ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
xxix.❝I teraz rozumiem❝.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
DZIEŃ ZAKOCHANYCH JEST DLA MNIE W TYM ROKU SZCZEGÓLNY, bo pierwszy raz w moim życiu spędzam go ze swoją prawdziwą drugą połówką. Pierwszy raz czuję się kochana i w pełni kocham.
Nigdy pomiędzy mną a Regulusem nie padło zapytanie czy słowa potwierdzenia, ale nigdy też tego szczególnie nie potrzebowaliśmy. Wiemy to bez tego.
Ja jestem jego, a on jest mój.
I nic więcej nie ma już znaczenia.
Od mojej szczerej rozmowy z Huncwotami zaczęłam lepiej spać, swobodniej oddychać, prościej żyć. Jakby ktoś co najmniej zdjął ogromny ciężar z moich ramion i zaniósł do ciepłego, miękkiego łoża.
Jeszcze do niedawna nie sądziłam, że kiedykolwiek moje życie znowu wróci na właściwe tory.
Trzymając Severusa pod rękę idę w stronę boiska do quidditcha, a za plecami słyszę rozmowę Regulusa z Elijahem Zabinim.
Idziemy razem ale jednak osobno, wszystko po to, aby nie wzbudzać w nikim niepotrzebnych podejrzeń.
Już z oddali słychać niekoniecznie cenzuralne nawoływania i przyśpiewki uczniów. Dzisiaj zmierzyć się mają Hufflepuff i Gryffindor.
Jest to o tyle kuriozalna sytuacja, że Padme przygotowania zaczęła już z dobre trzy miesiące temu. Wręcz katowała przez ostatnie tygodnie swoją drużynę aby byli w pełni gotowi na wszystko co mogą zgotować im Gryfoni.
Za to James ćwiczył ze swoimi zawodnikami równiutki tydzień, ciągle powtarzając, że tyle im wystarczy.
Gdy docieramy wkrótce do trybunów odłączam się, ale czuję jak wzrok Regulusa odprowadza mnie najdalej jak tylko może.
Wkradam się niezauważalnie do środka szatni Puchonów i ściskam od tyłu niczego nieświadomą Padme. Jej ciało na samym początku się spina, ale gdy dochodzi do niej, że to ja, momentalnie się rozluźnia.
— Skop im dupę, Zabini.
Mówię, a ciemnowłosa odwraca się i uśmiecha się szeroko w moją stronę. Cała reszta drużyny przygwizduje i pokrzykuje motywujące hasła lub rymowanki.
— A żebyś wiedziała. Jesteśmy najwyżej w rankingu, nie dam im tego zepsuć.
Po paru uściskach i kolejnych przyśpiewkach wspinam się w końcu na trybuny oraz usadzam obok Bruna. Owijam się mocniej szalikiem w kolorach mojego domu i opieram głowę swobodnie o bark przyjaciela.
— Jeśli przegramy, osobiście skopię Potterowi ten jego świński zad.
Mówi z przekonaniem Puchon, a ja śmieję się cicho pod nosem.
W końcu nowy komentator – Lorenzo Terra, zaczyna gawędzić do mikrofonu. Moim skromnym zdaniem naprawdę daje sobie radę i dorównuje swojemu poprzednikowi.
Chociaż D'angelo to był gość. Powinien pomyśleć nad robieniem tego zawodowo.
— Witam was, moi drodzy, na dzisiejszym meczu naszego ukochanego quidditcha! Powitajcie gromkimi brawami drużynę Hufflepuffu i Gryffindoru!
Z każdej strony słyszę gromki aplauz, a gracze wraz z kapitanami na czele wznoszą się gwałtownie na miotłach do góry.
Wraz z zabiciem dzwona rozpoczyna się gra, a trybuny wręcz szaleją za każdym podaniem, rzutem czy gwałtownym ruchem. Bruno prawie przebija mi błonę bębenkową swoim donośnym rykiem.
— Dziesięć punktów dla Gryfonów! Weasley rzuca idealnie do obręczy, cóż za perfekcja!
Puchoni buczą na wieść o przewadze rywala, zaś Gryfoni po drugiej stronie wręcz nie mogą usiedzieć w miejscu z ekscytacji.
— Jones trafia! Co za cudowny rzut!
Aplauz wybucha tym razem po naszej stronie.
I tak w kółko. Idziemy łeb w łeb, a ja stąd jestem w stanie zauważyć stres obejmujący ciasno Padme. Chwytam mocno za dłoń Scamandera.
Brunon niemal wyłamuje mi palce.
— Potter zauważa znicz! A zaraz zanim Zabini!
Ledwo nadążam nad ścigającymi się szukającymi. Widzę na ich twarzach determinację i zdecydowaną chęć wygranej.
Cała reszta gry momentalnie przestaje mnie interesować. Jest tylko znicz, Padme i James.
W pewnym momencie złoty znicz znika z pola widzenia nie tylko mojego ale również graczy. Powoli całe trybuny opanowuje szeroka dezorientacja.
— Szukający tracą znicz z oczu! Remis dalej się utrzymuje!
Nagle widzę charakterystyczny błysk w oku Padme, który mówi mi wszystko. Widzi go.
Widzi go!
Ekscytacja bulgocze wręcz w moich żyłach gdy tylko Zabini rusza pędem w stronę złotej kulki, aż tu nagle drogę toruje jej jeden z zawodników Gryffindoru.
Syriusz pierdolony Black.
Odnoszę wrażenie, jakby trybuny nagle zamilkły w momencie w którym Black łapie za twarz Zabini i ją całuje.
Bruno prawie spada ze swojego miejsca, a ja wytrzeszczam oczy jeszcze bardziej.
Jeśli miałabym zrobić listę najbardziej niespodziewanych rzeczy w tym tygodniu to z pewnością to wydarzenie znalazło by się gdzieś w pierwszej trójce.
— Potter złapał znicz! Black, ty ognista bestio, cóż za zagranie!
Gryfoni głośno wiwatują, Puchoni wpatrują się w siebie zdziwieni, a Zabini zamaszyście uderza Syriusza prosto w w twarz. Jego głowa wręcz przechyla się od siły jej uderzenia.
Moja przyjaciółka nie potrzebuje zaklęcia aby słychać ją było aż na trybunach.
— Ty ostatni dupku! Parszywy, ignorancki kutasie!
— Zwycięża Gryffindor, a Zabini pokazuje nam swoje pazurki! — wtrąca komentator, a wściekła puchonka obija się specjalnie miotłą o huncwota, tak, że niemal go wywraca i zniża się na ziemię.
Nastroje zawodników są, lekko mówiąc, nieciekawe. Wszyscy oprócz samego Syriusza są wściekli albo zdezorientowani.
— Zmieniam zdanie. Skopię nie tylko Pottera, Blacka też.
Przytakuję na słowa Brunona i w ułamku sekundy wstajemy ze swoich miejsc aby wspierać naszą przyjaciółkę.
•••
Powiedzieć, że Padme jest wściekła, to jak nie powiedzieć nic. Jej każdy ruch ma w sobie coś agresywnego, a wzrok wręcz zabija wszystkich którzy tylko się na nią spojrzą.
Stoimy w ciszy czekając aż Puchonka przebierze się w swoje zwykłe ubrania. Zajmuje jej to zaledwie moment, jednak dalej przedłuża się to przez emocje jakie w niej stale buzują.
Scamander chwyta w jedną rękę dużą torbę należącą do Zabini, a ja łapię ją delikatnie pod ramię i razem zmierzamy w kierunku budynku szkoły. Parę osób z drużyny zaczepia nas mówiąc kapitance, że przegrana to nie jej wina.
Padme nie wygląda na szczerze przekonaną.
Nie rozmawiamy, przemierzamy zamek w ciszy słuchając jednocześnie szczęśliwych okrzyków Gryfonów. Patrzę zawiedziona na Syriusza, a stojący obok James posyła mi skruszone spojrzenie.
Gdy jesteśmy już niemal przy celu, zza rogu wychodzi McGonagall. Wygląda jakby nas szukała.
— Panno Zabini — zaczyna spokojnie nauczycielka, a my zatrzymujemy się całą trójką. — Niezaprzeczalnie podejmę wszelkie niezbędne kroki do ukarania pana Blacka za ten występek, zachował się karygodnie. Jednak to nie ode mnie zależy końcowe rozstrzygnięcie meczu.
Ciemnowłosa przytakuje i zaciska usta w prostą linię.
— Rozumiem, pani profesor. Dziękuję za fatygę.
Starsza kobieta kładzie swoją dłoń na ramieniu mojej przyjaciółki i pociera ją w ramach wsparcia. Po chwili uśmiecha się do niej pokrzepiająco.
— Wiem ile ten mecz dla ciebie znaczył, ale jedna porażka nie odejmuje ci absolutnie niczego. Widzę jak wszyscy gracze z mojego domu obawiają się rozgrywek z wami, a to tylko świadczy o twoim sukcesie.
Na twarzy Padme wykwita uśmiech - mały i subtelny, ale dalej uśmiech. Nauczycielka odchodzi, a my dalej zmierzamy w stronę pokoju wspólnego.
— Idź do niego — mówi nagle moja przyjaciółka, odwracając się tak, aby stać na przeciwko mnie. — Dam sobie radę. Zasługujesz na to, Adela.
Ze zdziwieniem wpatruję się w twarz ciemnowłosej, na początku nie rozumiejąc nawet o co konkretnie jej chodzi.
Nie jestem nawet umówiona z Regulusem na nic konkretnego. Chcieliśmy po prostu spędzić ten dzień razem.
Teraz coraz rzadziej mamy do tego okazję.
— Padme, to dzień jak każdy inny, Reg zrozumie-
Przerywa mi cios zadany z otwartej dłoni w tył mojej głowy przez Brunona. Syczę pod nosem i pocieram się w bolącym miejscu.
— To bolało!
Mówię, patrząc na przyjaciela, a ten tylko zakłada ręce na piersi i patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
— Miało boleć. Idź do swojego gołąbeczka, ino raz.
Zawsze dziwił mnie fakt, że Scamander nie zadawał pytań. Dowiedział się o moim powiązaniu z Regulusem przypadkiem i jedyne co powiedział, to, że tylko głupi by tego nie zauważył.
Próbowałam podjąć raz rozmowę na temat tego, jak źle się czuję z tym, że to przed nim ukrywałam. Ten tylko machnął ręką i powiedział, że rozumie.
Poprosił mnie tylko, abym w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa mu o tym powiedziała. Abym nie musiała mierzyć się z tym sama.
— Idiotko, wypad. Wieczorem opowiesz nam wszystko ze szczegółami.
Uśmiecham się gdy zostaje popchnięta przez moją współlokatorkę w głąb korytarza i nogi same niosą mnie w kierunku pokoju życzeń.
•••
Wsuwam się przez ogromne, drewniane drzwi, aby zauważyć przytulny pokoik. Coś w stylu połączenia salonu i sypialni.
Przeważają różne odcienie żółtego, czerni i złota. Wszędzie wiszą i stoją różne rośliny, a po ścianach porozwieszane są małe lampeczki.
Na samym tyle stoi spore łóżko z baldachimem, a na nim leży sam Regulus. Jego dłoń swobodnie opiera się o klatkę piersiową, a z ust wybrzmiewa drobne pochrapywanie.
Dociera do mnie, że to nie moje wyobrażenie idealnego miejsca, tylko Blacka.
Zamykam drzwi najciszej jak potrafię i w wejściu od razu ściągam buty, aby nie robić hałasu. Na palcach doczłapuję się do łóżka i siadam po jednej stronie materaca.
Wygląda tak spokojnie, tak niewinnie. Ciemne loki opadają na jego blade czoło, a delikatnie rozchylone usta wyglądają jak rzeźbione przez samego Michała Anioła.
Nie potrafię odsunąć od siebie chęci odgarnięcia włosów, które opadają mu na powieki. Mimo, że robię to najdelikatniej jak potrafię, ślizgon wzdryga się i zaciska swoją dłoń na moim nadgarstku. Bardzo mocno.
Z moich ust ucieka syk, a Regulus orientuje się dopiero co zrobił. Momentalnie podnosi się do siadu i chwyta za moją dłoń i ogląda ją z każdej strony, nerwowo doszukując się jakiegokolwiek uszkodzenia.
— Mocno cię boli? Przepraszam, mon cheri.
Pyta zaniepokojonym tonem, a ja przeczę szybkim ruchem głowy. Chłopak dalej nie puszcza mojej ręki, składając w zaczerwienionym od ścisku miejscu parę drobnych pocałunków.
— Wszystko jest w porządku, Reg. Miałeś prawo się przestraszyć, nie powinnam była cię dotykać.
Odpowiadam cicho, a Black łapie wolną dłonią za mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia na niego.
— Daje ci prawo do odcięcia mi rąk, jeśli kiedykolwiek jeszcze, choćby przez sen, próbowałbym cię skrzywdzić. Dobrze?
Kiwam głową, nie chcąc się z nim sprzeczać. Nie dziś.
Jego duża dłoń zmienia swoje położenie z podbródka na mój policzek, pocierając go lekko. Stalowa zieleń jego oczu pośród tych wszystkich ciepłych barw stała się bardziej oliwkowa. Jego tęczówki zyskały odcień, jakiego jeszcze u niego nie widziałam.
— Więc żółć i złoto? Od kiedy jesteś ich fanatykiem?
Pytam, przechylając głowę delikatnie w bok, a ślizgon śmieje się cicho pod nosem, rzucając na chwilę spojrzenie na resztę pokoju.
— Wchodząc tutaj myślałem tylko o tobie.
Stado motyli odbija się od ścian mojego brzucha i siłą muszę powstrzymywać się przed złapaniem się za niego. Uśmiech wykwita na moich ustach, a dłoń odszukuje tę należącą do Regulusa i splata z nią swoje palce.
Gdy chłopak przysuwa mnie do siebie, luźno opieram się o jego klatkę piersiową. Ciepło jakie od niego bije obejmuje mnie w przyjemnym uścisku, z którego nie chcę wychodzić.
— O czym myślisz, Fauntleroy?
Mimowolnie uśmiecham się jeszcze szerzej, gdy ten używa mojego nazwiska. Tak jak kiedyś.
— O przyszłości — odpowiadam cicho, a moja twarz poważnieje. — O nas.
Chłopak unosi jedną brew do góry i spogląda na mnie z zaciekawieniem.
— Myślisz, że Dumbledore naprawdę nam pomoże? — kontynuuję, a ciemne brwi Regulusa delikatnie się marszczą. — Że będziemy mogli żyć razem?
Pytam, a ten składa dlugi pocałunek na czubku mojej głowy. Wzdycham.
Zapada pomiędzy nami chwilowa cisza.
— Myślę, że jest to możliwe — odpowiada ślizgon, bawiąc się jedną dłonią moją bransoletką. — Ale nie pozwolę na to aby cokolwiek ci groziło, więc jeśli Dumbledore nic nie wymyśli-
— Nie, Reg — przerywam mu, zadzierając głowę tak, aby patrzeć na jego twarz. — To mój wybór, nie twój. Nie masz prawa decydować za mnie.
— Mam, jeśli tyczy się to twojego bezpieczeństwa.
Przewracam oczami i próbuję wyrwać się z uścisku ślizgona, jednak ten przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej.
— Nie dąsaj się, Adelaide. Dobrze wiesz, że mam rację.
Nie ma. Ale pozostawiam to bez komentarza.
Zakładam nogę na jego biodro, całkowicie odruchowo, lecz gdy on kładzie swoją dużą dłoń na moim udzie, od razu uderza we mnie niezidentyfikowane ciepło. Przytulam swój policzek do jego klatki piersiowej, mając nadzieję, że pomoże mi to ugasić emocje, które szaleją w środku mnie.
Jego palce przesuwają się wyżej, zostawiając za sobą palące ślady. Resztką wolnej woli próbuję zabrać nogę, jednak ślizgon zaciska swoje palce mocniej i przekręca mnie tak, że leżę na nim niemal całym ciałem.
Dreszcz przechodzi po moim kręgosłupie, gdy delikatnie unoszę głowę i widzę jego oczy, wpatrzone prosto w moją twarz. Odwracam wzrok, ale on wolną ręką ponownie zwraca moją głowę w swoją stronę.
Na jego ustach rozciąga się rozbawiony uśmiech.
— Jak to jest, że dalej się mnie wstydzisz, Addie?
Pieczenie na moich policzkach staje się wręcz nieznośne.
— Dobrze wiesz, że jestem w tym wszystkim zielona.
— Mamy czas — odpowiada zniżonym tonem Black, po czym muska moje usta swoimi przez krótką chwilę. — Nie będziemy się spieszyć, le plus cher.
Nawet nie wiem kiedy przyciągam Regulusa do długiego pocałunku, a jego dłonie zaciskają się na moich biodrach. Wszystko z nim wydaje się być takie właściwe.
— Mam coś dla ciebie — mówi pomiędzy pocałunkami, a ja nawet tego nie rejestruję. Wplątam swoje palce pomiędzy jego ciemne loki i przyciągam go bliżej, łaknąc jego bliskości. — Jesteś bardzo zachłanna, jak na twój stan doświadczenia, wiesz?
Ślizgon odrywa się ode mnie i przechyla się w stronę szafki nocnej, zmuszając mnie tym do zejścia z niego.
Poprawiam potargane włosy i biorę głęboki oddech. Co się ze mną dzieje?
W jego ręku pojawia się czarne, zdobione pudełeczko. Srebrne żłobienia wyglądają jak bluszcz, a na samym środku widnieje krwiście czerwona róża.
— Spokojnie, nie będę cię o to pytał — mówi, otwierając je powoli, jakby obawiając się zniszczenia go. — Jednak wiem też, że jesteś jedyną, Adelaide. Nigdy czegoś takiego nie czułem.
Jestem tak skupiona na jego twarzy, że dopiero dotyk zimnego pierścionka na moim palcu sprawia, że na niego spoglądam.
Czerwona róża złożona z małych kryształów otoczona jest srebrnym bluszczem, który opłata również mój palec.
— Należał niegdyś do Andromedy, mojej kuzynki — Black odpowiada na moje pytania, mimo, że żadnego nie powiedziałam głośno. — Niedługo przed ucieczką z domu mi go podarowała, mówiąc, że jeśli kiedyś zechce podarować go jakiejś kobiecie, zrozumiem dlaczego ona uciekła.
Jego dłoń chwyta za moją, a ja słucham jak zaczarowana wszystkiego co mówi.
— I teraz rozumiem.
Zamiast dziękować, po prostu przyciągam go do pocałunku, a on nawet przez sekundę nie protestuje.
Nawet nie wiem kiedy Regulus kładzie mnie na materacu, ani kiedy jego pocałunki zjeżdżają na moją szyję.
Nie zauważam też momentu, w którym na podłodze lądują nasze ubrania i resztki wstydu, jakie jeszcze przy sobie mieliśmy.
•••
Droga Adelaide,
Co u ciebie i Regulusa? Jak twoje przygotowania do OWUTEMów?
Długo zbierałam się do napisania do ciebie. Atmosfera w domu jest okropna. Babcia przyjechała mnie wspierać w trudnym czasie.
Niedługo po twoim powrocie do szkoły zaczęłam odczuwać bóle. Ciągły stres i żałoba utrudniały mi życie najbardziej jak tylko mogły. Pod koniec stycznia ojciec wezwał do mnie uzdrowicielkę, gdy obudziłam się ze sporym krwawieniem.
Poroniłam. I winić za to mogę tylko siebie.
Nie potrafię pogodzić się z tym co się stało. Zdążyłam pokochać tę małą istotkę wewnątrz mnie. Była jedynym co pozostało mi po Gideonie. Teraz obojga ich już nie ma.
Zadecydowałam o zaaplikowaniu o pracę w sklepie alchemicznym pana Ongaro w Hogsmeade. Będę blisko ciebie i zdala od domu, od którego koniecznie muszę odpocząć.
Zapytasz pewnie co z pracą w ministerstwie, otóż - nic. Nie ma to już dla mnie teraz żadnego znaczenia. Chcę być szczęśliwa, a nie uszczęśliwiać naszych rodziców.
Jutro mam rozmowę o pracę, jeśli wszystko się uda, za niedługo się spotkamy.
Z miłością,
Fiona.
List niemal wypada mi z rąk w trakcie czytania. Ile jeszcze cierpień musi spaść na moją siostrę, aby Merlin jej odpuścił?
— Jakieś wieści?
Pyta James, stawiając przede mną kubek z gorącą kawą. Po chwili siada przede mną, razem ze swoim napojem.
— Fiona idzie na rozmowę o pracę w Hogsmeade — odpowiadam cicho, studząc stuknięciem różdżki mój napój. — Rzuca robotę w ministerstwie.
Krzaczaste brwi chłopaka podnoszą się do góry.
— Sam nie wiem czy to dobra wiadomość.
Przytakuję, biorąc łyka ciepłego napoju. Huncwot wzdycha poprawiając swój czerwony sweter.
Siedzimy w kawiarni. Co prawda, nie miałam nigdzie wychodzić w sobotę, ale James ma niezwykły dar przekonywania.
— McGonagall odjęła gryffindorowi pięćdziesiąt punktów za nieczyste zagranie — rzuca okularnik, bawiąc się uchwytem kubka. — Byłem już u Terry i Hooch, jako kapitan wzniosłem wniosek o powtórkę meczu.
Przytakuję.
— Wiesz, Jamie, wydaję mi się, że to nie do końca przegrana jest powodem złości Padme — na moje słowa Potter marszczy czoło i unosi brwi do góry. — Oczywiście ona również, ale spójrz na to z tej strony - Padme i Syriusz od zawsze mieli się ku sobie, a on wykorzystał to do jego własnych korzyści. Jakby spięcie pomiędzy nimi nie było już wystarczająco duże.
— Masz rację, głupio zrobiłem.
Głos Łapy wybrzmiewa nad nami, a po chwili jego osoba dostawia sobie krzesło i dosiada się do naszego stolika. Oboje z Rogaczem wysyłamy sobie zdezorientowane spojrzenia.
— Ale zamierzam to naprawić. Ja... sam nie wiem dlaczego to zrobiłem.
— Ty nigdy nic nie wiesz, Łapo — mówi James, przewracając oczami. — Pora dorosnąć. Naprawdę chcesz stracić szansę u takiej dziewczyny tylko przez to, że jesteś idiotą?
Parskam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Potter ma całkowitą rację.
— Ad, jakie są ulubione kwiaty Padme?
Pyta Black, ignorując kompletnie komentarz Jamesa. Upijam kolejnego łyka mojej kawy i wymieniam się z okularnikiem porozumiewawczymi spojrzeniami.
— Białe róże albo goździki. A najlepiej razem. Takie kwiaty zawsze są w gabinecie jej matki.
Syriusz kiwa głową i wstaje, od razu udając się do wyjścia. Nawet się z nami nie żegna.
— Mam nadzieję, że Zabini porządnie skopie mu dupę.
— Oj, Jamie. Uwierz mi, ja też.
•••
Kiedy wchodzę do naszego dormitorium po lekcjach, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to Brunon.
Nigdy nie zdradził mi sekretu, jakim posługuje się aby wejść do damskich dormitoriów. Skubany.
Dopiero po chwili widzę ogromny bukiet białych róż i goździków leżący na łóżku obok wściekłej Padme.
— Mocno mu się oberwało?
Pytam, a Scamander uśmiecha się szeroko i wrzuca do buzi kolejne solone orzeszki z paczki którą trzyma w ręku.
— Oj, mocno. Krzyki słyszał chyba nawet sam Dumbie-Bumbie.
Dosiadam się ostrożnie obok ciemnowłosej i pocieram jej plecy w uspokajającym geście.
— W marcu gramy powtórkę. Mecz został unieważniony — mówi od razu Zabini, jednak w jej głosie nie słychać nawet odrobiny szczęścia. — A boisko przez cały miesiąc zajęli nam Ślizgoni.
— Pogadam z Regulusem. Dogadacie się jakoś w tej kwestii.
Przytulam dziewczynę do siebie, a ona opiera swoje czoło o moje ramię wzdychając bezsilnie. Brunon wchodzi na to samo łóżko i obejmuje nas obie, wciskając głowę pomiędzy nas.
— Naprawdę go lubię. Nawet jeśli jest sukinsynem.
Wysapuje Padme, a ja poprawiam jednego warkoczyka, który opadł jej na twarz.
— Taka istota miłości, skarbie — odpowiada Scamander, spoglądając na nią łagodnie. — Z dwojga złego lepiej ten brat.
Posyłam chłopakowi znaczące spojrzenie, a ten unosi ręce w akcie ukazania, że jest niewinny.
Zabini za to chichocze cicho i oboje z Brunem spoglądamy na siebie z ulgą.
— Czyli co, wybaczasz mu? Tak po prostu?
Pytam, nie dlatego, że źle im życzę, tylko dlatego, że znam moją przyjaciółkę lepiej niż ktokolwiek inny.
Padme nie wybaczyłaby facetowi za głupie kwiaty.
— Oczywiście, że nie. To, że go lubię, nie znaczy, że przymknę oko na obrzydlistwo jakie zrobił. Może jak kupi mi jacht to zastanowię się nad wybaczeniem.
Całą trójką parskamy śmiechem, ale ja i tak wiem, że Padme w końcu się ugnie.
Bo do nikogo nie ma takiej słabości, jak do Syriusza Blacka.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top