Rozdział 1
Thranduil podniósł się z łóżka i powolnym, nerwowym krokiem udał się w stronę łazienki. Przez całą noc nie zmrużył oka. Jak mógł spać, gdy jego ludzie i jego ojciec walczyli właśnie na śmierć i życie? Był wściekły, gdy król wydał oficjalny rozkaz, iż jego syn musi zostać w Mrocznej Puszczy. Oropher bał się, że mogą oboje zginąć, a wtedy nie pozostanie potomek, który mógłby objąć tron. Książę nie zgadzał się z jego decyzją, jednak widząc błagalny wzrok matki, uległ. Gdy armia wyruszyła, aby po połączeniu z ludźmi i innymi elfami uderzyć na Saurona, Thranduil nie mógł znaleźć sobie miejsca. Próbował pocieszyć matkę, jednak nie wychodziło mu to. Królowa Elariel bała się, że jej mąż może nie wrócić z tej wyprawy.
Książę Mrocznej Puszczy przepłukał twarz wodą i spojrzał w lusterko. Czuł dziwne uczucie w żołądku. Miał wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Ubrał się i zaczął chodzić po komnacie. W te i z powrotem, przez cały czas zastanawiając się, nad możliwymi wydarzeniami spod Dagorlad. Nagle usłyszał głośne odgłosy, dobiegające z zewnątrz. Szybko wybiegł z pokoju i nawet nie zamykając za sobą drzwi, pognał schodami w dół. Po chwili był już na zewnątrz pałacu. Ujrzał przed sobą na jego oko ośmiu tysięcy elfów. Jedną trzecią z tych, co wyruszyli. Mimo strat w jego serce wpłynęła fala radości. Skoro tu są, to znaczy, że wygrali, a Sauron został pokonany. Jednak szczęście zginęło tak szybko, jak się pojawiło.
-Gdzie jest król?- zapytał głośno. Odpowiedziała mu cisza, a wszyscy zgromadzeni opuścili głowy ku ziemi. Podszedł do pierwszego z elfów, dowódcy jednego z oddziałów- gdzie on jest?- jego głos był jeszcze spokojny, jednak w duchu już przeczuwał, co się wydarzyło.
-Przykro mi, panie- szepnął mężczyzna- król Oropher poległ w bitwie.
Thranduil poczuł, jakby jego świat się zawalił. Jego ojciec nie żył?
-Macie jego ciało?- rzekł, ledwo tamując łzy cisnące mu się do oczu. Podeszło do niego kilku elfów, delikatnie niosąc między sobą ciało, oddziale w złotą zbroję. Książę powoli udał się w ich stronę i przejął w swoje ręce trzymaną przez nich postać. Teraz nie zdołał się już powstrzymać, upadł na kolana, a po jego twarzy spłynęły łzy.
-Nie!- usłyszał nagle za sobą zrozpaczony krzyk. Królowa podbiegła do niego i wyrwała mu ciało męża. Przytuliła go i zaczęła płakać rzewnymi łzami.
-Mamo- zaczął Thranduil kojąco, próbując ją uspokoić, jednak ta nie zwracała uwagi na otoczenie.
-Dlaczego mi to zrobiłeś?- szeptała bez przerwy- dlaczego?- powoli położyła ukochanego na ziemi, po czym osunęła głowę na jego pierś. Próbowała wyczuć bicie serca, choć sama wiedziała, że na nic się to nie zda. W myślach każdy zadawał sobie jedno pytanie. Co teraz będzie?
* * * * * * * *
W królestwie ogłoszono żałobę. Podczas tego ogromnego starcia zginęło ponad dwie trzecie żołnierzy Mrocznej Puszczy. Odbyło się wiele pogrzebów. Wiele matek płakało za dziećmi, żon za mężami i na odwrót. Nie było osoby, która przeszłaby obok tego wszystkiego obojętnie. Nadszedł czas najdostojniejszej ze wszystkich uroczystości. Pożegnanie króla.
Thranduil czuł się źle, ale wiedział jedno. Teraz jego życie nie będzie już takie same. Miał obowiązki. Musiał wziąć na swoje barki losy królestwa oraz zająć się zrozpaczoną matką, która przez ostatnie dni zamknęła się w sobie. Wyszedł na dziedziniec i wyćwiczonym ruchem zaczął witać gości. Nie myślał zbytnio, z kim rozmawia, do czasu, aż stanęła przed nim lady Galadriela z Celebornem.
-Witaj, przyjacielu- powiedziała elfka smutno, po czym mocno uścisnęła mieszkańca Mrocznej Puszczy.
-Witajcie i wy, przyjaciele- odparł Thranduil.
-Przykro nam z powodu tego, co się stało- rzekł cicho władca Lothlorien- Oropher był dobrym człowiekiem.
-Hannon le (dziękuję)- odszepnął książę. Potem witał się z kolejnymi, następującymi po sobie gośćmi, jednak myślami był daleko. Przez cały czas rozmyślał nad ulotnością życia. Nawet życia elfa. Przecież jeszcze nie dawno razem z rodzicami przebywał w Lothlorien na niezwykłym wydarzeniu. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, że ślub władców tej krainy, może być jego ostatnim, radosnym spotkaniem z ojcem.
Przyszedł czas na uroczystość, która, jak się można, było spodziewać była piękna. Do Mrocznej Puszczy przybyło tysiące istot, aby pożegnać króla Orophera. Elfa, dzięki którego poświęceniu zło zostało pokonane.
* * * * * * * * *
Minęły kolejne dwa dni i przyszedł czas na koronację. Thranduil czuł, że to wszystko dzieje się za szybko, jednak nikt go nie słuchał. Mroczna Puszcza potrzebowała króla. Elf westchnął głęboko, po czym wyszedł ze swojej komnaty i powolnym krokiem udał się w stronę sali tronowej. Jego cel wypełniony był setkami albo tysiącami pobrateńców. Nie był pewien, ponieważ miał wrażenie, że to tylko jakiś koszmar, z którego zaraz się obudzi. Całą przysięgę i przemówienie po niej, pamiętał, jak przez mgłę. Po wszystkim odbyło się skromne przyjęcie. Nowy król leśnego królestwa nie bawił się, jednak dobrze. Razem z matką u boku siedzieli przy stole, wpatrując się w bliżej nieokreślony
punkt przed sobą. Thranduil był załamany, patrząc na kobietę obok niego. Nie mógł rozpoznać w niej wcześniej pięknej, wiecznie uśmiechniętej i rozważnej matki, jaką znał. Królowa Elariel stała się wrakiem człowieka. Syn musiał wmuszać w nią każdy posiłek. Kobieta nie mogła poradzić sobie ze stratą. Elf zakochuje się raz, ale na całe życie.
* * * * * * * * * *
Minął tydzień. Thranduil szybko dostosował się do swojego nowego stanowiska i zrozumiał, jakie obowiązki ma król. Powoli zaczął się wdrażać w sprawy swej krainy, jednak sen z powiek spędzało mu zachowanie mamy. Elariel z każdym dniem zamykała się w sobie coraz bardziej.
Król Mrocznej Puszczy wszedł do jadalni, po czym usiadł przy stole. Czekał przez chwilę na mamę, jednak zrozumiał, że kobieta dzisiaj nie zejdzie. Westchnął ze smutkiem i wziął się za jedzenie. Po skończonym posiłku zawołał jedną ze sług.
-Tak, panie?- zapytała elfka, wchodząc do komnaty.
-Mogłabyś przynieść mi tace?- rzekł Thranduil łagodnie.
-Oczywiście- odparła, następnie udała się w stronę kuchni. Wróciła chwilę później, niosąc piękną, drewnianą tacę.
-Hannon le (dziękuję)- powiedział król, po czym wstał od stołu i zaczął napełniać tacę smakołykami uwielbianymi przez jego mamę. Już był w wyjściu, gdy przypomniał sobie, że nie wziął jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie krwisto czerwonego soku z mieszanki warzyw i owoców. Uśmiechnął się, przypominając sobie, jak jako dziecko spróbował go. To był najbardziej niesmaczny trunek, jaki w życiu pił. Nigdy nie mógł zrozumieć, jak jego matka może go lubić. Po wzięciu szklanki udał się na górę. Stanął przed drzwiami królowej i zapukał delikatnie. Odpowiedziała mu cisza, więc ponowił swoje działanie, lecz reakcja była taka sama. Zdziwił się i powoli wszedł do środka. W pierwszej sekundzie stanął sztywno i wypuścił tacę z rąk, jednak po chwili otrząsnął się i podbiegł do matki. Królowa Elandriela leżała nieruchomo na łóżku. Miała zamknięte oczy, a na jej twarzy znajdował się błogi uśmiech. Thranduil sprawdził jej puls. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
-Dlaczego jeszcze ty?- szepnął do martwej matki- teraz zostałem już sam.
Do komnaty wbiegło wielu elfów, którzy usłyszeli trzask spadającej tacy. Zaczęła się krzątanina i lament. Krwisto czerwone krople soku zaczęły płynąć po podłodze, łapiąc w swoje odmęty kremową kartkę. List pożegnalny matki do syna.
Kochany synu,
wiesz, jak bardzo kocham twojego tatę. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez niego. Moje serce krwawi. Mam wrażenie, że zaraz pęknie mi w piersi. Czuję, że to niedługo nastąpi, jednak nie martwię się i ty też nie powinieneś. Będę szczęśliwa. Nie chcę cię zostawiać, jednak wiem, że sobie poradzisz, mój dzielny, przystojny synu. Mój największy skarbie. Przykro mi, że nie poznam kobiety, w której się zakochasz, nie zobaczę nigdy twoich dzieci i jeszcze ich dzieci. Mój czas nadszedł.
Zostawiam ci pierścień, który otrzymałam od twojego taty, podczas zaręczyn. Daj go wybrance swojego serca i pamiętaj. Nie zostajesz sam, nigdy nie będziesz. Jesteśmy w twoim sercu.
Kocham cię, synku.
Mama
Przepraszam, że tak dawno nic nie dodawałam, ale miałam duuuużo pracy w szkole :/ Może teraz się trochę uspokoi to zacznę pisać więcej :***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top