ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

xxv.❝ Z tobą napewno będzie łatwiej.❝

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

UCHYLAM DREWNIANE DRZWI PROWADZĄCE DO MOJEGO POKOJU NAJDELIKATNIEJ JAK POTRAFIĘ, obawiając się, że Regulus znajdujący się w środku już śpi. Nie chciałam go budzić, potrzebował odpoczynku.

Ale chciałam też wyjaśnień. I mimo troski, poczułam ulgę gdy zobaczyłam, że chłopak siedzi na moim łóżku, spoglądając przez teleskop który dostałam od niego na zeszłe święta.

— Jak się czujesz?

— Nie wiem jaka odpowiedź cię usatysfakcjonuje, kochanie.

Serce boleśnie wręcz uderza o moją pierś, kiedy słyszę pieszczotliwy zwrot, którym się do mnie zwrócił.

Zwrot, który nie był po Francusku.

Dzisiaj wszystko działo się na opak.

Podchodzę do szafy, zabierając pierwszą lepszą koszulkę i transmutuję ją w coś dla Regulusa. To samo robie ze spodniami.

Nie będę grzebać w ubraniach Aegona, skoro mam różdżkę i znam odpowiednie zaklęcia.

— Każda, byleby była szczera — odpowiadam, podając mu ubrania. Ślizgon spogląda na mnie w półmroku, podnosząc się z lekkim stęknięciem.

— Nie sądzę, aby były mi potrzebne. Użycz mi tylko kominka, a ja udam się do Severusa. Nie będę robić problemu.

Wzdycham, opierając się biodrem o drewniany element łóżka, z rękami założonymi na piersi.

— Mogłeś pomyśleć o takim rozwiązaniu zanim postawiłeś połowę mojego domu na nogi, durniu. Teraz i mi, i im należą się porządne wyjaśnienia, a żeby zrobić to drugie, musisz spędzić dzisiejszy dzień tutaj czy tego chcesz, czy nie.

— Okej, zrozumiałem. Łazienka to te pomieszczenie na przeciwko?

Przytakuję, a ten znika za drzwiami mojego pokoju. Ja więc, biorę swoją piżamę i udaję się do drugiej łazienki w moim domu, nie chcąc tracić czasu.

I ogarniam się zaskakująco szybko. Na tyle, że gdy wracam do pokoju, Regulusa dalej w nim nie ma.

Rzucam na swoje włosy szybkie zaklęcie wysuszające i poprawiam długie, piżamowe spodnie które spadły mi trochę z bioder.

Siadam na łóżku, i momentalnie odwracam się gdy słyszę skrzypnięcie drzwi. Regulus pojawia się w pokoju, co chwilę skrzecząc pod nosem, zapewne przez złamane żebra.

Momentalnie robi mi się gorąco, gdy widzę, że ma na sobie tylko spodnie, a koszulkę trzyma dalej złożoną w swojej dłoni. Mokre loki opadają mu na czoło, a kropelki wody spływają po jego nagiej klatce piersiowej.

Mimo tego, że oboje nie byliśmy święci i wielokrotnie dochodziło pomiędzy nami do większych zbliżeń, ani razu nie miałam okazji się mu przyjrzeć. Za każdym razem obściskiwaliśmy się w pustych klasach, ciemnym pokoju życzeń, czy na opuszczonych korytarzach. W żadnym z tych miejsc nie mogłam na niego popatrzeć.

A teraz miałam do tego idealne warunki.

— Osuszyłabyś mój opatrunek zaklęciem? Nie wiem gdzie jest moja różdżka.

Pyta, a ja chwytam różdżkę pomiędzy palce i rzucam szybkie zaklęcie w stronę bandaży na jego piersi i ramionach.

Miał posturę, którą ciężko było mi porównać do jakiejkolwiek innej. Jednocześnie postawny, i dość muskularny, ale mimo wszystko wątły i szczupły. Wyglądałby jak posąg, nie jak żywy człowiek.

Wyglądałby, gdyby nie siniaki, rany i opatrunki.

Ślizgon zakłada prędko czarną koszulkę, po czym usadawia się obok mnie, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek.

Podaję mu fiolkę z eliksirem przyspieszającym zrost kości, a ten chwyta ją w dłoń i od razu wypija. Nawet nie pyta co to, i od czego jest.

— To na zrost kości.

Mówię, nie chcąc zostawiać go bez tej informacji. Ten tylko przytakuje, przemieszczając się na drugą stronę łóżka, tę obok okna.

— Domyśliłem się.

Boleśnie głucha cisza zapada pomiędzy nami, a ja nie wiem jak zacząć tę ciężką rozmowę.

— Powiesz mi, dlaczego ktoś pociął twój znak, a później wyżłobił ci dwa razy większy na plecach? I to przy użyciu czarnej magii?

Fakt, może nie jestem delikatna, ale nie mam czasu ani ochoty na granie w podchody z Regulusem. Nie znamy się od wczoraj.

Jednak na moje pytanie chłopak momentalnie się spina. Widzę jak jego odsłonięte ramiona napinają się pod wpływem zdenerwowania, a wypukła żyła na jego szyi zaciekle pulsuje.

— Sam go pociąłem, Fauntleroy. Z własnej, kurwa, woli.

Marszczę brwi i czoło w niezrozumieniu. Słucham?

— Ale... Dlaczego?

Black prycha pod nosem, łapiąc się nerwowo za sygnet znajdujący się na jego lewej dłoni.

— Bo mnie zabijał. To chciałaś usłyszeć? Rozpalał mi skórę od środka, pulsował i płonął żywym ogniem. Chciałem go wyciąć, nawet kosztem jebanej ręki. Nie mogłem już tak dłużej.

Gula rośnie w moim gardle z każdym wypowiedzianym przez niego słowem.

— Ale moja rodzina nie mogła znieść takiego znieważenia niemalże świętego symbolu Czarnego Pana i ciotka stwierdziła, że pobożnie nauczy mnie wartości tego znaku. Dlatego razem z matką wycięły mi jego wielki duplikat na plecach. A ty...

Wzdycha, opierając się o zagłówek. Jego palce muskają moje, w przelotnym kontakcie. Dreszcze przechodzą po moich plecach.

— ...a ty pojawiłaś się w mojej głowie jako pierwsza, kiedy tylko pomyślałem o bezpiecznym miejscu do którego mógłbym się aportować. Nie potrafiłem zmienić moich myśli na cokolwiek innego, a siły ledwo starczyło mi na to, aby przenieść się tutaj.

Umysł Regulusa postrzegał mnie jako definicję bezpieczeństwa.

Ciepło rozpływa się po mojej piersi, a ja zaciskam swoje usta w prostą linię.

— Severus wspominał mi o tym, że miałeś problemy ze swoim znakiem. Zaczęłam czytać o tym zjawisku, bo Poppy udzieliła mi dostępu do działu ksiąg zakazanych i... — mówię jak opętana, słowotok wychodzi z moich ust nie chcąc uciszyć się nawet na chwilę. Było to dla mnie ważne, żeby wiedział czego się dowiedziałam.

Żeby wiedział, że jest w nim dobro.

— ...i okazało się, że organizm nie przyjmujący zasad panujących wśród śmierciożerców, nie wyznających ich wartości, nie jest w stanie prawidłowo przyjąć znaku. To tak, jakbyś próbował przeprowadzić transfuzję krwi, z dwoma niepasującymi do siebie grupami. Organizm wyprze to, co zostało do niego wprowadzone.

Zaczynam bawić się sznurkami zwisającymi z moich spodni, nie mogąc na niego patrzeć. Jego wzrok mnie stresuje, rozbraja.

— Próbujesz mi powiedzieć, że moje ciało tak po prostu nie przyjęło znaku ze względu na moje przekonania? Czy ty słyszysz, co ty-

— Regulusie Arcturusie Blacku, choć raz nie podważaj mojej wiedzy! Sprawdziłam to w każdej możliwej i dostępnej księdze w całej, pierdolonej bibliotece Hogwartu!

Chłopak wzdycha, biorąc moją dłoń w swoją. Jego zimny, srebrny sygnet muska moją rozgrzaną skórę, a chude palce splatają się z tymi należącymi do mnie. Czuję jak delikatnie ją unosi, a na jej wierzchu zostawia tuzin czułych pocałunków.

Bez żadnego słowa.

Spoglądam na niego, kompletnie pokonana, z kręcącymi się łzami w oczach. Tak blisko dziś było do tego, abym go, kurwa, straciła.

— Moja matka wie, że od samego początku nie podzielałem wartości które tak usilnie próbowała wmówić mi z ojcem. Mimo tego, co naopowiadał ci o niej Syriusz, ona naprawdę mnie kocha. Ciężko to zrozumieć, jednak ona też nie zna innego życia poza tą całą ideologią czystej krwi. Gdyby chciała, abym umarł w naszej rezydencji nie zostawiła by mnie samego na tej jebanej podłodze i nie wysłałaby do mnie Stworka.

Prycham. To mi matczyna miłość.

Zahaczam czubkiem palca o pierścień, czując wyżłobienia na jego powierzchni. Zimno smugnęło mój opuszek pozostawiając na nim chwilowy chłód.

Toujours pur. Zawsze czyści.

Marszczę brwi, wbijając w bruneta pytające spojrzenie.

— Czemu nadal go nosisz?

Widzę, jak kącik jego cienkich ust unosi się delikatnie do góry.

— Zawsze chciałem odwrócić szalę. Sprawić, aby mój syn mógł nosić ten sygnet z dumą, nie porażką w sercu.

— Myślisz, że to wykonalne?

Pytam, a kciuk Regulusa zatacza koło na skórze mojej dłoni.

— Z tobą napewno będzie łatwiej.

Przełykam ślinę, starając się uspokoić bijące jak oszalałe serce w mojej piersi.

— Powinniśmy iść spać, muszą zrosnąć ci się żebra.

— Czy ty mnie właśnie spławiasz?

Zagryzam wargę, chowając swoją poczerwieniałą twarz we włosy. Puszczam dłoń ślizgona i obracam się tyłem do niego, przykrywając się kołdrą.

— Gdybym chciała cię spławić, nie płakałabym nad tobą przez ostatnią godzinę, gamoniu.

Mówię, wtulając swoją twarz w poduszkę. Próbuję usnąć, jednak rozgrzane ciało Regulusa leżące tuż obok sprawia, że nie jestem w stanie zmrużyć oka.

Nawet na chwilę.

Zamieram, gdy czuję jak jego palce chwytają moje biodro, a usta dociskają do odkrytej, wrażliwej skóry mojego ramienia.

Cała się spinam, próbując zahamować wszelkie odruchy, które pokierowałyby nas w definitywnie złą stronę.

Okazuje się jednak, że jest to awykonalne.

Jego wolna dłoń bawi się cienkim ramiączkiem od mojej bluzki, a mokre pocałunki przenoszą się w zagłębienie mojej szyi.

— Tęskniłem za tobą, cholernie — wysapuje Black ochrypłym głosem pomiędzy pocałunkami, a ja nie jestem w stanie się powstrzymać i przylegam plecami do jego klatki piersiowej, nie pozostawiając pomiędzy nami nawet milimetra wolnego miejsca. — Wtedy, na tym jebanym korytarzu, tak ciężko było mi się powstrzymać, ja-

Nie daję mu dokończyć, cała rozdygotana odkręcam twarz w kierunku tej jego i wpijam się w jego usta, pozwalając sobie na zaciśnięcie palców na dłoni ściskającej moje biodro.

Jego ruchy są powolne, jakby doskonale wiedział, jak bardzo zniecierpliwiona jestem. Nosem trącał mój nos, dociskając jeszcze mocniej swoje ciało do mojego.

— N-nie tak mocno, bo żebro ci się nie zrośnie! Cholera, Regulus!

Odsuwam się, kładąc się na plecy. Rozbawienie błyska żywo w oczach bruneta, gdy ten nachyla się nade mną i skrada z moich warg jeszcze jeden mokry pocałunek.

Jego loki łaskoczą moją skroń, a ja ledwo powstrzymuję się przed jęknięciem w jego usta, gdy ten wkłada swoją ogromną dłoń pod materiał mojej bawełnianej koszulki.

Łapię go za nadgarstek, wręcz siłą odrywając się od niego.

— Reggie, mój ojciec śpi za ścianą.

— Nie wie nawet, że tu jestem.

— Sądzę, że ostatni sposób w jaki chciałby się dowiedzieć, to przyłapując nas na czymś takim.

Czuję jak policzki pieką mnie od rumieńca, który żywo wykwita na mojej twarzy. Regulus wygląda za to, na absolutnie nie przejętego taką możliwością wydarzeń. Powiedziałabym nawet, że wpatruje się we mnie niezwykle rozbawiony.

I gdy w końcu kładzie się po swojej stronie łóżka, jego ciepłe ramiona przyciągają mnie do siebie, a usta składają na moim czole krótki pocałunek. Zarzucam nogę na biodra Blacka, ręką obejmuję jego tors.

Nawet nie wiem kiedy zasypiam. Sen przychodzi tak łatwo, tak bezproblemowo, że nawet tego nie wyłapuję. Jestem tylko ja i Regulus. Równe tępo jego oddechu i ramię obejmujące moje ciało.

Pierwszy raz od dawna naprawdę dobrze śpię.

Jak to się stało, że najbezpieczniej czułam się w ramionach śmierciożercy?

•••

Stres przepływa przez całe moje ciało i nawet dłonie Regulusa wiążącego tył mojej ozdobnej bluzki nie są w stanie odciągnąć mnie od tego uczucia. Calutka drżałam, bojąc się reakcji mojej rodziny na fakt, że na śniadanie zejdę z Regulusem Blackiem.

Mam poważne podejrzenia co do tego, że Edgar może go rozszarpać. Jeśli jest jedna rzecz, którą warto wiedzieć o moich dziadkach, to to, że nigdy nie przepadali za rodem Blacków.

W przeciwieństwie do mnie. Ja wręcz magnetycznie wpadałam na członków tej popieprzonej rodziny.

— Adelaide, uspokój się.

Słyszę jak przez mgłę słowa chłopaka, gdy ten umieszcza swoje dłonie na moich ramionach i masuje je w odprężającym geście.

Ani trochę się nie rozluźniam.

— Jak mam być spokojna? Nawet nie wiem, czy gorsza będzie rozmowa o tym, że tu jesteś, czy o tym, że Dorothy znalazła pozytywny test ciążowy w naszej łazience! Bo ta idiotka, zamiast użyć zaklęcia, albo poprosić o to mnie, użyła mugolskiego testu! To się, kurwa, w głowie nie mieści!

Siadam na brzegu łóżka, chwytając się za głowę. Co za tragedia, na gacie Merlina.

— Teraz, wszyscy w domu prawdopodobnie myślą, że jestem w ciąży, a jeśli Aegon cię zobaczy, to w ogóle rozpęta się wojna. Jeszcze, na domiar złego, babcia zataiła przede mną fakt swojego znaleziska, bo gdyby mi o tym powiedziała, to już dawno bym jej wszystko wyjaśniła! Mój ojciec cię zabije, dosłownie, zamorduje, jeśli tylko usłyszy, że niby jestem ciężarna!

— Chwila, jesteś w ciąży? Przecież my nie-

— Nie jestem, kretynie! — Uderzam Blacka otwartą dłonią, gdy ten siada obok mnie. Co za osioł. — Ale Fiona już tak!

Oczy prawie wypadają ślizgonowi z orbit, gdy mu to mówię.

— Okej, masz prawo się stresować. Masz tu gdzieś eliksir uspokajający? Najlepiej dwa, bo mi też by się przydał.

•••

Mimo splecionych dłoni, i odczuwania obecności Regulusa zaraz za mną, wcale nie czuję się lepiej. Cały stół w jadalni jest zajęty, weszliśmy jako ostatni.

Świetnie nam to wyszło. Genialnie wręcz. Wejście smoka i te sprawy.

Łapię kontakt wzrokowy z Aegonem, który wygląda jakby miał zaraz dokonać morderstwa. Na mnie albo na Regulusie. Albo na nas oboje.

Spuszczam swój wzrok na podłogę i kieruję się w stronę dwóch wolnych miejsc, ciągnąć Blacka za mną.

Oboje rzucamy ciche dzień dobry siadając na krzesłach. Odczuwam na sobie przenikliwy wzrok każdego siedzącego przy tym stole.

Odchrząkuje, przed tym jak postanawiam się odezwać.

— To jest Regulus-

Black?

Pyta mój ojciec, spoglądając na mnie z podniesionymi brwiami. Cały stół spogląda na siebie, a ja czuję jak dłoń ślizgona chwyta za moje udo pod stołem, głaszcząc je delikatnie.

Próbuje mnie uspokoić, mimo tego, że on sam jest kłębkiem nerwów.

— Tak, jestem bezpośrednim potomkiem rodu Black w linii prostej, niestety. Wiem, że państwo nie posiada najlepszych skojarzeń związanych z moją rodziną jednakże...

— Najlepszych skojarzeń, dobre mi sobie! — wyrzuca dziadek, marszcząc swoje posiwiałe brwi, jednocześnie przerywając wypowiedź ślizgona.

— ...prosiłbym o nie postrzeganie mnie przez pryzmat mojej rodziny.

— Jak mam tego nie robić, skoro zaciążyłeś mi nieletnią wnuczkę! Edgar, trzymaj mnie bo zrobię komuś krzywdę!

Bo wybuchu Dorothy, przy stole rozpętuje się istne piekło. Każdy przekrzykuje każdego, widzę przerażone spojrzenie Fiony, matka próbuję utrzymać ojca przy stole, a Aegon wstaje i ciężkim krokiem zmierza w stronę naszego miejsca.

Dla mnie to już za dużo. O wiele za dużo.

— Cisza! A ty, masz dosłownie dziesięć sekund na to, aby wrócić na swoje miejsce, bo inaczej ogłuszę cię drętwotą, kretynie!

— Adelaide, nie mów tak do swojego brata!

— Nie wtrącaj się, mamo! Przestał być moim bratem w momencie w którym zabił niczemu winną dziewczynę!

I dopiero wtedy, zapada cisza. Aegon blednie, moja matka chwyta się dłonią za serce, a dziadek opuszcza widelec z hukiem na talerz.

W końcu to z siebie wydusiłam. W końcu powiedziałam prawdę.

Palce Regulusa mocniej wbijają się w moje udo, a ja chwytam go za ramię, bo czuję, że zaraz zejdę.

— Nie jestem w żadnej ciąży. Ja i Regulus jesteśmy aż nadto uważni zważywszy na wojnę i fakt, po której stronie opowiada się jego rodzina. Nikt w szkole nawet nie wie, że się spotykamy!

— Więc kogo znalazłam test?!

Pytanie babci zostaje rzucone w eter, przy stole zapada cisza. Moje spojrzenie spotyka się z zielonymi tęczówkami Blacka, który podwija rękawy swojej białej koszuli do łokci.

Ja też się zgrzałam, a nie wiem czy siedzimy tu chociaż trzydzieści minut.

— Mój.

Odpowiada słabym głosem Fiona, bo długiej, wręcz bolesnej ciszy przy stole. Słyszę szloch matki i haust wciąganego w usta powietrza.

— Fiona, nie musisz brać odpowiedzialności za swoją młodszą siostrę, to zbyt poważna sprawa abyś okłamywała nas w takiej kwestii.

I te słowa mojej matki łamią mi serce. Bo gdy choć przez chwilę udało mi się zapomnieć o tym, że to Fiona była tym lepszym dzieckiem, moja rodzicielka przybywała aby mi o tym przypomnieć.

— Z całym szacunkiem, pani Fauntleroy, ale sądzę, że to absolutnie niedopuszczalne aby oskarżać kogokolwiek o kłamstwo w obliczu tak poważnej sytuacji.

Wiedziałam, że Regulus miał opanowaną sztukę dyskusji do perfekcji, jednak nie sądziłam, że zdobędzie się na odwagę aby dyskutować z moją matką.

Zimny pot oblewa mój kark.

— Jestem w ciąży! Miałam powiedzieć wam to jutro, razem z Gideonem, ale mi na to nie pozwoliliście! Woleliście oskarżyć Adelaide, która była jedyną osobą w tym domu, której nie bałam się o tym powiedzieć!

Cisza znów zapada, ale tym razem moja siostra wstaje i z głośnym trzaskiem wychodzi z jadalni. Bez żadnego słowa.

A ja, nie przejmując się już niczym, sięgam po dłoń ślizgona z którym splatam swoje palce.

— Naprawdę? Myślałem, że posuwałeś moją siostrę w ramach rozrywki, a ty, kurwa, naprawdę chcesz ją wpierdolić w to całe bagno! Co, Adelaide, może mi powiesz, że nie wiesz co nosi na ramieniu?

Zaciskam szczękę, i szarpie za dłoń Blacka, który jest już na dobrej drodze do wyjęcia różdżki z kieszeni. Jest zły.

Nie. On jest wściekły.

Babcia w tym czasie zaczyna się krztusić, a dziadek nerwowo klepie ją po plecach, odgarniając jej rude loki z pleców.

— Ty ku-

— Regulus, proszę — mówię łagodnie, przerywając mu i spoglądając na niego. Ten tylko prycha pod nosem. — A dla twojej świadomości, Aegonie, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Chciałabym tylko wspomnieć, że Regulus nie posiadał wyboru. Jednak ty go miałeś, i wybrałeś najgorzej jak tylko mogłeś.

Fukam, cała nabuzowana emocjami, a ojciec wstaje od stołu nagłym, gwałtownym ruchem.

— Adelaide, nawet nie próbuj wracać do tej okropnej sprawy. Nie masz prawa wykorzystywać jej po to, aby wybielić swojego, broń cię Merlinie, chłopaka!

Wzdrygam się, prostując się na krześle jak struna.

Chcecie prawdy? Dobrze. W porządku. Okej.

— Odsłon ramię, Aegon. Skoro nie masz nic do ukrycia, to nic tam nie znajdziemy, prawda?

Mój brat spogląda nerwowo po pomieszczeniu, a ja zaciskam usta w prostą linię.

Wszyscy patrzą na niego. I czekają.

A on w końcu odsuwa rękaw, a na jego skórze nic, kurwa, nie ma.

Jednak jeden ruch różdżki Regulusa i formułka wypowiedziana pod nosem sprawia, że zaklęcie maskujące się łamie, a na ramieniu Aegona ponownie pojawia się Mroczny Znak.

Słyszę tylko trzask, i widzę moją mamę leżącą na podłodze. Razem z brunetem momentalnie podnosimy ją i usadawiamy na skórzanej kanapie znajdującej się pod ścianą.

Cholera jasna.

— Synu, jak mogłeś?

Mówi tylko nasz tato, spoglądając na mojego brata z oczami pełnymi łez. Dziadek i babcia siedzą w miejscu jak zaczarowani, a ja próbuję ocucić mamę.

To wszystko jest trudne. Ale potrzebne. Bo dłużej tego nie zniosę.

Czuję jak Regulus całuje mnie w skroń, nie zważając na resztę osób w pomieszczeniu, po czym podchodzi do mojego ojca i kładzie mu dłoń na ramieniu.

— Myślę, że potrzebuje pan rozmowy.

— Myślę, że masz rację, młody.

•••

Regulus, mój tato i mój dziadek udali się na męską rozmowę. Bez Aegona.

Ten został za ucho wyciągnięty do pokoju gościnnego przez babcię, która nagle zaczęła wypluwać z siebie hiszpańskie wyzwiska, a przynajmniej tak to brzmiało.

Nie, Dorothy nie była Hiszpanką, ale jeździ tam co wakacje od prawie pół wieku. Hiszpańska mentalność zdążyła wejść jej w krew.

A ja, zostałam sama z nieprzytomną matką, która wyglądała jakby była po conajmniej dwóch zawałach.

— Pomyślałam, że się przyda. Przez to wszystko nie zjedliśmy nawet śniadania.

Fiona wchodzi do pomieszczenia i podaje mi kubek zapełniony czarną herbatą.

Kiwam jej głową, w ramach wdzięczności, a ta siada po drugiej stronie naszej mamy. Jej rudy warkocz leży swobodnie na ramieniu, a dłonie zaciskają się na jej własnym napoju.

— Źle to wszystko przyjęła. Trochę mi jej szkoda.

Wyrzucam, a rudowłosa machnięciem ręki ukazuje mi jej podejście do tej sprawy. Poprawia dłonią swój niebieski sweter, jednocześnie siorbiąc płyn z naczynia.

— A mi nie. Słyszałaś, co wygadywała? Jeszcze potraktowała moje dziecko, jak karę, jak coś niepotrzebnego.

Wyrzuca z siebie była krukonka, gładząc swój brzuch dłonią. Fakt, nie był jeszcze zaokrąglony, a po samej Fionie nie szło poznać, że jest ciężarna, ale rozumiałam sens jej gestu.

Nie zdziwił mnie fakt, że tak szybko przywiązała się do istoty, która dopiero co zaczynała swoje istnienie. Moja siostra od zawsze chciała mieć dużą rodzinę.

To było jej priorytetowe pragnienie, mimo ścieżki życiowej jaką wybrali jej nasi rodzice.

— A Aegon kompletnie zasłużył sobie na to, co teraz robi mu babcia. Mam nadzieję, że uszy mu uschną od tych krzyków.

Chichoczę na żart rudowłosej, przywołując zaklęciem accio eliksir uspokajający, gdyż mama zaczynała powoli mamrotać coś pod nosem.

W końcu otworzyła oczy. Rozejrzała się po pokoju i delikatnie, z moją pomocą, się podniosła.

— Czy to wszystko to był zły sen?

— Nie — odpowiada bez chwili zawahania Fiona. — Ja jestem w ciąży, Adelaide chodzi z młodszym Blackiem, a Aegon jest śmierciożercą.

Ostatnie stwierdzenie wyrzuca wręcz z jadem na ustach. W tym samym czasie słychać z pokoju obok kolejne krzyki Dorothy.

Temperament ma ten sam mimo lat, to trzeba jej przyznać.

¡INGRATO! MATKA BY ZA CIEBIE ŻYCIE ODDAŁA, A TY SIĘ TAK ODWDZIĘCZASZ! TYLE LAT, TYLE LAT CI SIĘ WMAWIAŁO SŁUSZNE WARTOŚCI, A TY ŻEŚ NA TO WSZYSTKO NAPLUŁ!

Mama łapie się za głowę, a ja bez słowa podaje jej fiolkę z eliksirem. Eliza odkorkowuje ją jedną ręką i bez słowa wypija całą zawartość.

— A gdzie Alfred?

— Tata rozmawia z dziadkiem i Regulusem w gabinecie na górze.

Matka przytakuje mi skinieniem głowy, po czym kieruje swój zrozpaczony wzrok na Fionę.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?

Pyta, łamiącym się głosem, a rudowłosa prycha, odkładając kubek na stolik stojący obok.

— Przypomnij sobie jak zareagowałaś. Odpowiedź nasuwa się sama.

Usta naszej rodzicielki zaciskają się, a jej szklane oczy kierują się tym razem w moją stronę.

— Powiesz mi, co ten chłopak robił zakrwawiony w naszym domu? I czy naprawdę jest śmierciożercą?

Wzdycham, gdy słyszę to pytanie i przyciskam kolano do swojej piersi, rozsiadając się wygodniej. To będzie długa opowieść.

Opowieść o tym, jak moje światło otuliło jego mrok i znalazło w nim szczęście.

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top