ROZDZIAŁ SZESNASTY

xvi.❝To twój kolejny dziwny fetysz?❝

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

KOLEJNY DZIEŃ MINĄŁ MI KOMPLETNIE TAK SAMO. Powoli wpadałam w mimowolną rutynę, którą nijak było powstrzymać. Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi narzekać na coś takiego.

Gdy wchodzę do Wielkiej Sali na śniadanie z Padme pod rękę, zauważam od razu wielki transparent z napisem:

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ROGASIU!

Prycham śmiechem słysząc jak cały stół gryffindoru zaczyna śpiewać sto lat. James miał tę niesamowitą umiejętność zrzeszania ludzi. Był popularny i uwielbiany, mimo, że wcale nie robił niczego szczególnego aby to uzyskać.

Zabini łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę stołu lwów, a ja spoglądam na nią ze zdziwieniem.

Nie pytałam jej, co było pomiędzy nią, a Syriuszem, jednak wszyscy wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy. Każda impreza kończyła się mniej lub bardziej scenicznym obściskiwaniem, a na każdym spotkaniu rzucali sobie masę ukradkowych spojrzeń.

Dlatego też dałam się prowadzić i siadam obok Jamesa, który specjalnie popycha Syriusza, abym mogła wcisnąć się między nich.

— Wszystkiego najlepszego, Rogasiu!

Mówię i ściskam go na tyle, ile pozwala mi ogólny ścisk panujący dookoła.

Wciskam mu w dłoń malutkie pudełko, w którym ma zmniejszony zestaw do układania włosów. Choćby nie wiem jak bardzo James chciał udawać, że tego nie robi, wszyscy wiedzieliśmy jaka jest prawda. Potrafił spędzać godziny nad ułożeniem każdego włoska, aby następnie wyjść i zepsuć wszystko w trzydzieści sekund.

•••

Staram się jak najdokładniej napisać esej z eliksirów, dlatego też od dobrej godziny przesiaduję na kanapie w pokoju wspólnym i staram się cokolwiek nabazgrać. Ostatnimi czasy nie miałam w ogóle głowy do tego przedmiotu, i mówiąc szczerze trochę go olałam. Wzdycham gdy wykreślam kolejne słowo które okazało się jednak nie pasować do ogólnego szyku zdania.

— ADELAIDE!

Podskakuję na dźwięk niespodziewanego krzyku i w ostatnim momencie łapię słoiczek z atramentem i ochraniam go przed wylaniem się na stół i mój esej. Obracam głowę w stronę drzwi, a tam zastaję moją najlepszą przyjaciółkę i Syriusza. Oboje stoją zmachani i uśmiechnięci, tak, jakby przed chwilą conajmniej coś ćpali.

— Co się znowu stało?

Nie jestem przygotowana na to, co dzieje się chwilę później. Black i Zabini jak jeden mąż unoszą swoje koszulki do góry, aby po chwili wykrzyczeć:

— PRZEBILIŚMY SOBIE SUTKI!

Auć. Mimowolnie się wzdrygam, gdyż wygląda to boleśnie. Bardzo boleśnie. Jednak obojgu im pasuje, nie zaprzeczam.

— Bolało?

W tym samym momencie gryfon zaczyna kręcić głową na nie, a puchonka na tak. Nie mogę powstrzymać się przed lekkim uśmiechem wchodzącym na moje usta. Zachowują się komicznie.

— Cholernie, ale było warto.

Przytakuję i zbieram swoje rzeczy ze stolika. Wiem, że w obecności tej dwójki co najwyżej podrę tę kartkę, a nie skończę wypracowanie.

— Kto wam to w ogóle zrobił? To było bezpieczne?

Pytam w przejawie troski. Ostatnie co miałam w planach to łatanie im obojgu przebitych sutków z zakażeniem w środku.

Syriusz przewraca oczami, a Padme opada na kanapę obok mnie.

— Marlene. Wszystko było bezpieczne, nie masz się o co martwić, Adela.

Uśmiecham się delikatnie, a mój wzrok od razu kieruje się w stronę przebijających przez materiał koszulki kolczyków u obojga.

— Pasują wam. Wyglądacie dobrze.

— Chciałaś powiedzieć zajebiście, dziewczynko!

Parskam na słowa Blacka, który układa się zaraz obok Zabini. Wstaję ze swojego miejsca z wszystkimi swoimi rzeczami i powoli zmierzam w stronę wyjścia.

— Idę dokończyć esej z eliksirów.

Widzę znaczące spojrzenie ze strony Padme i mam ochotę parsknąć śmiechem.

— Powodzenia, może ślimak za same chęci wpisze ci Zadowalający. Ja już nawet nie próbuję.

•••


W bibliotece jak zawsze unosi się zapach pergaminu, czarnej herbaty i duszących, słodkich perfum pani Pince. Zdecydowanym, ale delikatnym krokiem wchodzę przez masywne, drewniane drzwi i wymawiam ciche „dzień dobry" do siedzącej nieopodal bibliotekarki. Starsza kobieta odpowiada mi kiwnięciem głowy i powraca do swoich wcześniejszych obowiązków.

Przechodzę przez labirynt ścianek z książkami aby nareszcie dostać się do mojego ulubionego miejsca – stolika wciśniętego w najbardziej oddalonym kącie biblioteki, nad którym znajdowało się samotne okno, a z każdej strony był on otoczony półkami z literaturą.

Wzdrygam się gdy widzę, że jest zajęty. Wzdrygam się po raz drugi, gdy rozpoznaję kto przy nim siedzi.

Kładę książki i resztę rzeczy na blacie, a następnie siadam obok zajętego miejsca. Otwieram książkę na odpowiednim rozdziale i wyjmuję pióro i pergamin.

Czuję jego wzrok na sobie, ale usilnie staram się udawać, że nic sobie z tego nie robię. Mimo tego, absolutnie nie jestem w stanie skupić się na mojej pracy. Myślę tylko o ciepłym ciele ślizgona siedzącego obok mnie.

Nasze ramiona się stykają, tak samo jak kolana. Chłopak ręce ma założone na piersi, i nawet na niego nie patrząc jestem pewna, że ma na twarzy ten swój zawadiacki uśmiech. Cholerny Black.

— Pomóc ci w czymś, ma douce?

Zagryzam wargę słysząc pytanie padające z ust Regulusa. Nie chciałam, żeby zrobił to za mnie, jednakże pomoc naprawdę by mi się przydała. Odwracam głowę w jego stronę, gdy jego ogromna dłoń ląduje na moim udzie, zaraz przy miejscu w którym kończy się moja spódniczka.

— Na Merlina, Black, jesteśmy w bibliotece...

— Nikt nas nie widzi. Uspokój się, Fauntleroy, i daj mi ten esej.

Mrugam parę razy starając się nie eksplodować. Nikt nas nie widzi? W każdej chwili ktoś może tutaj wejść!

Podsuwam pergamin w jego stronę, a on zaciska mocniej palce na mojej nodze. Drugą łapie za kartkę i czyta jej zawartość, co jakiś czas marszcząc brwi i czoło.

Biorę głęboki oddech i rozglądam się po bibliotece, nie mogąc znieść napięcia jakie budował we mnie fakt oceniania mojej pracy. Nienawidziłam tego uczucia.

Dłoń Regulusa przesuwa się parę razy, aż w końcu chwyta on za pióro.

— Nie jest źle.

— Wiem, że nie jest. To, że nie lubię tego przedmiotu nie znaczy, że jestem głupia.

— Szkoda, bo myślałem nad tym aby zaproponować ci korepetycje.

Parskam pod nosem na jego słowa, a on skrobie piórem po pergaminie nanosząc na niego coraz to nowsze informacje.

— Nie nadajesz się na korepetytora.

— Rozpraszałbym cię, ma petite?

Kręcę głową z zażenowaniem, opierając się luźno o blat stołu. Nadal jestem przekręcona w stronę Regulusa, dzięki czemu mogę mu się bezwstydnie przyglądać. Krawat ma delikatnie rozluźniony, a dwa pierwsze guziki koszuli rozpięte. Wygląda dobrze.

— Sądzę, że z naszej dwójki to ty miałbyś większe problemy ze skupieniem.

Zagryzam policzek, aby stłumić w sobie wszystko co we mnie siedzi, gdy Black przesuwa swoją dużą dłoń jeszcze wyżej niż dotychczas.

— Mam sporą podzielność uwagi...

Jego ręka wsuwa się pod materiał mojej ciemnej, plisowanej spódnicy. Przełykam głośno ślinę, starając się utrzymać się w miejscu i nie opaść na niego. Przerażało mnie to, co ten człowiek ze mną robił.

A jednocześnie bardzo mi się to podobało.

— ...w przeciwieństwie do ciebie.

Wstrząsam udem i strącam dłonią jego rękę. Wsuwam się bardziej do stołu i słyszę jak Black parska pod nosem rozbawiony.

— Chciałbyś.

Paręnaście minut, nie więcej niż piętnaście, spędzamy w ciszy; ja obserwuję ślizgona, a on pisze.

W końcu jednak przysuwa on kartkę w moją stronę i rzuca mi ukradkowe spojrzenie.

— Dziękuję.

Rzucam, chowając pergamin i resztę rzeczy do mojej torby. Nie sprawdzam nawet, co tam napisał gdyż wiem, że sama nie napiszę nic lepszego.

Powoli wstaję, a Regulus robi to samo. Ramię w ramię zmierzamy do wyjścia z biblioteki. Rzucam tylko krótkie „do widzenia" przysypiającej już bibliotekarce, oraz staram się jak najciszej zamknąć drzwi.

Dochodziła dwudziesta, rzadko kto przebywał w tym czasie jeszcze w bibliotece. Zdecydowana większość uczniów o tej godzinie siedziała już w swoich dormitoriach lub pokojach wspólnych.

Zaczęłam kierować się w stronę piwnicy, czyli także pokoju wspólnego puchonów i ku mojemu zaskoczeniu Black idzie za mną. Stąpamy przy sobie w jednym tempie mimo, że widzę, że chłopak musi specjalnie zwalniać zważywszy na mnie.

Gdy docieramy już pod beczki stanowiące wejście do borsuczej jamy, obracam się do Regulusa twarzą w twarz. Bawię się palcami czekając w nadzieji na ruch z jego strony.

— Mówiłem serio z tymi korepetycjami. Jeśli ma ci to pomóc zdać owutemy...

— Reg, masz własne problemy, nie chcę dokładać ci następnych.

Jego mina staje się momentalnie poważna, a brwi marszczą się niespokojnie. Chwyta dłońmi za moją twarz i kieruje ją do góry abym na niego spojrzała.

— Nie jesteś problemem. Nie waż się nawet tak o sobie myśleć.

Uśmiecham się delikatnie, a ślizgon zostawia czuły pocałunek na moim czole. Gdy chce się odsunąć, łapię go za nadgarstki i przyciągam do leniwego pocałunku.

Czuję jak momentalnie ciemnowłosy obejmuje mnie ramionami i przyciska do siebie bliżej. Gdy tylko Regulus próbuje pogłębić pocałunek, delikatnie się od niego odsuwam przerywając zbliżenie. Nikt nie mógł nas przecież zobaczyć, a obściskiwanie się na korytarzu nie było zbyt odpowiedzialne.

— Pogadam ze Slughornem. Na dziewięćdziesiąt procent możesz się już do mnie zwracać panie profesorze.

Spoglądam na ślizgona z przymrużonych powiek mając usta rozciągnięte w rozbawionym uśmiechu. Black zakłada tylko kosmyk niesfornych włosów za moje ucho i nieznacznie się ode mnie odsuwa.

— To twój kolejny dziwny fetysz?

Chłopak parska pod nosem wkładając dłonie do kieszeni swoich garniturowych spodni, aby następnie zrobić parę powolnych kroków w tył, jakby wcale nie chciał stąd odchodzić.

— Przy tobie zaczynam mieć ich coraz więcej.

Kręcę głową w niedowierzaniu jak nietuzinkowy potrafił być Regulus Black. Wystarczyło go poznać, obrać z zewnętrznej skorupy aby dostać się do tego, co dla innych jest niewidoczne i jakże rozczulające.

— Dobranoc, Reggie.

Uśmiecham się delikatnie i chwytając się za ramiona odwracam się na pięcie w stronę beczek na których wystukuje rytm.

— Dobranoc, ma chérie.

Gdy wchodzę do pokoju wspólnego, za sobą słyszę tylko echo kroków ślizgona. Chyba nigdy nie zrozumiem jak to się stało, że wplątał się do mojego życia.

•••

Kręcąc ostatni lok na czarnych włosach Padme, zastanawiałam się jak bardzo niedorzeczny był fakt, że nasze życie uczuciowe kręciło się wokół dwójki braci. I jak jeszcze bardziej niedorzeczny był fakt, że pomagałam jej się wyszykować na randkę z moim wieloletnim przyjacielem. To było niepoważne.

Ostatnie czego można byłoby odmówić Zabini, to piękno. Jej uroda była absolutnie nietuzinkowa; czarne, połyskujące włosy spływały jej po ramionach, a ciemna skóra wyglądała jak u modelki. Była wysoka, przerastała mnie prawie o głowę, a jej długie nogi było widać z drugiego końca korytarza.

W porównaniu do niej wypadałam naprawdę przeciętnie. Byłam zwykła, blada, momentami przygarbiona i niezgrabna. Jedynym co podobało mi się w sobie, były od zawsze moje oczy. Mój tato nieustannie powtarza, że wyglądają jak dwa malutkie szafiry zatopione w żywicy.

Gdy puszczam ostatnie pasmo włosów na plecy puchonki, ta przejeżdża jeszcze tylko czarną kredką po linii wodnej i rozciera ją delikatnie palcem. Oboje razem z Syriuszem wyglądają jak członkowie mugolskich zespołów rockowych. Ma to swój klimat.

— Wyglądasz nieziemsko, Pad. Łapie gałki oczne wypadną na twój widok.

— Przestań, zapalenie spojówek ciężko się leczy.

Parskam śmiechem i odsuwam się od krzesła aby moja przyjaciółka mogła wstać i włożyć na siebie ciężką, skórzaną kurtkę znajdującą się na oparciu krzesła. Syriusz nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, ile miał szczęścia mając ją przy sobie. Ja zresztą też. Nie wiem co bym bez niej zrobiła.

— I pamiętaj, do trzeciej bazy nie dochodzicie na pierwszej randce.

— Zaraz ci zajebię.

Ciemnoskóra dziewczyna wymawia te słowa z całkowitą powagą, a ja chichoczę pod nosem. Kto to widział, zawstydzona Padme Zabini? Nie sądziłam, że kiedyś przyjdzie mi to zobaczyć.

Wtem drzwi się otwierają, a zza nich wychyla się ciemna czupryna Dorcas która mierzy nas obie spojrzeniem. Gestem ręki zachęcam ją do wejścia do środka, a ta wkrada się jak prawdziwy szpieg.

— Przyszłam na przeszpiegi. I Marlene kazała mi sprawdzić czy kolczyki prawidłowo się goją.

— Kolejna osoba która w trakcie tego tygodnia zobaczy moje cycki, świetnie.

Wszystkie trzy parskamy śmiechem, a Meadows stawia małą butelkę ognistej na biurku przy którym jeszcze do niedawna siedziała Zabini i podwija rękawy swojego zielonego sweterka w kwiatki. Ten jasny kolor bosko kontrastuje z jej opaloną karnacją.

— I przyniosłam coś na rozluźnienie. No wiesz, jesteś pierwszą poważną przyszłą niedoszłą tego kundla.

Uśmiecham się na słowa gryfonki. Rzeczywiście, wszystkie wcześniejsze podboje miłosne Blacka były krótkotrwałe i kończyły się w trakcie tygodnia lub dwóch. Z Padme jednak mieli się ku sobie już od dobrych paru miesięcy, a fakt, że zaprosił ją na randkę, a nie na spotkanie, sporo już świadczył. Syriusz nigdy nie zapraszał dziewczyn na randki.

— Masz rację, na trzeźwo tego nie zniosę — mówi puchonka i łapie za butelkę z alkoholem. Sprawnie ją otwiera i wchłania natychmiastowo połowę jej zawartości, a my z Dorcas posyłamy sobie znaczące spojrzenie.

Meadows chwyta za butelkę ognistej i siłą odciąga ją od twarzy Zabini, po czym sama bierze solidne parę łyków. Gdy nadstawia trunek w moją stronę, grzecznie odmawiam. Czekał mnie dziś jeszcze piątkowy patrol, nie mogłam sobie na to pozwolić.

Padme poprawia jeszcze ciemną szminkę którą przed chwilą rozmazała i podchodzi do drzwi. Obraca się dookoła aby ukazać nam jak finalnie wygląda i szczerzy się jak głupi do sera.

— Gdzie wy tak w ogóle idziecie? — pytam, szczerze zaciekawiona co Syriusz wymyślił.

— Do Hogesmead, tajnym przejściem, tym niedaleko biblioteki.

Brew Dorcas momentalnie wyskakuje do góry, a ja rzucam jej rozbawione spojrzenie. To się porobiło.

— O co wam chodzi? — pyta zdezorientowana Zabini, a my z Meadows posyłamy sobie znaczące spojrzenia. Mam wrażenie, że w tym momencie ja i gryfonka rozumiemy się bez słów.

— O nic. Idź bo się spóźnisz — mówię chwytając ją za ramiona i wypychając z pomieszczenia. Gdyby Padme mogła zabijać wzrokiem, ja i ciemnowłosa już dawno leżałybyśmy martwe. — Baw się dobrze!

I gdy zmykam drzwi, a następnie moje spojrzenie krzyżuje się z tym należącym do Dorcas, obie szczerzymy się do siebie.

•••

Ciemne korytarze Hogwartu już dawno temu przestały mnie przerażać. Bywałam już w nich tak często, że nie sposób było mnie przestraszyć czy zaniepokoić.

Jednakże widząc podkrążone oczy Regulusa nie sposób było się nie przestraszyć. Fala zmartwienia znowu oblała moje ciało kiedy chłopak opierający się o parapet do mnie podchodzi.

— Znowu nie spałeś? Siedziałeś znowu w podręcznikach od transmutacji?

Pytam chwytając go w tym samym momencie za łokieć, a Black tylko przyciąga mnie jednym ramieniem do siebie i opiera swój policzek o moje czoło. Nie protestuję i opieram się o niego, mimo, że naprawdę się martwię.

— Przymknij się, Fauntleroy.

Mówi cichym, ledwo słyszalnym głosem ze słyszalną chrypą. Kąciki ust unoszą mi się do góry na dźwięk mojego nazwiska. To głupie, ale fakt, że nadal woleliśmy się tak do siebie zwracać był dla mnie w pewnym sensie rozczulający.

Jego dłoń w pewnym momencie spada na moje biodro, a po moim całym ciele przechodzą dreszcze. Kiedy jego czoło opiera się o moje, a Black skraca dystans pomiędzy nami, odwracam swoją głowę gwałtownie w bok. Ten chłopak lubił stąpać po krawędzi i balansować nad przepaścią.

— Black, do jasnej cholery, jesteśmy na środku korytarza...

— Na środku pustego korytarza w środku nocy.

Dopowiada pocierając nosem mój policzek. Wzdycham spoglądając na niego z przymrużonych powiek i odsuwam się gwałtownie.

— W każdej chwili ktoś może tędy przejść.

Mówię zdecydowanym tonem, a następnie wygrzebuję się z ramion ślizgona i ruszam powolnym krokiem do przodu. Nie sądziłam, że pod tą kopułą arystokraty kryje się mała, przytulaśna kulka. Ale tak właśnie było.

Regulus był przylepny jak ciągutki i karmelki, i gdzieś w środku mnie żyła satysfakcja zrodzona przez fakt, że tylko ja go takim widziałam.

Staram się zatrzymać pisk chcący wydostać się z mojego gardła gdy czuję jak moje nogi odrywają się od podłogi, a Black po chwili przekręca mnie i przerzuca przez swoje ramię. Odruchowo łapię za moją spódnicę, zważywszy na to jak działa grawitacja, po czym szamotam się próbując uwolnić się z objęć tego kretyna.

— Puszczaj mnie, Black!

Unoszę głos nadal jednak posługując się w miarę cichym tonem, a ciemnowłosy parska tylko śmiechem na moje słowa. Trzymam się jedną ręką kurczowo jego pleców, obawiając się bolesnego upadku, przez co nie widzę gdzie ten idiota idzie. Niech to szlag.

W końcu jednak przeciąga mnie na ziemię, a ja nie myśląc dużo zaczynam serię ciosów w jego stronę. Regulus nic sobie z tego nie robi i nadal na jego ustach tkwi rozbawiony uśmiech.

Nagle gwałtownie chwyta mnie za oba nadgarstki i spogląda na mnie z przymrużonych powiek. Jest ode mnie sporo wyższy więc żeby móc utrzymać z nim kontakt wzrokowy muszę zadzierać głowę do góry.

Ślizgon wpatruje się we mnie, a ja nieświadomie cofam się do tyłu. Chłopak podąża za mną, aż w końcu drogę ucieczki toruje mi nauczycielskie biurko w które uderzam plecami. Jesteśmy w, kurwa, opuszczonej klasie. Powinnam przyznać mu nagrodę debila roku za tak świetnie przemyślane pomysły.

Jego ręce łapią za brzeg biurka po obu stronach moich bioder, a ja zadzieram głowę posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. To nie był dobry pomysł.

— Regu-

Ślizgon nie daje mi dokończyć zdania i ucina moją wypowiedz przyciskając swoje usta do moich. Nie jestem w stanie się przed nim opierać; chwytam za jego kark i przyciągam go bliżej siebie pozwalając mu pogłębić pocałunek.

Mimochodem wplątuje palce w jego ciemne loki, a on chwyta bez ostrzeżenia za moje uda i wciąga mnie na powierzchnie biurka. Jego dłonie przesuwają się na moją talię, a ja opieram swoją stopę o należącą do chłopaka łydkę.

Żar który rozlewa się po moim ciele jest nieporównywalny do czegokolwiek innego; Regulus był zakazanym owocem, którego pragnęłam mocniej niż czegokolwiek innego. Oddawałam się pokusie nawet odrobinę tego nie żałując.

Dłonie Blacka niebezpiecznie wsuwają się pod materiał mojej plisowanej spódnicy, nawet nie wiem kiedy się tu znalazły. Zimny dreszcz przechodzi po moim karku gdy jego zimne palce muskają moją rozgrzaną do czerwoności skórę.

Gdy na chwilę odrywamy się od siebie aby zaczerpnąć powietrza, ślizgon przyczepia się agresywnie do mojej szyi, a ja nawet przez chwilę nie protestuję. Prowokacyjnie odchylam głowę do tyłu, a ciemnowłosy wykorzystuje okazję.

Nie orientuję się nawet kiedy, ale nasze usta same znajdują drogę do siebie. Pocałunki które ze sobą dzieliliśmy były magiczne. Czułam się absolutnie odcięta od zewnętrznego świata; liczył się tylko Regulus i jego usta przywarte do tych moich.

— No chyba robicie sobie ze mnie jaja.

Wyrwana z amoku odrywam się od ust chłopaka, a ten momentalnie obraca się do mnie plecami, jakby chciał mnie ochronić przed potencjalnym zagrożeniem. Wychylam się zza niego i czuję jak cała krew odpływa mi z twarzy.

Aegon stoi z ciemnym, drewnianym pudełkiem w dłoniach i wpatruje się w nas widocznie zdegustowany. Z prędkością światła opuszczam moją spódnicę po czym staram się poprawić moje roztrzepane włosy. Obawiam się, że bezskutecznie.

— Myślałem, że jesteśmy kumplami, a ty posuwasz moją siostrę! Cholera jasna!

Momentalnie schodzę z biurka i stojąc już ramię w ramię z Regulusem spoglądam na mojego brata. Jego cała twarz w sekundzie przybrała kolor dorodnego pomidora i przysięgam, że gdyby było to fizycznie możliwe zaczęłaby mu lecieć para z uszu.

— Ciszej, Aegon! — Fukam agresywnym tonem, nadal zachowując jednak należytą głośność. Ostatnie czego chciałam to kolejnego świadka tej żenującej sytuacji. Całe policzki piekły mnie od rumieńców i nie byłam w stanie stwierdzić, czy spowodował je sam Black, czy mój brat przyłapujący nas na obściskiwaniu się w opuszczonej sali.

— Ciszej? Ja mam być ciszej?

— Aegon.

Przerywa mu swoim opanowanym tonem Regulus, a ja staram się nie wpaść w panikę. Dzięki Merlinowi, że to nie był Syriusz.

Wtem mój wzrok pada na drewnianą skrzynkę którą przyniósł ze sobą mój brat. Odłożył ją na ławkę znajdującą się zaraz obok niego, ale mimo to przykuła mój wzrok.

Po co Aegon zaszywałby się w opuszczonej klasie w środku nocy? Dodatkowo sam?

— Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Ja i Adelaide...

— Naprawdę mi na nim zależy, Aegon.

Mówię tak cichym głosem, że ledwo jestem w stanie usłyszeć siebie samą. Mimo to, Aegon unosi brwi w geście zdziwienia, kolejnego dzisiaj.

Nie spoglądam nawet na chłopaka przez którego znaleźliśmy się w tej sytuacji, bo nie jestem w stanie tego zrobić. Nie sądziłam, że będę zmuszona wyznawać mu cokolwiek w obecności mojego cholernego brata.

Wtem czuję jak jego dłoń wślizguję się pod moją i splata z nią palce. Oddech zapiera mi w piersi, a wzrok młodszego ślizgona kieruje się prosto na nasze splecione dłonie.

Chłopak stojący przed nami wkłada swoją twarz w dłonie i kręci głową na boki. Wzdycham i czuję jak palce Regulusa mocniej zaciskają się na mojej dłoni.

— Aegon, proszę.

Cisza boli mnie bardziej, niż jego wściekły krzyk. Rozumiem, że mógł zaboleć go fakt ukrywania przed nim czegoś takiego, ale z drugiej strony powinien spróbować mnie zrozumieć. Miałam prawo mieć swoje własne sprawy, którymi nie chciałam się dzielić nawet z nim.

— To, że zachowam to dla siebie, nie znaczy, że pomiędzy nami wszystko jest w porządku.

Syczy pod nosem mój brat i łapie za pudełko które tu ze sobą przywlókł. Nie ominie nas rozmowa, jednakże na tę chwilę jedynym czego chciałam było to, aby Aegon opuścił te pomieszczenie w trybie natychmiastowym.

Gdy tylko drzwi się za nim zamykają, wzdycham głęboko. Co to, kurwa, było.

— Naprawdę ci na mnie zależy?

Zmęczona tym wszystkim parskam pod nosem na ciche pytanie Blacka, aby po chwili puścić jego dłoń i owinąć swoimi rękami jego tors. Opieram policzek o jego klatkę piersiową i czuję jak schodzi ze mnie stres. Czułam się w końcu bezpieczna.

— Naprawdę, Black.

I gdy czuję jego ciepłe usta na moim czole, nie myślę o niczym innym niż o tym, że nie ma już dla mnie szans na ucieczkę. Regulus złapał mnie w swoje sidła, a ja uwiłam sobie w nich małe, przytulne gniazdko.

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top