ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ix. ❝Wyjdziemy z tego silniejsi❝.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
OBRACAM STALE W DŁONIACH MAŁE, bordowe pudełko w którym znajduje się długi, srebrny medalik który mam w planach podarować Syriuszowi z okazji jego siedemnastych urodzin.
Jest piękny. Wygląda dokładnie jak coś co Łapa by założył.
Wykonała go przyjaciółka mojej matki zajmująca się magiczną biżuterią od lat.
Na srebrnej blaszce wygrawerowana została z największą dokładnością gwiazda Syriusza, a za dotknięciem jej palcem rozbłyskiwała się ona jasnym światłem. Na obręczach medaliku wygrawerowane były ulubione kwiaty Syriusza – malutkie frezje.
Wybranie prezentu Łapie nie było szczególnie trudne. Trajkotał o sygnetach, kolczykach i wisiorkach za każdym razem gdy tylko przechodziliśmy obok jubilerów na Pokątnej.
Wzdycham cicho odkładając pudełko na długi, drewniany stół i spoglądam na Severusa siedzącego na przeciwko mnie. Popija on gorącą czekoladę mając oparte oba łokcie na stole.
— Spodoba mu się.
Unoszę jedną brew słysząc słowa czarnowłosego, a on tylko odkłada kubek na blat trzymając go nadal obiema dłońmi.
— Adela, nigdy nie widziałem tak spersonalizowanego prezentu. Jeśli mu się nie spodoba to jest jeszcze większym kretynem niż wcześniej myślałem.
Snape prycha uśmiechając się do mnie delikatnie, a ja zaciskam usta i kiwam delikatnie głową. Z braku laku zaczynam bawić się palcami, gdyż mój kubek stoi już od jakiegoś czasu pusty.
Cieszę się, że w moim życiu pojawił się ktoś taki jak Severus. Mało kto dałby radę wysłuchiwać mojego narzekania i ciągłego zamartwiania się.
— Boję się, Sev. Nie dostałam nawet zaproszenia, co jeśli-
— Uspokój się. Black pewnie płacze teraz w poduszkę myśląc, że nie przyjdziesz bo nie miał odwagi cię przeprosić, a później zaprosić. Wejdziesz, złożysz mu życzenia i po sprawie, a jak zacznie się awanturować to masz jeszcze przecież Pottera, Pettigrewa i Lupina. Oni mają więcej oleju w głowie niż ten idiota.
Przytakuję zaczepiając swój wzrok na zadrapaniu nad brwią Ślizgona. Przez ten cały żart sytuacja między mną a Huncwotami stała się tylko jeszcze bardziej napięta.
Remus ciągle nie odzywa się do Syriusza, Peter całymi dniami gdzieś znika, a James przechodzi małe załamanie nerwowe którego zdążyłam być już świadkiem.
Severus w porównaniu do nich radzi sobie z tą całą sytuacją najlepiej. Zachował sekret Lunatyka dla siebie, nie musiałam go nawet o to prosić.
Aczkolwiek Syriusz dalej działa na niego jak płachta na byka. Chciałabym móc mu się dziwić ale nie potrafię. Łapa w trakcie ostatnich tygodni zachowuje się jak nie on.
Biorę głęboki oddech i wstaję na równe nogi po czym otrzepuję niewidzialny kurz z mojej ciemnej, długiej sukienki. Zbliża się powoli dziewiętnasta, powinnam się zbierać.
— Odprowadzić cię?
Uśmiecham się na słowa Snape'a. Zawsze potrafi wyczuć o czym myślę.
— Nie musisz. Powiedz tylko Regulusowi, że dziś będzie na patrolu sam.
Chłopak kiwa głową w ramach potwierdzenia, a ja wychodzę z kuchni rzucając krótkie pożegnanie i podziękowanie w stronę skrzatów.
•••
Włosy jeżą mi się na karku ze stresu, a zimne dreszcze przechodzą moje ciało na wskroś gdy staję przed portretem Grubej Damy. Kobieta z obrazu spogląda na mnie z pewnym politowaniem w spojrzeniu.
— Dawno cię tu nie było, Puchoneczko. Proszę hasło.
— Olabogarety.
Rzucam swobodnie gdyż James powiedział mi wcześniej aktualne hasło do Pokoju Wspólnego Gryfonów. On i Remus wiedzieli, że przyjdę i mieli trzymać to w ścisłej tajemnicy przed Blackiem.
Obraz się przede mną otwiera i ostatni raz biorę głęboki wdech.
Gdy znajduję się już w środku z każdej strony otaczają mnie ludzie, głośna muzyka oraz nieznośny zapach alkoholu pomieszanego z potem. Wzrokiem szukam któregokolwiek z Huncwotów, a moje palce zaciskają się na ciemnym pudełku które trzymam kurczowo w dłoni.
W końcu za całym tym tłumem zauważam Rogacza, ledwo udaję mi się do niego przepchnąć. Nie wygląda jakby dobrze się bawił – powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Siedzi na skórzanej kanapie z plastikowym kubeczkiem w ręku i wpatruje się tępo przed siebie.
— Hej, James. Wiesz może gdzie jest Syriusz?
Gryfon gwałtownie podrywa swoją głowę do góry i omiata mnie spojrzeniem. Zupełnie jakbym wyrwała go z zamyślenia.
— Cześć, Ad — wysyła mi swój klasyczny uśmiech i upija łyk, zapewne alkoholu, z kubka.— Poszedł na górę, pokłócili się znowu z Remusem i oboje muszą mocno ochłonąć. Nie sądzę, że to dobry pomysł żebyś teraz do niego szła.
Przewracam oczami i wzdycham, zakładając ręce na piersi. Jeśli nie wejdę teraz, obawiam się, że nie wejdę wcale.
— Dam mu tylko prezent i wyjdę.
James wstaje momentalnie z kanapy i wciska mi swój kubek w wolną rękę.
— To naprawdę nie jest dobry pomysł.
Wypijam resztę ognistej znajdującej się w kubku i wrzucam go do palącego się za moimi plecami kominka.
— Czy cokolwiek co kiedykolwiek zrobiłam było dobrym pomysłem?
Potter parska pod nosem i kręci głową na boki. Wygląda na przekonanego.
— Poczekam za drzwiami w razie czego.
Przytakuję i razem kierujemy się do ich dormitorium. Przepchnięcie się przez tłum tańczących i śpiewających ludzi nie jest może najprostszym zadaniem, jednak w końcu nam się to udaje.
Gdy wchodzę po schodach, nagle zaczynam mieć ochotę na ucieczkę. Niczego, co dzisiaj się stanie nie jestem pewna.
Docieramy do drzwi i po chwili zastanowienia nieśmiało pukam, a James posyła mi wspierający uśmiech osuwając się w bok tak, aby pozostać niezauważonym.
Drzwi w końcu się uchylają, a zza nich wychyla się Black. Jego ciemne włosy są roztrzepane, a oczy mocno podkrążone. Czarny podkoszulek z logiem jakiegoś mugolskiego zespołu jest pognieciony, a spojrzenie ma puste i zamglone. Zaciskam usta w prostą linię, gdy widzę zdziwienie na jego twarzy.
— Adelaide?
— Przez te parę tygodni zdążyłeś zapomnieć jak wyglądam?
Gryfon przeciera dłonią swoją zmęczoną twarz i wbija we mnie swój rozkojarzony wzrok.
— Wpuścisz mnie w końcu?
Łapa momentalnie otwiera szerzej drzwi i sam się przesuwa abym mogła wejść do środka. Wdech, wydech.
Wchodzę. Opieram się plecami o biurko Remusa na którym panuje zdecydowanie największy porządek.
Gdy słyszę trzask zamykanego wejścia głośno przełykam ślinę. Bez patrzenia jestem w stanie wyczuć, że Huncwot do mnie podszedł.
Chwilę spędzamy w ciszy, w końcu jednak wyciągam pudełko w jego stronę.
— Wszystkiego najlepszego, Syriusz.
Dopiero gdy chłopak łapie prezent w swoje dłonie spoglądam na jego twarz. Jest zdziwiony. Wręcz zszokowany.
— To prezent? Dla mnie?
— Nie, dałam ci tylko potrzymać — prycham cynicznie, a Gryfon delikatnie unosi kąciki swoich ust do góry. — Otwieraj.
Black delikatnie uchyla wieczko pudełka i wyjmuje z niego srebrny wisiorek. Podnosi go do góry i przejeżdża dłonią po malutkiej blaszce.
Na jego twarz pada delikatny blask wychodzący z gwiazdy na jego medaliku. W końcu chłopak wlepia we mnie swoje spojrzenie, a ja czekam na jakikolwiek ruch z jego strony.
— Nie musiałaś.
— Nie musiałam.
— W takim razie czemu?
Wzdycham na jego słowa i opieram dłonie o blat drewnianego biurka znajdującego się za mną.
— A jak myślisz? To twoje urodziny, skretyniały ośle, a ja mimo wszystkiego co zrobiłeś dalej martwię się o to, że nie ma osoby która przypomni ci o tym abyś przed zdmuchnięciem świeczek pomyślał życzenie.
Łapa uśmiecha się pod nosem, myślę, że całkowicie szczerze. W jego oczach wymalowana jest skrucha, a wisiorek kiwa się pod wpływem jego trzęsących się dłoni.
Podchodzę i łapię za medalik po czym delikatnie zmuszam Syriusza do tego, aby nachylił się w moim kierunku. Przekładam jego ciemne włosy na bok po czym zapinam biżuterię na jego szyi.
— Dziękuję — mówi cicho gdy wracam na swoje miejsce, a on się prostuje. — Jest genialny.
Cisza obejmuje pomieszczenie swoim uściskiem szybciej niż myślałam. Słychać jedynie przygłuszony gwar i muzykę wydobywające się z Pokoju Wspólnego.
— Adelaide?
Zaciskam usta w prostą linię gdy chłopak ponownie wbija we mnie swoje metaliczne spojrzenie.
— Przepraszam.
Nie jestem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Kolejne sekundy upływają nam na głuchym wpatrywaniu się w siebie nawzajem.
— Zjebałem na całej lini. Żałuję.
Przytakuję czując zbierające się pod powiekami łzy. Syriusz obejmuje swoje ciało ramionami zupełnie jakby chciał wesprzeć samego siebie.
— Tak bardzo żałuję — Black wyrzuca z siebie, a mi sprawia to niemal fizyczny ból. — Chciałbym cofnąć czas i sprawić aby do tego wszystkiego nie doszło.
Głos łamie mu się w połowie zdania, a ja czuję jak moja klatka piersiowa staje się ciężka. Oddech grzęźnie mi w gardle.
— Tracę wszystkich przez moją głupotę — prycha mówiąc już bardziej do siebie niż do mnie. — Najpierw Regulus, teraz wy. Jesteście moją jedyną rodziną, ja...
Zaszklone oczy Gryfona rozbijają mi serce na kawałki. Ręce zaczynają mi drżeć.
— Nie mogę was stracić. Tylko was mam.
Pojedyncza łza spływa po bladym policzku Syriusza, zaś ja tępo wpatruję się w jego twarz. Czuję się zlepkiem różnych odczuć, kompletnie nie wiem co robić.
— Adelaide, proszę.
— Uspokój się, Syriusz. Nikogo nie stracisz.
Mówię pocierając swoje ramiona dłońmi. Powoli podchodzę do chłopaka, który cały się trzęsie, o wiele bardziej niż ja. W przypływie odwagi łapię go za ramię pocierając je w pocieszającym geście.
— Byłem taki głupi — fuka, a razem z każdym jego słowem na jego twarz spływa coraz więcej łez. — Nie miałem odwagi porozmawiać ani z tobą, ani z Luńkiem czy Jamesem...
— Spójrz na mnie.
Black gwałtownie podnosi swój wzrok i wbija go we mnie na moje polecenie. Łapię duży oddech zanim się odzywam.
— Syriusz, byłam na ciebie cholernie wściekła. Na was wszystkich — oznajmiam spokojnie. — Ale to wcale nie znaczy, że przez to wszystko się rozejdziemy.
Gryfon nerwowo przytakuje, jakby w transie.
— Damy sobie z tym wszystkim radę. Wyjdziemy z tego silniejsi. Tak jak zawsze.
Przysuwam się do niego, delikatnie opierając swoją głowę o jego ramię. Huncwot od razu się nachyla wtulając się we mnie.
Wzdycham cicho czując mętlik w głowie.
Bo gdy przytulam do siebie siedemnastoletniego Syriusza Blacka, znowu czuję się niemal jak wtedy, gdy robiłam to pierwszy raz
•••
Kochana córeczko,
Jesteśmy już po pierwszej rozprawie. Harvey okazał się być genialnym obrońcą, aktualnie jesteśmy na o wiele lepszej pozycji niż wcześniej.
Aegon trzyma się bardzo dobrze, my też. Co u ciebie? Jak tam u Padme?
Koniecznie złóż od nas życzenia Syriuszowi, możesz zaprosić go do nas na święta. Spodobał mu się prezent? Mam nadzieję, że tak. Margot pytała o to już chyba dobre pięć razy!
Razem z tatą nie możemy doczekać się świąt aby w końcu móc zobaczyć Ciebie i Fionę. Przy dobrych wiatrach spędzimy tegoroczne święta w piątkę.
A jak oceny? Ostatnio spotkałam profesor Sprout na pokątnej, bardzo cię chwaliła. Rośniemy z ojcem z dumy.
Odpisz jak najszybciej, tak rzadko do nas piszesz.
Uważaj na siebie,
Mama
Drodzy rodzice,
Nie mogę się doczekać aż Aegon zostanie oczyszczony z wszelkich zarzutów. Tęsknię za nim i za wami, bardzo. Mam ogromną nadzieję, że wuj Harvey odwiedzi nas w te święta. Chciałabym mu osobiście podziękować.
Czuję się dobrze, nie narzekam, chociaż nauki jest całkiem sporo. Profesor Slughorn kazał przekazać wam serdeczne pozdrowienia.
Padme jak to Padme, ciągle chodzi zestresowana przez nabór do drużyny. Tym razem jednak jako pani kapitan spadło to wszystko na jej barki i więcej jej nie ma niż jest.
Syriusz był wniebowzięty prezentem, nie zdejmuje go wcale. Podziękujcie najmocniej Margot ode mnie, ten medalik jest idealny.
Tęsknię,
Adelaide
Zginam kartkę w pół i wrzucam ją do białej, prostej koperty, którą następnie podaje dużej sowie.
Chcę jak najszybciej ulotnić się z sowiarni. Śmierdzi tu gorzej niż w Pokoju Wspólnym Gryfonów po całonocnej imprezie.
Głaszczę jeszcze szybko Afrodytę – gdyż tak nazywa się moja sowa i pozwalam jej odlecieć razem z listem.
Gdy obracam się na pięcie spotykam jednak zimne spojrzenie przeszywające mnie na wskroś. Cholera.
Że akurat teraz.
— Pisałaś do rodziców?
Przytakuję nie wysilając się nawet żeby cokolwiek powiedzieć. Fiona wygląda jak zwykle nienagannie, jej granatowy krawat jest perfekcyjnie zawiązany, a buty wypolerowane tak, że widać je niemal z kilometra.
Zawsze czułam, że próbuję doścignąć ideał. Latami męczyłam się aby być tak samo szczupła, tak samo śliczna, tak samo mądra i tak samo wystarczająca.
W końcu jednak zrozumiałam, że nie zdobędę czegoś, czego nie mogę mieć. Odpuściłam. I nigdy tak mocno nie odżyłam.
Lubię być sobą. Nieperfekcyjną, nie najszczuplejszą i momentami nieodpowiedzialną Adelaide.
Mimo wszystko zawsze zazdrość ściskała część mnie od środka gdy widziałam jej idealne życie obok mojego – pełnego tragedii i pecha.
Choć pech ten często sprowadzał na mnie również szczęście. Co za absurd, nieprawdaż?
— Nie wierzę, że rodzice wierzą tak po prostu w to, że ktoś oskarżyłby go o coś takiego bez żadnego powodu.
Poprawiam wystający pejs włosów za moje ucho, a Fiona podchodzi do mnie bliżej i podaje list znajdującej się obok mnie brązowej sowie.
Milczę bo zupełnie nie wiem co mogłabym powiedzieć.
— Czyli ty też wierzysz w te brednie. Czego ja się w ogóle spodziewałam.
Rudowłosa prycha pod nosem, a we mnie zaczyna się gotować.
Co jest dziwnego w tym, że stoję po stronie naszego brata?
— Też na początku miałam sporo wątpliwości ale to Aegon. Nie zrobiłby przecież czegoś takiego, dobrze o tym wiesz.
Brwi mojej siostry unoszą się do góry w zdziwieniu, gdy to mówię.
— Twój Snape też? I ten młodszy Black?
Grymas mimowolnie pojawia się na mojej twarzy gdy słyszę jak wtrąca się w coś co jej nie dotyczy.
Czy wyglądam jakbym prosiła o opinię?
— Nie wtrącaj się w sprawy, które cię nie dotyczą, Fiona. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Mówię zirytowana i prędko ruszam do wyjścia.
Od zawsze marzyłam o tym, aby mieć prawdziwą siostrę. Taką z krwi i kości, z którą mogłabym dzielić sekrety, plotkować o chłopcach i obgadywać wspólnie rodziców.
Od kiedy pamiętam próbowałam nawiązać z Fioną taką właśnie relacje. Im starsza się staję tym bardziej jednak rozumiem, że staram się na próżno.
Może i na zewnątrz się poddałam wszakże coś w środku mnie jednakże dalej chce aby moja siostra spróbowała spojrzeć na mnie jak na coś innego niż głupią rywalkę.
•••
Trzymając mocno w rękach zeszyty zmierzam prosto na Wieżę Astronomiczną razem z Padme. Mamy w planie astronomię dwa razy w tygodniu - raz ze Ślizgonami, a raz z Gryfonami.
Dziś przypadała ta druga lekcja.
Wchodząc do sali grzecznie witam się z profesor Sinistrą i siadam na swoim miejscu.
— Dzisiejszej nocy będziecie w parach opracowywać wykresy gwiazd. To przecież dla was nic trudnego, więc powinniście skończyć to w miarę szybko.
Ciemnoskóra kobieta łapie prędko za listę i zaczyna odczytywać po kolei osoby. Spoglądam tylko ukradkiem na Zabini, która znudzona bawi się zapięciem od swojej dużej torebki.
— Longbottom i Fortescue, Sanchez i Prewett, Black i Zabini...
Rzucam rozbawione spojrzenie przyjaciółce, której oczy prawie wypadają z orbit. Wzdychając głośno zmienia swoje miejsce na te obok Syriusza, a on tylko macha do niej wyszczerzony.
— Evans i Potter, Diggory i Weasley, Macdonald i Meadowes, Fauntleroy i Lupin...
Gdy pada moje nazwisko momentalnie przestaję słuchać profesorki, a następnie wyłapuję wzrokiem Remusa. Chłopak pogodnie się do mnie uśmiecha siedząc lekko zgarbiony na samym początku pomieszczenia.
W świetle połyskującego księżyca jego blizny wyglądają co najmniej jak magiczne pręgi, a oczy błyszczą niczym tafla Czarnego Jeziora.
W Lunatyku łatwo jest dostrzec piękno, wystarczy mu się tylko dokładniej przyjrzeć.
— Cześć.
— Hej, Ad.
Siadam obok chłopaka i od razu rozkładam wszystkie kartki oraz ustawiam teleskop. Uwielbiam astronomię i astrologię. Już od dziecka interesowały mnie gwiazdy i to co można z nich wyczytać albo wśród nich znaleźć.
— Słyszałem, że pogodziłaś się ostatnio z Syriuszem.
Obracam nieco głowę w jego kierunku, nadal trzymając mocno w dłoniach teleskop. Przytakuję delikatnie głową dalej skupiona na pracy.
— Można tak powiedzieć. Co z wami?
Lupin momentalnie wręcz markotnieje na to pytanie. Wnet porzucam urządzenie i obracam się cała w jego stronę.
Puszyste, jasnobrązowe włosy sterczą mu w różne strony świata. Wygląda na lekko zagubionego.
— Sam nie wiem.
Marszczę brwi i zakładam ręce na kolanach. Co to znaczy nie wiem?
Wzdycham głośno.
— Rozmawialiście ze sobą chociaż?
Pytam, a Remus zaciska swoje drobne usta w prostą linię. Zagryzam policzek od środka gdy Gryfon zaczyna w końcu mówić.
— Raczej bliżej było temu do kłótni niż rozmowy. Powiedziałem parę rzeczy których nie powinienem powiedzieć, byłem strasznie zły, wręcz wściekły, ja... — głos mu się załamuje, a ja w spokoju milczę. Łapię go tylko wolną ręką za dłoń w geście wsparcia. — Powiedziałem, że jest taki sam jak jego popierdolona rodzina.
Krew odpływa mi z twarzy gdy to słyszę. Lunatyk widocznie to zauważa, ponieważ cały się spina.
Zawstydzenie to jedna z licznych emocji jakie można teraz z niego wyczytać. Największą z nich i tak pozostaje poczucie winy, widać je po nim niemal na pierwszy rzut oka.
— Remus, porozmawiaj z nim. To normalne, że w obliczu tak trudnej sytuacji nad sobą nie panowałeś. Na twoim miejscu też pewnie bym nie panowała.
Wracam do swojej wcześniejszej pozycji nadal nie puszczając ręki Huncwota, spoglądając w tym samym czasie ciągle w gwiazdy staram się zrobić jak najdokładniejszy szkic.
Nie jest to dla mnie żmudny obowiązek, bardziej powiedziałabym, że przyjemność.
— Luniek, naprawdę. Oboje musicie się przeprosić i ze sobą porozmawiać. Wszystko będzie dobrze.
Sunę delikatnie ołówkiem po kartce papieru próbując wykonać naszą pracę jak najszybciej. Marzę o tym aby znaleźć się już w swoim łóżku.
Pomiędzy nami zapada cisza ale nikomu ona nie przeszkadza. Jest miła i komfortowa.
Lunatyk to osoba z którą lubię milczeć.
— Co mogę zrobić? Nie chcę żebyś odwaliła całą robotę za mnie.
— Pomyśl jak zagadać do Syriusza — odpowiadam od razu posyłając Gryfonowi delikatny, pospieszny uśmiech. — Dam radę sama. Nie przejmuj się.
Chłopak z subtelnym, wdzięcznym uśmiechem kiwa głową, a ja kątem oka zauważam jak Padme i Syriusz śmieją się razem w głos. Wychodzi na to, że jednak całkiem dobrze się dogadują.
Wyglądają nawet całkiem uroczo.
Dorysowuję ostatnie szczegóły i podpisuję nas schludnie po drugiej stronie. Obracam się ze skończoną już pracą w stronę przyjaciela.
— Rzuć okiem. Może wyłapiesz jakieś niedoskonałości lub błędy.
Chłopak parska głośno śmiechem, a ja przewracam na to oczami.
— Czasem odnoszę wrażenie, że za mało się doceniasz, Adela. Nie muszę patrzeć żeby wiedzieć, że jest dobrze.
Uśmiecham się szeroko na jego słowa, a w środku mnie rozlewa się ogromne ciepło. Każde docenienie moich umiejętności sprawia, że mam ochotę wybuchnąć z radości.
Mam pewien problem z wiarą w siebie. Ale pracuję nad tym.
Gdy nareszcie długie zajęcia się kończą, szybko oddaję naszą pracę profesor Sinistrze i kieruję się w stronę wyjścia wraz z Remusem obok.
Miło jest mieć go znów przy sobie.
Dopiero teraz realnie odczułam jak bardzo uwierał mnie przez ten cały czas jego brak. Potrzebuję go przy sobie na codzień, bez niego nie byłabym sobą.
Nagle chłopak zatrzymuje się gwałtownie na samym środku korytarza. Odwracam się do niego rzucając mu pytające spojrzenie spod przymrużonych powiek i zmarszczonych brwi.
Jestem zbyt zmęczona aby szlajać się nocą po zamku.
— Poczekam na Syriusza.
Momentalnie na moją twarz wstępuje lekki, pokrzepiający uśmiech, na co Remus stara się odpowiedzieć mi tym samym. Nawet mu to wychodzi.
— Wszystko będzie dobrze, Luniek. Zobaczysz. Trzymam kciuki.
Klepię go najenergiczniej jak teraz umiem w ramię parę razy i przytakuję sama sobie. Chłopak bierze głęboki oddech robiąc to samo co ja.
Wkrótce ponawiam drogę do mojego dormitorium, jednakże tym razem ze sporym uśmiechem zadowolenia znajdującym się na moich ustach.
Remus Lupin nie może żyć bez Syriusza Blacka, a Syriusz Black nie może żyć bez Remusa Lupina.
Nareszcie wszystko powoli zaczyna się układać.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top