.

Mój wzrok od razu ląduje na męskiej sylwetce zwróconej w stronę baru. Jego potężne ramiona prawie przesłaniają drobną barmankę, którą wydaje się, że właśnie rozbawia. Cholera, muszę jakoś zwrócić na siebie uwagę, a nie mogę stać i się w niego od tak gapić. Niestety nawet nie mam szans się tam dosiąść, więc nie pozostaje mi nic innego jak na razie zacząć bujać się do muzyki. Staram się to robić, tak aby ignorować przypadkowych gapiów. Pozwalam się ponieść rytmom.

Niby przelotnie zerkam w tamtą stronę, ale ktoś inny zajmuje już jego miejsce.

- Godzina szósta.

Czyli jest gdzieś za mną. Zaczynam bardziej kręcić biodrami, ale nie mogę wyjść na łatwy i samotny kąsek, który tylko czeka na podryw, więc postanawiam zwiedzić wyższe piętro.

Kręconymi, metalowymi schodami przechodzę wyżej. Kątem oka dostrzegam Łukasza przy barierce. Całkowicie go ignorując, podchodzę do baru. Lepiej zamówię sobie drinka.

- Co dla ciebie? - pyta barman.

- Poproszę mohito! - mówię głośniej, aby przebić się przez muzykę.

- Idzie na górę - oznajmia w tym czasie mój głos w uchu.

Spinam się raptownie, ale dla niepoznaki staram się delikatnie bujać. Kiedy dostaję swojego drinka, nieśmiało się odwracam i wtedy go widzę. Wyższy niż na zdjęciach, ubrany w zwykłe dżinsy i czarną koszulę. Powiedziałabym, że nie wzbudza żadnych podejrzeń. Jednak włosy ciasno spięte w kucyk i śniada cera pozwala sądzić, iż jest innej narodowości.

Upijam kolejny łyk, bawiąc się przy tym słomką. Może miałabym teraz pole do popisu, gdyby nie jakaś młoda laska uwieszona na jego ramieniu. Oby w porę się dziewczyna wycofała - myślę w duchu.

- Jak ci smakuje? - nagle pyta barman.

- Świetny, dzięki - odpowiadam, prawie się krztusząc.

- Pierwszy raz u nas. Prawda? - zagaduje mnie.

Patrzę na niego z ukosa, nic nie odpowiadając. Po czym puszcza mi oczko i odchodzi do upominających się ludzi. Odwracam się, w lot łapiąc dziwnie spięty wzrok Łukasza.

- On może wyjść zaraz z tą laską, teraz albo nigdy - oznajmia poważnym tonem.

Myśl kobieto. Teraz albo nigdy.

Sącząc drinka, wstaję z miejsca i ruszam do pojedynczego stolika, który da mi dobry widok na cel. Wodzę oczami tak, aby nie skupiać się wyłącznie na nim. Wydawać się mogło, że jest pochłonięty rozmową z brunetką, jednak na ułamek sekundy nasze spojrzenia się wyłapują. Podchodzę do baru, aby odstawić szkło, gdy w tym samym czasie nawołuje mnie barman:

- Jeszcze jednego?

Skinieniem głowy potwierdzam. Znajduję się tuż za plecami Di Carlo. Niemal czuję elektryzującą bliskość od jego osoby. Z uroczym uśmiechem przejmuję drinka i gdy próbuję odejść, ktoś trąca mnie ramieniem, tak że alkohol ląduje na mnie jak i na przedramieniu mojego celu.

Zaraz, czy to nie był Łukasz?

- O przepraszam najmocniej - oznajmiam z twarzą niewiniątka wprost w czekoladowe i wyraźnie zdenerwowane tęczówki bruneta. Po czym kieruję się stronę schodów na poziom zero. Naiwnie sądzę, że może skupiłam wystarczająco jego uwagę.

- Gdzie ty idziesz? - pyta Łukasz.

- Do toalety - odpowiadam bez wahania.

Okazuje się, że znajduje się ona na minusowym piętrze w dosyć mrocznym miejscu, w którym niebieskie ledowe światło pulsuje z ukrycia w ścianach. Po wytarciu i osuszeniu ręki, zmierzam wąskim przejściem ku górze, gdy nagle zza zakrętu ktoś z impetem na mnie wpada. Ciemność nie pozwala mi dojrzeć osoby.

- Uważaj jak chodzisz! - wyrywa mi się w nerwach, gdy dodatkowo czuję jak boli mnie akurat ten bok, który miałam postrzelony.

Odruchowo łapię się w to miejsce i już mam go ominąć, kiedy moje ramię skutecznie zostaje przetrzymane.

- Teraz, to ja przepraszam - niski głos mówi łamaną polszczyzną.

W sekundę podnoszę wzrok, doskonale wiedząc już kto stanął na mojej drodze. Nadal z miną cierpiętnika rozmasowuję swój bok.

- Może potrzebna ci pomoc. Bardzo boli?

I kto to mówi? Kręcę głową na znak, że jest okej.

- Już wszystko dobrze - rzucam zdawkowo, poprawiając zalotnie włosy i go wymijam.

Wracam na górę.

- Słyszałem wszystko. Zająłem się już tą małolatą. Droga wolna. - Słucham ze zdumieniem Łukasza, gdy siadam przy górnym barze.

- Proszę, martini dla ciebie - podaje mi ten sam barman.

- Dzięki, ale nie zamawiałam.

- To od tamtego gościa - wskazuje głową na znajomą twarz.

Automatycznie zaskakuję z hokera i idę pewnym krokiem w jego stronę.

- Dziękuję, ale nie piję niczego od nieznajomych - wypalam stanowczo, jednocześnie stawiając tuż przed nim szkło.

- To może czas się poznać. Bruno - oświadcza z całą śmiałością, przeszywając mnie świdrującym wzrokiem. Dokładnie takim, że automatycznie kobieta traci całą pewność siebie.

- Tak więc, dziękuję ci Bruno za drinka, ale nie skorzystam - mówię najbardziej stanowczo jak potrafię. - Wolę mohito. - Wymownie unoszę kącik ust.

To wystarczy.

- Barman, mohito dla tej pani! - woła, przenosząc zaraz na mnie wzrok. - A więc, co taka piękna kobieta robi tutaj sama i to po raz pierwszy?

- Może nie jestem sama i może nie po raz pierwszy.

- Ale piękna z pewnością. Wierz mi, zapamiętałbym - odpowiada tak czarująca, że można się nabrać.

- Czekam na koleżankę, która ma problem z dotarciem.

- Mogę ci potowarzyszyć w tym czasie.

- Twoja dziewczyna chyba nie będzie zadowolona z tego faktu - stwierdzam, rzucając wymowne spojrzenie.

- A widzisz ją tu gdzieś?

- Nie wiem, ty mi powiedz, ale przecież to nie moja sprawa.

- Jedyna, która mnie w tej chwili interesuje ma piękne zielono-niebieskie oczy i popija właśnie drinka, chociaż wcale nie znam jej imienia.

Gdybym była dawną Alicją, powiedziałabym mu od razu jedno, dosadne słowo, ale muszę udawać, więc zaczynam niby wstydliwie się śmiać. Tak zupełnie naiwnie.

- Klaudia. - Wymuszam uśmiech i podaję mu rękę.

Jego zdecydowany, mocny uścisk już pokazuje z kim ma się do czynienia. Z samym panem i władcą niewinnych dusz.

- Widziałem cię wcześniej na dole. Miałem nadzieję, że dasz się porwać do tańca.

Dasz się porwać - trzy kluczowe słowa, które echem odbijają się w mojej głowie, ale nie pęknę, mimo, że jest to moja ostatnia szansa na wycofanie się z akcji. Nie poddam się.

W odpowiedzi unoszę zalotnie brew i poruszam się do muzyki. Kuszę, wabię, prowokuję, jakby to była moja druga natura, a tak naprawdę jawnie wystawiam się na pożarcie.

W pewnym momencie wstaje z hokera i wyciąga dłoń w moją stronę. Bez wahania daję się poprowadzić na parkiet. Jego z początku normalne ruchu po krótkim czasie zmieniają się w coraz bardziej osaczające. Podobnie kiedy sam drapieżnik próbuje usidlić swoją ofiarę. Odwracam się do niego tyłem i ocieram prowokująco. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że nieźle z nas nakręcona para, jednak o dziwo, nie przekracza granic, do końca zachowując pozory. Niezły zawodnik.

Wiem, że obserwuje nas Łukasz i pewnie go roznosi, ale w tej chwili nie to jest ważne.

Zatracam się w tym momencie, pozwalając, aby moje ciało nie miało nic wspólnego z rozumem. Odcinam się od analizowania. Tak jak wtedy kiedy brunet mruczy mi do ucha, a propos zmiany miejsca. Bezwiednie zgadzam się prowadzić. Odwracam tylko głowę w stronę Łukasza, chcąc niemo się pożegnać. Szkoda, że jednak to robię, bo jego przepełnione bólem i bezradnością spojrzenie chyba będzie śniło mi się po nocach.

- Natychmiast pozbądź się podsłuchu. Jesteś najbardziej odważną i niesamowitą kobietą jaką znam. Powodzenia. - Z mocniejszym biciem serca wysłuchuję jego ostatniego komunikatu i jednym zwinnym ruchem wyciągam mini słuchawkę. Ściskam ją kurczowo w dłoni, aż do momentu, kiedy mogę wyrzucić do śmietnika.

- Gdzie idziemy? - pytam, przystając w zaułku korytarza.

- Chyba za bardzo tu tłoczno. Co ty na to, aby zmienić miejsce na bardziej kameralne?

Lecz w tej samej chwili aż podskakuję, kiedy orientuję się, że nagły ból przeszywa moją rękę. Nie mam siły nawet zaprotestować, gdy oprócz jego ramion ktoś drugi podtrzymuje mnie i razem wyprowadzają na zewnątrz. Z coraz bardziej zacierającego się obrazu wychwytuję szybko podjeżdżające auto, do którego z impetem zostaję wepchnięta. Moje ciało zaczyna być całkowicie poza kontrolą. Jeszcze tylko przez chwilę, otumaniona próbuję coś powiedzieć, ale nie wychodzi mi to zupełnie. Czuję się jak szmaciana lalka, gdy na zakrętach bezwładnie lecę na boki.

Sama się o to prosiłam.

Z tą myślą zamykam oczy, zatracając się w absolutnej nicości.

~~~~~

😱 wydarzyło się to co było nieuniknione. Świadomie dała się porwać - odwaga czy głupota? Pytanie tylko jaką cenę zapłaci za to Alicja?
Do następnego 😏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top