BONUS II | what if...Christmas ver.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
↳ CO JEŚLI... Adelaide i Regulus nie musieli uciekać, a wojna czarodziejów nigdy nie miała miejsca?
25 GRUDNIA ROK 1995, DOLINA GODRYKA, WIELKA BRYTANIA.
[ ADELAIDE pov. ]
Z CZARNEGO JAK WĘGIEL NIEBA PADA BIAŁY JAK MLEKO ŚNIEG, a po ulicach małej wioski w West Country roznosi się melodia świątecznych piosenek i śpiew kolędników. Każdy dom ma na sobie ozdoby, a co parę domostw zauważyć można bałwany stojące na podjazdach.
Ściskam moją córkę mocniej za rękę, chcąc ogrzać jej zimne dłonie. Buntownicza piętnastolatka odmówiła założenia rękawiczek. Jak zwykle.
Dzwonię do drewnianych drzwi i czekam, aż w końcu ktoś je otwiera. Rudowłosa kobieta uśmiecha się szeroko i ustępuje nam miejsca w przejściu.
Już stąd czuję zapach popisowego ciasta pani Potter.
— Proszę, wchodźcie! James już zaczął się niecierpliwić, myślałam, że weźmie miotłę i po was poleci!
Parskam śmiechem na komentarz Lily, która wpierw ściska ciepło naszą córkę, w czasie gdy ja i mój
mąż pozbywamy się odzienia wierzchniego.
— Harry, chodźże no tutaj! Lynn już jest!
Piętnastolatka ledwie zdejmuje ze swoich ramion kurtkę, a rozczochrany syn Jamesa porywa ją w swoje ramiona. Oboje uśmiechają się szeroko.
— Harry!
— Cześć, ciociu, wujku! Chodź, Lynn, Draco i Jo właśnie siłują się na ręce. Obstawiam, że Dracon zaraz wymięknie.
Otwieram oczy szerzej, a ruda tylko macha lekceważąco ręką. Nastolatkowie z czasem zaczęli mnie nieco przerażać.
I ja też niby taka byłam?
Wchodzę do salonu i nie mogę powstrzymać kącików moich ust przed podniesieniem się w górę. Syriusz siedzi na kanapie w świątecznym swetrze z motywem mugolskich gwiezdnych wojen i uczy grać na gitarze Cassandrę - bratanicę Padme.
Dziewczyna wpatrzona jest w Blacka jak w święty obrazek.
James chwyta mnie w swoje ramiona i odcina mi na chwilę dopływ tlenu. Ściskam jego braki i chichoczę pod nosem.
— Jamie, nie widziałeś mnie tydzień.
— Wystarczająco. Kto będzie bronił mnie przed moją okrutną żoną, jeśli nie ty?
Przewracam oczami. Fakt, dużo razy zdarza mi się robić za adwokata diabła. Takie obowiązki Huncwota.
— Zgoliłbyś ten koper, Potter.
Rzuca mój mąż i obejmuje okularnika w braterskim uścisku.
Kto by pomyślał?
Z pewnością nie ja.
— Ty mała suko! Umawiałyśmy się, że bordo to mój kolor!
Parskam śmiechem i pozwalam Padme ucałować się w oba policzki. Nie zwracam już nawet uwagi na jej wulgarny styl bycia, Cassie przybywa ze swoją ciotką na tyle często, że zdążyła do tego przywyknąć.
Poprawiam swoją bordową, długą spódnicę i wystawiam język w kierunku Zabini, która wypina pierś do przodu, aby zaprezentować swój sweter w tym samym kolorze. Oczywiście, jak to ona, ubranie ma w sobie masę dziur i naszywek.
— Wujek Reg!
Krzyk Lorelai roznosi się po korytarzu, a po chwili dostrzegam przeuroczy obrazek. Nastolatka uwiesza się na moim mężu, a ten obejmuje ją delikatnie.
— Hej, smyku. Podobał ci się prezent?
Regulus kupił swojej chrześnicy na święta najprawdziwszą na świecie ropuchę. Próbowałam zrozumieć, ale powiedział, że to coś co zrozumieją tylko oni. Przestałam wnikać.
A godzinę później Severus przysłał nam wyjca. Nigdy się tak nie śmiałam.
— Jest cudowna! Nazwałam ją Brenda.
— Lorelai, miałaś oddać te... Coś wujkowi.
Poważny głos mojej siostry roznosi się po pomieszczeniu, a jej córka chowa się za plecami mojego męża.
— Fio, to tylko mała żabka — mówię obejmując rudowłosa ramieniem, a ta wzdycha głośno. — Lo z pewnością będzie o nią dbała.
— Severus szybciej przygotuje zupę z ropuchy niż pozwoli jej chodzić po naszym domu.
Parskam śmiechem, a Syriusz obejmuje Fionę po drugiej stronie.
— Całą szkołę groził mi tym samym, a jakoś żyję. Spokojnie.
•••
[ LYNCIS pov. ]
Każda ściana pokoju Harry'ego oblepiona jest w plakatach różnych drużyn Qudditcha, a dominujące kolory wystroju od razu wskazują na jego przynależność do Gryffindoru. Oparta o bok łóżka plecami czekam, aż Draco skończy zaplatać mi na głowie warkocze.
— Nie zgadniecie czego się dowiedziałem — zaczyna Rolf wchodząc do pomieszczenia z wcześniej nieobecną Cassandrą. — Ciocia Padme i wujek Syriusz mają kolczyki w sutkach.
— Auć!
Szczotka, którą chwilę temu Malfoy trzymał w dłoni upada mi boleśnie na głowę.
— Bez jaj! — odzywa się Josie siedząca obok i wpycha do swoich ust kolejną garstkę popcornu. — Pokazywali ci, Cass?
— Tylko wujek Syriusz dał się namówić — odpowiada smętnie Cassie i poprawia swoje długie, czarne włosy. — Ciocia ciągle powtarza, że jestem za młoda na taki widok.
Dostrzegam jak Harry przewraca oczami, a przez
drzwi pokoju wchodzi Lorelai. Uśmiecha się ona szeroko od ucha do ucha i drepta wręcz rozanielona.
— Dalej podniecasz się tak tą głupią żabą?
Pyta Draco, a Lo od razu zrzędnie mina.
Ta dwójka kłóciła się nawet, gdy nie potrafili jeszcze mówić.
— To ropucha, Draconie. Stworzenie o wiele inteligentniejsze od ciebie.
Zasłaniam usta dłonią aby nie wybuchnąć śmiechem, a kuzyn szturcha mnie mocno stopą. Nie wytrzymuję i parskam.
Rolf siada obok mnie na podłodze, a Lo siada obok Malfoya i szturcha go ramieniem. Cassie siada na czerwonym fotelu stojącym przed nami, a Harry ciągle przegrzebuje swoją szafę w poszukiwaniu odpowiedniej koszuli.
Mama zawsze śmieje się, że Harry odziedziczył długi czas przygotowywania się po swoim ojcu.
— Rolf, i jak z tym sylwestrem?
Pytam zaciekawiona, a Scamander wzdycha ciężko. Nieoczekiwanie na mojej głowie ląduje jakiś jasny materiał.
— Potter, psujesz mi robotę!
Słyszę krzyk kuzyna i zdejmuję z siebie materiał jakiejś koszuli w przedziwne, małe wzorki.
Mogę przysiąc, że Potter ma więcej ubrań niż ja.
— Nigdy tego nie ubieraj, Harold — odzywa się Cass spoglądając na tkaninę ze zniesmaczeniem. — Jeśli to zrobisz, będę udawać, że się nie znamy.
Chichoczę na jej słowa i dziękuję Draco za wykonanie mi fryzury. Postarał się wyjątkowo i zawiązał nawet na końcach warkoczy wstążki - czerwoną i zieloną.
— Pomyślałam sobie, że jeśli dziadek Rolfa tak bardzo nie chce zgodzić się na posiadówkę w jego domu, to ja zapytam Łapę — kontynuuje przerwany wcześniej temat Zabini i wciska sobie na buzi popcorn. — Jak Josie poprosi ze mną, to sukces jest gwarantowany, wujek Syriusz traktuje ją jak pierdoloną boginię!
— Cass!
— Och, mamuniu, zachowujesz się jak dzidzia.
Josephine przewraca oczami. Wszyscy wiemy jak bardzo Lupinówna nie lubi wulgaryzmów, jednak Cassie wyprowadzanie jej z równowagi sprawia ogromną przyjemność.
— To nie taki zły pomysł — dodaje Harry i wyjmuje w końcu z szafy dwie, identyczne, czarne koszule. — Która?
— Potter, kretynie — odpowiada mu rozbawiona Lorelai, a ja wyciągam dłoń do Draco siedzącego wyżej, aby podał mi przekąskę. — One są takie same.
•••
[ ADELAIDE pov. ]
Wszyscy siedzimy przy ogromnym, drewnianym stole Potterów, który ledwie wszystkich nas mieści. Jest ciasno, ale przyjemnie. Mój mąż obejmuje krzesło na którym siedzę ramieniem, a ja nalewam sobie do szklanki wybitny kompot Lily.
— Wy w ogóle, dzieciaki, nie znacie pojęcia dobrej imprezy — słyszę z ust Syriusza i omal nie opluwam się napojem. Regulus klepie mnie lekko po plecach. — Raz wytrzeźwiałem dopiero trzy dni po imprezie. W środę.
Potterowa zamaszyście uderza go w tył głowy.
— Mój syn nie będzie się alkoholizował w szkole!
James chichocze. I kolejny pada ofiarą terroru jego żony. Parskam.
— Imprezy w Hogwarcie to istotna część dorastania, ale nie przesadzajcie — odzywam się jako głos rozsądku i spoglądam na moją córkę i jej przyjaciół. — Nie tak jak ci tutaj. Raz musiałam przebierać Jamesa cztery razy, bo za każdym razem haftował pod siebie.
Lily spogląda na mnie ze współczuciem.
— Nie musiałaś mi tego przypominać.
Parska James.
— Nie ma za co.
Brunon wybucha głośnym śmiechem i chwyta się za brzuch.
— Rolf, masz stanowczy zakaz picia wina. Scamanderowski organizm nie toleruje tego alkoholu, raz twoje ciotki musiały ciągnąć mnie z pokoju życzeń do samej piwnicy.
Zasłaniam usta rozbawiona, a Padme na owe wspomnienie uśmiecha się szeroko.
— Chciałabym wrócić jeszcze na chwilę do szkoły — rzuca nostalgicznie i puszcza mi oczko przyjaciółka. — To były najlepsze lata naszego życia.
— Mów za siebie — odzywa się Pamela, a Lupin parska.
— Moje najlepsze lata są teraz.
— Myślałem, że lepiej wspominasz nasze randkowanie.
— Luniu, kochanie — mówi blondynka klepiąc Remusa po nieogolonym policzku. — My nie randkowaliśmy.
— Okej, a czy to prawda, że wujek Regulus pobił się kiedyś z wujkiem Syriuszem?
Zapada chwilowa cisza, gdy pytanie opuszcza usta Harry'ego. Starszy Black rzuca bratu znaczące, rozbawione spojrzenie.
— A żeby to raz — odpowiada mój mąż i kręci głową. — Takie są uroki rodzeństwa, Harry.
— Wszyscy jesteśmy jedynakami, wujku — dopowiada Lorelai, a Fiona karci swoją córkę niemalże od razu. — No co?
— Macie siebie nawzajem — odpowiada spokojnie nastolatce Severus. — Ja i twój ukochany wujek Reg też nie jesteśmy rodzeństwem.
— Wszystkich nas łączy wybór — dopowiadam, a młodzież wydaje się jeszcze tego nie rozumieć. — Nie zawsze rodzina jest powiązana z wami krwią, dzieciaki. To wy wybieracie kto w niej jest lub będzie.
Czuję jak mąż chwyta mnie za dłoń pod stołem i łączy nasze palce ze sobą. Uśmiecham się szerzej.
•••
Dzieciaki zajęte są otwieraniem prezentów (w tym Syriusz), a ja i James rozmawiamy na kanapie. Po niedługiej chwili dołącza do nas Remus, a później Padme.
Bruno stara się zawiesić na choince gwiazdę, którą Pamela przypadkiem strąciła wpadając na drzewko. Lily asekuruje go od tyłu, a jego żona, Megumi, chichocze obserwując ich siedząc przy stole.
— James, dostałeś jakieś wieści od Petera?
Pytam lekko zaniepokojona. Potter obejmuje mnie ramieniem widząc mój wyraz twarzy.
— Nie, Ad. Tak samo jak Remus i Syriusz.
Przecieram twarz dłońmi, a Lupin pociera moje przedramię pokrzepiająco.
— Nie zmusimy go do niczego, przecież wiesz.
— Wiem, Luniu, wiem. Po prostu się martwię... Zawsze był taki kruchy i wrażliwy...
— Adelaide — zaczyna groźnie Padme, a ja nawiązuję z nią kontakt wzrokowy. — Peter to nie jest już siedemnastolatek, którego znałaś. To dorosły mężczyzna. Najwyraźniej wyjątkowo głupi, skoro nie potrafi napisać głupiego listu zwrotnego do przyjaciół. Szwecja wcale nie jest tak daleko stąd.
— Padme ma rację — przyznaje okularnik i uśmiecha się lekko, dalej smutno. — Nie zamartwiaj się tak, Adela. Są święta.
— Zaraz Brunon powinien wskakiwać w przebranie Świętego Mikołaja.
— A pamiętacie jak James i Syriusz przebrali się za Mikołaja i renifera?
Parskam niekontrolowanym śmiechem, a cała reszta za mną. Och, tak. Czerwony, migoczący nos Syriusza będę pamiętać już do końca moich dni.
•••
[ LYNCIS pov. ]
Gdy wracamy do domu późną nocą, nie myślę nawet o tym, aby kłaść się spać. Biegnę prędko do swojego pokoju, chwytam za podarunek i wpadam w rodziców, którzy rozmawiają w salonie jak rakieta.
Robiłam wszystko aby to przed nimi ukryć.
— Wesołych świąt! Kocham was.
Mama wygląda na zdziwioną i poprawia wpierw swoje ciemne loki. Tata chwyta za pudełko, ale jego wzrok wpatrzony jest we mnie.
— Wiesz, że nie musiałaś, gwiazdeczko.
Uśmiecham się. Gwiazdeczko.
Zawsze tak do mnie mówi.
— Chciałam. Trochę czasu na to odkładałam, ale wiedziałam, że inaczej was do tego nie popchnę.
Brwi mojej matki się marszczą, a ojciec otwiera prezent. W małym pudełku znajdują się dwa bilety do Hiszpanii, do miejsca, gdzie mieszka prababcia Dorothy.
I ulubione ciastka mamy. Ale to mniej istotne.
— O mój Merlinie — odzywa się rodzicielka spoglądając na swojego męża. — O rajuśku.
Gdy widzę łzy wzruszenia w jej oczach, nie potrafię dłużej czekać. Wpadam w ich ramiona, a tata całuje nas obie w skroń, wpierw mamę, później mnie.
— Merci, petite étoile.
— Drobiazg. Wiedziałam, że jeśli sprawa nie będzie już przyklepana to będziecie odkładać te odwiedziny przez następne pół roku.
— Kupimy ci bilet, jeśli chcesz. I oddam ci te pieniądze, głuptasie.
Kręcę głową przecząco na słowa ojca.
— Nie musisz, tato. Ale do Hiszpanii chętnie pojadę.
Mama uśmiecha się jeszcze szerzej i całuje mnie w policzek.
— Jesteś naszym największym skarbem, kochanie.
— Wiem, mamo.
⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top