ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
xix.❝Może tak musiało być?❝
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
WŚCIEKŁOŚĆ BUZUJE W CAŁYM MOIM CIELE GDY HARDO ZMIERZAM W KIERUNKU WIEŻY KRUKONÓW. Padme kilkukrotnie próbowała mnie powstrzymać przed tym, co planowałam, jednakże obie doskonale wiedziałyśmy, że i tak to zrobię.
Gdy pokonuję niezliczoną ilość schodów i nareszcie znajduje się tam gdzie chciałam, zmierzam wprost do korytarzy znajdujących się niedaleko wejścia do pokoju wspólnego. Tak czy siak jeśli chcę dostać się do środka, potrzebuję jakiegoś Krukona. Nie pozostaje mi nic więcej, niż czekać.
Widzę jednak rudą czuprynę mojej siostry na samym końcu pomieszczenia i momentalnie przyspieszam aby się do niej dostać.
To są, kurwa, jakieś żarty.
Nie kontroluję tego co robię, gdy widzę Aegona. Moje nogi same kierują mnie w jego stronę, a dłoń z impetem ląduje na jego policzku.
— Ty śmieciu! Jak ci nie wstyd!
Głowa Ślizgona pod wpływem uderzenia gwałtownie obraca się w bok, a Fiona wydobywa z siebie okropny pisk.
— Co ty wyprawiasz?! Oszalałaś?!
Wbijam w moją siostrę wzrok pełen powagi i zaprzeczam ruchem głowy. Przysięgam, że gdyby było to możliwe, to z moich uszu i nosa wychodziłaby para.
— Przyznaj się. Powiedz mi i Fionie w twarz, ty dupku, co robiłeś za naszymi plecami!
Aegon cały blednie, a dłoń trzyma na piekącym od uderzenia policzku. Parę razy otwiera usta, tylko po to aby bez słowa je zamknąć.
— Nie wiem o czym mówisz, Adela.
Odpowiada chłopak spokojnym tonem, a ja prycham pod nosem. Łapię go za przedramię i zanim zdąży zareagować, podnoszę rękaw jego koszuli do góry.
Do końca życia zapamiętam ten widok, ten moment. Czarny tusz na skórze mojego brata wprawia mnie we mdłości i obrzydzenie.
— Jak śmiałeś patrzeć w oczy ojcu, który robił wszystko żeby wyciągnąć cię z tego, w co sam się wplątałeś?! Jak mogłeś spojrzeć w oczy matce po tym, jak zabiłeś niewinną dziewczynę?!
Słyszę jak Fiona słabym głosem rzuca zaklęcie wyciszające na naszą trójkę, a nasz brat nie podnosi wzroku z podłogi. Tchórz.
— Spójrz na mnie!
Fukam, a Aegon nareszcie podnosi swoją głowę do góry. Widzę łzy w jego oczach, jednakże nawet przez chwilę nie robi mi się go żal.
— Nie zabiłem jej — mówi przeskakując co chwilę wzrokiem pomiędzy mną, a krukonką. — Serio. Do wszystkiego się przyznaje, ale ja jej nie zabiłem.
— Akurat!
Prycha rudowłosa pod nosem, a ja wpatruję się zawiedzionym wzrokiem w naszego brata.
— Gdy wrócimy do domu, dopilnuję aby rodzice dowiedzieli się o tym z twoich ust. Zasługują na prawdę.
— Nic im nie powiem — fuka Aegon na moje słowa, a ja w zdziwieniu podnoszę brwi do góry. — I ty też nie. Chyba, że chcesz żeby dowiedzieli się, że ich córka spotyka się ze Śmierciożercą.
— Co do kurwy?
Pyta agresywnie Fiona, łapiąc mnie za przedramię, a ja mrugam parę razy w osłupieniu. Co za bezczelny gnojek!
— Jesteś bezczelny.
Fukam, czując jak wypełniające mnie obrzydzenie się potęguje.
I on miał czelność być na mnie zły?
Wdech, wydech.
— Musimy porozmawiać, Fiona.
Stojąca obok mnie siostra kiwa głową, a następnie odwraca się na pięcie i zmierza przed siebie. Nie oglądając się nawet za Aegonem podążam za nią.
•••
Gdy wchodzimy do dormitorium Fiony, nie mogę przestać oglądać się wokoło. Na suficie namalowane są jasne gwiazdki tworzące różne konstelacje, a w pomieszczeniu panuje półmrok, który jeszcze mocniej wybija tak często występujący tu granatowy odcień.
Być może trudno w to uwierzyć, jednak jestem tu po raz pierwszy. Nigdy nie miałam z siostrą dobrego kontaktu, każda próba kończyła się tylko kolejnym roztrząsaniem wielu spraw, o których obie chciałyśmy zapomnieć.
Mimo wszystko, jest tu naprawdę przepięknie. Brąz delikatnie przeplatał się z granatem, tak naprawdę wszędzie. Na ścianach, pościeli, kotarach. Ciężko mi oderwać od nich wzrok.
— Adelaide.
Momentalnie wybudzam się z chwilowego transu gdy Fiona wypowiada moje imię. Spoglądam na nią, zajmując miejsce obok niej na schludnie pościelowym łóżku, zachowując przy tym odpowiedni dystans.
Krukonka wzdycha cicho, a ja pocieram swoje ramiona. Nie wiem nawet dlaczego, mamy przecież prawie lato, a mi wcale nie jest zimno.
— Wiem, że nasze relacje nie są najlepsze ale wcale nie chce dla ciebie źle. Dla Aegona również.
— Skąd wiedziałaś? Wtedy, gdy rozmawiałyśmy w sowiarni. O Severusie, Aegonie — pytam, zakładając ręce na piersi. Mówię to trochę zbyt agresywnie lecz jest mi już wszystko jedno.
Szczerze mówiąc, nie czuję się najlepiej.
— Nie wiedziałam. Byłam zła, wręcz wściekła na Aega za to, że przez niego rodzice tracili dobrą reputację naszej rodziny, budowaną przez lata. Snape po prostu wydawał mi się szemranym gościem.
Wzdycham żałośnie, a moje ramiona opadają w dół.
W głowie odbijają mi się ciągle te słowa.
Snape po prostu wydawał mi się szemranym gościem.
Głucha cisza zapada na chwilę pomiędzy nami, a Fiona wstaje i sięga do wykonanej z ciemnego drewna szafki nocnej obok jej łóżka. Jedyne co dociera do moich uszu, to dźwięk otwieranego okna i pstryknięcie odpalanej zapalniczki.
— Chcesz?
Pyta rudowłosa, wystawiając paczkę papierosów w moim kierunku, a ja wzdycham podnosząc się z łóżka.
Co mnie nie zabije to mnie wzmocni, prawda?
Chwytam za jednego i wdrapuję się na parapet, siadając zaraz obok mojej siostry. Gdy Fiona odpala używkę którą trzymam w ustach, a dym dociera do moich płuc, wcale nie czuję się lepiej niż przed chwilą.
— Kochasz go.
Potrząsam głową słysząc słowa wychodzące z ust krukonki. Nie odwracam nawet głowy w jej stronę, wpatrując się stale w półmrok panujący na zewnątrz. Z wieży ravenclaw był idealny widok na czarne jezioro, które delikatnie mieniło się w świetle księżyca.
— Młodszego Blacka, nie mylę się? Widziałam jak na niego patrzysz.
Mrugam parę razy aby odgonić łzy spod powiek i kolejny raz zaciągam się używką.
Nie odpowiadam.
— Wiem jak to jest — mówi, wypuszczając dym z ust. — Przed Gideonem spotykałam się z pewnym ślizgonem z siódmego roku. Chciał, aby to wszystko pozostało w tajemnicy bo podobno chciał mnie „chronić".
Nastolatka prycha gorzkim śmiechem, który z rozbawieniem nie miał wiele wspólnego.
Opieram swoją głowę o ramę okna obok, przechylając ją tak aby mieć widok na twarz mojej starszej siostry.
Jej rudawe włosy połyskują gdzieniegdzie, a usta ułożone są w delikatnym grymasie. Zieleń jej oczu pociemniała, aczkolwiek dalej była jedyna w swoim rodzaju. Wyjątkowa.
— Później próbował zaciągnąć mnie do łóżka w trakcie jednej z imprez, myślał, że jak mnie upije to nie zwrócę uwagi na wielki, czarny znak na jego przedramieniu.
Fiona prycha pod nosem, a ja wyczuwam cały żal jaki w niej siedzi. Nikotyna powoli sprawia, że zaczyna kręcić mi się w głowie.
Wspominałam już kiedyś, że nie jestem fanką papierosów? Ani mężczyzn?
— Z Regulusem było inaczej — mówię, wzdychając cicho. Te wyznanie naprawdę wiele mnie kosztuje. — Widziałam, jak nosił bandaż na ramieniu. Gdzieś podświadomie domyślałam się, jak jest, ale to do mnie nie docierało.
A być może, po prostu nie chciałam, aby dotarło?
Gdy pierwsza łza spływa po moim policzku, ścieram ją dłonią w ekspresowym tempie. Nie chciałam, aby Fiona widziała jak słaba jestem.
— Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja naprawdę coś do niego poczułam. Coś... coś czego nie czułam jeszcze nigdy w moim całym życiu.
— A on cię okłamał, sukinsyn.
Wyrzucam przez okno dopalonego papierosa, a Fiona po chwili robi to samo. Przez dłuższą chwilę panuje pomiędzy nami cisza.
Jest jednak... komfortowa.
Wstaję powoli z parapetu i otrzepuję się z niewidzialnego kurzu. W tym czasie krukonka domyka wielkie okno i staje obok mnie, poprawiając swoją szatę.
— Adelaide, ja... Wiem, że to może być trudne, straciłyśmy tyle lat i-
— Wiem — mówię, rozumiejąc o co jej chodzi. Nie chcę sprawiać tego jeszcze trudniejszym. Gdy zauważam łzy w kącikach jej oczu, uśmiecham się do niej pokrzepiająco. Przez chwilę mam nawet ochotę położyć jej dłoń na ramieniu, jednak szybko rezygnuję z tego pomysłu. — Ja też.
Gdy wychodzę z krukońskiego dormitorium mojej siostry, w głowie stale kotłuje mi się jedna myśl.
Może tak musiało być?
•••
Ostatni miesiąc nie był dla mnie zbyt kolorowy. Unikam Aegona, Severusa i Regulusa jak ognia, a na patrolach milczę jak grób.
Wielokrotnie Black próbował mi się tłumaczyć. Było to dla mnie o tyle bez wartościowe, że za każdym razem słyszałam tą samą, bezsensowną śpiewkę na temat jego rodziny i tego jakie wyznaje ona wartości.
Żadne z jego tłumaczeń nie wydawało się szczere.
Nie chciałam tego słyszeć, ani nie chciałam dawać sobie nadziei na to, że cokolwiek co było pomiędzy nami, było prawdziwe.
Mimo wszystko, powoli moje życie zaczynało wracać do normy, a nawet i lepiej. Utrzymywałam dobre relacje z Fioną, pierwszy raz od szesnastu lat mojego życia.
A jeśli już przy tym jesteśmy, to jest dzisiaj trzydziesty pierwszy maja. Moje szesnaste urodziny. Wohoo!
I gdy zmierzam do Wielkiej Sali na śniadanie, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co będzie tam na mnie czekało.
Bo Huncowci nie mogli odmówić sobie tej przyjemności i co roku organizowali jakieś żenująco-słodkie niespodzianki. I jak bardzo ich nie kochałam, tak bardzo chciałam powyrywać im włosy z głowy za to, że wrzucali mnie w centrum uwagi całej szkoły, albo przynajmniej jej części.
W tamtym roku James zaśpiewał mi przed całą szkołą sto lat do rockowego podkładu muzycznego mając całą twarz w czarnej kredce do oczu którą ukradł Lily,
a dwa lata temu Syriusz razem z Remusem zmusili część uczniów do założenia koszulek z wielkim napisem STO LAT ADDIE!
Dreszcz zażenowania przechodzi po moich plecach gdy tylko o tym myślę.
Wzdycham cicho gdy przechodzę przez wejście i moje zaskoczenie jest ogromne, gdy nie dostrzegam nic, ale to absolutnie nic dziwnego.
Żadnych fajerwerków, konfetti, nawet śpiewającego Pottera.
Szybkim krokiem dosiadam się do Padme, a ta od razu całuje mnie w policzek. Uśmiech maluje mi się na ustach.
— Życzę ci, moja słodka, jak najmniej bolesnej śmierci.
Mówi to z pełną powagą, a ja chichoczę pod nosem. Widzę jak Bruno rzuca w moją stronę małe, brązowe pudełeczko i ledwo co daję radę je złapać.
— Wszystkiego najgorszego, kochana.
Przewracam oczami łapiąc w tym samym czasie za kawałek bagietki, drugą ręką otwieram mój prezent. Gdy we wnętrzu znajduję koronkowy zestaw bielizny, momentalnie zamykam pudełko.
Policzki zaczynają mnie piec w zawrotnej prędkości, a moi przyjaciele parskają śmiechem. No rzeczywiście, bardzo zabawne.
— Czy wy oszaleliście?
Czuję jak jedna ręka Padme ląduje na moim ramieniu, a druga obejmuje mnie w pasie. Scamander opiera swoją twarz na dłoniach i wpatruje się we mnie iście niewinnym wzrokiem.
Zamorduję ich.
— Szesnaście lat to odpowiedni wiek na rozpoczęcie swojego życia seksualnego — mówi Zabini z głupawym uśmieszkiem na ustach. — A ty, skarbie, się jakoś do tego nie zbierasz, dlatego my jako twoi najlepsi przyjaciele postanowiliśmy o to zadbać.
Łapię się dłoniami za skronie, pocierając je nerwowo. Nie chce widzieć miny mojej matki, jeśli znajdzie to gdzieś w mojej szafie. Ani miny Syriusza czy Jamesa, bo jeśli kiedykolwiek którykolwiek z nich to znajdzie, z pewnością będzie próbował to ubrać.
— Kochanie, nie stresuj się. Pora zacząć chodzić na randki — mówi Bruno, wpychając sobie do ust kolejnego pomidorka.
— Dziękuję, ale pozwólcie, że sama zajmę się moim życiem uczuciowym — odpowiadam, chwytając za kielich i upijam z niego dość sporą ilość herbaty. Żałuję, że w pobliżu nie znajduje się żaden alkohol, bo na trzeźwo tego nie zniosę. — Udław się tymi pomidorami, Brunon.
Chłopak uśmiecha się w moją stronę i posyła mi teatralnego buziaka, a Pad kręci głową śmiejąc się cicho.
Po chwili stosunkowej ciszy, gdy każde z nas jest zajęte jedzeniem, w końcu się odzywam.
— Dziękuję. Biały to naprawdę ładny kolor.
— Wiedziałam, że w głębi serca ci się spodoba!
Wtem w Wielkiej Sali zaczyna grać głośna muzyka, a huncwoci przechodzą przez ogromne drzwi.
Z wielkim, nie, ogromnym transparentem z wieloma narysowanymi sercami i napisem KOCHAMY CIĘ AD! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! trzymanym przez Remusa i Petera.
Syriusz zaś, kieruje swoją różdżkę na gardło i wchodzi na stół Hufflepuffu, na co McGonagall wstaje ze swojego miejsca przy stole nauczycielskim.
— Nasza kochana Adelaide! Chcemy ci - my, panowie Rogacz, Glizdogon, Lunatyk i Łapa życzyć oraz sprawić, aby te urodziny były twoimi najlepszymi!
Nagle Potter unosi swoją różdżkę do góry, a z niej wylatuje masa iskier, które przypominają gwiazdy na nocnym niebie. Układa się z nich napis Kochamy cię, Addie! a wokół wybuchają malutkie, jasne fajerwerki.
Łzy napływają mi do oczu, bo bez względu na to, jakie zażenowanie będę czuć później, w tej chwili byłam okropnie wzruszona i wdzięczna.
Bo nikt wcześniej nie troszczył się o mnie tak bardzo jak oni, nawet jeśli oznaczało to wychodzenie poza moją strefę komfortu.
Powoli wstaję i nie wiem nawet kiedy moje nogi zaczynają biec, a ramiona owijają się wokół szyi Syriusza, który stał najbliżej. Wciskam swoją głowę w zagłębienie jego szyi, uśmiechając się jak głupi do sera.
Lecz mimo bycia w uścisku Gryfona, mój wzrok szuka po sali kogoś innego.
A gdy moje oczy odnajdują te ciemne, zielone tęczówki wpatrujące się we mnie z zawodem, mój uśmiech powoli maleje.
•••
Gdy wchodzę na piętro na którym odbywa się mój patrol, odczuwam dyskomfort w całym moim ciele. Myśl o tym, z kim spędzę najbliższe godziny sprawia, że mam ochotę zwrócić wszystko co dzisiaj zjadłam.
Czerwiec ocieplił szkolne korytarze, dlatego na sobie miałam tylko szkolny mundurek, nawet bez swetra. Większość uczniów odpuściła już sobie noszenie szat, a niektórzy nawet pojawiali się na zajęciach w zwykłych, „mugolskich" ubraniach. Nie dziwię się, momentami myślałam, że rozpłynę się w tym uniformie.
Rozświetlając sobie drogę różdżką, zamieram gdy widzę oczekującego na mnie prefekta. Mimo upływu czasu, dalej reagowałam na jego obecność tak samo.
Dalej gęsia skórka pojawia się na moich ramionach, a przez kręgosłup przechodzi wręcz magnetyczny dreszcz.
Powolnym krokiem podchodzę do opierającego się o parapet Blacka, który stuka rytmicznie nogą o podłogę. On też nie ma na sobie szaty, tylko koszulę i jakże jadowicie zielony krawat.
Jego wzrok nie wyraża niczego. Żadnej tęsknoty, żadnych uczuć.
Mój prawdopodobnie też. Tak właściwie, to chciałabym, żeby tak było.
— Rozdzielimy się dziś, ja wezmę zachodnią część, a ty wschodnią.
Oświadczam stanowczo, starając się uniknąć drżenia mojego głosu. Regulus unosi swój wzrok na moją osobę i poprawia swoje ręce w kieszeniach. Jego oczy wypalają we mnie dziurę.
— Nie.
Mrugam parę razy starając się upewnić, czy aby na pewno mój słuch nie stroi mi figli. Słucham?
— Nie mam czasu na dziecinne przepychanki, Black. Rozdzielenie się jest najlogiczniejszą opcją.
Mówię, starając się zachować stosunkowy spokój w moim głosie. Ślizgon tylko wlepia we mnie swoje spojrzenie jeszcze intensywniej niż wcześniej, a głowę przechyla delikatnie w bok.
— Nie mam czasu na twoje głupie pomysły, Adelaide. Nie pozwolę ci patrolować samotnie korytarzy w środku nocy.
Prycham pod nosem na jego słowa. Wielki bohater i zbawca się znalazł.
— Nie jestem dzieckiem, które trzeba pilnować na każdym kroku.
Jestem coraz bardziej zdenerwowana, a on dalej tak samo spokojny jak wcześniej. Merlinie, daj mi sił.
— W takim razie udowodnij, że nim nie jesteś i przestań się puszyć jak naburmuszony przedszkolak. Nie będziesz patrolować sama, koniec dyskusji.
Przełykam ślinę starając się nie rzucić na ślizgona z pięściami. Kim on jest, żeby mi rozkazywać?
Właśnie rozstawiał mnie po kątach jak pierwszego lepszego pierwszoroczniaka. Co to to, to nie.
— Nie jestem jednym z twoich obślizgłych przydupasów, żebym musiała słuchać twoich rozkazów, Black.
Prycham i najszybciej jak potrafię omijam go, zagłębiając się w ciemnym korytarzu z rozświetloną różdżką w dłoni. Gdy słyszę szybkie kroki za mną, mam ochotę włożyć mu tę różdżkę bardzo głęboko gdzieś, gdzie nie powinnam.
Staram się ignorować jego obecność, ale zapach jego perfum i ramię, które co chwilę ociera się o moje mi to skutecznie uniemożliwia. Nie mam siły na dalszą dyskusję, dlatego się poddaje i milczę.
Może to po prostu Black bał się patrolować w samotności?
— Zgaś to.
Biorę głęboki wdech na jego słowa. Kolejny, jebany, rozkaz w moją stronę.
— Nie.
— Zaraz wejdziemy w oświetlony korytarz. Muszę znów tłumaczyć ci, dlaczego nie powinnismy chodzić z zapaloną różdżką na patrolach?
Odpuszczam i rzucam ciche nox, po czym korytarz znów spowija mrok, a ja momentalnie staje w miejscu.
Hogwarckie korytarze są naprawdę ciemne.
Czuję jak duża dłoń dotyka moich pleców, a ja momentalnie odsuwam się od jej właściciela.
Nie będziemy się tak bawić.
— Nie dotykaj mnie.
— Jeszcze do niedawna absolutnie ci to nie przeszkadzało.
— Bo jeszcze do niedawna nie wiedziałam, że pasjonujesz się mordowaniem mugoli.
Syczę przez zaciśnięte zęby, starając się nie unieść głosu. Słyszę tylko jak Black głośno wzdycha.
— Nie chcę żebyś na coś wpadła.
— Od kiedy się niby o mnie martwisz, co?
Rzucam, nie przemyślając tego. Cholera jasna.
Wpatruję się w kompletne nic, bo tylko to mam przed oczami. Ogarnia mnie niepokój, ale nie chce też rzucać lumos.
Nie słyszę odpowiedzi, w zamian za to czuję tylko ścisk na mojej wolnej dłoni i ciągniecie do przodu. Bez słowa ślizgon prowadzi mnie przez dłuższą chwilę poprzez wszechogarniające nas ciemności.
A ja podążam za nim bez słowa sprzeciwu.
Moje złamane serce krzyczy na tyle głośno, że nie jestem w stanie skupić się na niczym innym niż na cieple którym emanowała dłoń Regulusa. Na tym, jak delikatnie i nieświadomie zataczał kciukiem kółka na skórze mojej zimnej dłoni.
Tak bardzo chciałam, żeby jej nie puszczał.
Jednak racjonalne myśli w końcu przebijają się przez zgromadzony w moim sercu żal i tęsknotę, gdy docieramy do pierwszego oświetlonego korytarza. Puszczam dłoń Ślizgona momentalnie, jakby nagle zaczęła mnie ona parzyć.
Reszta patrolu odbywa się w ciszy. Bardzo cichej ciszy. Przyłapujemy jedną parę czwartorocznych Gryfonów, obściskujących się na opuszczonym korytarzu i malutką, pierwszoroczną Krukonkę, która zgubiła się w zamku.
Wzdycham z ulgą, gdy wybija pierwsza piętnaście.
Odwracam głowę w stronę bruneta i mówię ciche:
— Dobranoc.
Lecz, jak zwykle, nie było dane mi odejść w spokoju.
— Adelaide — mówi, tak subtelnie i gładko, jakby moje imię w jego ustach było conajmniej najszczerszym wyznaniem. Jego dłonie chwytają delikatnie za moje, a serce wali mi w pierś jak oszalałe. — Pozwól mi, proszę.
Nie patrzę na niego. Wzrok wbijam w podłogę, ale mimo tego czuję, jak jego twarz zbliża się do mojej. Zapach jego piżmowych perfum uderza w moje nozdrza, a zimny dreszcz przechodzi po karku.
W końcu zbieram się na odwagę i unoszę swoją głowę do góry. Parę jego ciemnych, błyszczących loków opada na jego blade czoło, a pociemniałe oczy wpatrują się w moją twarz.
Jego usta są milimetry od moich, i nie wiem, czy to moje tęskne wyobrażenie czy naprawdę muska on swoimi wargami te należące do mnie. Przymykam oczy oddając się chwili, którą za chwilę będę musiała boleśnie zakończyć.
Łapię ostatnie chwilę czułości, gdy jego nos ociera się o mój, a dłonie tworzą ścieżki dotyku na moich przedramionach.
Przełykam ślinę i gwałtownie odsuwam głowę w bok, a ręce wyrywam z jego uścisku. Cała się trzęsę.
— Powinieneś już iść, Regulusie.
Mówię, lecz niemal nie słyszę swój głosu. Ledwo stoję na drżących nogach, a cierpki smak tęsknoty spływa po moim języku. Ślizgon odsuwa się ode mnie, zostawiając za sobą niewyobrażalny chłód. Mrugam parę razy, aby odpędzić od siebie łzy gromadzące mi się pod powiekami.
I gdy brunet odchodzi, a ja słyszę tylko echo jego cichych kroków, pozwalam sobie głośno westchnąć. Łza spływa po moim policzku, tworząc smutny korytarz na mojej zaróżowionej skórze.
Dotykam mojej nabrzmiałej wargi, klnąc cicho pod nosem, bo nie potrafię brzydzić się nim. Mimo, że jest śmierciożercą, sługą Voldemorta, przyszłym mordercą.
Potrafię brzydzić się tylko sobą i faktem, że go pokochałam.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top